Dobre Słowo 17.11.2010 r.
Jeszcze wspanialszy
Z pewnością kojarzycie taką reklamę, kiedy do małżeństwa przychodzi w odwiedziny grupa koleżanek i kolegów. Gospodyni prowadzi koleżanki do pomieszczenia, w którym trzyma buty. Dziewczyny się cieszą, ale okazuje się, że znacznie większy jest zachwyt w drugim pomieszczeniu, gdzie gospodarz zaprowadził swoich kolegów i pokazał im całe zaplecze „browarów”.
Zapewniam was, że święty Jan, przemawiający dzisiaj do nas z Apokalipsy, kiedy pisze: Doznałem natychmiast zachwycenia, przewyższa jednych i drugich tym, co zobaczył. A co zobaczył? – Zobaczył Boga po trzykroć świętego, jak śpiewaliśmy w psalmie. Po trzykroć świętego to znaczy niezawodnego – takiego, który się nie wyczerpie. Buciki się zużyją, buteleczki się opróżnią, natomiast Bóg ani się nie zużyje, ani się nie opróżni. Jest nieustannie niezawodny i nieodwołalnie zakochany w każdym człowieku. Takiego Boga zobaczył Jan i powiedział: Doznałem natychmiast zachwycenia. Po co on nam o tym mówi? Żeby nas zachęcać do poznawania Boga, który zachwyca.
Może zrodzić się jednak pytanie: Jeżeli mnie dziś Bóg nie zachwyca, to w czym jest problem? Mogą być przeróżne powody tego, że Bóg nas nie zachwyca lub tego, że nawet nie chcemy o Nim słyszeć. Jeśli ktoś uczciwie podchodzi do tego, co się w nim dzieje i nagle słyszy, że Bóg zachwyca – bo tak mówi Pismo Święte, Księga Objawienia – to jest zaproszony do przyjrzenia się tym powodom. Po co? – Trudno jest żyć ciągle zamulonym i zamulając innych. Trudno być gderą, sknerą, narzekającym, siedzącym z założonymi rękami i czekającym na to, że ktoś coś zmieni.
Jakie powody tego, że można być niezachwyconym Bogiem, podaje dzisiaj Ewangelia? Pierwszym, zasadniczym powodem jest wściekłość, którą można w sobie odkryć, kiedy nagle okazuje się, że Bóg jest niezawodny a ja jestem zawodny. To denerwuje. Zobaczcie, jak często kontrolujemy ludzi, którzy na pierwszy rzut oka wydają się zaradni, w czymś dobrzy. Przyglądamy się: Nie, on na pewno będzie w czymś niedobry, na pewno mu się noga gdzieś podwinie. Ja poczekam. Często jesteśmy bardzo podejrzliwi, wściekli, że my zawodzimy i chcemy siebie przekonać, że ten ktoś też jest zawodny.
W pierwszej parafii, na której pracowałem, pewien młody człowiek bardzo mocno uwikłał się w nałóg alkoholowy. Sam już nie chciał pić, ale był za słaby. Potrzebował terapii. Poszedł na nią i dotrwał do końca. Wrócił do swojego środowiska, nawet zaczął chodzić do kościoła, ale nagle pojawiły się osoby, które komentowały: Patrz, przychodzi do kościoła. Zobaczymy, ile wytrwa. Niestety, po pewnym czasie ten człowiek pękł. Potrzebna była następna terapia. Ktoś mu odebrał wiarę w siebie. Ktoś mu podciął skrzydła. Nie otrzymał wsparcia, gdy go potrzebował.
Powodem tego, że nie fascynuje nas Bóg, może być wściekłość na siebie lub to, że ktoś nam chce odebrać nasze pójście pod prąd, próby przełamania tego, co jest dla nas balastem i oporem, a my często się na to zgadzamy.
Kiedy człowiek wzrasta? Kiedy staje się silniejszy? – Wtedy, kiedy walczy. Św. Augustyn mówi: Dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą. Nawet jakbyś ponosił porażki, przegrywał, wikłał się w jedno i to samo, jeżeli walczysz, to jesteś zwycięzcą.
Komuś jednak koniecznie zależy na tym, żebyśmy nie walczyli, nie wracali, nie zaczynali ciągle od nowa. Komu? Naszemu wrogowi – wrogowi zbawienia, który nie chce, żebyśmy się zachwycali Bogiem. Chce żebyśmy postrzegali Boga tak, jak współobywatele postrzegali pewnego człowieka szlachetnego rodu z dzisiejszej Ewangelii. Chce, żebym postrzegał Boga jako kogoś, kogo nie chcę w swoim życiu, bo jest niezawodny, a ja jestem zawodny, nie dorastam Mu do pięt i dlatego myślę, że lepiej z Nim nie trzymać.
Tymczasem ten niezawodny Bóg, po trzykroć święty, który zachwyca, przychodzi do nas nieustannie, by powiedzieć: Ja jestem niezawodny, aby tobie pomagać, byś mógł ciągle wstawać. Potrzebujesz nieustannie wsparcia i Ja ci je będę dawał, tylko przychodź po nie.
Niektórzy mają taką wiedzę, że jak ją przedstawiają, to lepiej do nich nie podchodzić, bo tak się z nią noszą. Bóg się nie obnosi, ale swoją wiedzę, miłość i całość sił wykorzystuje dla nas i dla naszego zbawienia. To nie jest ktoś, kto staje nad nami i krzyczy: Tego nie wiesz?! Kim ty w ogóle jesteś? Ile ci będę to tłumaczył?! Nie mówi tak nigdy! Za każdym razem prosi: Wróć. Taki jest Bóg – niezawodny.
Poza wściekłością i naszymi oporami jest jeszcze inny powód. Mówi o nim przypowieść Jezusa. Pan odwołuje się w niej do pewnego wydarzenia, które miało miejsce w historii. Otóż król Herod Wielki miał trzech następców: Heroda Antypasa, Filipa i Archelaosa. Ci trzej, po śmierci Heroda Wielkiego, mieli przejąć władzę. Ponieważ jednak byli pod okupacją rzymską, musieli udać się do Rzymu, żeby ktoś nadał im godność królewską. Jezus odwołuje się do wydarzenia historycznego. Jego słuchacze wiedzą, o co chodzi. Gdy część Żydów dowiedziała się, że Archelaos rusza, żeby otrzymać godność królewską, wysłała do Rzymu poselstwo z informacją: Nie chcemy go na króla. Jednakże cesarz chciał zagrać na nosie Żydom, więc powiedział: Oczywiście, że on będzie rządził nad wami.
Jezus zatem odwołuje się do pewnego wydarzenia, które miało miejsce, żeby przekazać coś znacznie ważniejszego niż ta historia. Chce przekazać prawdę o tym, że tak, jak ci słudzy, na czas zdobywania godności królewskiej przez jednego z synów Heroda Wielkiego, dostali po minie i mieli nimi rozporządzać, tak każdy z nas otrzymał to, co jest potrzebne do tego, żeby był szczęśliwy. Każdy z nas. To jest niewiele, to są drobne rzeczy, bo życie składa się z drobiazgów, chociaż drobiazgiem nie jest. Każdy z nas otrzymał też jakiś czas, żeby tym rozporządzać.
Ten szlachetny człowiek poleca: Zarabiajcie nimi, aż wrócę. Nie daje sługom żadnych wskazówek. Zarabiajcie nimi, aż wrócę. Bądźcie kreatywni. Nie gaście waszej kreatywności, nie gaście marzeń. Pozwólcie im działać i rozwijać się. Kiedy ten człowiek wraca, okazuje się, że pierwszy sługa tak się rozkręcił, że jego mina przysporzyła dziesięć min. Jakaś drobna rzecz, przysporzyła mi dziesięć następnych drobnych rzeczy. Sługa ten otrzymuje dziesięć miast. Otrzymuje znacznie więcej niż to, czym rozporządzał, bo w drobnych rzeczach był w porządku i umiał doceniać drobiazgi.
Jeśli w przyjaźni umiem doceniać drobiazgi, to ta przyjaźń będzie się rozkręcała. Natomiast jeśli czekam na jakieś wielkie halo, na wielkie nastroje, to trzeba na samym starcie sobie powiedzieć, że z tej przyjaźni niewiele będzie, jeśli nie doceniam drobiazgów.
Drugi sługa przychodzi i mówi, że ma następne pięć min. Operował drobiazgami, a teraz otrzymuje władzę nad pięcioma miastami.
W końcu trzeci sługa przychodzi i mówi: Panie, tu jest twoja mina, którą trzymałem zawiniętą w chustce.
Zawsze drżę, gdy czytam o tym trzecim słudze, gdyż czuję, że każdy z nas, i ja też, może mieć coś na sumieniu. Dalej sługa się tłumaczy: Lękałem się bowiem ciebie, bo jesteś człowiekiem surowym: chcesz brać, czegoś nie położył, i żąć, czegoś nie posiał. Krótko mówiąc: Wiem, że wierzysz w moją kreatywność, a ja się boję w nią wierzyć. Lękałem się. Wiem, że jesteś kimś, kto mi niczego nie rozkaże, tylko daje możliwości, żebym się rozwijał. Boję się tego, że Ty wierzysz we mnie, bo ja jestem zawodny. Ten sługa zainwestował w strach, a nie w kreatywność. Po prostu żywił strach. Kiedy zaczynamy żywić strach, strasznie ten strach się rozstraszni i zaczyna w nas działać, a ponieważ boimy się do tego przyznać, dlatego go kamuflujemy. Udajemy kogoś, kim nie jesteśmy, żeby nie wyszło, że się tak naprawdę boimy.
Wydawać by się mogło, że takiemu człowiekowi trzeba pomóc, ale jego czas minął. Król mówi: Według słów twoich sądzę cię, zły sługo. Uwierzyłeś, że taki jestem, to niech ci się stanie według twojej wiary. Jeżeli wierzysz, że się mszczę, że jestem kimś, kto cię gasi, niech ci się stanie. Po prostu makabra. Jeśli wierzysz, że jestem Bogiem, który nie wybacza, niech ci się tak stanie.
Jakie to jest ostrzeżenie dla nas wszystkich? – Jaki masz dzisiaj obraz Pana Boga? Jaki ja mam obraz Pana Boga? Przyjdzie moment, że usłyszymy: Według słów twoich sądzę cię. Nie wyciągam poprzeczki za wysoko, nie oczekiwałem od ciebie, żebyś fruwał, skoro nie dałem ci skrzydeł, ale niech się stanie według twoich słów: jeżeli uwierzyłeś w to, że jestem Bogiem, który chce cię zastraszyć i tylko czeka, żeby ci pokazać, że jesteś do niczego, to niech ci się stanie według twoich słów.
Boże, jak tu trzeba dbać o to, żeby mieć zdrową wiarę! Jak ta przypowieść nas ostrzega przed tym, żebyśmy nie wierzyli w głupoty, nie wierzyli w to, że Bóg się na nas mści, że chce naszego nieszczęścia, a jak wymaga, to pragnie naszego zła. Może bowiem przyjść taki moment, jak w tej przypowieści, że usłyszymy: Według słów twoich sądzę cię, sługo zły.
Jeszcze jeden motyw. Czytamy dalej: Odbierzcie mu minę i dajcie temu, który ma dziesięć min. Szok. Panie, ma już dziesięć min, co Ty w ogóle robisz? Gdy się czyta ten tekst dosłownie i tylko według swojego pojęcia sprawiedliwości, to jest to, krótko mówiąc, niesprawiedliwe. Ten ma dziesięć min i jeszcze dostanie jedną, a tamten ledwo tę jedną przechował w chusteczce i jeszcze mu zabiorą. To jest niesprawiedliwe według naszego pojęcia sprawiedliwości. A jakie jest Boże pojęcie sprawiedliwości według Ewangelii? – Jeśli nie chciałem zainwestować nawet w kreatywność, jeśli nie miałem czegoś, co sprawiało, że ryzykowałem i szedłem pod prąd, to tracę już wszystko. Po prostu wszystko. Jeżeli nawet tego pierwszego kroku nie chciałem robić, nie próbowałem zaczynać od nowa, to ja po prostu tracę wszystko. Stąd nie jest to niesprawiedliwość, tylko sprawiedliwość: każdemu, kto ma, kto podejmuje ryzyko, kto inwestuje w kreatywność, kto się przebija przez wszystkie przeszkody, wściekłość i ograniczenia, kto nie chce wierzyć w Boga, który się mści, ale w Boga, co nieustannie podnosi i przebacza – temu będzie dodane. Do tej kreatywności zachęca nas dzisiaj Boże słowo.
Jeden protestant opowiadał o takim zdarzeniu. Do profesora na uniwersytecie przyszedł młody człowiek i powiedział: Ja nie wierzę w Boga, na co profesor zapytał: A w jakiego Boga nie wierzysz? Po krótkiej rozmowie stwierdził: Aha, to ja też w takiego Boga nie wierzę.
Dzisiaj Ewangelia zachęca nas do tego, żebyśmy podejmowali ciągle na nowo trud budowania naszej wiary w prawdziwego Boga, który zachwyca jeszcze bardziej niż te zachwyty, które gdzieś po drodze w życiu się nam przytrafiły. Zachęca nas, żebyśmy dbali o zdrową wiarę, abyśmy na koniec, gdy usłyszymy słowa: Według słów twoich sądzę cię, okryli, że Bóg jest jeszcze wspanialszy, niż uwierzyliśmy. To jest możliwe. To działa w drobnych rzeczach, dzień za dniem, kroczek za kroczkiem, oddech za oddechem, weekend za weekendem – w każdej chwili.
Ksiądz Leszek Starczewski