Piotr w swojej cudownej spontaniczności mówi o siedmiokrotnym przebaczaniu.
Zaszalał – jak pewnie wiemy, bo w nauczaniu rabinów wykładnia przebaczania mieściła się w trzech takich aktach. Niewykluczone, ze przeżył na sobie stosowanie w życiu upomnienia braterskiego (taki jest przecież kontekst dzisiejszego fragmentu Ewangelii). Ileż razy można?! Aż siedem?
Odpowiedź Jezusa wydaje się być nieterapeutyczna. Jakby w ogole nie rozróżniał wielkości doznanych krzywd. Przecież mogą być naprawdę bolesne!!! Zranienia z dzieciństwa wdrukowują nieraz ból na całe życie! A Pan Jezus jakby nie chciał słyszeć o tych „drobnostkach”. Jednak nie ma bardziej skuteczniejszej terapii od Chrystoterapii; bardziej uzdrawiającej mocy-pomocy od przebaczenia.
Dobre Słowo, 11.09.2011 r.
Zmutowane poczucie krzywdy
Panie Jezu, Ty najlepiej znasz nasze możliwości. Wiesz na co nas stać i w czym nie można na nas liczyć. Dziękujemy Ci za dar Twej żywej obecności w Słowie. Proszę Cię, zmiłuj się nad moją nędzą, dotknij teraz Swą łaską serc i umysłów osób rozważających Dobre Słowo. Pozwól nam doświadczyć wyzwalającej siły oczyszczenia z przebiegłości, która często nas zamyka i zaślepia.
Pragnienia Boga względem nas są jasne: chce, abyśmy życie mieli i to mieli je w obfitości. Dobrze jest to sobie uświadomić, szczególnie wówczas, gdy nieprzytomnie – jak uderzeni w głowę – pleciemy i pokazujemy, że wiara jest tylko trudem i uciążliwością, które odbierają radość i chęci do życia.
Co nawrzucane musimy mieć do serc i umysłów, że takie postawy – sztucznych uśmiechaczy, bądź cierpiętników, co łaskę robią, że w ogóle żyją – kojarzymy z chrześcijaństwem i na nie wyrażamy zgodę?
Czemu Dawca życia w obfitości, który szanuje naszą wolność, ma taki mizerny wpływ na nasze postawy – grobowe miny i „ostrożne” relacje do innych?
Sporo światła na jeden z powodów takiego stanu rzeczy rzuca dzisiejsza liturgia Słowa.
Gdy człowiek żywi złość przeciw drugiemu, jakże u Pana szukać będzie uzdrowienia? – pisze natchniony autor Księgi Syracydesa.
Trafne spostrzeżenie.
Otóż okazuje się, że można żywić się złością i gniewem. Złość i gniew są obrzydliwościami, których pełen jest grzesznik. Można żyć zemstą, która – jak mówi porzekadło- jest słodka jak miód! To dopiero adrenalina! Jeśli dołożyć do tego wyrafinowania, inteligencję i zdolności do szantażowania wszelkiej maści, które idą w parze z zemstą, złością i gniewem, to dopiero koktajl Mołotowa! I to wszystko w sercu i z serca człowieka. I to wszystko w jednym, kruchym i narażonym na tyle cierpień życiu. Można tak żyć – tylko jest to obrzydliwością.
Jeśli przechowuję w swym sercu uprzedzenia bądź poczucie krzywdy i nieprzebaczenie, wcześniej czy później przerodzi się to w nienawiść. Siłą nienawiści, którą potrafimy żywić jest jej zaślepiającą moc. Zaślepiony nie widzi, że nie widzi. Zmutowane poczucie krzywdy wyrządzonej zamyka go w sercu, skądinąd wrażliwym, ale przekształconym w lochy. Wszelkie dobro przyjmuje po to, aby utwierdzać się w nienawistnych postawach przekonany, że ma rację, że on jest otwarty, przebacza, ale nie da się traktować jak powietrze itd..
Tego, który się mści, spotka zemsta od Pana: On grzechy jego dokładnie zachowa w pamięci. Nie ma szans – nawet miłosierdzie Pana!!! – zostać przyjęte przez człowieka, który żyje poczuciem doznanych krzywd i nieprzebaczeniem. Pan – chcąc rozmawiać z tym człowiekiem o miłosierdziu i o uzdrowieniu słyszy tylko jak bardzo On go porzucił, jak bardzo pozwolił wyrządzić krzywdę i jak mocno ktoś taki to przeżywa…
Przechowujący w pamięci mściwość, osoby takie – często przebiegle i podstępnie jak wilk w owczej skórze nią szafujący – nie przyjmują uzdrowienia, a nawet wręcz go unikają!
A jeśli nawet zostanie udobruchany – jak dłużnik z przypowieści, to zaraz wykorzysta to na kolejne zmutowanie swej przewrotności i skieruje to przeciw swoim dłużnikom. Masakra!
Boże, miej miłosierdzie nad nami, gdy w tej chwili rozważając te słowa ni w ząb nie pojmujemy, że do takich postaw są zdolni nie tylko terroryści, ale każdy z nas. Ty jesteś tym człowiekiem! – usłyszał Dawid od proroka Natana, gdy wygłosił mowę potępiająca obrzydliwość zachowań pewnego niewrażliwca. Ty też jesteś tym człowiekiem – głosicielu i odbiorco Dobrego Słowa.
Jednym z testerów nieprzebaczenia jest brak głębokiej radości – Jezus mówi o radości pełnej. Ktoś intelektualnie udowadnia sobie i innym, że przebaczył, ale jego wygląd, oraz podejście do życia, to nic innego jak tylko pasmo wszelkich nieszczęść, które znosi jak…jak życie. Znosi życie nie ciesząc się nim.
Jaki jest na to środek?
Piotr w swojej cudownej spontaniczności mówi o siedmiokrotnym przebaczaniu.
Zaszalał – jak pewnie wiemy, bo w nauczaniu rabinów wykładnia przebaczania mieściła się w trzech takich aktach. Niewykluczone, ze przeżył na sobie stosowanie w życiu upomnienia braterskiego (taki jest przecież kontekst dzisiejszego fragmentu Ewangelii). Ileż razy można?! Aż siedem?
Odpowiedź Jezusa wydaje się być nieterapeutyczna. Jakby w ogole nie rozróżniał wielkości doznanych krzywd. Przecież mogą być naprawdę bolesne!!! Zranienia z dzieciństwa wdrukowują nieraz ból na całe życie! A Pan Jezus jakby nie chciał słyszeć o tych „drobnostkach”. Jednak nie ma bardziej skuteczniejszej terapii od Chrystoterapii; bardziej uzdrawiającej mocy-pomocy od przebaczenia. Siedemdziesiąt siedem razy, czyli zawsze i wszędzie. Już Mojżesz wyliczył, że Bóg jest miłosierny do czasu i – jak słusznie podaje komentarz do Biblii Poznańskiej – zwątpił w kolejne przebaczenia występków ludu w drodze do Ziemi Obiecanej. Zwątpił w podstawy naszego życia, czyli w niewyczerpane miłosierdzie Boga!
Pełnia przebaczenia zawsze jest w Bogu bogatym w miłosierdzie. W nas są jakieś strzępy chęci do przebaczenia. Proporcje podaje w przypowieści Jezus: dziesięć tysięcy talentów do stu denarów. Przelicznik: jeden srebrny talent to zapłata za sześć tysięcy dni pracy a denarem wynagradzało się robotnika za jeden dzień pracy.
Jaki jest w końcu sposób, aby całej wieczności nie spędzić w lochu swego przewrotnego serca?
Po pierwsze zatem prosić o świadomość własnych grzechów. Najbliżej Boga nie są ci, którzy nie grzeszą- bo wszyscy zgrzeszyli i pozbawieni są chwały Bożej- ale ci, którzy maja tego TWÓRCZĄ świadomość. Co to znaczy? Są świadomi swojej przewrotności i cwanego zaślepienia.
Czasem ta świadomość może zrodzić się po „odwróceniu się” od nas Pana Boga i ludzi, którzy będą mieli dość naszych zmutowanych fochów. Zagniewanie Pana Boga i ludzi na nas może być otwierające. Prorok Izajasz tak się modli: Wychwalam Cię, Panie, że rozgniewałeś się na mnie, lecz Twój gniew się uśmierzył i pocieszyłeś mnie (Iz 12,1).
Po drugie: błagać o moc do przyjęcia Bożego przebaczania. Jeden z kanonów z Taize ujmuje to niezwykle trafnie: Jezu, Tyś jest światłością mej duszy. Niech ciemność ma nie przemawia do mnie już. Daj mi moc przyjąć dziś miłość Twą.
Przyjąć sercem Boże przebaczenie jest łaską. Teoretycznie nawet magisterkę można napisać o Bożym Miłosierdziu i koronka do Niego się modlić, ale praktyka serca jest łaską. Pan Bóg jej najchętniej udziela.
Po trzecie: nachodzić modlitewnie Pana, i nie wypuszczać Go, aż nie pobłogosławi i nie pójdzie z nami do osób, które nas zraniły i ranią.
Na nic nasze modlitwy i ofiary za cały świat, jeśli nasz „jest w cały świat”.
Jeśli więc przyniesiesz dar swój przed ołtarz i tam wspomnisz, że brat twój ma coś przeciw tobie, zostaw tam dar swój przed ołtarzem, a najpierw idź i pojednaj się z bratem swoim. Potem przyjdź i dar swój ofiaruj“( Mt 5, 24).
Doprecyzowanie: Ile razy pójdzie? Czy aż siedem razy? Nie, spokojnie…nie mówi, ze aż siedem razy, ale… siedemdziesiąt siedem razy. Za każdym razem. Zgubne jest roztrząsanie, przechowywanie i mutowanie uraz zadanych i przyjętych. Przebaczenie przyjęte i przekazywane da sobie radę z każdą formą zmutowanych krzywd.
Ale się tego uskładało! Zupełnie jak w życiu. A Pan Bóg, co do życia ma jasną relację: kocha je i się nim cieszy! I chce, abyśmy także my mieli je w obfitości.
Panie Jezu, otwórz nam umysły i serca, gdy stały się lochami. Daj, prosimy, łaskę przyjęcia Twojej uzdrawiającej mocy przebaczenia i nie dawaj nam spokoju, aż nie przekażemy jej z serca tym, którzy nas skrzywdzili.
Ksiądz Leszek Starczewski