Dobre Słowo 30.11.2013 r. – sobota, XXIV tydzień zwykły
Iz 49,1-6 lub Rz 10,9-18; Ps 19,2-5ab; Mt 4,19; Mt 4,18-22
Jeśli troska, to tylko praktyczna
Duchu Święty, spraw, żebyśmy nie uczynili banalnym spotkania z Jezusem w słowie, które głosi.
Obżarstwo, pijaństwo i troski doczesne zostają podciągnięte pod wspólny mianownik i postawione w jednym rzędzie. Dlaczego? – Bo wszystkie mają ten sam skutek – sprawiają, że serce człowieka jest ociężałe. Brakuje mu mobilności sprawiającej, że to, co dzieje się wokół niego, przyjmuje on z trzeźwym myśleniem, z realnym osądem.
Pewnie niejeden z nas doświadcza tego, że kiedy coś wisi mu nad głową – to znaczy ma coś do zrobienia – zupełnie inaczej funkcjonuje. Gdzieś to w nim pracuje, obija się i nie pozwala swobodnie przyjmować rzeczywistości, osób i wydarzeń dziejących się aktualnie.
To zjawisko w znacznie większej, nieporównywalnej skali i przy zupełnie innych proporcjach ma miejsce w kontakcie z Bogiem, kiedy sprawy królestwa, znaki jakie Bóg daje, schodzą na dalszy plan, bo coś uczyniliśmy ważniejszym w danym momencie, coś nas bardziej pochłonęło.
Troska Jezusa wyrażona w słowach: Uważajcie na siebie, aby wasze serca nie były ociężałe wypływa z realnego osądu rzeczywistości, świetnej znajomości nas i tych momentów, w których potrafimy się zafiksować na jakimś punkcie, ale na pewno nie na tym, na którym koncentruje nas czy chce skoncentrować nas Bóg.
Ociężałość serca przeszkadza nam skupić się w dwóch czynności, a mianowicie na czuwaniu i modlitwie. W każdym czasie czuwajcie i módlcie się. W każdym czasie. Czujność, którą chce budzić Chrystus, jest związana z naszą skłonnością do uśpienia się, do znużenia, do wyłączenia się z aktywności, która nie jest przewrażliwieniem na jakimś punkcie, ale czerpaniem z życia tego, co Bóg daje, na co Bóg zwraca uwagę. To, na co On zwraca uwagę, i to, co daje, sprawia, że jakoś spokojniej kroczymy po tym świecie, to znaczy w takim przekonaniu potrafimy – według Jezusa – uniknąć tego, o czym w ostatnich dniach Ewangelii mówił tak wyraźnie, to znaczy błędnego interpretowania znaków czasu.
Warto na koniec zauważyć i dodać, że kiedy Chrystus opowiadał nam przez te dni o znakach poprzedzających Jego przyjście, to pierwszym źródłem, skąd się wzięła ta opowieść, było pytanie, które postawili Mu otaczający Go ludzie: Kiedy przyjdzie koniec świata? Kiedy Jerozolima zostanie zdeptana? Jezus, opowiadając o tych znakach, cały czas koncentruje swych odbiorców na teraźniejszości, na tym, co robią w tej chwili. Nie odrywa ich od rzeczywistości, snując opowieści o jakichś nadzwyczajnych wydarzeniach. Wręcz mówiąc o tych nadzwyczajnych wydarzeniach, tym bardziej chce zakorzenić słuchaczy w codzienności. W jakiej codzienności? – Tej, która sprawia, że serce nie jest ociężałe przez obżarstwo, pijaństwo i troski doczesne. Tej, która pozwala włączać w sobie mobilność, otwartość, pęd ku Bogu, wyrażające się w czuwaniu i modlitwie w każdym czasie.
Panie, pomóż nam zrobić jakiś rachunek sumienia w ostatni wieczór roku kościelnego, abyśmy przyjrzeli się dzisiejszemu dniowi i zobaczyli, co nam ciąży na sercu i co sprawia, że brakuje nam mobilności i świeżości w dialogu z Tobą. Okaż nam swoje miłosierdzie, aby odkrycia, jakie staną się naszym udziałem, jeszcze bardziej zbliżyły nas do Twojej mocy.
Ksiądz Leszek Starczewski