Dobre Słowo 29.05.2012 r.
Modlitwa do krzesełka
Duchu Święty, dotknij naszej kondycji w tym wymiarze, w jakim w tej chwili się znajdujemy, przy tym stopniu świadomości, jaki mamy. Szczególnie prosimy, abyś dotknął tych miejsc, które absolutnie nie myślą o tym, by wziąć sobie coś z tego słowa i tym czymś z tego słowa dziś żyć.
Czasem w klasach zadaję pracę domową, która – jak się później okazuje – wywołuje w rodzicach niemały wstrząs, czasem zaciekawienie: Co to za praca domowa? Proszę uczniów, żeby spróbowali pomodlić się do krzesełka. I to budzi wstrząs. Jak to: do krzesełka...? – Ksiądz mi kazał do krzesełka. Następnego dnia pytam uczniów, jak to odebrali. Oni sami są zaciekawieni: O co księdzu w ogóle chodzi? Do krzesełka się modlić! Morawica jest niedaleko, proszę księdza – można byłoby powiedzieć. Ale wielu z uczniów natychmiast wyczuwa głęboko ukrytą intencję, którą kiedyś przekazał mi kolega z seminarium. Gdy tak codziennie uczestniczył we Mszy Świętej, słuchał wielkich, świętych wykładów, poznawał teologię, w pewnym momencie zaczął się zastanawiać, czy on jest jeszcze otwarty na to, co słyszy. Czy nie mogłoby być tak, że siadłby czy klęknął przed krzesełkiem i zacząłby mówić: Ojcze nasz... Czy to nie byłoby to samo, co w kaplicy?
Można się, niestety, poprzyzwyczajać do wielu rzeczy i siedzieć w świętym przekonaniu, a czasem i w wielkim zdziwieniu, że Pan Bóg nas jeszcze nie kanonizował. Że jeszcze nie rozpoczął się nasz proces beatyfikacyjny. Można, niestety, ulec takiemu przekonaniu.
Słuchamy dzisiaj słów Piotra, który wychodzi przed szereg i stwierdza wobec Jezusa – akcentując zasługi apostołów – Panie, oto my opuściliśmy wszystko i poszliśmy za Tobą. Patrz, Panie, jakich masz doskonałych uczniów! A scenę wcześniej wróciliśmy w liturgii do VIII tygodnia zwykłego, który przerwaliśmy, rozpoczynając Wielki Post. A teraz, już po Pięćdziesiątnicy, wracamy do tego.
Scena wcześniejsza jest taka: do Jezusa przychodzi młody człowiek z pytaniem: Nauczycielu dobry, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne? (Mk 10,17). Pamiętamy, że Jezus odpowiada: „Przestrzegaj przykazań”. On Mu rzekł: „Nauczycielu, wszystkiego tego przestrzegałem od mojej młodości”. (Mk 10,20). Wtedy Jezus rzekł mu: „Idź, sprzedaj wszystko, co masz, i rozdaj ubogim” (Mk 10,21). Takie wymagania?! No tak, bo Jezus jest bardzo realny. Jezus nie obiecuje – jak reklamodawcy – jakiejś przyjemności, nie ma oficjalnych stron i tekstów napisanych drobnym druczkiem, które informują, że podana cena jest po prostu śmieszna, bo normalna jest cztery razy większa. Jezus podaje prawdziwą cenę. Jezus mówi, ile kosztuje chodzenie za Nim, ale też zapewnia, że On daje moc do tego, żeby podejmować trudy.
Piotr odzywa się po tym, jak słyszy, że młody człowiek odszedł zasmucony, miał bowiem wiele posiadłości (Mk 10, 22). Wstaje więc i mówi: Proszę bardzo, jakiego masz ucznia. My całkiem w ogóle jesteśmy eleganccy! Codziennie Cię słuchamy, chodzimy za Tobą! Jezus z wielką miłością odpowiada Piotrowi, który jeszcze nie zna siebie. I rzeczywiście nie wie, że jako pierwszy papież otrzyma więcej, niż pozostali. Jezus cierpliwie mu tłumaczy, budząc go swoim słowem i jednocześnie umacniając do tego, co Piotr przeżyje jako ogromny wstrząs, kiedy rozczaruje się sobą samym, kiedy zapłacze. Kiedy się obudzi. Kiedy nagle stwierdzi, że te same słowa może powiedzieć do krzesełka, bo tylko w takim stopniu na razie zna Jezusa. A Jezus go kształtuje. Nie wścieka się, nie wyrzuca mu czegoś... Po prostu go kształtuje. Powolutku. Budzi go, żeby przeżył najgorszą wersję siebie. Po co? By przeżył także najpiękniejszą wersję siebie. Żeby dotykając swojej słabości, odkrył także moc Ducha Świętego, bo w Jego mocy będzie głosił słowo Boże tak, jak prorocy, o których słyszeliśmy w dzisiejszym pierwszym czytaniu. Piotr też wpisuje się w ten cykl.
Im też (prorokom) zostało objawione, że nie im samym, ale raczej wam miały służyć sprawy obwieszczone wam przez tych, którzy wam głosili Ewangelię mocą zesłanego z nieba Ducha Świętego. Wejrzeć w te sprawy pragną aniołowie. Piotr też się w to wpisze. Ta historia nie jest po to, żebyśmy podziwiali Piotra czy mówili: No, tak, taki był, ale byśmy pytali siebie: Co z nami? Co z nami jest dzisiaj? To pytanie nie ma nas oskarżać, tylko skłonić do zastanowienia.
Czy jesteśmy zdolni opuścić coś dla Chrystusa, wiedząc, że otrzymamy znacznie więcej, ale – jak Jezus mówi – wśród prześladowań, wśród ucisków, wśród tego, że nie jest tak prosto chodzić za Chrystusem, jeśli jest się z Nim w żywej relacji. Bo jeśli nie jest się z Nim w żywej relacji, to można siedzieć w swoim samopoczuciu, że nic nie trzeba zmieniać i dziwić się, że inni nas nie podziwiają.
...wielu pierwszych będzie ostatnimi, wielu, którzy mają przekonanie, że co to oni nie są, nie wolno im uwagi zwracać, spróbuj tylko, to ci pokażą, jacy są święci. To słowo jest do nas. Niech nas Pan Bóg broni przed szukaniem odniesienia tego słowa do sąsiadów, sąsiadek, kolegów, koleżanek, synów, córek, braci, sióstr, ojców, matek... Do siebie! Tak samo i niech mnie broni przed wytykaniem komuś czegoś – bo słowo jest też do mnie.
Panie, spraw, aby to słowo, skierowane do nas, ożywiło naszą relację z Tobą. By wprowadziło nas nie w pole przekonania, że jesteśmy już skończeni albo że to tylko kwestia czasu, kiedy Pan Bóg ogłosi całemu światu, jacy to święci jesteśmy. Nie. Prosimy, żeby odkryło przed nami fakt, że ciągle nad nami pracujesz. Daj, żebyśmy z miłością przyjmowali Twoje słowo i pozwalali kształtować się dalej.
Ksiądz Leszek Starczewski