Dobre Słowo 03.11.2010 r.
Bez łaski to z nas takie nic
Panie, miłośniku życia, Ty znasz naszą relację do daru, jakim i dziś nas obdarzyłeś. Ty wiesz, jaka jest nasza relacja do tego etapu życia, w którym teraz jesteśmy. Dziękujemy Ci za to, że jesteś miłosierny i ilekroć widzisz, jak wybierając grzech jesteśmy oszukiwani i ranieni przez niego, tylekroć jeszcze więcej zsyłasz łaski, ponieważ kochasz nasze życie i chcesz je ciągle odnawiać swoim przebaczeniem. Prosimy, abyś mocą z wysoka chwycił nas teraz w swoje ramiona, abyśmy przy Tobie i Twoich słowach mogli odnaleźć pokój i bezpieczeństwo, którego nie daje świat, i abyśmy odnaleźli siebie, jako twoje dzieci.
To Bóg jest w was sprawcą i chcenia, i działania zgodnie z Jego wolą – mówi św. Paweł Filipianom i nam. Bardzo wielką ulgę niesie właściwe odczytanie tego słowa. Jakie jest właściwe? Zacznijmy od tego, jakie jest niewłaściwe. Niewłaściwe, to najkrócej mówiąc: Jakiego mnie stworzyłeś, Panie Boże, takiego mnie masz. To, że mi się nie chce, to Twój problem. Jeżeli nie działam zgodnie z Twoją wolą, to też jest Twój problem i rób sobie z tym, co chcesz. Owszem, jest to problem Pana Boga, ale nie tylko Jego. Właściwie Bóg ten problem już rozwiązał, bo nas wszystkich odkupił. Dar zbawienia jest do wzięcia. Jeżeli zabiegamy o zbawienie i przyjmujemy decyzje Boga, który chce nieustannie sprawiać w nas i chcenie, i działanie zgodnie z Jego wolą, czyli jeżeli przyjmujemy zbawienie, zabiegamy o nie, doświadczamy, jaką moc daje miłość, jakiej Jezus udzielił zbawiając nas.
Właściwe przyjęcie słów, że Bóg jest w was sprawcą i chcenia, i działania zgodnie z Jego wolą, niesie ulgę. Właściwe oznacza, że ilekroć odkrywam, że nie mam na wykończenie domu, że nie potrafię rozprawić się ze zniechęceniami i grzechami dwukrotnie silniejszymi niż moje możliwości, tylekroć mam biec do Boga i błagać Go: Spraw we mnie i chcenie, i działanie zgodnie z Twoją wolą! Twoją wolą jest, abym przez to przeszedł, abym dokończył tę budowę, abym rozprawił się z armią wrogich myśli, skojarzeń, sytuacji, osób. Tak. To jest właściwe odczytanie: Mam biec do Boga, aby On sprawiał w nas i chcenie, i działanie.
Czy On sprawi to magicznie? Oczywiście, że nie. Pan Bóg chce wysłuchać każdego szemrania i powątpiewania obecnego we mnie. Pragnie wysłuchać każdej bezsilności, która sprawia, że chcąc coś zbudować, np. wieżę, nie obliczyłem wydatków, nie mam na jej wykończenie i staję się pośmiewiskiem wszystkich. Chce wysłuchać tego, że nie obliczyłem, że nie mam na wykończenie, że brak mi sił. Chce tego wysłuchać do końca, abyśmy wycisnęli przed Nim do ostatniej kropli krwi, potu – tak jak Jezus w Ogrójcu – całą trwogę, niemoc.
Jeżeli moc w słabości się doskonali, to słabość trzeba przynieść, ze słabością trzeba się zwrócić do Mocnego. Jeżeli grzechy potrafią nas pokaleczyć i wzmóc się tak, że zniekształcą nam obraz świata i Boga, to jeszcze obficiej rozlewa się łaska, ale z tym grzechem trzeba przyjść. Trzeba się wyrzec wszystkiego, co posiadamy. W takich chwilach szczególnie.
Co to znaczy wyrzec się wszystkiego, co się posiada? Co to znaczy wziąć swój krzyż? – To znaczy wziąć całą swoją bezsilność i nie gardzić nią. To, że się nie posiada nic, poza łaską Bożą, jest naszą wielką siłą. Wobec łaski Bożej jesteśmy niczym. Nasz krzyż jest ogromną siłą, gdy go bierzemy i przynosimy do Jezusa. Wtedy staje się wielką mocą i niesamowitą przestrzenią wolności. Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia. Kiedy mnie umacnia? – Gdy Mu na to pozwolę. Stanę i powiem, że zachowałem się jak palant, zachowałam się jak kretynka, pokładając ufność w sobie, traktując Boga jak jakiegoś dłużnika, który musi spełniać moje wymagania. Nie zbudowałam nic. Jestem przedmiotem drwin wewnętrznych – słyszę w sobie, jak kpię z siebie – oraz zewnętrznych, bo okoliczności, wydarzenia i ludzie udowadniają mi, krok za krokiem, oddech za oddechem, że nic nie znaczę. Tak się zachowałem, taką mam wartość bez Ciebie i przychodzę Ci o tym powiedzieć. Chcę to wypłakać, wykrzyczeć do końca. Aż stanie się to, od czego zaczęliśmy te rozważania, że doświadczę wielkiej ulgi, odkrywając, że Bóg jest w nas sprawcą i chcenia, i działania.
Ani ojciec, ani mama, ani mąż, ani żona, ani dzieci, ani bracia, ani siostry, nie dadzą mi tej mocy. Tylko Ty możesz mi ją dać. Tylko Ty masz tak pojemne Serce i tak potężną miłość. Moi bliscy, których kocham i cenię, bez których czuję się często samotny, opuszczony, pozbawiony bezpieczeństwa, nie dadzą mi tej siły, którą od nich chcę często zyskać, czy nawet czasem wyssać. Tylko Bóg może dać tę siłę.
Zrozumiałe stają się słowa Jezusa: Jeśli kto przychodzi do Mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto i siebie samego, nie może być moim uczniem.
Ktoś zauważył, że można być słuchaczem wykładów, ale nie studentem profesora. Można przebywać w namiocie króla, który toczy bitwę, i nie być żołnierzem.
Tak więc siostry, bracia, księże Leszku, któremu i dziś Pan Bóg dał wielką łaskę, że może głosić słowo, nie na podstawie naszych czynów i nie na podstawie tego, że coś dobrego dziś zrobiliśmy, możemy spotykać się z Bogiem, tylko dzięki miłości – większej, niż mają nasi najbliżsi, niż doświadczamy od osób, które dają nam poczucie bezpieczeństwa.
Tak więc nikt z was, kto nie wyrzeka się wszystkiego, co posiada, nie może być moim uczniem. Nie możesz być uczniem Jezusa, to znaczy, nie możesz doświadczać tej miłości, którą ma dla ciebie. Nie da rady.
Panie, dziękujemy Ci za to, że nie chcesz, abyśmy się męczyli, czy cieszyli tylko sobą. Nie jest tak, że krzyż to wszystko, co masz nam do powiedzenia. Nie jest tak, że wypłakanie, to wszystko, co może się nam przydarzyć w życiu, bo to służy tylko jednemu – doświadczaniu coraz większej miłości.
Dziękujemy Ci, Jezu, za to, że Twoja miłość nie skończyła się wczoraj o dwudziestej, nie skończyła się z ostatnim popełnionym grzechem moich sióstr, moich braci, tylko ciągle się zaczyna, bo Ty ciągle zaczynasz od nowa budować w nas miłość.
Ksiądz Leszek Starczewski