Dobre Słowo 21.05.2012 r. Nie „jakiś tam”...

 

Dobre Słowo 21.05.2012 r.

Nie „jakiś tam”...

Duchu Święty, przybliż nam gorące pragnienia Jezusa wyrażone w tym słowie, aby nas dotknęły, aby to nie było tylko stękanie o słowo, które skończy się tak, jak często może się kończyć, czyli – niczym. Spraw, żeby było związane ze spotkaniem nie po naszej myśli, tylko tak, jak chce nas dotknąć Jezus.

Kiedyś stałem się świadkiem następującej sceny: Mama mówiła o córce do mnie, przy niej: Ta miała taką historię. Wtedy córka zainterweniowała bardzo grzecznie, ale też ze stanowczością: Mamo, „ta” ma swoje imię. Wtedy mama pokazała wielką klasę, co mnie bardzo zbudowało: przeprosiła i powiedziała o córce po imieniu.

Jest coś takiego, jak wyrazistość, jak pewna osobista pozycja w oczach Bożych. Każdy z nas jest kimś wezwanym po imieniu. Księga Apokalipsy mówi, że na białym kamyku wypisane jest imię znane tylko osobie, której dotyczy, i samemu Jezusowi. Nie jesteśmy dla Boga „jakimiś tam” ludźmi.

Dziś w Dziejach Apostolskich jest taka scena: Kiedy Apollos znajdował się w Koryncie, Paweł przeszedł okolice wyżej położone, przybył do Efezu i znalazł jakichś uczniów. Zapytał ich: „Czy otrzymaliście Ducha Świętego, gdy przyjęliście wiarę?” Paweł stawia pytanie bardzo jasno sugerujące, że można być wierzącym, ale bez Ducha Świętego. Do takiego grona należy zły duch, jak przypomina św. Jakub: Wierzysz, że jest jeden Bóg? Słusznie czynisz, ale złe duchy też wierzą i drżą.

Czy to znaczy, że ci, których spotkał Paweł, są równouprawnieni w swoich postawach względem Boga, jak szatan? – Nie. To za daleko idący wniosek. To są „jacyś uczniowie”. Oni nie mają jeszcze tego Ducha, który sprawia, że otrzymują nowe imię, że są dziećmi Boga, że są dla Boga kimś ważnym, istotnym.

„Czy otrzymaliście Ducha Świętego, gdy przyjęliście wiarę?” A oni do niego: „Nawet nie słyszeliśmy, że istnieje Duch Święty”. Zapytał: „Jaki więc chrzest przyjęliście?” A oni odpowiedzieli: „Chrzest Janowy”. Powiedział Paweł: „Jan udzielał chrztu nawrócenia, przemawiając do ludu, aby uwierzyli w Tego, który za nim idzie, to jest w Jezusa”. Gdy to usłyszeli, przyjęli chrzest w imię Pana Jezusa – w konkretną obecność, osobę Pana Jezusa. – A kiedy Paweł włożył na nich ręce, Duch Święty zstąpił na nich. Mówili też językami i prorokowali. Wszystkich ich było około dwunastu mężczyzn.

Duch Święty, przyjęty w wierze, czyni nas „kimś”. Daje godność. Możemy zwracać się do Boga: Ojcze. To jest chyba jedno z najbardziej – przepraszam za wyrażenie – wyświechtanych sformułowań także i w kazaniach, w liturgii, że Duch Święty uczynił nas dziećmi Bożymi. Kompletnie bez pojęcia, bezmyślnie powtarzana prawda fundamentalna. – Ja mam swoją godność. Jestem kimś. Nikt nie ma prawa mną pomiatać. Ja sam nie mam prawa sobą pomiatać, bo jestem kimś. Nawet jak sam siebie nie cenię, ceni mnie Bóg. Kocha mnie Bóg. Nade mną pochyla się Bóg, który przez swojego Syna Jezusa w Duchu Świętym nadaje mi godność dziecka Bożego.

Uczniowie obecni przy Jezusie stają przed Nim też w pozycji kogoś, kto w Niego wierzy, ale jeszcze nie mają Ducha. Jeszcze nie są na Ducha pootwierani. Mówią do Jezusa: „Oto teraz mówisz otwarcie i nie opowiadasz żadnej przypowieści. Teraz wiemy, że wszystko wiesz i nie trzeba, aby Cię kto pytał. Dlatego wierzymy, że od Boga wyszedłeś”. Co za deklaracja? Patrząc na swoje życie, stwierdzam, że było bez liku takich deklaracji, składanych Panu Bogu z wielkim przekonaniem, wiedzą o sobie, o całym świecie i o Nim.

Odpowiedź Jezusa jest niezwykle realna i ujmująca: Teraz wierzycie? Oto nadchodzi godzina, a nawet już nadeszła, że się rozproszycie każdy w swoją stronę, a Mnie zostawicie samego. Oczywiście, jeśli ktoś nie otwiera się na działanie Ducha Świętego, to zinterpretuje to, jako zachętę do ataku na siebie: Tak, ja zostawiam Pana Jezusa samego. Tak rzeczywiście często jest, ale to zdanie nie ma w nas wywołać destruktywnego poczucia winy, ale obudzić świadomość Jezusa, który zna nas dobrze. Składać deklaracje Jezusowi, to znaczy otworzyć się na Ducha Świętego, który w nas się modli i ukazuje nam Jezusa.

Boże spraw, aby to słowo do nas trafiło, aby nas mogło pootwierać, dotknąć, szczególnie wówczas, kiedy zostawiamy Jezusa samego, odkładając Go na koniec dnia, po naszych „ważnych” obowiązkach, niezwykle angażujących nas czynnościach, po wszystkich filmach, stronach internetowych, wysłanych sms-ach, mailach, myciu, sprzątaniu, praniu. Oczywiście, że tak bywa. Oczywiście, że tak jest.

Jezus mówi – ale... Ale Ja nie jestem sam, bo Ojciec jest ze Mną. Bardzo głębokie wyznanie. Powierzchownie można by powiedzieć: No tak, zostawiacie Mnie samego, ale Ja się tym nie przejmuję, bo Ojciec jest ze Mną. Nie. Co to za Ojciec jest z Nim? – Jest to Ojciec, który kocha, który miłuje i objawia w Jezusie miłość aż do końca. Aż do końca okazuje miłość, nawet jak się Go zostawia samego, jak się w ogóle z Nim nie liczy.

Podsumowując dzień, można w pewnym momencie odkryć, że zabrakło mi czasu na głębsze westchnienie do Boga. To jest konkretny fakt. Nie liczył się Bóg w tym dniu w moim życiu. Ale On ciągle liczy na mnie. Liczy, to nie znaczy, że liczy na moje starania, że następnym razem Mu naobiecuję: Już wierzę, że jesteś, nie trzeba, aby Cię kto pytał... Nie. Liczy na moją autentyczność, na to, że zdając sobie sprawę ze swojej nędzy, nie będę robił z niej problemu ani sobie, ani Bogu, tylko tą nędzą będę do Niego mówił.

Po co nam to Jezus dzisiaj mówi? To wam powiedziałem, abyście pokój we Mnie mieli, żebyście odkrywając swoją nędzę, mieli we Mnie pokój. Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę walczyć o pokój, przyjmować pokój. Jam zwyciężył świat. Chodzi o spotkanie ze swoją zawodnością, nędzą, z tym, że zostawiamy Jezusa samego, że nie przejmujemy się. – Kto się przejmie Jego losem? Każdy obrócił się ku własnej ścieżce, ku własnemu życiu, które jest tak nasączone obowiązkami, że naprawdę nie mam czasu. Żeby mnie chociaż ktoś zrozumiał!

Żeby chociaż ktoś chciał przyjąć Jezusa w Duchu Świętym. – Jam zwyciężył świat.

Panie, daj nam takie dialogi, po których będziemy naprawdę przy Tobie, bez lęku, z wielkim pokojem, mając świadomość tego, że Cię zawiedliśmy, że Cię wystawiliśmy na pośmiewisko, zepchnęli na ostatnie pozycje, a Ty nas napełniasz swoim Duchem. A Ty nas zdobywasz na nowo. A Ty nas kochasz nieodwołalnie.

Ksiądz Leszek Starczewski