Dobre Słowo 24.09.2011 r.
Wolni w swej kondycji
Niedawno ktoś mówił mi, że ilekroć w jego świadomości budzi się przekonanie, że poradził sobie już z jakąś słabością, z jakimś grzechem, tylekroć w tym upada. Czemu tak się dzieje? – Wydaje się, że odpowiedź jest jedna. Takie myślenie świadczy o braku kontaktu z realną kondycją, jaką mamy.
Gdy tłum już radził sobie z Jezusem, był pełen podziwu dla wszystkich czynów Jezusa, On mówi do swoich uczniów: „Weźcie wy sobie dobrze do serca te właśnie słowa: Syn Człowieczy będzie wydany w ręce ludzi”.
To nie jest postawa, którą reprezentowali faryzeusze, gdy – w relacji Ewangelisty Mateusza – widzieli uczniów na uczcie wśród celników. Oni jako pierwsi gasili radość związaną z tym spotkaniem. Postawa Jezusa nie ma nic wspólnego z postawą faryzeuszy. Nie jest to także postawa, która chce przygasić jakąś radość czy życie budzące się w ludziach pełnych podziwu. Jezus jest Tym, który przynosi radość – i to pełną radość – i chce, aby Jego owce miały życie, i to miały je w obfitości.
Słowa Jezusa bardzo konkretnie kontaktują Jego wyznawców z kondycją, w której są. Jezus bardzo dobrze zna naszą naturę, upadłą na skutek grzechu, i nieustannie nastawioną na pokusę następnych buntów, kolejnego zaślepienia, ciemności, zwątpienia, rezygnacji. Dlatego pokazuje przez swój styl życia i przez głoszone słowo, które staje się ciągle Ciałem, konkretnym czynem, że na tę naturę jest jeden sposób: przyjęcie krzyża, odrzucenie, żeby przez poświęcenie, trud, pracę, którą krzyż w sobie też niesie, zdobywać pełną radość i pełne życie. Żeby krzyża nie traktować jako miejsca, które przygasza, przybija człowieka, bo w tym miejscu umiera w nas to, co jest odrealnione, co sprawia, że mamy w sobie optymizm bardzo wątpliwej jakości bądź jednoznaczną rozpacz.
Trudno przyjąć to, co Jezus mówi w kontekście pełnego podziwu dla wszystkich Jego czynów, a także rozwoju całej Jego misji, który to rozwój staje się udziałem Jego uczniów. Lecz oni nie rozumieli tego powiedzenia; było ono zakryte przed nimi, tak że go nie pojęli, a bali się zapytać Go o nie.
Klasycznym przykładem jest tutaj Piotr. Po słowach Jezusa o tym, że będzie wydany w ręce arcykapłanów, odrzucony, trzeciego dnia zmartwychwstanie, Piotr bierze Go na bok i mówi: Niech Cię Bóg broni, nie przyjdzie to na Ciebie. Ten sam Piotr w Ogrójcu nie wyobraża sobie, że mógłby nie bronić Mistrza i doznaje wielkiego szoku, gdy Mistrz mu tego zabrania.
Taka klasyczna postawa, reprezentowana przez Piotra, jest w każdym z nas. Ilekroć odrealniamy się od tej kondycji, w której jest nasza natura, tylekroć wpadamy albo w jakieś uniesienia mające tylko cechę patetyzmu, oderwania od rzeczywistości albo zdołowania, niemające nic wspólnego z rzeczywistym stanem naszej kondycji odkupionej przez Chrystusa. Tam, gdzie pojawia się trud, zdaje się, że człowiek traktuje go jako coś nienormalnego. Tymczasem normalne podejście do naszej natury, do słabości, to wzięcie udziału w trudach i przeciwnościach znoszonych dla Ewangelii – jak pisze Apostoł Paweł w jednym ze swoich listów.
Prośmy Pana, aby spotkanie z naszą naturą, która ma w sobie podziw, a także strach, było osadzone w klimacie wiary w Chrystusowe zwycięstwo nad śmiercią, w Jego Paschę, czyli przejście ze śmierci do życia, przez krzyż do chwały. Prośmy Pana, aby słowo, które do nas mówi, dobrze trafiło do naszego serca, to znaczy tak, aby ukazywać naszą naturę – słabą, podatną na pokusy, upadającą, ale nieustannie dźwiganą przez łaskę, jaką przynosi Pan.
Błagajmy Go także o to, aby obecny w nas strach, lęki, które w nas są, nie były traktowane przez nas jako zagrożenie, ale jako miejsce spotkania ze słowem Pana w dialogu, żeby pokonywał w nas to, co sprawia, że boimy się z Nim rozmawiać bądź niedowierzamy, że ta rozmowa coś da.
Ksiądz Leszek Starczewski