Dobre Słowo 09.11.2010 r.
Znak nowej świątyni
W dzisiejszej Ewangelii czytamy: Uczniowie Jego przypomnieli sobie, że napisano: „Gorliwość o dom Twój pożera Mnie”. W innym miejscu Pan Jezus powiedział swoim uczniom, że przyszedł przynieść na ziemię nie pokój, ale miecz. Przyszedł na ziemię, aby przynieść ogień i bardzo pragnął, żeby ten ogień jak najszybciej zapłonął. Przyszedł, żeby zostać ochrzczony i pragnął tego chrztu z całego serca.
Gorliwość o dom Twój pożera Mnie. – To Bóg mówi o sobie samym, o gorliwości, której tak często nam brakuje. Męczymy się, gubimy tę gorliwość. Nużymy się. Przyzwyczajenie, rutyna, nuda mogą nam odebrać bądź osłabić gorliwość. Serce naszego Boga jest zawsze gorliwe.
W dzisiejszej Ewangelii Pan Jezus w sposób zdecydowany kończy ze starym, żeby zacząć nowe. Koniec ze świątynią, w której ofiarowano zwierzęta. Koniec ze starym Prawem. Koniec z tym, co święty Paweł nazwał pedagogiem, wychowawcą, co dla nas jest Starym Testamentem. Jezus przyszedł uczynić ten znak, na który lud czekał od zawsze, od stworzenia świata, od stworzenia człowieka, odkąd człowiek musiał się wynieść z raju. Przyszedł okazać znak ostateczny: Zburzcie tę świątynię, Ja w trzech dniach wzniosę ją na nowo. Także wszystkie gesty wykonane przez Jezusa w świątyni tłumaczą się właśnie pragnieniem wzniesienia nowej świątyni, bo stara jest już niepotrzebna. Stara już niczemu nie służy.
Ofiary Starego Testamentu składali i Maryja, i Józef. Mały Pan Jezus dołączał się do tego. Teraz nadchodzi moment, w którym zostanie wzniesiona nowa świątynia. Wszystko się zmieni. Tylko czy to, czego Bóg dokona ostatecznego, znajdzie odpowiedź w sercach ludzi? – Mamy nadzieję, że tak. Kościół, który Jezus stworzył wokół siebie, apostołowie, ludzie, co w Niego uwierzyli, zostali przy Nim, chociaż uciekli w momentach trudnych, potem znowu przyszli, pokornie uznając swoją słabość, swój grzech. Kościół odpowiedział na znak nowej świątyni.
Wszystko prowadziło do tej nowej świątyni. Każdy prorok, każdy dar, każda wizja, każdy sen, każde dzieło, które Bóg w swojej mocy wykonał w czasie historii Izraela dla swojego świętego ludu – wszystko to miało prowadzić do tego nowego znaku. Nie oznacza to, że ofiary ze zwierząt, palenie ich wnętrzności, było czymś złym. Nie było skuteczne. To wszystko miało podprowadzić pod Jezusa Chrystusa – pełnię objawienia. I teraz Syn Boży patrzy na lud, który nie używał dobrze starego Prawa. Nie nam sądzić Żydów. Nie nam oburzać się na tych, którzy nie uwierzyli w Chrystusa. Ale ile razy Pan Jezus tym, co mieli w ręku stare Prawo, musiał powiedzieć, że są fałszywi, że są hipokrytami! Sami nie wchodzą, sami nie poznają i innym poznać nie dają. Dar Boga, jakim było pierwsze Przymierze, w wielkim stopniu został zaprzepaszczony przez tych, którzy nie zrozumieli Boga.
Ile razy Pan Jezus musiał powiedzieć: Wolę wasze miłosierdzie, niż ofiary. Ilu proroków zginęło, przepowiadając tę samą prawdę, że lud tych darów Bożych nie rozumiał i że często nie były one skuteczne. Bóg, który prowadził swój lud do końca, do pełnego pojednania ze sobą, dostrzegał, że ofiarowane dary nie były skuteczne, ponieważ grzech spowodował w człowieku oddalenie i takie konsekwencje, że człowiek odrzucił swojego Boga.
Ewangelia, która jest naszym światłem, świadczy o tym. Syn Boży został ukrzyżowany. Nie tylko robotnicy wysłani przez właściciela winnicy zostali ukamienowani, pozabijani. Syn właściciela, ten, który odziedziczył wszystko, też został zabity. Taki jest grzech w człowieku. Tak ogromną ma siłę. Oślepiającą, oziębiającą serce. Wyrywającą miłość Boga, obraz Boga z serca człowieka. Niełatwo jest przyjąć prawdę o Bogu. Wielu jest wezwanych, mało wybranych.
Koniec zatem ze starą świątynią. Pan Jezus w sposób „skandaliczny” uczynił gest starej świątyni, bo On przyszedł w ogromie swojej gorliwości wybudować nową świątynię, to znaczy ostateczne spotkanie z Bogiem. Przestrzeń, w której człowiek spotyka Boga.
Święty Paweł mówił o tej przestrzeni w kontekście swego nawrócenia, swojej wiary, tego, co było sensem jego istnienia: Moje życie odtąd jest życiem wiary w Tego, który umarł za mnie. Umiłował mnie i siebie samego wydał za mnie. Święty Paweł wszedł do nowej świątyni. Tak go uderzyła miłość Jezusa, która naprawdę zmienia sumienia. Wszystkie ofiary Starego Testamentu mogły być miłe Bogu, gdy ofiarowywano je z czystością, uczciwością, miłością, wiarą, ale nie były w stanie zmienić sumienia człowieka. Przyszedł czas na nową świątynię. My żyjemy w tym czasie. Ofiarą, której Bóg chce, jest Jezus Chrystus. Ta ofiara nie jest spalana ogniem materialnym, który zstąpił z nieba, był przechowywany w świątyni i trawił zwierzęta, ich mięso, tłuszcz i wnętrzności. Tym ogniem jest Duch Święty, który strawił Jezusa Chrystusa na Krzyżu. Ta ofiara zmienia sumienie. Dokonuje przemiany serca. Ta ofiara, złożona nie ze zwierzęcia, ale z samego siebie, przemieniła Jezusa Chrystusa. Jak mówi List do Hebrajczyków, uczyniła Go doskonałym. Doskonałym w posłuszeństwie.
Duch został potem, w momencie śmierci, przekazany uczniom. Gdy Jezus westchnął ostatni raz, oddał Ducha uczniom. Mamy dostęp do nowej świątyni. Nie przychodzimy do Boga z jakimiś ofiarami ze zwierząt, żeby Mu je ofiarować. Przychodzimy, aby sami być ofiarami. Łączyć się z ofiarą, której Bóg pragnie – z Jezusem Chrystusem.
Duch Święty jest płomieniem, który może nas strawić. Ma taką moc. Pozwólmy Mu na to. Duch Boży, otrzymany w momencie chrztu świętego, nigdy nas nie opuścił, jest w nas nawet w momencie najgorszych grzechów, bo Bóg jest wierny. Jezus umiłował nas aż do śmierci. Nawet wtedy, kiedy zwróciliśmy się przeciwko Niemu, gdy Go zabiliśmy, On nie odwrócił się od nas, modlił się za nas: Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią. Nie zabrał nam swego Ducha mówiąc, że nie jesteśmy Go godni. Ten Duch pozostał w nas. Zasmucamy Go naszymi grzechami, ale On od nas nie odejdzie, bo miłość Boga jest wierna.
Dziś Jezus mówi o świątyni swego ciała. My też jesteśmy świątynią Ducha Świętego, złączeni z Chrystusem, będąc razem z Nim ofiarą. O to też modlimy się w każdej Mszy Świętej, może nie zawsze zdając sobie z tego sprawę. W czasie modlitwy eucharystycznej modlimy się między innymi o to, aby być w Jezusie Chrystusie jednym duchem i jednym ciałem. Nie jest to absolutnie w pierwszej kolejności modlitwa o jedność między nami, ale o jedność z Chrystusem. Aby nasz duch był złączony z Chrystusem. Aby nasze ciało było złączone z Jego Ciałem. Bo tylko w ten sposób wody przychodzące spod progu świątyni i przynoszące życie mogą uzdrawiać, mogą ofiarować życie, mogą zbawiać, mieszając się ze słonymi wodami, które spotykają na swojej drodze.
Czysta woda wychodząca ze świątyni daje życie niezliczonym rybom, zwierzętom, drzewom rodzącym owoce, w których znajduje się lekarstwo. Owoce będą służyły wszystkim stworzeniom za pokarm, a ich liście za lekarstwo – bardzo piękna wizja. Te wody muszą się zmieszać z wodami śmierci. I właśnie po to przychodzimy do Chrystusa – aby On się zmieszał z naszymi wodami śmierci, z naszym śmiertelnym ciałem, z naszym grzesznym duchem.
Mówi o tym święty Paweł. On – bluźnierca, prześladowca – opowiada o swoim nawróceniu, o życiu wiary. Mówi o swoim życiu apostoła, chrześcijanina: Moje życie jest życiem wiary w Tego, który mnie umiłował i samego siebie wydał za mnie.
W momencie śmierci Jezus jest żywą wodą. Przypominamy sobie Jego otwarty bok, z którego wypływa krew i woda, symbole sakramentów. Poprzez sakramenty czystość Chrystusa miesza się z naszą śmiertelnością – właśnie w tym momencie, kiedy Chrystus nie odrzuca grzesznika, ale modli się i oddaje za niego. Daje mu się w ręce: Bierzcie i jedzcie. Bierzcie i pijcie. To jest moje Ciało. To jest moja Krew. One są dla was. Chrystus miesza się, jak czysta woda ze świątyni, z wodą śmierci. I my, którzy szliśmy ku śmierci, w ten sposób jesteśmy zbawieni.
Błogosławmy Pana za Jego nieskończoną dobroć, za niewyczerpaną miłość. Błogosławmy Pana za to, że żyjemy w czasie drugiego, ostatecznego Przymierza. We Krwi Syna Bożego, Jezusa Chrystusa, Pana naszego.
Ksiądz Cezary Krzyżyk