Dobre Słowo 28.05.2012
Odpowiedzialność, zaufanie, świeżość
Kiedy głosiłem dzisiaj kazanie do tych samych czytań o godzinie 12 na Mszy prymicyjnej, pomyślałem sobie, jak uniwersalne jest to słowo w święto Maryi Matki Kościoła, skoro doskonale nadaje się dla neoprezbitera, młodego, świeżo wyświęconego księdza, dla pary obchodzącej pierwszą rocznicę ślubu – dla jeszcze świeżych małżonków, których dziś mamy między sobą – jak i dla nas wszystkich: małżonków z większym stażem, księży, osób samotnych, czyli wszystkich, którzy budujemy jakieś międzyludzkie relacje.
Słowo na dzisiejszą liturgię jest bardzo uniwersalne, bo dotyka rzeczy tak fundamentalnej w naszym życiu, jak prawdziwość, szczerość, dobroć, miłość w naszych międzyludzkich relacjach. W tym słowie otrzymujemy właściwie trzy wskazówki, jak budować szczere, dobre, prawdziwe relacje. Trzy elementy. Po pierwsze – odpowiedzialność. Po drugie – zaufanie. Po trzecie – świeżość.
Elementem stającym w centrum pierwszego czytania z Księgi Rodzaju jest odpowiedzialność, bo dramatycznie jej brakuje. Grzech dotyka Adama i Ewę i od razu zmienia ich relacje, ich miłość. Widzimy, jak zaczynają się od siebie oddalać ci, którzy zostali sobie nawzajem powierzeni. Adam miał się opiekować Ewą, ona także miała opiekować się nim, nawzajem mieli opiekować się światem, a nagle przestają się rozumieć i przestają się widzieć. Zaczyna się to, co Anglicy nazywają blame game – gra w wieczne obwinianie. Bóg pyta Adama: Dlaczego to zrobiłeś, dlaczego zerwałeś owoc z drzewa, z którego zakazałem ci zrywać? Adam, nie patrząc na Ewę, ale patrząc w oczy Bogu, wskazuje na nią palcem: To ona. Kiedy Bóg o to samo pyta Ewę, która także nie patrzy na Adama, patrzy na Boga, ona mówi: To on, pokazując na węża. To on mnie zwiódł i zjadłam. Na końcu jest wąż, który nie może pokazać na nikogo i przegrywa. Tak naprawdę przegrali wszyscy.
Gra w obwinianie polega na tym, że nie bierze się odpowiedzialności za drugą osobę. Dopóki było dobrze, dopóki nam się układało, potrafiliśmy ze sobą funkcjonować, ale kiedy pojawia się problem, klęska, okazuje się, że osoba, którą kochamy, przyjaciele, z którymi jesteśmy, są tak niedoskonali, że zaczynamy ich obwiniać, tak, jakbyśmy wyrzekali się wszelkiej odpowiedzialności za ich błędy. Ich sukcesy – tak, są też moją zasługą, ale błędy – to twoja sprawa. Jest takie piękne renesansowe malowidło, przedstawiające Adama i Ewę, pokazujących po kolei na siebie, później na węża i Boga, który rozkłada ręce. Nikt nie chce wziąć odpowiedzialności za siebie.
Przywołam jeszcze jedno dzieło sztuki, film Gladiator z Russellem Crowe. Jest tam taka wzruszająca scena, kiedy Marek Aureliusz oświadcza swojemu synowi Kommodusowi, że nie będzie po nim cezarem. Wyznaczył innego następcę na tron. Wtedy Kommodus ze łzami w oczach wylicza wszystkie wady swojego ojca, takie jak chciwość, zazdrość. Następnie mówi mu: Przez całe moje życie starałem się dorosnąć do twoich wymagań, starałem się być taki, jakim chciałbyś mnie mieć, i nie udało mi się, a jedno, o co żebrałem przez całe moje życie, to było twoje spojrzenie z miłością, żebyś powiedział mi jakąś rzecz, którą robię dobrze w życiu, że mnie kochasz za to. Wtedy Marek Aureliusz klęknął przed swoim synem, rozpostarł ramiona i mówi do niego: Synu, wybacz mi, bo to, że jesteś dziś tak złym synem, to moja wina. Ja byłem dla ciebie złym ojcem. To jest odpowiedzialność. Mam wziąć odpowiedzialność za to, kim stała się moja ukochana osoba. Ta, którą mi powierzono. Na tym właśnie polega odpowiedzialność. Dzisiaj słowo wskazuje na nią, jako na pierwszy element dobrej, zdrowej relacji.
Drugi element to zaufanie. Maryja jest doskonałym przykładem, jak ufać nawet wtedy, gdy do końca nie rozumie się tego, co dzieje się w życiu. Jak ufać Jezusowi, ale też jak ufać ukochanej osobie. Jeśli idziemy przez życie razem, jeśli to jest nasz wspólny projekt, to musimy sobie także zaufać. Nie zawsze się będziemy do końca rozumieć, wtedy potrzebne jest to intuicyjne: Wiem, że chcesz dobrze, ufam ci.
W scenie z Kany Galilejskiej Maryja nie rozumie Jezusa, dlatego mamy ten trudny dialog, fatalnie przetłumaczony w naszej Biblii Tysiąclecia. Matka mówi: Nie mają już wina. Jezus pyta: Czyż to moja lub twoja sprawa, niewiasto? Ta odpowiedź brzmi bardzo ostro. Dodaje: Nie nadeszła jeszcze godzina moja. Podpierając się autorytetem jednego z wielkich profesorów z Biblicum, z Rzymu, Ignace’a de la Poterie, tę scenę trzeba przetłumaczyć zupełnie inaczej. Jezus pyta swoją Matkę: Czy myślisz o tym samym winie, co Ja, Maryjo? Ty mówisz o winie fizycznym, Ja myślę o zupełnie innym winie, które chcę dać tym młodym ludziom dzisiaj w Kanie. Jezus oznajmia: Tak, to jest moja godzina, tylko czy ty mnie rozumiesz, Matko? Czy ty rozumiesz, co za chwilę się wydarzy? Maryja nie rozumie, ale ufając Synowi mówi do sług: Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie. Mamy przykład zaufania. Często życie będzie wymagało od nas zaufania do Boga, do naszego Pana Jezusa, do bliskich ukochanych osób. Nie będziemy do końca rozumieli, co robią, co się w nich dzieje. Wtedy przyda się ta intuicja. Ufam ci, bo cię kocham.
Trzeci element to świeżość. To nowe wino, które przynosi Jezus. To oczywiście nie tylko wino fizyczne. W Ewangelii Jana wszystkie te obrazy mają jeszcze znaczenie symboliczne. Ukrywa się pod nimi drugie znaczenie, do którego trzeba dotrzeć. Chrystus ofiarując nowe wino małżonkom, przynosi coś więcej. Ojcowie Kościoła musieli zmagać się z krytyką pogan, którzy czytali tę Ewangelię i pytali: Co wy robicie w tym winem, które Jezus rozmnożył? To jest ponad trzysta litrów! I co? Wszyscy się pewnie upili. Ojcowie Kościoła odpowiadali wtedy: My pijemy to wino do tej pory. Tu nie chodzi o wino fizyczne. W Ewangelii Jana wino symbolizuje Ewangelię Chrystusa. Słowo Pana daje mojemu życiu świeżość. Przywraca świeżość wszystkim moim relacjom. Mojej miłości, która zamienia się w wodę i przestaje mi smakować, moim ukochanym, którzy zaczynają mi ciążyć, rutynie – także spotkań z Bogiem, która staje się nieznośna.
Kiedy życie, zamiast stawać się winem, z upływem lat coraz mocniejszym, z upływem lat staje się wodą – i to coraz bardziej rozcieńczoną – trzeba sięgnąć po słowo Jezusa. Sięgnąć i zacząć je pić, jak wino. Ono nadaje moc mojemu życiu, ono nadaje moc mojej miłości, sprawia, że znowu staje się świeża. Musimy szukać świeżości. Nie możemy pozwolić naszym miłościom umrzeć po kilku latach, kiedy skończy się zakochanie. Nie możemy pozwolić umrzeć naszym relacjom z Jezusem, kiedy nie będziemy już neoprezbiterami. Świeżość daje tylko słowo Pana.
Odpowiedzialność, zaufanie, świeżość – te trzy rzeczy otrzymujemy dziś jako wskazówkę, w dzień Maryi Matki Kościoła. Ona sama uczy nas odpowiedzialności za drugiego, zaufania. To ona dzisiaj prowadzi nas do Jezusa, który jako jedyny, swoim słowem może przywrócić tę świeżość, której być może brakuje mojemu małżeństwu, moim relacjom. Jezus przywraca świeżość, szczerość i radość wszystkim moim przyjaźniom i relacjom życiowym.
Ksiądz Marcin Kowalski