Dobre Słowo 29.10.2013 r. – wtorek, XXX tydzień zwykły
Rz 8,18-25; Ps 126,1-6; Mt 11,25; Łk 13,18-21
Wiara i niewiara mają coś wspólnego
Duchu Święty, pozwól nam doświadczyć, jak Pan Bóg uczynił, czyni oraz chce czynić dalej wielkie rzeczy dla nas.
Święty Paweł tłumaczy Rzymianom rzecz, która właściwie staje się ich doświadczeniem. Gdyby przyjrzeć się charakterystycznym napięciom między ludźmi pokładającymi nadzieję i ufność w Bogu, a tymi, którzy uważają, że jest żałosne wierzyć w Boga, to jest cecha wspólna, mianowicie słabość, marność i cierpienie, zmaganie się z życiem. Zarówno wierzący, jak i niewierzący, jęczą i wzdychają w bólach rodzenia. Rodzenia nowego przebaczenia, nowych relacji, nowego spojrzenia na świat wtedy, kiedy budzi się dzień, rodzenia w sobie jakiejś nadziei.
To wzdychanie, to jęczenie, ten ból, charakteryzuje więc wierzących i niewierzących. I żadne odgrywanie bycia szczęśliwym nie przyniesie skutku. To znaczy: nie będzie dążeniem do szczęścia, jeśli nie ruszy się tematu cierpienia, zmagania, któremu Pan nadaje sens. Jak mówi św. Paweł: nadzieja rozłożona jest w czasie, ona potrzebuje wytrwałości, żeby została zrealizowana. Z wytrwałością tego oczekujemy, czego nie widzimy, a może nawet nie doświadczamy, ale o czym słyszymy ze słów Pisma, o czym gdzieś w nas próbuje przekonać nas nasze własne serce, dążąc nieustannie do jakiejś pełni, do tego, co doskonałe, co trwałe.
Ilekroć ludzie wierzący, zmagając się z życiem, patrzą na uśmiechniętych niewierzących i wprowadzają swoje życie w stan smutku czy też przygnębienia, zastanawiania się: Po co mi to wszystko? A może rzeczywiście Boga nie ma? – tylekroć są zapraszani do odkrycia, że to nie jest pełny obraz tych niewierzących, że oni też się zmagają, że oni też się z czymś łamią. Nawet jakby uśmiechami na zewnątrz odgrywali szczęście, to do tego szczęścia dochodzą przez zmaganie się. W drugą stronę działa to podobnie. Ilekroć niewierzący karmią się przekonaniem, że warto być niewierzącym i nie warto sobie głowy zawracać jakimś Panem Bogiem, bo patrząc na wierzących stwierdzają: Przecież to jest kupa jakichś naiwniaków! O czym oni mówią! i karmią się właśnie tym, to jest dla nich paliwo – tylekroć także nie mają pełnego oglądu rzeczywistości, bo łączy ich z wierzącymi właśnie to zmaganie się o życie.
Wiemy przecież, że całe stworzenie aż dotąd jęczy i wzdycha w bólach rodzenia. Lecz nie tylko ono, ale i my sami, którzy już posiadamy pierwsze dary Ducha – mówi św. Paweł – i my również całą istotą swoją wzdychamy, oczekując przybrania za synów, odkupienia naszego ciała. Co to jest przybranie za synów, odkupienie naszego ciała? To jest ta pełnia, do której dążymy, której często nie potrafimy zlokalizować właśnie w przybraniu za dzieci Boga, w odkupieniu naszego ciała, które – jak mówił św. Paweł wcześniej – ciąży w nas przez starość, przez dążenia to tego, by ulegać zniechęceniu, by się nie wysilać, by nie otwierać się na łaskę.
Jesteśmy dziećmi jednego Boga. Przypomnijmy: Bóg, patrząc na nas, nie widzi wierzących i niewierzących, muzułmanów, chrześcijan czy hindusów. On po prostu widzi swoje dzieci, które znajdą szczęście jedynie przez wiarę, ufność pokładaną w Jezusie, przez słuchanie, rozważanie Jego słowa, przez naśladowanie Jego stylu życia.
To jest zachęta, którą dziś daje nam słowo Boże, żebyśmy popatrzyli trochę na siebie – zarówno na tych, którzy są nam mili i bliscy przez wiarę w Chrystusa, jak i na tych, którzy z byciem miłym nie mają nic wspólnego, a już na pewno o wierze w Chrystusa słyszeć od nas nie chcą. To nasi bracia i siostry, których łączy to zmaganie, to ciągłe zaczynanie od nowa, to szukanie dzień za dniem spełnienia się nadziei. To szukanie absolutnie nie zrealizuje się bez wytrwałości. A wytrwałość nie będzie naszym udziałem, jeżeli nie będziemy poddawani próbom.
Bo stworzenie z upragnieniem oczekuje objawienia się synów Bożych. Stworzenie bowiem zostało poddane marności – właśnie tym próbom – nie z własnej chęci – nikt z nas nie chce tego na własne życzenie – ale ze względu na Tego, który je poddał. Bóg poddaje nas tym marnościom, próbom, abyśmy odkryli swoją kondycję. Można powiedzieć: Bóg podejmuje duże ryzyko, bo można się od Niego odwrócić. Tak. Ale jak się odwracam od Tego, który poddał mnie próbie, który poddaje mi marności, który chce pokazać mi moją kondycję po to, żeby mnie dźwigać co dzień swoją miłością, to z kim ja zostaję? Sam ze sobą? Ze swoimi filozofiami? Z rzeczami, które mają mi dać jakąś satysfakcję, a tak naprawdę opróżniają mnie z głębi, a nie wprowadzają w nią? Z kim mam zostać? Mówi św. Paweł: Sądzę, że cierpień teraźniejszych nie można stawiać na równi z chwałą, która ma się w nas objawić. Na cierpienia i próby – wspólne nam wszystkim, wierzącym i niewierzącym, nie trzeba patrzeć jako na jedyne, co nam się przydarza w życiu i nie stawiać tego na równi z chwałą, która ma się w nas objawić, z tym szczęściem, które ma być, żeby nie sprzedać i nie rozmienić tego wiecznego szczęścia na próby i marność, której codziennie doświadczamy, na to, co nas łamie, nawet gdyby to cholernie bolało, żeby prosić Pana o łaskę widzenia tego, co jest dalej, i o wytrwałość w chwilach, kiedy nic nie widać poza mnożącymi się przeszkodami i cierpieniami.
Jezus zachęca nas do takiej postawy i jednocześnie, żeby nie zostawiać nas w jakiejś próżni, mówi, że taką postawę osiąga się bardzo małymi krokami, czasem wręcz niezauważalnymi gestami i zachowaniami, podobnymi do ziarnka gorczycy czy też zaczynu.
Od czego dziś zacząć kontakt z Bogiem? Od zaczynu. Od początku. Ciągle na nowo. Bóg daje siłę w zaczynaniu ciągle na nowo. On dochowa wierności, a jak my się będziemy łamać i tej wierności Mu nie dochowamy, On się nie wycofa, bo nie może się zaprzeć siebie samego (2 Tm 2,13). Nie może wycofać się z miłości, która jest niewycofalna i nieodwołalna. Kocha i będzie zbawiał. Na każdy nasz grzech, na każde nasze zniechęcenie będzie odpowiadał łaską i gorliwością o dom swój, czyli o nasze serce.
Panie, może to pięknie brzmi, ale ciągle wydaje się być gdzieś poza naszą orbitą w tej codzienności. Wyprowadzaj nas poza ciasne widzenie tego, co dzieje się w naszym życiu, w tę przestrzeń, która daje wolność, aby spełniło się także i to słowo, które wypowiedziałeś na kartach Pisma: Postawiłeś me stopy na miejscu przestronnym (Ps 31,9b).
Ksiądz Leszek Starczewski