Homilia na XIII Niedzielę Zwykłą "C" (26.06.2022)

Znaleźć swoje miejsce na świecie

Każdy człowiek szuka swojego miejsca na ziemi. Nie chodzi tylko o dom, ale również o życiową misję, pracę, swoje środowisko życia. W tym kontekście warto zapytać się: jakie miejsce na ziemi przeznaczył mi Bóg w swoich planach.

1. Elizeusz wybiera drogę życiowego powołania

Gdy Eliasz spotyka Elizeusza wybranego przez Boga na proroka, ten pracuje w polu. Dwanaście par wołów może mieć symboliczne znaczenie i odnosić się do Izraela. Może też oznaczać, że ludzie z wioski powierzyli mu swoje zwierzęta, aby uprawiał też dla nich skalistą glebę i w ten sposób zapewnił wszystkim pożywienie. Eliasz podchodząc do niego zarzuca na niego swój płaszcz. Ten gest podkreśla nową godność, staje się on duchowym synem Eliasza, jego umiłowanym dzieckiem. W Starym Testamencie gest okrycia płaszczem miał także znaczenie małżeńskie, wyrażał pragnienie wejścia w relację miłości (wystarczy przypomnieć sobie prośbę Rut do Booza: „Rozciągnij brzeg swego płaszcza nade mną”). Elizeusz jest przez chwilę rozdarty pomiędzy wezwaniem proroka a miłością do rodziny. Tekst nie opisuje jego pójścia do domu, ale złożenie ofiary Bogu, aby ukazać, że rozumie, Kto jest źródłem tego powołania. Będąc człowiekiem raczej zamożnym i mającym ziemskie posiadłości, staje się sługą. Nie oznacza to jednak degradacji: bycie sługą proroka i Boga znaczy więcej niż bycie panem świata. Największym szczęściem Elizeusza było odkrycie drogi, którą wyznaczył mu Pan. Cytując Psalmistę możemy powiedzieć, że Pan ukazał mu "ścieżkę życia, pełnię radości" i doprowadził do wiecznego szczęścia po swej prawicy (por. Ps 16).

2. Syn Człowieczy nie ma miejsca, gdzie by głowę mógł oprzeć

Pojście za Jezusem wymaga opuszczenia wszystkiego, tak jak w przypadku powołania prorockiego. Wydaje się to być wbrew ludzkiej naturze. Nie tylko lisy czy ptaki, ale również każdy człowiek potrzebuje ciepłego i bezpiecznego miejsca, gdzie mógłby czuć się szczęśliwy. Każdy z nas ma albo tęskni za takim miejscem. Tragedią bezdomności jest to, że człowiek nie może o żadnym miejscu powiedzieć, że jest „u siebie”. Kiedy jesteśmy młodzi, być może fascynuje nas mit wiecznej wędrówki. Przychodzą jednak chwile, gdy w sposób dojmujący przeżywamy potrzebę posiadania własnego kąta na tej ziemi. Jezus był w pełni człowiekiem. Nic, co ludzkie, nie było Mu obce. Z nutą nostalgii, patrząc na nory lisów i gniazda ptaków, przeżywał potrzebę znalezienia „miejsca, gdzie by głowę mógł oprzeć”.

Grecki czasownik klinō może być różnie tłumaczony, w zależności od kontekstu. Jeśli podmiotem zdania jest głowa, wówczas może oznaczać pochylić, skłonić, ale też oprzeć, położyć. W odniesieniu do Jezusa klinō pojawia się tylko dwukrotnie w Nowym Testamencie. Starożytna zaś zasada rabinistycznej interpretacji Biblii głosi, że jeśli jakieś słowo lub zwrot występują tylko dwa razy w Piśmie świętym, to należy te teksty skojarzyć ze sobą, aby wydobyć z nich głębsze znaczenie. Poza dzisiejszym czytaniem, św. Łukasz używa słowa klinō w odniesieniu do Jezusa jedynie w opisie Jego męki: „skłoniwszy głowę oddał ducha” (J 19,30). A więc jest miejsce, gdzie Jezus oparł swoją głowę. Jest to Jego krzyż. Ale przecież krzyż jest narzędziem kaźni, jest czymś odrażającym. Jakże Chrystus miałby uczynić go miejscem odpoczynku, bezpieczeństwa, spokoju? Czy jednak krzyż nie jest też miejscem pojednania człowieka z Bogiem? Czy nie jest miejscem, gdzie w sposób najpełniejszy objawia się Jego miłość? To właśnie z krzyża św. Katarzyna ze Sieny otrzymała w mistycznej wizji pierścień duchowych zaślubin z Jezusem. Matka Teresa z Kalkuty mówi o pocałunku, którym Jezus z krzyża obdarza swoich umiłowanych.

W tajemnicy mojego - twojego krzyża spotykamy miłość Jezusa. Tam też On obdarza nas swoim pokojem. Szukając naszego miejsca na świecie, prędzej czy później dotkniemy tajemnicy bezdomności, a wraz z nią tajemnicy krzyża, któremu Zbawiciel nadał nowy sens, gdy oparł na nim swoją głowę.