Dobre Słowo, 25.11.2010 r.
Miłość zawsze trwała
Jacques de Bourbon de Busset, zmarły w 2001 roku pisarz, pisał w swoim dzienniku o ogromnej we współczesnym świecie potrzebie odkrycia miłości namiętnej i trwałej. Walczył on z pewnym stereotypem, że małżeństwo jako instytucja, związek mężczyzny i kobiety, musi być czymś przelotnym, w przeciwnym wypadku będzie nudne. Na przykład piosenka do filmu „Och, Karol” mówi, że wierność jest nudna.
Jacques de Bourbon z ogromnym oddaniem kochał swoją żonę (nazywał ją pieszczotliwie lwem), doświadczał miłości wiernej, trwałej, mającej zarazem w sobie żarliwość i namiętność wzajemnego, coraz głębszego, oddania. Pisał, że to właśnie jest ocalenie świata, że poza taką miłością powstaje wiele ruin, związków przelotnych, chwilowych, opartych tylko na jakimś ideologicznym zapale. Wiele ludzkich przedsięwzięć, zbudowanych na pysze, narcyzmie, nienawiści albo na innych namiętnościach, to są dzieła nietrwałe. I choćby nam się wydawało, że trwa to długo, to jednak kresem ludzkich dzieł, niemających wewnątrz siebie tego serca, którym jest miłość wierna, trwała i pełna żaru, jest rozsypka.
Taki obraz dzisiaj pokazuje nam Apokalipsa. Babilon – apokaliptyczne miasto tętniące życiem – zostaje w pewnym momencie osądzone. Niewiele z niego zostaje – kamień na kamieniu – a w pewnym momencie się rozsypuje. To, co wydawało się trwałe, mocne, z ogromnymi wpływami, oddziaływaniem, nagle zostaje rozwalone. Staje się kryjówką wszelkiego ducha nieczystego i ptaka nieczystego budzącego odrazę.
Podczas pobytu w Nowym Jorku, gdzie wybrałem się po rekolekcjach w Chicago, przeszedłem Dziewiątą Aleją cały Manhattan. Gdy wracałem, było już ciemno. Potem opowiadałem braciom, którędy wiodła moja trasa powrotna. Okazało się, że o tej najciemniejszej porze spacerowałem przez Bronks. Bracia stwierdzili: No, chłopie, miałeś szczęście! Tam się lepiej nie zapuszczać, zwłaszcza wieczorem.
Z dzisiejszych słów Apokalipsy wypływa dla nas Dobra Nowina: wszystkie dzieła podszyte nieczystymi intencjami, niezbudowane na Boskiej miłości, dającej się przeniknąć, zawsze trwałej i oddanej, ponoszą klęskę. Upada tak rozumiany Babilon. To jest Dobra Nowina dla nas.
Ale ten upadły Babilon ma swoje zakamarki, gdzie się gnieżdżą różne siły nieczyste. W ruinach mają swoje speluny snajperzy. Strzelają ognistymi pociskami. Jak się zapuszczamy w takie rejony, to nie dziwmy się, że oberwiemy. Takim rejonem upadłego Babilonu są wszystkie intencje różnych podejmowanych dzieł, zbudowanych nie na miłości i pragnieniu dobra, ale na przykład na tym, żeby zabłysnąć, zaistnieć, komuś się pokazać.
„Duchowym Bronksem” w ruinach Babilonu, w który włazimy i obrywamy na własne życzenie, jest cały świat naszych zaniedbań: zaniedbań modlitwy, słuchania słowa, spowiedzi, zaniedbań w otwieraniu się na łaskę miłosierdzia Bożego. Wszystkie duchowe zaniedbania – to jest właśnie miejsce niebezpieczne, do którego się zbliżamy na odległość strzału. Nie dziwmy się, że on padnie, a my oberwiemy.
Obszarami, gdzie stajemy się łatwym celem strzeleckim, są wszystkie nasze małe uległości wobec różnych pokus. Wydaje się, że coś jest jeszcze niewinne, ale tak naprawdę, ulegając pokusie, już wchodzimy na terytorium, gdzie łatwo oberwiemy.
To jest z jednej strony obraz rozpadającego się świata, niezbudowanego na miłości otwartej na Boga, na prawdzie, której On jest źródłem, a z drugiej strony okazuje się, że pośród tych ruin dokonuje się inny ruch, inne dzieło, a mianowicie uczta godów Baranka. W tym wciąż rozpadającym się świecie, który oczywiście bywa groźny i wciąż wpływowy, jesteśmy zaproszeni na dzieło trwałe – na ucztę godów Baranka.
To miejsce promieniujące radością – uczta oznacza radość – wspólnie przeżywaną, nie jakąś samotną, ukrytą. W słowach piosenki Lecha Janerki – lubię się zaszywać, lubię nadużywać, szukam wciąż okazji i je mam. Jezu, jak się cieszę, z tych króciutkich wskrzeszeń – mamy jakiś rodzaj radości małej, przeżywanej w pojedynkę, ludzie odbywają swoje różne rytuały generujące małe radości.
Natomiast obraz godów Baranka przynosi radość wspólnie przeżywaną. Z czego? – Z tego, że ci, którzy obdarzyli się wzajemną miłością, wiążą się w nierozłączny związek, trwałą relację przenikniętą miłością. Wiążą się w piękny, uszczęśliwiający związek, który będzie związkiem płodnym. I to jest drugi obraz podawany dzisiaj przez słowo.
Wykrzykujcie z weselem na cześć Pana wszystkie ziemie, stawajcie z okrzykami radości – to jest radość oglądania godów Baranka, tego wesela, ślubu, który dokonuje się w rozpadającym się świecie. Gody Baranka, uczta trwałej miłości z Bogiem, wiecznego przymierza, dokonuje się podczas każdej Eucharystii. To tutaj przeżywamy wspólną radość. To tutaj jesteśmy zarazem oblubienicą, którą Pan zaślubia. I składa obietnicę, że wybiera nas na zawsze. Pyta w swoim słowie, kierowanym do nas na każdej Eucharystii, czy my także pragniemy oddać Mu się na zawsze, oddać Mu się cali.
Pan mówi: Ja się tobie już daję i cała Eucharystia jest oddaniem. Zarazem jest pytaniem: Czy ty pragniesz przyjąć Mnie i oddać Mi siebie? Gdy mówimy amen – następuje zjednoczenie na godach Baranka. To chwila komunii, gdy możemy śpiewać i tańczyć w uwielbieniu, cokolwiek by się nie działo, jakiekolwiek światy, cywilizacje, czy inne z pozoru nieporuszone struktury by się nie rozsypywały, możemy uwielbiać Boga za to, że oferta Jego małżeństwa ze światem nieustannie jest kierowana w naszą stronę. I że możemy iść do ludzi przerażonych, obserwujących rozpad własnych historii, światów, planów, swoich projektów. Możemy do nich pójść z Dobrą Nowiną, że pośrodku tego nietrwałego świata nieustannie wznosi się głos Oblubieńca. On zaprasza na swoją ucztę, abyśmy weszli w krąg światła, życia, który sprawia, że tam, gdzie inni mdleją ze strachu, my możemy podnieść głowy i nabrać głęboko Ducha. Tego Ducha daje nam Oblubieniec. On tym Duchem w nas oddycha, gdy składa swój pocałunek na naszych ustach – ustach swojej oblubienicy.
Możemy tym Duchem oddychać i podnieść głowy z uwielbieniem wobec Tego, który przychodzi. Aż wreszcie nadejdzie moment wiecznej uczty, której Eucharystia dziś jest zapowiedzią.
Ojciec Wojciech Jędrzejewski OP