Dobre Słowo o wyrzutach
Pokój serca, czy wyrzuty?
Gdy słuchałem tej ewngelii jako licealista, to dostrzegałem konflikt między relacjami pozostałych Ewangelistów, którzy nie mówią o tak wyraźnym, zdecydowanym w swoim nastawieniu do uczniów Jezusie, wyrzucającym im upór. Przychodzi i na pierwszy ogień nie mówi: Pokój wam!, tylko od razu wyrzuca opór. W relacji Marka wyrzucał im brak wiary i upór, że nie wierzyli tym, którzy widzieli Go zmartwychwstałego. Ale tak naprawdę żadnego konfliktu tu nie ma. Dlaczego?
Dobre Słowo 30.04.2011 r.
Pokój serca, czy wyrzuty?
Panie, Ty przemawiasz do nas w mocy Ducha Świętego i traktujesz każdą chwilę naszego życia jako najwłaściwszą, żeby w niej działać. Dziękuję Ci, że dla Ciebie nie ma chwil mniej ważnych, że odliczanie świąt i uroczystości jest w Twoich oczach tylko naszym zabiegiem, bo dla Ciebie każda chwila z nami spędzona jest uroczystością. Jesteś z nami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata. Daj nam łaskę odnalezienia się w tej chwili, w tym stanie ducha, ciała, psychiki, historii naszego życia, w którym jesteśmy. Zmiłuj się nad nami. Obdarz nas Twoim miłosierdziem.
Jedna z osób uczestniczących wczoraj w Eucharystii miała taki obraz: podczas modlitwy widziała w prezbiterium stojącego Jana Pawła II, który się uśmiechał. Gdy mu się przyglądała, podniósł palec do ust, wykonał gest: „Ciii...”, i uśmiechnął się. Ta osoba napisała: Nie wiem, czy to czasem nie jest wynik tego, że upadłam na głowę, czy coś z moją głową się nie dzieje... Ale co by nie powiedzieć, w tym pragnieniu, w tym obrazie, zawarta jest prawda, którą Kościół wyznaje w tajemnicy świętych obcowania. Przypadająca dziś wigilia święta Bożego Miłosierdzia to ten moment liturgicznie, w którym – jak wiemy – Jan Paweł II wracał do domu Niebieskiego Ojca. Dzisiaj przypada wigilia tego święta liturgicznego.
Jezus jest obecny w swoim Kościele w mocy Ducha Świętego. Jest obecny z nieustanną gotowością do tego, by pokazywać nam siebie jako pełnego mocy. Jest na tyle gotowy, by wychodzić do nas, że gdy nasze wątpliwości stawiają jakieś żądania – jak postawił żądania Tomasz, o czym usłyszymy w Ewangelii niedzielnej – to On dotknie tych miejsc, które chcielibyśmy, aby dotknął, jeśli to rzeczywiście ma posłużyć wzmocnieniu naszej wiary, wyznaniu wiary w Jego obecność tak pięknemu, jak w przypadku Tomasza: Pan mój, i Bóg mój. Ale jeśli szukamy taniej sensacji, to nie ma dwóch zdań wątpliwości, że Jezus na tanią sensację nie pójdzie. On zawsze idzie na to, co wzmacnia naszą wiarę.
Działanie Jezusa wobec Jego wyznawców, aby wzmocnić ich wiarę, aby upewnić ich w tym, że żyje, jest bardzo konkretne i zdecydowane. Ewangelista Marek, który w oktawie uroczystości Zmartwychwstania Pana Jezusa kończy relację o zmartwychwstaniu, zauważa, że po swym zmartwychwstaniu, wczesnym rankiem, w pierwszy dzień tygodnia, Jezus ukazał się najpierw Marii Magdalenie, z której wyrzucił siedem złych duchów. Przypomnijmy, że nie chodzi o to, jak mówią egzegeci, że po ukazaniu się wyrzucił z niej siedem złych duchów, tylko że to jest ta Maria Magdalena, z której kiedyś wyrzucił siedem złych duchów.
Ona poszła i oznajmiła to tym, którzy byli z Nim, pogrążonym w smutku i płaczącym. – To pierwsze z ukazań się Jezusa, pierwsza z dróg przekonywania uczniów. Oni jednak słysząc, że żyje i że ona Go widziała, nie chcieli wierzyć. Tekst oryginalny, opisując reakcję uczniów na relację kobiet o zmartwychwstaniu Jezusa, używa określeń, jakie stosuje się wobec osoby, która słyszy, że mówi do niej ktoś w wysokiej gorączce i właśnie tak, jakby upadł na głowę. Taka była reakcja uczniów.
Uczniowie zatem, słysząc, że żyje i że ona Go widziała, nie chcieli wierzyć. Nie chcieli wejść w to z wiarą. Nie to im się jako pierwsze rzuciło.
Potem – to jest ten drugi raz – ukazał się w innej postaci dwom z nich na drodze, gdy szli do wsi. Oni powrócili i oznajmili pozostałym. Lecz im też nie uwierzyli. To są ci sami uczniowie, którzy później, po tym, jak Tomasz stwierdzi, że wychodzi z tego towarzystwa, spotkają się ze Zmartwychwstałym i będą tłumaczyć Tomaszowi, że Go widzieli. I to są ci sami uczniowie, którzy usłyszą od Tomasza: Jeśli sam się nie przekonam, to w to nie wejdę.
W końcu – po raz trzeci – ukazał się samym Jedenastu, gdy siedzieli za stołem, i wyrzucał im brak wiary i upór, że nie wierzyli tym, którzy widzieli Go zmartwychwstałego. Gdy słuchałem tej ewngelii jako licealista, to dostrzegałem konflikt między relacjami pozostałych Ewangelistów, którzy nie mówią o tak wyraźnym, zdecydowanym w swoim nastawieniu do uczniów Jezusie, wyrzucającym im upór. Przychodzi i na pierwszy ogień nie mówi: Pokój wam!, tylko od razu wyrzuca opór. W relacji Marka wyrzucał im brak wiary i upór, że nie wierzyli tym, którzy widzieli Go zmartwychwstałego. Ale tak naprawdę żadnego konfliktu tu nie ma. Dlaczego? – Bo w Jezusowych słowach zawsze obecna jest miłość, która przemienia. To nie jest miłość, która manipuluje, ma cechy szantażu emocjonalno – intelektualnego. To jest miłość przemieniająca. Wyrzucał, to znaczy, że nazwał po imieniu to, co sprawia, że nie mogą rozpoznać Go jako Zmartwychwstałego. A skoro nazwał po imieniu, to przyniósł zalęknionym sercom pokój!
A zatem Jezus wyrzucał im – nazwał po imieniu – brak wiary i upór. Cudowna jest taka postawa, gdy ktoś przychodzi z miłością nieposiadającą w sobie ani odrobiny pretensji, ani momentu, w którym chciałby pokazać: Ja jestem Bóg, a ty jesteś nikt. Ja jestem wielki, mądry profesor, a ty jesteś studencinka. Taka miłość wchodzi w sytuację człowieka i nazywa po imieniu brak wiary i upór.
Jak dobrze jest wiedzieć, czego ma nam dotknąć łaska Pana Jezusa, łaska Ducha Świętego, żeby się tym nie męczyć. Żeby nie myśleć, że brak wiary i upór to jest najlepsze, co może przydarzyć nam się w życiu, że to jest właściwa droga, którą powinniśmy podążać: stawiać opór i nie patrzeć z wiarą na to, co się dzieje. Bo są granice, kiedy jako główne kryterium trzeba stawiać wiarę, ale przychodzi bardzo brutalna rzeczywistość, kiedy wszystko trzeba sprawdzać. – Co mi tu wyskakuje jakaś Maria Magdalena z innymi kobietami i mówi, że widziały Go, że żyje! Że zmartwychwstał! Weźmy to na zdrowy rozum. – Otóż, nie. Zdrowy rozum to rozum oświecony wiarą. Wiarą ukorzyć trzeba zmysły i rozum swój, bo tu już nie ma chleba, to Bóg, to Jezus mój.
Praca Jezusa nad Apostołami, nad tą Jedenastką, jest na tyle skuteczna – mówiliśmy wczoraj, że do trzech razy sztuka, czyli biblijnie: do skutku, aż się to stanie – że Piotr i Jan oraz uzdrowiony, który – w dowolnym tłumaczeniu – przyczepił się do nich, mają odwagę złożyć świadectwo. Św. Łukasz mówi, że uzdrowiony, przed uzdrowieniem chromy, nie spuszczał Apostołów z oczu, cały czas im towarzyszył, z nimi był. To przekonanie, które Jezus wywalczył w Apostołach, jest na tyle silne, że oni stają wobec przełożonych i starszych, uczonych, specjalistów od odczytywania znaków Bożych w świetle Prawa, i nie boją się. Stają z całą odwagą, z całą mocą. Są na tyle mocni, że ci, którzy ich przesłuchiwali, sami siebie pytają: Co mamy zrobić z tymi ludźmi? Bo dokonali jawnego znaku, oczywistego dla wszystkich mieszkańców Jerozolimy. Przecież temu nie możemy zaprzeczyć. Aby jednak nie rozpowszechniało się to wśród ludu, zabrońmy im surowo przemawiać do kogokolwiek w to imię.
Po raz kolejny demaskowane są bardzo przewrotne i nie Boże myśli, jakie mają ci, którzy w pierwszej kolejności powinni Boże myśli zaszczepiać w głoszeniu ludowi Ewangelii, Dobrej Nowiny, Dobrego Słowa. Jezus na tyle przekonał Apostołów, na tyle ich zdobył, że ze strachliwych, wylękłych, jak Piotr, stają się niezwykle dzielni.
Tak działa Pan nie tylko wobec swej Jedenastki. Działa tak wobec tych, którzy zechcą dzisiaj sięgnąć do Dobrego Słowa po to, żeby spotkać się w nim z Panem. Jezus działa wobec wszystkich nas. On przychodzi do skutku. Być może komuś z nas potrzebne są takie dowody, jak dotknięcie Jego ran. Jeśli rzeczywiście ma służyć to wierze, to Jezus przyjdzie osobiście i pozwoli dotknąć ran. A jeżeli to nie ma służyć wierze, to nie przyjdzie, ale z pewnością innymi sposobami będzie próbował nas zdobyć i przekonać, usposobić do tego, byśmy z odwagą Piotra i Jana powiedzieli w sposób zdecydowany: Rozsądźcie, czy słuszne jest w oczach Bożych bardziej słuchać was niż Boga? To jest niebywałe! Wyobraźmy sobie, że stajemy naprzeciwko swojego przełożonego albo naprzeciwko biskupa i mówimy: Rozsądźmy, co jest słuszne w oczach Bożych: bardziej słuchać księdza biskupa, czy też Boga? To jest ta sama sytuacja. Bo my nie możemy nie mówić tego, cośmy widzieli i słyszeli. To jest jawne sprzeciwienie się. Za to sprzeciwienie się Apostołowie zostaną wykluczeni z synagogi. Każdy, kto się przyzna do Jezusa, kto przemawia w to imię, zostanie wykluczony z synagogi.
Oni zaś ponowili groźby a nie znajdując żadnej podstawy do wymierzenia im kary – co jest ciekawe – wypuścili ich ze względu na lud, bo wszyscy wielbili Boga z powodu tego, co się stało. To już nawet lud, którego nie powinno się słuchać, bo bardziej trzeba słuchać Boga, niż ludzi, wielbi Boga. Już nawet tym argumentem, że przemawia przez lud, Bóg próbuje dotrzeć do faryzeuszów. Ale na razie są pozamykani.
Nie zapomnijmy, że św. Łukasz jest bardzo łaskawy dla faryzeuszów, uczonych w Piśmie, przełożonych, bo w Ewangelii mówi, że przeciwko Jezusowi występowali niektórzy faryzeusze. Wyodrębnia więc spośród tej upartej grupy kogoś, kto w doczesności – bo później nie wiemy, jak z nimi było, ufamy w wielkie miłosierdzie Boże – odpowiedział tak.
Każdy z nas zatem otrzymuje czas na to, aby Bóg zdobywał jego serce. Czas na to, by poznawał, czy jego serce jest już na tyle przekonane, że może w sposób bardzo odważny o Nim świadczyć, czy też jeszcze potrzebuje dodatkowej porcji spotkań z Panem. Spotkań bardzo osobistych, może takich, w których Jezus będzie wyrzucał brak wiary i upór, czyli w formie nie pretensji, ale wyrzutów, będzie leczył serce i utrwalał w nim postawę odwagi.
Panie, prosimy Cię, aby dar Twojego słowa, które ma moc zbawiać nasze dusze, oddziaływał na nasze życie w tej chwili, w czasie, w którym jesteśmy, w taki sposób, żebyśmy Ciebie wielbili. Żeby było czytelne, że dla Ciebie znosimy trudy, poświęcenia, dla Ciebie cieszymy się, podejmujemy różne wyprawy w głąb siebie i na zewnątrz siebie. I dla Ciebie, Jezu Zmartwychwstały, jesteśmy gotowi dalej słuchać tego, co mówisz. Także wtedy, gdy – na szczęście – wyrzucasz nam brak wiary i upór po to, by tej wiary jeszcze więcej w nas było.
Ksiądz Leszek Starczewski