Dobre Słowo 03.09.2013 r. – wtorek, XXII tydzień zwykły
1 Tes 5,1-6.9-11; Ps 27,1.4.13-14; Łk 7,16; Łk 4,31-37
Oko w oko ze Złym
W czwartym rozdziale Ewangelii wg św. Łukasza Jezus po wizycie w swoim rodzinnym mieście, Nazarecie, gdzie nie został przyjęty ani wysłuchany, udaje się do innego miasta, do Kafarnaum – ważnego jeśli chodzi o trasę Jego przepowiadania. Z tego miasta pochodzą Piotr i Andrzej, a także synowie Zebedeusza. W tym mieście często bywa. Ono było świadkiem wielu Jego cudów. Tak jest i tym razem. Kiedy Jezus udaje się w szabat do synagogi, ludzie zdumiewają się Jego nauką, podobnie jak w Nazarecie, ale ją przyjmują. Uznają, że Jego słowo jest pełne mocy.
Zatrzymajmy się chwilę nad obrazem nauczającego Jezusa, w którego słowie ludzie wyczuwają moc. Zastanawiam się, w jaki sposób słowo Jezusa przemawiało do nich mocą.
Kiedy ostatnio rano otwierałem kościół, przejeżdżał samochód, w którym dwóch ludzi słuchało kazania protestanckiego pastora. Było to bardzo mocne słowo o Jezusie jako Panu i Zbawicielu, słowo wręcz wykrzyczane. Myślę, że nie o taką moc chodzi – chociaż ona była obecna w kazaniu tego protestanckiego pastora. Jezus chyba nie podnosił głosu, tak jak mówi o Nim Ewangelia św. Mateusza, cytując passus z Księgi Izajasza: Nie będzie wołał ni podnosił głosu, nie da słyszeć krzyku swego na dworze. Nie złamie trzciny nadłamanej, nie zagasi knotka o nikłym płomyku (Iz 42,23). Jezus raczej przekonuje i przyciąga ludzi. Przekonuje mocą, która ukrywa się gdzieś w sposobie przepowiadania, cieple czy miłości, jaką widać w Jego słowach. Na pewno przemawia Jego pasja, jaką ma dla królestwa, dla Ojca i dla wszystkich, którzy Go otaczają. Może przyciąga także swoim wzrokiem, w którym widać moc, autorytet Boży.
Starajmy się wpatrzyć w oczy Jezusa, wyobrazić Go sobie przepowiadającego w Nazarecie. Niech moc Jego słowa dotknie także i nas, bo dzisiaj Jezus, w tym passusie ewangelicznym, dokonuje rzeczywiście wielkiego cudu – wyrzuca demona z człowieka, który znalazł się w synagodze. Widać w Ewangeliach, że obecność Jezusa przyciąga także złe duchy. Jego przyjście sprawia, że one się ujawniają. Jezus działa na nie trochę jak magnes: biegną do Niego gerazeńczycy, człowiek, z którego Jezus wyrzuci złego ducha, też biegnie do Niego. Jest wiele takich spotkań, w których ludzie cierpiący przynoszą do Pana wszystkie swoje biedy, także ciągną do Niego duchy nieczyste.
Trochę to przypomina teologię Starego Testamentu, Księgi kapłańskiej, gdzie mamy w środku Namiotu Spotkania obraz ołtarza, przyciągającego wszystkie nieczystości i grzechy Izraelitów. One na niego się rzucają, by uniemożliwić kontakt z Bogiem. Zanieczyszczony ołtarz to miejsce, na którym nie będzie się więcej sprawowało kultu.
Otóż Jezus, podobnie jak ołtarz z Księgi kapłańskiej, przyciąga brudy i nieczystości świata, ale w Nim one znajdą swoją śmierć, zostaną unicestwione. One nie przeszkodzą Jezusowi w otwarciu nam drogi do Nieba. I na tym polega wyższość tego Pana, którego Ojciec ustanowił Nowym Ołtarzem.
A więc zło przyciągane do Jezusa znajduje w Nim swoją zgubę, a człowiek, którego to zło dręczy, znajduje uleczenie. Człowiek w synagodze na pewno czuł się tragicznie, poniewierany, rzucany przez złego ducha, który – jak widać – zawładnął nim, mówi przez niego, rzuca go ostatecznie o ziemię i nie czyni mu żadnej krzywdy. To musiało być rzeczywiście dramatyczne doświadczenie, ale ostatecznie prowadzi do uzdrowienia i do stwierdzenia: W słowie Pana ukryła się rzeczywiście potężna moc. Tak mówią wszyscy świadkowie tej sceny.
Wyciągnijmy z tej sceny ewangelicznej praktyczną naukę dla nas: może zdarzyć się i zdarza się, że obecność Boża wyciąga z nas to, co chcielibyśmy ukryć, co ukrywa się w nas: lęki, strach, różnego rodzaju duchy niewiary, zazdrości, także duchy nieczyste. Nie powinniśmy się tego bać. Jezus przyciąga takie duchy, pokusy do siebie, żeby je unicestwić przez swój krzyż, żeby nas uzdrowić. Moment modlitwy może być często momentem upokorzenia, bo wszystkie te duchowe, ale niepochodzące od Pana rzeczywistości wydają się gromadzić w naszym sercu i zalewać nas, jak morze. Otóż to jest też moment, w którym On właśnie po to pozwala na takie doświadczenie, aby odebrać moc niszczącą złu, aby uleczyć nasze serca.
Nie bójmy się tych momentów w modlitwie, kiedy pojawia się w nas chaos i lęk. One są znakiem miejsc, które wołają do Jezusa o uzdrowienie. I pamiętajmy, że Ten, który przyszedł na ziemię dla naszego zbawienia, przyszedł po to, aby zniszczyć zło. On nie boi się konfrontacji oko w oko ze Złym. Więc nie bójmy się tej konfrontacji z własną niedoskonałością i my sami. Amen.
Ksiądz Marcin Kowalski