Dobre Słowo 25.10.2010 r.
Bez wcześniejszych ustaleń
Boże, nasz Ojcze, Ty widzisz sytuację, w której teraz jesteśmy. Posyłasz nam swoje słowo przez Jezusa w Duchu Świętym, aby rozświetlić naszą rzeczywistość, byśmy czytali ją we właściwym wymiarze, w odpowiedniej perspektywie. Uczyń nas uległymi. Spraw to w naszych sercach i umysłach, abyśmy należeli do Ciebie, abyśmy byli oddani Tobie, Twojemu słowu, abyś mógł nas odczytywać, byśmy się cieszyli. Pan Bóg jest niekonwencjonalny, bardzo nietypowy w swoim przychodzeniu do człowieka, więc niezwykle istotne jest, abyśmy nie dali się zamknąć w jakichś ustaleniach i schematach, żebyśmy byli bardzo czujnymi wyznawcami przychodzącego do nas Pana Boga. Bo w chwili, której się nie domyślamy, i ze strony, z której byśmy nie przypuszczali, zawieje wiatr Jego pomysłów. Objawi się i da się rozpoznać.
Jeśli tylko ta świeżość i otwartość będzie w nas czujna, nie ma szans, żebyśmy się z Bogiem minęli. W szabat, z jednej z synagog, Jezus naucza i dostrzega kobietę od osiemnastu lat pochyloną w niemocy, w żaden sposób niemogącą się wyprostować. Od osiemnastu lat żyje pochylona ku ziemi przez ducha niemocy! Doświadczenie takiego stłamszenia, dobicia, kiedy – jak mówią młodzi – zaryło się glebę, kiedy zaryło się twarzą o ziemię ze swoimi zmartwieniami i problemami, musi się objawić też w sposób fizyczny. To, co nas tłamsi, da się rozpoznać po naszym zachowaniu, jest widoczne fizycznie.
Jezus dostrzega tę niemoc, po osiemnastu latach zmagań kobiety, i stwierdza, że nadszedł właściwy czas. Ciekawe, że ta kobieta nie prosi w jakiś spektakularny sposób. Jezus sam ją wydobywa. Ale skąd ją wydobywa? – Wydobywa ją gdzieś z synagogi. Moglibyśmy, odwołując się do wczorajszej Ewangelii, powiedzieć, że kobieta jest jak celnik stojący gdzieś z tyłu, który nie śmiał nawet oczu podnieść. Ona przyszła do synagogi. Jezus w tej synagodze naucza. Jezus daje słowo. Może to jest też zaproszenie dla nas, którzy słuchamy słowa i może go nie doceniamy albo mówimy: Rozważę dzisiaj to słowo, skoro się zobowiązałem... A to może być właśnie ta chwila.
Jeśli jest świeżość, jeśli jest chęć bycia wytrwałym, to nawet gdyby się okazało, że to nie jest jeszcze moje osiemnaście lat, po których ma przyjść uzdrowienie, nie ma szans, by Jezus tego nie zauważył. On wie, ile powinniśmy dojrzewać, jak długo powinno w nas coś dojrzewać. Choroba, zmartwienie, skaleczenie, musi mieć swoje osiemnaście lat, swą dojrzałość. Musi coś w nas dojrzeć. Nawet słabość, duch niemocy.
Z pierwszych wersetów dzisiejszej Ewangelii chce więc do nas trafić podwójne pouczenie. Po pierwsze: trwaj przy słowie i bądź w synagodze, przebywaj w świątyni rozważań. Bądź, módl się za księdza, żeby nie uciekł, żeby nie robił uników w głoszeniu słowa i nauczaniu. Po drugie, coś musi w nas dojrzeć. Może musi w nas dojrzeć to, że nic nam się nie chce? Jezus na pewno wie, kiedy to w nas dojrzało. I przychodzi w tym momencie.
Gdy Jezus ją zobaczył, przywołał ją i rzekł do niej: „Niewiasto, jesteś wolna od swej niemocy”. Włożył na nią ręce. – Gest tak rzadko stosowany przez księży, przez nas, modlących się: położyć dłoń i modlić się. – A natychmiast wyprostowała się i chwaliła Boga. Odkryła, od kogo otrzymała dar, jakby czekała w tym pochyleniu, poniżeniu, przybiciu – bo nie jest to stan, za którym człowiek tęskni. Wyprostowała się i chwaliła Boga.
Przywołanie Jezusa dokonuje się przez każde zaproszenie do tego, żeby – w przypadku księdza – głosić słowo Boże. W przypadku was, bracia i siostry, żeby słuchać słowa. Gdy jesteś na Mszy św. i nikt nie głosi słowa, to pamiętaj, że Jezus cię tym słowem przywołuje, żebyś szukał, a nie zwalniał się tym, że byłeś na Mszy i okazało się, że ksiądz nie głosił słowa. Może trzeba podejść do księdza po Mszy, poprosić, żeby następnym razem wygłosił słowo, zapytać, czy byłoby to możliwe. Jeśli nie, to szperaj, szukaj rozważań, żebyś mógł spotkać się z Panem w słowie. Nie zasłaniaj się – jak przełożony synagogi – przepisem, że byłeś na Mszy, czy innym spotkaniu. Szukaj dalej, bo Pan cię nieustannie powołuje i chce wyciągać. Ciągle potrzebujesz motywacji .
Lecz przełożony synagogi, oburzony tym, że Jezus w szabat uzdrowił, rzekł do ludu – to cykor jeden! Zamiast powiedzieć to Jezusowi twarzą w twarz, zwrócił się do ludu. Nieraz pewnie mieliśmy takie doświadczenia: gdy robimy coś dobrego, widzimy, że ktoś tego nie znosi, zazdrości nam i szemrze za plecami. Nie powie wprost, ale gada z tyłu. A może ty tak robisz, droga siostro, drogi bracie, drogi księże? Zapytaj siebie, czy ty tak nie postępujesz. Pan chce cię z tego uzdrowić. Pragnie ci powiedzieć: Jesteś od tego wolny. Mówię ci: nie szemraj, powiedz wprost. Pan chce cię od tego uwolnić.
Jest sześć dni, w które należy pracować. W te więc przychodźcie i leczcie się, a nie w dzień szabatu! Ot i mądrość przełożonego synagogi, człowieka, który powinien być pierwszym wskazującym na Jezusa. Powinien powiedzieć: To jest Jezus. Słuchajmy Go wszyscy. Będziemy tu siedzieć do rana. Co tam szabat! Bóg działa cały czas. Bóg chce uzdrawiać. – My też mamy ciągłe wątpliwości: Spotkać Boga? Tu? W czasie tych nudnych rozważań? Spotkać Boga dzisiaj, żeby mnie uwolnił? Co ty gadasz? Czemu dziś? Może w inne dni, jak będę się lepiej czuł? Jak będzie mi się bardziej chciało... No właśnie. Te nasze stereotypy i przekonania! Te nasze ustalenia i nastawienia, gdy idziemy na spotkanie z Panem, że dziś pewnie się nic nie zdarzy. – Cóż, odstoję, ale żeby coś się zdarzyło, musi mi się humor zmienić.
To Jezus cię zmienia. To Jezus cię zbawia, nie ty. O własnych siłach nic nie możesz uczynić. Jezus bardzo wyraźnie, przez postawę przełożonego synagogi, któremu zaraz powie coś, co ma też do nas trafić, chce przemieniać myślenie: Ojciec działa do tej chwili i Ja działam. To znaczy, że w szabat nie jest wyłączony. Odwołuje się do naturalnych zdolności, możliwości, a nawet do wrażliwości na potrzeby zwierząt. Żydzi taką wrażliwość mieli. W przepisach Prawa uwzględniali to, że trzeba napoić i nakarmić wołu i osła. To był obowiązek. Jezus pyta: A tej córki Abrahama, którą szatan osiemnaście lat trzymał na uwięzi, nie należało uwolnić od tych więzów w dzień szabatu? Obłudnicy, potraficie rozpoznawać pogodę. Wiecie, że kiedy idzie burza, trzeba zebrać pranie, a nie potraficie rozpoznać znaków, które daje Pan Bóg? Co z wami?
To jest z tobą, księże Leszku, siostro, bracie? Nie umiesz rozpoznać znaków czasu? Jak długo będziesz mówił, że nie umiesz, że nie wiesz? Ile tak będziesz truł się? Wiesz, co dziś Pan do ciebie mówi? – Jesteś wolny od swojej niemocy! Słyszysz, co do ciebie mówi? Czy dociera to do ciebie, czy rozglądasz się wkoło i patrzysz, do kogo to jest skierowane? A może przysypiasz, bo taki czas wybrałeś na rozważania? Obłudniku!
Bardzo ci dziękujemy, Panie, za to słowo. Bardzo. Jesteśmy miglance. Chowamy się w różnych stanach. Mówimy: Dzisiaj się nic nie stanie. Dzisiaj nic mi się nie uda. Nie ma odpowiedniego nastroju. Nie mam nastawienia. Kobieta z Ewangelii też nie miała „nastawienia”! Była zgięta do ziemi! Czy miała wielkie nastawienie na to, że ktoś jej pomoże?
Pan mówi do nas bardzo wyraźnie, odwołując się do naszych naturalnych zdolności. Chce działać w twoim życiu tu i teraz. Świątek, piątek – dla Mnie każde spotkanie z tobą jest świętem, jest szabatem. Jest wielką uroczystością. Każda chwila, każde poruszenie twojego serca, jest dla Mnie wielkim świętem. Nie tylko, kiedy się dobrze czujesz. Nie tylko, kiedy rozumiesz, co ten ksiądz tłumaczy. Każde spotkanie jest dla Mnie świętem – mówi Pan.
Na te słowa wstyd ogarnął wszystkich Jego przeciwników. Może weź teraz lusterko i zobacz, czy na twarzy rumieniec wstydu się pojawił, czy w sercu zaszczypało? A może cię coś zgięło z bólu? Może tak słowo Boże ma cię dotknąć. A może siedzisz i kompletnie nic cię nie rusza? I co teraz zrobisz? Będziesz się oskarżał? Może trzeba by się bardziej zbliżyć do tego słowa, poprosić: Panie, przywołaj i mnie. A może ma w tobie coś dojrzeć? Może właśnie tym nihilizmem, tym siedzeniem i czekaniem nie wiadomo na co, postawą: Bawcie mnie! Ksiądz nic nowego nie wymyślił – Pan chce cię przywołać do siebie?
Wstyd ogarnął wszystkich Jego przeciwników, a lud cały cieszył się ze wszystkich wspaniałych czynów, dokonywanych przez Niego.
Panie, dziękujemy Ci za to, że uwalniasz nas od niemocy, że twoje słowo ma taką siłę. Nie daj, byśmy to przespali. Nie daj, Panie, byśmy to słowo odczytali i później sięgnęli po coś innego, zapominając, co jest ważniejsze, co ma być na pierwszym miejscu. Uzdrawiaj nas, Panie. Dziękujemy ci za to, że jesteś bardzo cierpliwy wobec nas, niezwykle mądry i miłosierny – jeszcze bardziej, niż to możemy wypowiedzieć.
Kochany Panie Jezu, prowadź nas dalej, nauczaj nas dalej, nawet kiedy jesteśmy zgięci i w żaden sposób nie możemy się wyprostować – w naszych uczuciach, relacjach, toksycznych zależnościach. Uzdrawiaj nas, Panie, bo chcemy wyznać z całą odwagą, że jesteś Panem i Zbawicielem, i działasz w mocy swojego Ducha w tym słowie.
Ksiądz Leszek Starczewski