Tb (Wlg) 3,1-11.16-17; Ps 25,2-7bc.8-9; 2 Tm 1,10b; Mk 12,18-27
Gdy nie ma się już co zawalić i rozsypać...
Duchu Święty, nie pozwól nam przespać i przegapić tego, co najważniejsze w żywej obecności Jezusa pośród nas.
Przychodzi taki moment w życiu wyznawców Boga, że nie ma się już co posypać i zepsuć. Nie ma się już co zawalić.
Najwyraźniej jesteśmy świadkami takiego momentu w życiu dojrzałego, starszego, poczciwego Tobiasza, który zachowując wierność przepisom Prawa, narażając swoje życie, gdy przebywał ze swoimi braćmi w wierze w rozproszeniu, w diasporze w Asyrii, co rusz doświadcza przeciwności. Zostaje wierny Bogu i wszystko, co dzieje się w jego życiu, wskazuje, że to jest chore być wiernym Bogu i Jego przepisom. Nawet własna żona go nie rozumie i mu wypomina: Czy potrzeba ci jeszcze więcej dowodów na to, że jesteś w błędzie, że twoja wierność jest psu na budę?
Tobiasz przeżywa właśnie taki moment, że już nie ma się co posypać. Już się wszystko posypało. Wydawszy westchnienie – jak oględnie mówi tłumaczenie tego tekstu – zaczął modlić się ze łzami.
Mężczyzna płacze. Nie powinno być to jakieś zjawisko nadzwyczajne. Prawdziwy mężczyzna, Jezus, też płakał.
Sprawiedliwy jesteś, Panie, i wszystkie Twoje sądy są sprawiedliwe, a wszystkie drogi Twoje są miłosierdziem, prawdą i sprawiedliwością.
Niebywałe. W chwili, kiedy wszystko się posypało, Tobiasz mówi Bogu: Wszystkie drogi Twoje są miłosierdziem, prawdą i sprawiedliwością. Panie, Twoje kary są wielkie, ponieważ nie postępowaliśmy według Twoich przykazań i nie chodziliśmy szczerze przed Tobą. Szczerze nie oznacza idealnie.
Teraz, Panie, uczyń ze mną według woli Twojej i rozkaż, aby duch mój był wzięty w pokoju; lepiej jest bowiem dla mnie umrzeć aniżeli żyć.
Nawiasem mówiąc, zastanawiam się, czy nie jest to tylko ogłada literacka. Człowiek w takich chwilach zbiera się na tak piękne, poprawne wyznania? – Lepiej jest bowiem dla mnie umrzeć aniżeli żyć. Pragnie śmierci. Prosi Boga, żeby go zabrał. Pobożny człowiek, poczciwy staruszek, prosi Boga, żeby go zabrał.
Przytrafiło się, że tego samego dnia – mówi autor natchniony – w Rages, mieście Medów, Sara, córka Raguela, słuchała zniewag od jednej ze służebnic swego ojca.
Czytanie dzisiejsze pomija dość istotny motyw, bo kiedy Sara weszła do górnej izby w swoim domu i pozostawała przez trzy dni nie jedząc i nie pijąc, chciała się powiesić. Dokładnie tak jest napisane w tekście. Okazuje się, że przychodzą w życiu takie momenty, kiedy już nie ma się co posypać. Jedyna myśl, która utrzymywała Sarę przy życiu i sprawiała, że nie próbowała go sobie odebrać, to była troska o ojca. On by tego nie przeżył, gdyby mu jeszcze inni wypominali: Twoja córka się powiesiła.
Pozostając na modlitwie, ze łzami błagała Boga, aby ją od tej zniewagi uwolnił. Siedmiu mężów umarło. Ludzie, jak to ludzie, często wiedzą więcej niż Pan Bóg, więc od razu przypisywali jej wszystko zło. To ty ich zabiłaś – mówiła służąca. Więcej nie zobaczymy z ciebie na ziemi syna ani córki, morderczyni mężów swoich.
Mówił Wyspiański: Ludzie skorzy do słowa. Cóż ta ludziom obmowa. Cóż ta ludziom na językach mleć. Jest to też dla nas pewne zaproszenie do refleksji, żebyśmy bronili się rękami i nogami przed wydawaniem sądów, żebyśmy nie stanęli w pozycji kogoś, kto wie wszystko na temat sąsiada, sąsiadki, zdarzeń z życia innych osób.
Obydwoje – Tobiasz i Sara – są w sytuacji, kiedy nie ma się już co posypać i obydwoje otwierają serce przed Bogiem. Pan Bóg właściwie pozabierał już im wszystkich i wszystko. Czemu?
Jeden ze świętych kiedyś tłumaczył: Jeśli Pan Bóg zabiera ci wszystkie oparcia – w rzeczach, sukcesach, przyjaciołach – to jest jasny znak. Chce, abyś Go znalazł w sobie samym. Żebyś już nie chodził i nie rozpowiadał, jaki jesteś biedny. Żebyś nie szukał pocieszeń gdziekolwiek indziej. Po prostu chce, abyś znalazł Go w sobie samym i stamtąd wołał do Niego.
Przepięknie niejako puentuje te modlitwy psalmista: Tobie ufam, Boże, nie możesz mnie zawieść. Nie ma takiej opcji – nie możesz mnie zawieść. Wszystko mnie zawiodło. Wszyscy mnie zawiedli, ale Ty nie – mówią Tobiasz i Sara. – Zabierz mi życie. – To echa modlitwy Mojżesza, który utrudzony pracą we wspólnocie, szemraniami, atakami, prosił: Zabierz mi życie, jeśli nie będziesz ze mną. Jeśli rzeczywiście jesteś życzliwy, to w tej chwili masz być ze mną. A jeśli nie, to zabierz mi życie.
Chce do nas dotrzeć z tego tekstu druga prawda: Przeciwności, których nie spodziewalibyśmy się w życiu, to nie jest coś nienormalnego w chodzeniu za Panem Bogiem. To jest normalność. I normalnością jest, że Pan Bóg i na te sytuacje daje swoją łaskę.
Dzisiejsza liturgia słowa zaprasza nas, żebyśmy tej łaski szukali. Nie szukali okazji do tego, żeby biadolić i użalać się nad sobą, tylko szukali łaski, którą Bóg daje na sytuacje, kiedy już nie ma się co zawalić i rozsypać w naszym życiu.
Ksiądz Leszek Starczewski