Dobre Słowo 26.04.2011 r.
Niezwruszona pewność, która służy, nie oskarża
„Niech cały dom Izraela wie z niewzruszoną pewnością, że tego Jezusa, którego wyście ukrzyżowali, uczynił Bóg i Panem, i Mesjaszem”. Piotr, który po ludzku ma wszelkie podstawy do tego, żeby nie zabierać teraz głosu, odważnie poddaje się działaniu Świętego Ducha. To, czego dokonał w nim Pan, owocuje bardzo wyraźnym odniesieniem do słuchaczy.
Dobre Słowo 26.04.2011 r.
Niezwruszona pewność, która służy, nie oskarża
Panie, Twoje miłosierdzie rozciąga się z pokolenia na pokolenie. Twoja łaska nieustannie spływa w Duchu Świętym na cały świat i Kościół. Dziękuję Ci za to, że nie wycofujesz się z dziejów świata nawet wówczas, gdy świat wycofuje Ciebie. Nie zrażasz się naszą niewiarą, tylko tym bardziej próbujesz dotrzeć do naszych serc. Dziękuję Ci, Panie, za to, że przez to ukazujesz nam przewrotność naszych serc, ale także i potęgę większą od przewrotności. Dziękuję, że nie naciskasz, tylko odwołujesz się do naszej wolności, do naszej refleksji, autentyczności, w której chcesz nas odnaleźć. Proszę Cię o dar Twojego Świętego Ducha na czas spotkania z Tobą w tym słowie.
Niebywała jest stanowczość przepowiadania Piotra. Doświadczenie, w jakim Pan go kształtował, owocuje teraz niewzruszoną pewnością – jak mówi dziś Piotr do Żydów, kontynuując swoją przemowę w dzień Pięćdziesiątnicy: „Niech cały dom Izraela wie z niewzruszoną pewnością, że tego Jezusa, którego wyście ukrzyżowali, uczynił Bóg i Panem, i Mesjaszem”. Piotr, który po ludzku ma wszelkie podstawy do tego, żeby nie zabierać teraz głosu, odważnie poddaje się działaniu Świętego Ducha. To, czego dokonał w nim Pan, owocuje bardzo wyraźnym odniesieniem do słuchaczy.
Zwraca moją uwagę – i zachęcam też Odbiorców Dobrego Słowa, żeby się temu przyjrzeli – że Piotr mówi pełną prawdę, a jednocześnie w tym, jak tę prawdę przedstawia, nie ma ani cienia zgryźliwości, czy chęci wywyższania się. Piotr, doświadczywszy własnej nędzy, potrafi z tą miłością, z jaką Pan spojrzał na niego, spojrzeć na nędze tych, którzy są obok niego i może jej jeszcze nawet nie widzą. To jest rzecz naprawdę godna naszej uwagi i refleksji, skoro jesteśmy zaproszeni przez słowo do spotkania z Panem.
Ile jest w nas Bożego spojrzenia na siebie samych i na te miejsca w nas, które nie mają niewzruszonej pewności co do życia w Bogu, co do własnej wartości, ale noszą jakiś kompleks, zranienie?
Ile jest w nas Bożego spojrzenia na ludzi, z którymi się spotykamy, którzy w ewidentny sposób mogą być, czy są – według nas i nie tylko według nas – zaślepieni, do których nic nie dociera, którzy jedyne, co mają do zaoferowania, to jakaś niewzruszona pewność, że ich postawa jest najlepsza, a każda inna nadaje się do odrzucenia?
Ile jest w nas Bożego spojrzenia, które widzimy dziś w przepowiadaniu Piotra?
Piotr nie wyżywa się na swoich słuchaczach, tylko wchodzi w ich położenie. Nie wybiela Ewangelii, tylko przedstawia jej prawdziwą wartość. Wyście ukrzyżowali, ale wiedzcie z niewzruszona pewnością, że tego Jezusa uczynił Bóg i Panem, i Mesjaszem. To jest szkoła, w którą wprowadza nas Boże słowo, szkoła uczenia się przyjmowania Bożego spojrzenia na siebie i przekazywania go innym.
Prośmy Pana, by – jak mówi psalmista – ogarniała nas Jego łaska, według nadziei, którą w Nim pokładamy, aby Jego łaska w nas zwyciężała. Nie nasza taka czy inna forma przekonania o własnej beznadziejności, czy beznadziejności innych, tylko niech zwycięża w nas łaska Pana, która potrafi kruszyć ludzkie serca i kruszy je miłością, żeby każde działanie, jakie przychodzi nam podejmować w życiu, bardzo mocno, jako priorytet, brało pod uwagę Boże spojrzenie, które niesie zbawienie i nadzieję.
Słuchacze przejęli się do głębi serca tym, co mówi Piotr, dlatego pytają jego i pozostałych apostołów: „Cóż mamy czynić, bracia?” To słowo do nich dotarło. Oni chcieli je przyjąć, to też powiedzmy z całą odwagą. W słuchaczach, którzy z pewnością mieli przed oczami także i postawę Piotra, apostołów, głoszonego przez nich Jezusa, swoje biedy, nędze - w tych osobach, przejętych do głębi serca, budzi się konkretne pytanie: Co ja mam czynić? Co w takiej sytuacji zrobić? Piotrowa odpowiedź jak echo odbija słowa Jezusa wzywające do nawrócenia: Niech każdy z was ochrzci się w imię Jezusa Chrystusa na odpuszczenie grzechów waszych, czyli krótko mówiąc, chodzi o sakrament chrztu, ale przenosząc to na naszą konkretną codzienność: Niech każdy z was przyjmuje w swoim sercu, w imię Jezusa Chrystusa, wezwanie do odpuszczenia grzechów, przyjęcia przebaczenia i przekazywania go dalej, a weźmiecie w darze Ducha Świętego, który daje moc do tego, by żyć i postępować tak, jak z nami postępuje Bóg.
Dla was jest obietnica i dla dzieci waszych, i dla wszystkich, którzy są daleko, a których powoła Pan Bóg nasz. Jak Żydzi stojący przed Piłatem krzyczeli: Krew Jezusa na nas i na nasze dzieci, tak ci, którzy stoją przed Piotrem, słyszą: Dla was jest obietnica i dla dzieci waszych, i dla wszystkich, którzy są daleko, a których powoła Pan Bóg nasz. Ta obietnica łaski, działania Ewangelii w życiu tych, którzy słuchają słowa Bożego, jest podawana z niewzruszoną pewnością. Nasze serca mogą reagować na to różnie. Mogą się przejąć do głębi, jak ci, do których Piotr głosił słowo, ale mogą też wpaść w przewrotność, zatrzymać się tylko na tym, co słabe i nużące w kontakcie z Bożym słowem i odkrywaniem przychylności Boga, mierzeniu się ze swoją przewrotnością.
Obserwuję, jak znużenia nasilają się także i we mnie. Z niebywale niejasnych powodów tym znużeniom często budujemy ołtarze, oddajemy hołd temu, że nie potrafimy pojąć Boga, że wydaje się nam za odległy, za bardzo wymagający, bo nie nadążamy za Nim, nuży nas nawoływanie do podjęcia walki duchowej. Tym nastrojom często oddajemy hołd, bardziej akcentując niewygodę związaną z codziennym przyjmowaniem łaski, która nas przemienia – tę niewygodę, która jak krzyż, najzwyczajniej w świecie, jest nam podarowana do dźwigania. Bardziej to akcentujemy, niż wołanie o ufność i poddanie się woli Boga Ojca.
„Ratujcie się spośród tego przewrotnego pokolenia”, mówi Piotr. Ratujcie się z tego przewrotnego myślenia, bo ono zatruwa wasze dusze, wasze relacje, czyni was po prostu zamkniętymi, a przez to strasznie umęczonymi tym, co was zamyka. Poddać się woli Pana Boga, to nic innego, jak uznać, jak dzisiejsi słuchacze Piotra, że jest się winnym zabijania łaski Bożej i przyjąć przebaczenie, które jest nowym rozlaniem łaski. Nie jest jednorazowe, ale ciągłe, nieustanne.
Prośmy Pana, aby Jego łaska nas ogarniała i otwierała nasze oczy, aby zwyciężała nie nasza wola zbawienia i nasza koncepcja tego, jak ma wyglądać życie, ale wola zbawienia, objawiona w upokorzonym i wywyższonym Jezusie Chrystusie.
Panie, niech nas ogarnie Twoja łaska, niech nas otwiera Twoja łaska. Prosimy Cię o to przez wstawiennictwo św. Piotra, a także przez wstawiennictwo św. Marii Magdaleny, która z wielkiej miłości do Ciebie spieszy wczesnym rankiem do grobu, ale tak naprawdę idzie po to, by szukać zwłok, a nie Ciebie żyjącego.
Warto też zwrócić uwagę na tę ostatnią kwestię. Może się często wkradać w nasze serce taka forma znużenia, która sprawia, że wyznawanie przez nas wiary jest naznaczone miłością, ale miłością do zwłok, miłością do tego, co jest tylko i wyłącznie trudne, niezrozumiałe, związane z cierpieniem, śmiercią. Bóg jest potężniejszy od tego, jak Go sobie wyobrażamy, i ma więcej pomysłów, niż nasze ograniczone możliwości, na to, żeby nas zaskoczyć. Przez Marię zaprasza nas do tego, byśmy uporczywie wpatrywali się w żyjącego Pana i szukali Go z miłością, żeby te łzy, które nierzadko gdzieś w sobie tłumimy, nie pozwalając, aby wypływały z nas, oczyszczając nas z obojętności, jakiegoś cwaniactwa, oporu, wypłynęły z nas, oczyszczały nasze spojrzenie, żebyśmy widzieli Jezusa Zmartwychwstałego, tego, który zaprasza nas do wędrówki i powrotu do Domu Ojca.
Ksiądz Leszek Starczewski