Dobre Słowo 20.06.2012 r.
Przy Bogu bez Boga
Jeśli słuchamy uważnie słowa Bożego, to dostrzegamy pewien paradoks. Zresztą w kontaktach z Panem Bogiem jest wiele paradoksów. Tak to jest z tym naszym Panem Bogiem. Nie pozwoli nam się nudzić. Jeśli chcemy Go szukać, to z Pisma Świętego jasno wynika, że będzie na różne sposoby próbował nami potrząsnąć, żeby nas obudzić – żeby ta relacja była żywa. Najgorzej, jak Mu się uczniowie przyzwyczają do tych kontaktów. Mówią i nawet nieźle im to idzie, ale zupełnie nie ma w tym serca, nie ma ducha, jest tylko litera.
Dobre Słowo 20.06.2012 r.
Przy Bogu bez Boga
Duchu Święty, prosimy Cię o szczególną łaskę – łaskę pokory wobec tajemnicy miłości, jaką Ojciec przez Jezusa w Tobie rozlewa w naszych sercach, abyśmy ją przyjęli, cieszyli się nią i aby jak najmniej było nas widać, żebyś Ty, Duchu Święty, mógł ukazywać przez Jezusa miłość Ojca, to, jak Ojciec nas kocha.
Jeśli słuchamy uważnie słowa Bożego, to dostrzegamy pewien paradoks. Zresztą w kontaktach z Panem Bogiem jest wiele paradoksów. Niektóre z nich zauważył Karpiński w „Pieśni o narodzeniu Pańskim”: Bóg się rodzi, moc truchleje, ogień krzepnie, blask ciemnieje. Tak to jest z tym naszym Panem Bogiem. Nie pozwoli nam się nudzić. Jeśli chcemy Go szukać, to z Pisma Świętego jasno wynika, że będzie na różne sposoby próbował nami potrząsnąć, żeby nas obudzić – żeby ta relacja była żywa. Najgorzej, jak Mu się uczniowie przyzwyczają do tych kontaktów. Mówią i nawet nieźle im to idzie, ale zupełnie nie ma w tym serca, nie ma ducha, jest tylko litera.
O jaki paradoks chodzi? Z jednej strony Bóg chce się objawiać światu, pragnie, żeby świat Go rozpoznał, a z drugiej strony, jak mówi dzisiaj przez Jezusa, jest w ukryciu. To w końcu chce się pokazać, czy jest w ukryciu? Na czym polega ten paradoks? – Chodzi o to, że tylko ten rozpozna Pana Boga, kto jest pokorny. Człowiek pokorny zdaje sobie sprawę z wartości, jaką otrzymał od Pana Boga, wie, że Pan Bóg jest pełen takich ludzkich paradoksów. Trzeba Go szukać nieustannie, gubi się, jak Maryi i Józefowi. Precyzyjniej mówiąc, to oni Go zgubili. Pan jest pokorny i daje się rozpoznać tylko pokornym. Pyszni Go nie zobaczą. Pokorny to ten, który ma przejrzyste spojrzenie na siebie. Jak ma siedem darów otrzymanych od Boga, to pokorny powie, że ma siedem. Pyszny stwierdzi, że ma trzy albo dziewięć. Pokorny to ten, który zna swoją wartość, ma czyste i klarowne spojrzenie na rzeczywistość.
Nasze życie ukryte jest w Chrystusie – powie św. Paweł. Jeżeli Bóg ukazuje się światu, to nie robi z tego sensacji medialnej, żeby o tym trzeba było trąbić. Jego objawienie się zawsze związane jest z pokorą. Jeśli ktoś szuka Boga, bez pokory Go nie znajdzie. Pokora to zdolność do ukazywania Boga, szukania Boga, podejmowania działań ze względu na Boga. Jeśli podejmujemy działania ze względu na swój splendor, by o nas mówili, jacy to my jesteśmy, to nie ma szans na spotkanie Boga.
Tak czyńcie, żeby ludzie patrząc na was chwalili Ojca niebieskiego – żeby mówili o Bogu. Jeśli w rozmowach mówią więcej o nas niż o dobru pochodzącym od Boga, to już jest sytuacja alarmowa – powinna się zapalić czerwona lampka. I nie ma tu co sobie pobłażać, bo mamy niesamowitą skłonność do pychy.
Dwunastoletni Jezus w świątyni musiał się napatrzeć na to tak po ludzku. Zobaczył kwas faryzeuszów, obłudę – aż kipiało, aż się niedobrze robiło.
W Księdze Ezechiela jest taka scena, kiedy lud zachowuje się obrzydliwie obłudnie. Nieustannie działa na dwa fronty, a przychodzi do świątyni i tam szuka chwały Boga, oddaje Mu cześć. Ezechiel ma wizję, że chwała Boga opuszcza świątynię. Te uroczystości religijne nie mają nic wspólnego z obecnością Boga, o której mówi dzisiaj pięknie psalmista: Osłaniasz ich Twoją obecnością. Bóg nas osłania.
Kiedyś, gdy byłem jeszcze w seminarium, w czasie Mszy Świętej za ojczyznę, we wstępie do liturgii ani razu nie pojawiło się imię Jezusa, czyli Tego, który jest jedynym Pośrednikiem między Bogiem a ludźmi. Wszyscy byli wymienieni, tylko nie Jezus.
Gdy więc dwunastoletni Jezus w świątyni temu się przyglądał, musiał odczuwać ogromny ból, że ludzie nie rozpoznają Boga, bo brakuje im pokory. Dlatego mówi: Kiedy się podejmujecie jakichś działań, to pamiętajcie, że Ojciec przebywa w ukryciu, jest pokorny. Tylko ci, którzy szukają pokory i żyją pokorą, rozpoznają Jego obecność. Reszta to jest trąbienie i pokazywanie siebie. A Jezus mówi: Strzeżcie się, żebyście uczynków pobożnych nie wykonywali przed ludźmi po to, aby was widzieli. Ojca mają widzieć, a nie was. Taka jest prawda. Do niej nas Bóg uzdalnia. To daje wolność i radość. Odciąża się człowiek od siebie. Już się nie męczy sobą, już się sobą nie zajmuje. Nie myśli, jak ja wypadnę, jak nie wypadnę. Co mnie obchodzi, jak wypadnę? Mnie ma obchodzić, jak Bóg wypadnie w tym wszystkim. I to jest niesamowicie uwalniające.
W tej szkole pokory, do której Pan Bóg nas zaprasza przez swojego Syna, sam będąc pokorny, jesteśmy nieustannie uzdalniani przez Ducha Świętego, by się jej uczyć. Pan chroni wiernych, a pysznym z nawiązką odpłaca. Po co odpłaca? Żeby się zemścić? Nie. Żeby oczyszczać, żeby coś zabolało, bo pycha zaboli, jak zostanie zdemaskowana.
Uczy się tej pokory Elizeusz, kiedy idzie za Eliaszem. W pierwszym zrywie chce być taki, jak on, a Eliasz mówi: No nie wiem, nie wiem, czy tego ducha dostaniesz. Jak Pan będzie chciał, to go dostaniesz. Przychodzi moment, że Elizeusz chce sprawdzić, czy otrzymał tego ducha. Uderza płaszczem w Jordan. Eliasz mówi: Trudnej rzeczy zażądałeś. Jeżeli mnie ujrzysz, jak wzięty będę od ciebie, spełni się twoje życzenie; jeśli zaś nie ujrzysz, nie spełni się. Trudnej rzeczy, bo sam Eliasz musiał się długo uczyć pokory. W spektaklu na Górze Karmel, kiedy pokonał czterystu pięćdziesięciu proroków, coś w nim musiało urosnąć. Później był zdołowany, kiedy mu pogroziła Izebel, bo zabrakło efektów. Pan Bóg go musiał tonować. Elizeusz uderza w Jordan, za pierwszym razem nie odwołując się zupełnie do Pana Boga, ale Jordan się nie rozstąpił. I wtedy dopiero mówi: „Gdzie jest Pan, Bóg Eliasza?” I uderzył wody, a one rozdzieliły się w obydwie strony. Jeśli szuka się Boga, to i Jordan się przejdzie, i przeszkody się pokona.
Na koniec przykład, jeszcze z czasów seminaryjnych. Kiedy, jako socjusze, młodsi rocznikowo alumni, chodziliśmy ze starszymi kolegami i roznosiliśmy Pana Jezusa chorym, nie pasował mi przydzielony kleryk. Nie mogłem się z nim dogadać. Zapytałem innego kolegę: Słuchaj, mógłbyś się ze mną zamienić, bo ja idę tam z Markiem, a on mi nie bardzo odpowiada. A on odpowiedział: Oczywiście, że mogę się zamienić, bo wiesz, ja idę z Panem Jezusem. Wtedy mnie to zabolało, bo obnażył moją pychę. Dostrzegłem zupełne pomieszanie światów.
Niech nam Pan Bóg w tym otwieraniu oczu na Jego ukrytą obecność błogosławi, a jak nas pycha zaboli, to dziękujmy Mu za to, że nam otwiera oczy na Jego obecność. Na to, co naprawdę do Niego prowadzi.
Ksiądz Leszek Starczewski