Dobre Słowo 03.11.2013 r. XXXI niedziela zwykła

Dobre Słowo 03.11.2013 r. – XXXI niedziela zwykła

Mdr 11,22-12,2; Ps 145,1-2.8-11.13-14; 2 Tes 1,11-2,2; J 3,16; Łk 19,1-10

 

Przyszedł, aby szukać i ocalić

Duchu Święty, dotknij naszych umysłów i serc, proszę Cię o to, żebyśmy nie przegapili Jezusa i nie zamknęli się na Niego, ale zaczerpnęli z życia, które nam dziś daje.

Kiedyś zrobiłem małą analizę mojej edukacji religijnej ze szkoły średniej i stwierdziłem, że oczywiście nic nie pamiętam z lekcji religii, ale jedno, jedyne, co mi przychodzi na myśl to to, że księżom, którzy mnie uczyli, na nas zależało. W sumie to jest chyba najistotniejsze. Odkryć, że komuś na nas zależy, to znaczy – zmotywować się do życia.

Dlatego z dzisiejszej liturgii słowa pragnę wydobyć tylko jedno zdanie i na nim się zatrzymać, a mianowicie: Syn Człowieczy przyszedł szukać i zbawić to, co zginęło. Kto to jest ten Syn Człowieczy? Chrystus używa terminu, pojawiającego się w Starym Testamencie u proroków, którzy otrzymywali taki dar, że widzieli coś więcej – prorokowali. Jeden z nich, prorok Daniel, widział kogoś, jakby Syna Człowieczego, który podchodził do tronu samego Boga i otrzymywał od Niego władzę. Syn Człowieczy to ktoś z nas, ale też ktoś nie z nas, ktoś więcej niż tylko z nas. Syn Człowieczy to tytuł, który Jezus przypisuje sobie. On mówi, że jest Tym, który ma władzę. Kiedy będzie odchodził z ziemi, powie rzecz niebywałą, o której podejrzewam, że miażdżąca większość  chrześcijan nie pamięta: Dana mi jest wszelka władza na niebie i na ziemi. Oto daję wam władzę stąpania po wężach i skorpionach i po całej potędze przeciwnika. Syn Człowieczy to ktoś z nas, ale także ktoś więcej, niż tylko z nas, to po prostu Chrystus mający pełnię władzy. Warto przy okazji zapytać siebie, przeglądając chociażby ostatni tydzień: Czy tak postrzegam Chrystusa? Czy problemy, których mam bez liku, bo kto ich nie ma, czasem nie zajmują pierwszego miejsca? Czy te problemy nie są ważniejsze, niż Chrystus? Czy przypisujemy większą władzę naszym przeżyciom, problemom, przeciwnościom, niż Chrystusowi? Warto od razu zapytać. Myślę o tych, którzy chcą zaczerpnąć z tych rozważań, chcą korzystać, nie tylko odsiedzieć.

Syn Człowieczy ma władzę. Syn Człowieczy przyszedł szukać i zbawić to, co zginęło, czyli potwierdza motywującą do życia prawdę, że Bogu na nas zależy. Nawet jak nam nie zależy na nas, na sobie, już na niczym, Bogu wciąż na nas zależy. Nawet jak nam stygną przeżycia i średnio nastawiamy się na to, żeby w czasie Mszy Świętej zaczerpnąć jakąś siłę, to Jezus mówi w słowie: Gorąco pragnąłem i pragnę spożyć tę Paschę, tę Eucharystię przeżyć z wami. Gorąco pragnę.

Stąd drugie pytanie: Jeżeli stygną nam gorliwość, zapał w zwykłych obowiązkach codziennego dnia, w relacjach do siebie nawzajem, jeśli brakuje nam płomienia, to czy słusznym rozwiązaniem jest odchodzenie od ognia? Jeśli stygniemy, to czy nie warto zainwestować właśnie wtedy, kiedy stygniemy, żeby tym bardziej zbliżać się do ognia, tym bardziej prosić Chrystusa, żeby udzielił nam ze swojej gorliwości, ze swojego zapału, żeby nas ożywiał? My się Mu nie narzucamy, my po prostu spełniamy to, o co nas prosił: Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię. Ale przyjdźcie. Nie rozbijajcie namiotów z napisem: Nie mam siły, to wszystko jest bez sensu. Zwińcie ten namiot i przyjdźcie do Mnie. – Taka propozycja.

Syn Człowieczy przyszedł szukać i zbawić to, co zginęło. Dlaczego szuka? Autor natchniony w pierwszym czytaniu próbuje odpowiedzieć także i na to pytanie. Dlaczego w ogóle Bóg szuka? Generalnie to jest szokujące, ale my Panu Bogu do szczęścia nie jesteśmy potrzebni. Pan Bóg ma w sobie na tyle życia, na tyle miłości, że to nie jest tak, że nasze hymny pochwalne, dobre uczynki czegoś Mu dodają. Nie, niczego Mu nie dodają. On jest pełen życia. Jeden z myślicieli żydowskich, Abraham Heshel, mówi, że jeżeli człowiek opuszcza Boga, Bóg sobie poradzi, człowiek nie.

Pierwsza odpowiedź na pytanie, dlaczego szuka, jest taka – bo kocha życie i tym życiem się z nami dzieli. Autor natchniony mówi: Oszczędzasz wszystko, bo to wszystko Twoje, Panie, miłośniku życia! Bóg kocha życie, nawet jak nam się odechciewa czasami kochać  życie, jak podejmujemy zadania, obowiązki i mówimy: Boże, znowu trzeba żyć, to Bóg ciągle kocha życie i ciągle chce udzielać motywacji do życia tym, którzy do Niego przychodzą. Nie narzucamy się Panu Bogu, kiedy prosimy Go o siły do życia. On tylko czeka na to. To jest Jego radość, że może nas motywować do życia, że może nam udzielać sił do życia.

Dlaczego szuka? Bo jest miłośnikiem życia. Miłujesz bowiem wszystkie stworzenia. Niesamowite. Wychodzi na to, że tych, których my nie lubimy, albo których unikamy, On też kocha. To jest dopiero problem. Jak można kochać tego, który mnie denerwuje? Jak  można akceptować tę osobę, której ja nie akceptuję? A Bóg kocha. Miłujesz bowiem wszystkie stworzenia, niczym się nie brzydzisz, co uczyniłeś. Tu wersja dla tych, którzy myślą, że ich Pan Bóg nie chciał albo o nich zapomniał: Gdybyś miał coś w nienawiści, nie byłbyś tego uczynił. Prosty tekst. Dlaczego nas szuka? Bo kocha.

Druga niesamowita prawda, właściwie najistotniejsza, a mianowicie: On jest wierny. Bóg jest wierny. Bóg dochowuje wierności. To wydaje się takie oczywiste. Niekoniecznie. Kiedy Naród Wybrany zaczął mieć gdzieś Pana Boga, zaczął Go sobie rozdrabniać na różne szczegóły i splugawił Jego święte Imię, jak mówi prorok Ezechiel, kiedy doświadczył tego, że się strasznie pogubił i już wybrzydzał na wszystko, wtedy Pan Bóg zaczął interweniować i powiedział bardzo otwarcie: Zaczynam działać nie dlatego, że jesteście w biedzie, nie dlatego nawet, że Mnie wołacie, tylko dlatego, że jestem wierny temu, co powiedziałem, ze względu na moje święte Imię. Tu o Mnie chodzi – mówi Pan. Czasem nam się wydaje, że po spowiedzi, jak zrobię to, czy tamto, to jakoś Pana Boga ośmielę do działania. Nie. On działa dlatego, że jest wierny. Ostatnio mi ktoś zwrócił na to uwagę pytając: Wie ksiądz, dokąd żona ufa mężowi, a mąż żonie? Dotąd, dopóki wierzy, że on jest wierny. Przenosząc to na relację z Panem Bogiem, warto zauważyć, że tam, gdzie zaczynamy wątpić w moc Boga, w Jego działanie, kiedy przestajemy się do Niego odzywać na modlitwie, to kuleje nasza wiara w Jego wierność, że On dotrzyma obietnicy, kuleje nasze przekonanie, że Bóg jest miłośnikiem życia, że nas kocha. Kuleje, a to jest duży problem.

Stąd druga odpowiedź na pytanie, dlaczego Bóg nas szuka – bo jest wierny. Jeśli nie mam przed oczami Boga, który jest wierny, który przeprowadza nawet przez ciemną dolinę, jeśli nie mam przed sobą obrazu Boga zaangażowanego w moją codzienność, jeśli nie mam takiego przekonania, to – jak mówi papież Franciszek w swojej pierwszej encyklice – już jest obojętne, w jakiego Boga ja wierzę. Jeżeli nie przyjmuję, że jest zaangażowany w moje życie i wierny swoim obietnicom, to sobie mogę wierzyć, w kogo chcę. Dlatego warto wierzyć, żeby nie wierzyć we wszystko. Warto wierzyć w Boga, który kocha życie, który jest wierny, żeby nie wierzyć we wszystko

I trzecia odpowiedź na pytanie: Dlaczego szuka? – Szuka dlatego, że nam powszednieje mówienie o miłości, my się bardzo przyzwyczajamy i już nas nie fascynuje to, że ktoś nas pokochał, że jesteśmy non stop kochani. Między innymi dlatego Bóg szuka, bo Jemu nie powszednieje i nie przechodzi miłość. To nie jest wakacyjna przygoda ze mną, z tobą. To nie jest małżeństwo nawet na 60 czy 70 lat. Nie, to jest na wieki. Bóg kocha nieodwołalną miłością i Jemu ta miłość nie przejdzie.

Bóg szuka, bo nam powszednieje miłość i rozmieniamy ją w różnych komorach celnych na drobne, na: Później się pomodlę. Nie mam czasu. Są ważniejsze sprawy… Rozmieniamy miłość na takie tłumaczenie, które najlepiej streszcza słowo głupie. Jeśli kogoś kocham, to dbam o relację z nim. Nawet jak ta relacja jest trudna. A dlaczego jest trudna? To jest też odpowiedź na to, czemu nam powszednieje miłość. – Bo pojawia się hamulec, który nas blokuje. Pojawia się pewne zamulenie – jak mówią młodzi. Pojawia się grzech.

Kiedyś rozmawialiśmy o tym na katechezie i próbowałem nakreślić, że jeżeli ktoś sobie żartuje z grzechu, to znaczy, że nie ma pojęcia, o czym mówi. Grzech zniekształca nasze spojrzenie na miłość, na drugiego człowieka. Kiedy Bóg stworzył Ewę, Adam piał z zachwytu: Wow, trafiłeś. Ta dopiero jest kością z moich kości i ciałem z mego ciała. A kiedy popełnili grzech i Bóg zapytał Adama: Czemu to zrobiłeś?, odpowiedział: Niewiasta, którą postawiłeś przy mnie... To Twoja wina.

Grzech zniekształca. Jeśli przechowujemy w sobie jakieś grzechy, jeśli nie wyznajemy błędów popełnionych w małżeństwie, w rodzinie, to narasta w nas agresja i zniekształca nam się obraz Boga. Zaczynamy Go widzieć jako Kogoś, kogo można odsunąć sobie na bok, kto nie jest zaangażowany w nasze życie, kto nie kocha naszego życia. Narasta też agresja do innych osób. Dzisiaj w Ewangelii słyszymy, że kiedy Jezus poszedł w gościnę do Zacheusza, wszyscy widząc to szemrali.

Mówię to też do siebie, cytując kolejny raz św. Augustyna: Ilekroć mówię o wadach innych osób, tylekroć mogę być pewny, że nie mam kontaktu ze swoimi wadami. Jak tropię innych ludzi, wypominam im coś cały czas, szemrzę na temat kogoś, to tak naprawdę nie wiem, co ja noszę w swoim sercu. Nie, ja to nie noszę takich rzeczy! Ona to nosi! – Nie. Nie wiem, co noszę w swoim sercu, nie mam z nim kontaktu. Bo jakbym wiedział, jak jestem słaby, to bym się o racje tak nie dochodził. Zamiast mieć rację, bardziej bym walczył, by zdobyć tego drugiego człowieka, nawet najtrudniejszego. Ale jak nie mam świadomości tego, jaki jestem grzeszny, słaby, zawodny, bezczelny, arogancki, niewrażliwy, to wtedy tropię innych i punktuję: Patrz, ta to jest dopiero. A jak już włączę telewizor, to mam całą gamę tych, o których mogę mówić: A ten to jest… A ta to jest… Grzech nam tak robi, roluje nas na wszystkie możliwe strony.

Może warto zapytać siebie, czy czasem czegoś tam nie hoduję w sobie? Czy czasem moje wyznania grzechów nie są takie powierzchowne? ¾ prawdy powiem. A może zgrzeszyłem?... Może to zrobiłem?... Ważne jest wyznanie grzechów w konfesjonale, ale równie ważne jest to sobie nawzajem, w rodzinie, w przyjaźniach, by pewne rzeczy nazywać po imieniu.

Papież Franciszek mówił ostatnio: Niech fruwają talerze w małżeństwie, w rodzinie, ale żeby wieczorem iść spać pojednanym. Można się wykłócać o pewne rzeczy, ale codziennie potrzebne jest przebaczenie. Niech nad waszym gniewem nie zachodzi słońce. Nie kładźcie się spać z przekonaniem, że coś wam ciąży.

Widziałem fragment pewnego filmu, w którym dwóch sąsiadów strasznie się pokłóciło. Najbliżsi próbowali przekonywać jednego z nich, aby się pojednał. W końcu on wziął pół litra – to taki polski zwyczaj – i poszedł do drugiego, wobec czego tamten powiedział: Zabierzcie go. Nie chcę z nim gadać. Na co ten pierwszy, słysząc to, tak zareagował: Słuchaj, przecież ma nam się ku zmierzchowi. Żebyśmy z tym worem grzechów i uprzedzeń nie leźli tam. I się chłopy na niedźwiedzia poprzytulały, powyjaśniały.

Grzech nas roluje. Gniewajcie się, wyrażajcie swoje oburzenie – mówi św. Paweł – ale nad waszym gniewem niech nie zachodzi słońce. To, co od was zależne, wyjaśniajcie.

I ostatnia kwestia: jak Chrystus szuka? Jezus wszedł do Jerycha i przechodził przez miasto. A był tam pewien człowiek, imieniem Zacheusz, zwierzchnik celników i bardzo bogaty. Pewnie zakompleksiony, strasznie znienawidzony był Zacheusz, choć bardzo bogaty. Można zaobserwować reakcje zazdrości pomiędzy tymi, którzy są i nie są bogaci. Niby ktoś się tak uśmiecha, coś mówi, ale…

Może warto sobie tak przez chwilkę przypomnieć osobę, która budzi w nas agresję, z którą nie wyobrażamy sobie pojednania, by zrobić małe ćwiczenie. Jeśli mamy taką osobę, to może łatwiej będzie nam zrozumieć, jak Zacheusz był traktowany przez ludzi, bo to jest podobne nastawienie. Może zamiast imienia Zacheusza wstawmy sobie imię tej osoby, która nas strasznie denerwuje i nie potrafimy jej znieść.

Zacheusz chciał koniecznie zobaczyć Jezusa. Co?! – Koniecznie zobaczyć Jezusa. Nie mógł z powodu tłumu, gdyż był niskiego wzrostu. Pobiegł więc naprzód i wspiął się na sykomorę, aby móc Go ujrzeć, tamtędy bowiem miał przechodzić.

Jak szuka go Jezus? – Szuka go, bo on chce być szukany. Zacheusz wyczuwa, że nie bardzo jest trawiony przez innych, ale też wyczuwa, że Jezus przychodzi, aby odnaleźć to, co zginęło. Jak reaguje na niego Jezus? Nie mówi: Zacheuszu, nawróć mi się tu szybko! Patrzcie, jak się tu schował. To dopiero drań jeden. Ale mówi: Zejdź prędko, albowiem dziś muszę się zatrzymać w twoim domu.

Ci, którzy podjęli próbę zmiany imienia z Zacheusza na tego człowieka, który ich denerwuje, niech wyobrażą sobie, że Jezus mówi tak do tego człowieka: Dziś muszę się zatrzymać w twoim domu.

Zacheusz odkrywa, że jest szukany, że komuś na nim zależy, i to sprawia, że reaguje w sposób niesamowity. Nie trzeba mu tego mówić. Kiedy inni szemrzą, Zacheusz wstaje i mówi do Pana: Panie, oto połowę mego majątku daję ubogim. Czy Jezus go o to prosił? – Nie. Jeśli kogo w czym skrzywdziłem, zwracam poczwórnie. Tak działają ludzie, którzy doświadczyli, że Bogu na nich zależy.

A jak z naszym doświadczeniem? Jeśli jest, to dziękujmy Bogu i prośmy, żeby wzrastało nie tylko w nas, ale żebyśmy innym o tym mądrze mówili. A jeśli nie ma, pytajmy, co nas blokuje, żebyśmy uwierzyli, że Bóg kocha miłością nieodwołalną?

Ksiądz Leszek Starczewski