Dobre Słowo 02.09.2012 r.
Słowo dla wszystkich, którzy zaczynają
Po raz kolejny w tych dniach czytamy Ewangelię o Jezusie, który odwiedza swoje rodzinne miasto – Nazaret, gdzie się wychował. Ostatnie rozważania poświęcone tej scenie skupiły się na tym, jak Jezus pozwala sobie na bycie sobą, jak w niezwykłej wolności serca nie pozwala się wtłoczyć w starą rolę dziecka, jaką odgrywał w Nazarecie, ale chce się objawić mieszkańcom jako prawdziwy Syn Boży i prawdziwy prorok.
Dzisiaj zwróćmy uwagę na to, że w Ewangelii Łukasza wizyta Jezusa w Nazarecie to tak naprawdę początek Jego misji. Początkowi misji, jak zwykle, towarzyszy przecież strach, stres i wyzwania. Tak się składa, że znajdujemy się na początku września, kiedy wielu z nas rozpoczyna i podejmuje swoje misje i prace. Wyraźnie kończą się wakacje. Nowy początek sygnalizuje także, że potrzebujemy znowu siły na ten czas przed nami.
W jaki sposób Jezus szuka siły na misję, która go czeka, rozpoczyna się i którą także jako człowiek przeżywa, bojąc się wyzwań stawianych przed Nim przez los? – Jezus rozpoczyna tę misję od spotkania ze słowem. W dzień szabatu – pisze Łukasz – udaje się swoim zwyczajem do synagogi i powstaje, by czytać słowo Boże. Jezus na początku wyraźnie pragnie spotkania za słowem. Kiedy znajduje się w synagodze, wstaje, żeby je czytać. Potrzebuje bliskości słowa. Na takie pragnienie Syna Ojciec odpowiada w sposób najcudowniejszy, jak tylko mógł odpowiedzieć − podarowując Mu słowo dla Niego.
Kiedy nasze serca pragną słowa Bożego − czy to ze słabości, stresu, lęku, czy z powodu czekających je wyzwań – i kiedy wołają o słowo, a nie tylko po prostu otwierają kolejne rozważanie, Ojciec staje przed nami, otwiera swoje Serce i ofiarowuje nam to słowo, którego potrzebujemy na dzisiaj, na ten czas, na ten dzień. Jezus otrzymuje słowo, które musiało być dla Niego niezwykłym umocnieniem, słowo mówiące o tym, że Duch Pański spoczywa na Nim, Ojciec Go namaszcza i posyła, aby ubogim głosił dobrą nowinę, więźniom głosił wolność, a niewidomym przejrzenie, aby uciśnionych odsyłał wolnymi, aby obwoływał rok łaski od Pana.
To właściwie streszczenie całej misji Jezusa. Jezus w tym słowie otrzymuje plan swojej misji i niezwykłe zapewnienie od Ojca: Jestem blisko Ciebie, składam w Tobie mojego Ducha. Namaściłem Cię. To Ja posyłam Cię w tę drogę. Dotykam także Twojego Serca i uwalniam je od ludzkiego strachu i lęku, abyś innym mógł głosić wolność, przejrzenie, abyś obwoływał rok łaski od Pana. Jezus naprawdę potrzebuje tego słowa.
Przypomnijmy sobie wszystkie momenty, kiedy Jezus coś rozpoczyna, czy czeka Go coś ważnego. Zwraca się wówczas ku Ojcu i poszukuje Jego bliskości. Przed kuszeniem na pustyni słyszy od Ojca, podczas chrztu w Jordanie: Jesteś moim Synem umiłowanym. To pozwala Mu przeżyć próbę kuszenia. Kiedy zbliża się męka, Jezus razem z uczniami udaje się na modlitwę na Górze Przemieniania, gdzie znowu słyszy słowa o Ojcowskiej miłości. W Getsemani z kolei Ojciec zapewnia, że jest blisko. Jako prawdziwy człowiek, Jezus potrzebuje przed każdym wyzwaniem, przed każdym początkiem, przed każdą ważną decyzją, słowa swojego Ojca.
Tak jak Ojciec dotyka Jego Serca, uwalnia je od strachu, namaszcza Duchem Świętym i daje wolność, tak samo Jezus będzie później w stanie tę samą wolność, tego samego Ducha, tę samą miłość Ojca przekazywać innym. Serce dotknięte wolnością, serce dotknięte Bożym Duchem, jest w stanie zarażać inne serca. Dlatego Jezus dziś przychodzi do nas i – pełen Ducha, pełen wolności, miłości – mówi do nas: Dziś wypełniają się słowa Pisma, które słyszeliście. We Mnie.
Dzisiaj słowo z Księgi proroka Izajasza jest także twoim słowem. Dzisiaj także ciebie posyła Pan, dzisiaj również tobie daje swojego Ducha. Dzisiaj także ty stajesz się Dobrą Nowiną dla innych. – Dzisiaj dotykam twojego serca wolnością i uwalniam je od lęku, abyś także innych uwalniał od lęku. To będzie rok łaski od Pana. To będzie dla ciebie rok łaski. Zapowiadam ci rok błogosławieństwa.
Jak pięknie brzmi to słowo, jeśli przyjmujemy je z wiarą. Na tym właśnie polegał błąd ludzi w Nazarecie. Dlaczego oni ostatecznie tak rozczarowali się Jezusem? – Bo przyjęli to słowo z podziwem. Zachwycili się nim. Uprawiali coś, co można by nazwać estetyką religijną. Otwarli słowo, to znaczy usłyszeli je w Jezusie, zachwycili się początkowo tymi pełnymi wdzięku słowami, które płynęły z Jego ust, ale nie uwierzyli w Niego. Jak prosto przechodzi się od takiego zachwytu do gniewu, bo to słowo nie wydało żadnych owoców w ich życiu. Jezus odmówił uczynienia jakiegokolwiek cudu, bo nie zależy Mu na ludzkim zachwycie, ale na tym, żeby człowiek poszedł za Nim z wiarą, żeby przyjął to słowo jako słowo swojego życia. To jest ważne rozróżnienie − żeby się nie zachwycić, ale uchwycić słowa. Ponieważ tego nie ma, mieszkańcy Nazaretu bardzo prosto przechodzą do rozczarowania i gniewu.
Jak często w naszym życiu także zdarza się, że bardzo płytko zachwycimy się tylko słowem, otworzymy je, ale tak naprawdę nie otworzymy na nie swojego serca, nie uchwycimy się Go z wiarą. Słowo nie jest wtedy w stanie wydać żadnego owocu, więc zastanawiamy się: Po co w ogóle było mi to słowo? Dlaczego, Panie, mówisz do mnie? Ono nie wydaje żadnych owoców. Zagniewani zatrzaskujemy swoje serca. Do tego, żeby słowo wydało owoc, potrzeba chwycić się go w życiu.
Na końcu tej Ewangelii pojawia się jeszcze dramatyczny moment, związany z gniewem i odrzuceniem w Nazarecie. Jezus doświadcza gniewu swoich rodaków. Zostaje wyprowadzony na szczyt góry, na której miasto było zbudowane. Chcą Go strącić. Nie wiem, co wtedy się stało − to jest bardzo ciekawy moment − kiedy Jezus stoi na szczycie urwiska i żaden z mieszkańców nie chce, czy boi sie Go popchnąć. To nie jest jeszcze ten moment, który Bóg przewidział w swoich planach dla Jezusa, aby dopełnił swoją misję. Znajduje się przecież dopiero na jej początku.
Jezus bardzo spokojnie wówczas przechodzi pośród nich i oddala się. Jezus oddalający się, tak spokojnie przechodzący przez wzburzony tłum, mógł tak zrobić chyba tylko dlatego, że uchwycił się słowa Ojca o Duchu, który Go posyła, o Ojcu, który Go także uwalnia od lęku. Jezus spokojnie przechodzący przez wszystkie przeciwności, to piękny obraz dla nas, którzy będziemy mierzyli się we wrześniu, na początku roku albo w ogóle w naszym życiu, z różnymi wyzwaniami. Gdy uchwycimy się słowa, spokojnie przejdziemy między tymi, którzy być może staną się dla nas ciężką próbą, między ludźmi, którzy nie będą życzliwi. Spokojnie będziemy przechodzili pomiędzy różnymi wydarzeniami i doświadczeniami naszego życia, bo to słowo nas poprowadzi.
Ilustracją muzyczną tej Ewangelii jest piosenka Stinga Every breath you take – Każdy oddech, który bierzesz.
Z każdym twoim oddechem,
Z każdym twoim ruchem,
Z każdą więzią, którą zrywasz,
Z każdym krokiem będę cię obserwował.
Tak jak Ojciec czuwa nad swoim Synem, tak Pan czuwa nad nami. Z każdym naszym krokiem − gdziekolwiek pójdziemy i cokolwiek uczynimy w nowym roku, czy na początku nowych wyzwań, On jest z nami. Z każdym poszczególnym dniem, z każdym słowem, które wypowiadasz, także każdą grą, w którą grasz, każdą nocą, w której zostajesz, będę cię obserwował. Będę patrzył na ciebie. Czy nie widzisz, że należysz do mnie? O, tak boli moje biedne serce, z każdym twoim ruchem, krokiem, złamaną przysięgą, każdym uśmiechem, którym udajesz, z każdą twoją skargą, będę cię obserwować.
Drodzy odbiorcy Dobrego Słowa, Pan patrzy na nas z miłością. Nie tylko patrzy na nas z miłością, ale także towarzyszy nam na początku tego września. Ofiarowuje nam swoje słowo, namaszcza nas Świętym Duchem, posyła nas. Jest blisko, bo należymy do Niego.
Can’t you see belong to me?
Nie widzisz, że należysz do mnie? Zatroszczę się o ciebie, przejdziesz przez wszystko, co przyjdzie na ciebie, przez każde ciężkie doświadczenie – tylko nie bój się!
Pan chce dotknąć dziś naszych serc, uwolnić je także od strachu, namaścić i napełnić swoim Duchem. Pozwólmy Mu się dotknąć. Nie tylko zachwyćmy się, ale prawdziwie uchwyćmy się. Naprawdę uchwyćmy się dzisiaj Jego słowa.
Ksiądz Marcin Kowalski