Dobre Słowo 06.08.2013 r. – Święto Przemienienia Pańskiego
Dn 7,9-10.13-14 lub 2 P 1,16-19; Ps 97,1-2.5-6.9; 2 P 1,16-19; Mt 17,5c; Łk 9,28b-36
Zaskoczeni miłością
W Święto Przemienienia Pana czytamy dziewiąty rozdział Ewangelii Łukaszowej. Zazwyczaj scena przemienienia w Ewangeliach synoptycznych lokowana jest tuż po tym, jak Jezus ogłasza swoim uczniom, że musi udać się do Jerozolimy, gdzie zostanie zabity, a po trzech dniach zmartwychwstanie. Jezus zapowiada swoją mękę. To jest bardzo ważny, krytyczny w Jego życiu moment, kiedy uczniowie także mają sobie uświadomić, że ten potężny Mesjasz, za którym poszli, cudotwórca, w rzeczywistości zmierza do Jerozolimy, gdzie wypełni się Jego los.
Jezus, rozeznając tę drogę, także potrzebuje od swojego Ojca utwierdzenia, potrzebuje znaku. Tym znakiem jest właśnie przemienienie, jak pisze autor książki „Jezus, niezwykła podróż”. To dobra intuicja. Przemienienie jest dla Jezusa znakiem w czasie kryzysu rozumianego w sensie wewnętrznego rozeznawania drogi. Czy to jest moja droga? – Jezus pyta siebie i Ojca. Ojciec potwierdza to na Górze Przemienienia.
Cud dokonuje się podczas modlitwy. To jest ulubiony moment Łukasza, w którym w życiu Jezusa dokonują się wielkie rzeczy. Łukasz przedstawia Go często na modlitwie. Cud dokonuje się także w obecności wybranych uczniów Jezusa. Cud dokonuje się zapewne w sposób, którego Jezus nie zaplanował do końca. Ojciec na tej górze, gdzie On się modli, przychodzi właśnie w ten sposób, przemieniając swojego Syna, posyłając do Niego także Mojżesza i Eliasza. Jezus potrzebuje głosu rozlegającego się z nieba i obwieszczającego: To jest mój Syn wybrany, Jego słuchajcie. Potrzebuje go dla własnego umocnienia. Ojciec przychodzi do Niego w sposób niespodziewany, słyszy Jego głos.
Na Górze Przemienienia potrzeba było także wrażliwego serca, aby rozeznać ten głos wśród różnych głosów serca ludzkiego, które Jezus, jako Człowiek, także w sobie nosi, lęku, niepewności. To wszystko również rozlegało się w Jego sercu. Trudno jest rozeznać ten głos. Dodatkowo do Jezusa posłani są Mojżesz i Eliasz. Pan przychodzi przez dwóch strażników swego słowa: Mojżesza – strażnika Tory i Eliasza – strażnika Prawa. Przychodzi także poprzez niedoskonałych apostołów, najbliższych Jezusowi, których wziął ze sobą – Piotra, Jana i Jakuba.
Mamy do czynienia z trzema sposobami przychodzenia do Ojca do Jezusa. Jest to po pierwsze przyjście niespodziewane, przyjście w słowie rozlegającym się z nieba, głosie, który trzeba usłyszeć. To jest przyjście przez strażników słowa, czyli przez słowo Boże. Potwierdzają się i wypełniają w Jezusie słowa Starego Testamentu. Wreszcie w tym towarzystwie uczniów, apostołów Jezus nie otrzymuje słowa sam. Mamy tu do czynienia z obrazem wspólnoty. Jezus potrzebuje tego głosu. Po usłyszeniu przesłania od Ojca Jezus będzie musiał zejść z Góry Przemienienia i dalej kroczyć swoją drogą, która zaprowadzi Go do Jerozolimy, na krzyż, a później do zmartwychwstania, jak pokazuje Mu Ojciec. Nie może zostać na górze, wbrew temu, co mówią uczniowie, próbujący Go zatrzymać.
Piotr traci zupełnie zmysły. Zaprasza Jezusa, Mojżesza i Eliasza, żeby tu po prostu zostali. Jest nam tu tak dobrze! Jezusowi w tym momencie też na pewno – kolokwialnie rzecz ujmując – było dobrze. Nie chciał się ruszać z Góry Przemienienia. Tam był bezpieczny. Tam otoczyła Go już chwała Ojca, ale musiał zejść na dół, iść swoją drogą, na której zostanie jeszcze sam. Ten głos to nie jest coś, co słychać zawsze w życiu. Takie doświadczenie pojawia się, żeby Jezusa umocnić. Mocą tego przeżycia Bożej miłości i obecności Jezus będzie szedł dalej, aż dojdzie do Jerozolimy i wypełni swoją misję.
Ilu rzeczy możemy się nauczyć od Jezusa na Górze Przemienienia? Po pierwsze tego, że Bóg przychodzi do nas w sposób, który sam sobie wybierze. Nie możemy Mu go zaplanować. Jezus nie planuje Góry Przemienienia, planuje ją Ojciec. Ojciec przychodzi do nas w swoim słowie, które tutaj symbolizują Mojżesz i Eliasz. Przychodzi także przez innych, których Jezus zabiera ze sobą, których także potrzebuje, tych niedoskonałych, ale jednak Jego uczniów. Przychodzi i nie pozwala zatrzymać się za długo na Górze Przemienienia, przypominając, że każde doświadczenia Jego obecności, które mamy, także te bardzo uczuciowe, są nam dane na jakiś czas i powinniśmy iść dalej, niosąc je w sercu, ale nie przywiązując się do nich. Być może Pan chce do mnie przyjść w zupełnie inny sposób, niż ten, który sobie zaplanowałem i zapamiętałem z przeszłości. Może chce dotknąć mojego serca inaczej, niż tylko przez uczucia. Powinienem o tym pamiętać. Do Niego należy wybór miejsca, czasu i sposobu. Jeśli każe mi czekać, to znaczy, że może coś przeszkadza mi doświadczyć Bożej obecności. Może posyła mi swoich proroków, swoje słowo, ale ja tak bardzo oczekuję na sposób, który sam sobie wybrałem, tak bardzo czekam, żeby dotknął tej, a nie innej rzeczy w moim życiu, że zamykam się na doświadczenie Bożej miłości. Jeśli Jezus potrzebował umocnienia w drodze i doświadczenia, które pomogło Mu dalej realizować Jego misję, to tym bardziej potrzebujemy go my, którzy o wiele częściej przeżywamy kryzysy, stajemy na rozstaju dróg i pytamy siebie, co dalej.
Także dzisiaj do ciebie, drogi bracie i siostro, Bóg mówi to, co powiedział do swojego ukochanego Syna: Jesteś moim synem, umiłowanym dzieckiem.
Czy jesteś w stanie dzisiaj – przez powódź, przez morze różnych głosów rozbrzmiewających w twoim sercu, lęków, wątpliwości – usłyszeć ten głos?
Czy jesteś w stanie otworzyć swoje serce, aby przyjąć Boga, który przychodzi na różne sposoby, nie tylko tak, jak sobie zaplanowałeś? Przychodzi w różnym czasie, nie tylko w tym, który ty wybierasz?
Czy jesteś w stanie oderwać się od tego wszystkiego, czego Bóg dał ci już doświadczyć i jak dał ci doświadczyć swojej obecności, zejść z Góry Przemienienia i zacząć iść w kierunku nowego doświadczenia twojego Pana?
Te wszystkie pytania stawia dziś przed nami Jezus na Górze Przemienienia i zaprasza, żebyśmy ruszyli razem z Nim w wędrówkę niekończącego się odkrywania i szukania głosu Boga, który przychodzi tak, jak chce, kiedy chce i zaskakuje nas swoją miłością. Amen.
Ksiądz Marcin Kowalski