Dobre Słowo, 23.12.2010 r.
Jest historia, która się nie skończy
Boże Ojcze, dziękuję Ci za to, że znasz moją kondycję, znasz kondycję moich braci i sióstr i bardzo zdecydowanie, z całym realizmem, posyłasz swojego Ducha, aby objął nas teraz, aby przez Jezusa mocą Ducha Świętego Twoje słowo do nas dotarło, dotknęło nas wewnętrznie i przemieniało w sobie właściwy sposób. Dziękuję Ci, Ojcze, za to, że wiesz o naszych tendencjach do ulegania różnym rozproszeniom, do myślenia niekoniecznie o tym, na co chcesz nam zwrócić uwagę i że przychodzisz do nas, do nas mówisz, posyłasz Twoje słowo. Dziękuję Ci, Ojcze, że nie jesteś oskarżycielem, ale przez swojego Syna w Duchu Świętym objawiasz się jako nasz obrońca. Twoje słowo broni nas przed złem zewnętrznym i wewnętrznymi stanami, oskarżeniami rujnującymi nas. Twoje słowo jest naszą obroną, tarczą, naszym światłem. Uzdolnij nas do przyjęcia go.
Pan Bóg konsekwentnie realizuje plan zbawienia w sobie właściwy sposób, związany z tajemnicą. Do tej tajemnicy przekonuje poszczególne osoby, które jakby wystawia przed szereg. Te osoby uczą się tajemnicy i w niej, jeśli tylko będą ją przyjmować, znajdą miejsce dla siebie, nie będą doświadczały, że są jakimiś pionkami, tylko osobami naprawdę istotnymi.
Pan Bóg realizuje plan zbawienia – który potrafimy bądź nie potrafimy odczytać – bez względu na to, czy ktoś zapyta: No i co z tego?, czy też powie: Ile z tego wypływa łask! Realizuje i realizował będzie.
Ta prosta prawda powinna w osobach otwierających się na działanie Pana Boga wyzwalać mniej więcej taką reakcję, że podnosimy głowy, jak mówi psalmista, bo Zbawca nadchodzi, że idziemy ciągle w stronę zwycięstwa i że cokolwiek dzieje się w naszym życiu, to wierzymy, że wszystko ma jakieś znaczenie, nie zawsze przez nas rozpoznawalne. A czasem trzeba się pomordować przez symboliczne dziewięć miesięcy, może i pomilczeć, poobrażać się, poprzeżywać jakieś trudne do nazwania wewnętrzne stany, jak Zachariasz – żeby po tych dziewięciu miesiącach nie tylko urodziło się dziecię, któremu na imię Jan, ale także urodził się piękny hymn. Z ust Zachariasza wydobędzie się hymn jako błogosławieństwo Boga.
Wszystko ma swój czas w planie zbawienia, który realizuje Bóg. Droga siostro, drogi bracie, w twoim życiu dzieją się rzeczy, które historia zbawienia i plan zbawienia, jaki ma Bóg, chce objąć, wciągnąć. Dużo zależy od tego, czy wyrazimy zgodę na te rzeczy, które dzieją się w naszym życiu, bez względu na to, czy je rozumiemy, czy nie, czy są ciężarem, łaską, trudem, czy jakąś błogością: Panie, tak, pragnę, aby historia zbawienia obejmowała także doświadczenia mojego życia. Nie chcę niczego interpretować poza historią zbawienia, poza Twoim planem. Nie chcę robić drugiego kanału miłości, jaką Bóg ma do świata, ale odnaleźć się w tym, co Ty dajesz, cokolwiek to jest.
Chodzi za mną ostatnio scena z ukrzyżowania, ukazująca dwóch łotrów. Jeden obciążony winą i drugi też. Jeden krzyczy przeciwko Jezusowi, drugi błaga Go, uznając swoja winę, o to, żeby wprowadził go w plan zbawienia. Jest to dla nas kolejny raz zachęta, żebyśmy to, co dzieje się w naszym życiu, pozwolili ogarniać Bogu, abyśmy wyrazili zgodę, żebyśmy nie siedli sobie za biurkiem teorii po to, żeby zrozumieć, co dzieje się w naszym życiu, żeby sobie to wytłumaczyć.
Cała ekipa przybiegła dzisiaj do domu Zachariasza i Jana. Ci ludzie z zupełnie innej pozycji podchodzą do tej historii zbawienia. Kiedy Elżbieta mówi: „Nie, lecz ma otrzymać imię Jan”, oni oponują: „Nie ma nikogo w twoim rodzie, kto by nosił to imię”. To nie jest ta historia, nie ta bajka, ty się chyba pomyliłaś. – To wyście się pomylili.
Nie chodzi o to, żeby za biurkiem swoich teorii porozumieć się z sobą samym, ponazywać tak te rzeczy, żeby nas usatysfakcjonowały, wytłumaczyć sobie wszystko, zrozumieć – tylko o to, żeby wyrazić Bogu zgodę. Zachariasz też nas tego uczy, bo przecież dziewięć miesięcy jego milczenia miało bardzo konkretną przyczynę. Jego prawowierność, radość z tego, że jest kapłanem, że może pełnić tę funkcję, to nie wszystko. Zabrakło zgody. – Zachariaszu, to Ja wybieram czas, żeby przyjść w takiej chwili, a nie w innej. Nie wybieram sobie tego czasu, żeby się tobą świetnie zabawić – to będzie najlepszy czas dla ciebie. I Zachariasz w tym wszystkim wymiękł. Dziewięć miesięcy przemyśleń, zamkniętych ust zaowocowało otwarciem na Boga, na świat, na ludzi. A już zaczął szperać, bo przecież jak mu podali tabliczkę, bo jej zażądał, napisał: „Jan będzie mu na imię”. I wszyscy się dziwili.
Słowo Boże kieruje dzisiaj do nas pytanie: Co się dzieje w twoim życiu? Wiesz, co się takiego dzieje? Zrozumiałeś, co dzieje się w twoim życiu, po co to jest i czemu służy? Jeszcze nie? – To idź, zrozum i się zgódź na to, żeby Bóg działał w twoim życiu. Jak zrozumiesz, to będzie naprawdę ekstra... – Oczywiście, że nie. Jak ktoś ciągle słucha tego słowa, że ma się zgodzić na to, żeby wola Boża realizowała się w jego życiu, to już jest takim spryciarzem, że mówi: Nie, nie chodzi o to, żebym wszystko zrozumiał, ale trochę to bym mógł zrozumieć! Jesteśmy spryciarze, bo tyle razy słyszeliśmy to słowo. – Trochę to bym mógł zrozumieć. Chociaż tyle, co mam brudu za paznokciem! J
A Pan Bóg mówi: Chcę twojej zgody. Duch Święty zstępuje na ciebie. Moc Najwyższego cię osłania.
Wiesz, co dzieje się w twoim życiu, droga siostro, drogi bracie? Zrozumiałeś to? Znalazło się tam miejsce na prosty akt wiary, wyrażany wciąż na przekór twoim wątpliwościom?
Zachariasz oberwał niejako po nosie, bo zamiast aktu wiary, pojawiły się jakieś inne elementy, wrogie wierze, które próbowały tak rozświetlić tę sytuację, żeby on ją zrozumiał. Mówią, że dobre było oświecenie, tylko źle działało na oczy. Można zaślepić się rozumieniem wszystkiego, zaślepić drogę planu zbawienia albo, mówiąc naszym językiem, czyli specjalistów od słuchania tego typu rzeczy, chęcią zrozumienia „choć trochę”, „chociaż tyle mi się należy”.
Wielka radość panuje dziś w domu Zachariasza, u sąsiadów jest strach: I padł strach na wszystkich ich sąsiadów. W całej górskiej krainie Judei rozpowiadano o tym wszystkim, co się zdarzyło. Wszędzie, gdzie jesteśmy, mamy rozpowiadać tę radosną nowinę: Bóg realizuje swój plan zbawienia. Stanie na posterunku, będzie go realizował. Bez względu na okoliczności. Bez względu na to, czy ktoś wyrazi na to zgodę, czy nie. Chce doprowadzić i doprowadzi to do końca.
Podam pewną ciekawostkę, choć nie wiem, czy ona kogoś ucieszy. W ówczesnej Palestynie rozumienie narodzin było takie: przed narodzinami dziecka szykowała się ekipa grajków, którzy już czekali, żeby zagrać na lutni, zaśpiewać i zatańczyć. Ruszali do boju wtedy, kiedy urodził się chłopczyk, bo to była powszechna radość w okolicy. A w domu Zachariasza była radość podwójna, bo Elżbieta, jak wiemy, uchodziła za niepłodną. Jednym z siedmiu nieszczęść, jakie Izraelici uważali za dowód na to, że są odłączeni od Boga, było to, jeśli Żyd nie miał żony albo jak miał żonę bezpłodną. Kiedy więc rodził się chłopak, ekipa grajków się szykowała, bo to była powszechna radość, a jak rodziła się dziewczynka, to był powszechny smutek. Grajkowie się zwijali i odchodzili wręcz ze wstydem. Takie było wówczas rozumienie.
Na szczęście patrzymy już na te wydarzenia w świetle Nowego Testamentu, w świetle ogromnego szacunku, jaki pokazał nam Jezus w podejściu do kobiet i w świetle wielkiej odwagi tylu dzielnych kobiet z kart Pisma Świętego.
Historia zbawienia chce być kontynuowana. Pan pragnie prowadzić historię zbawienia. Twoje, moje życie nie jest traktowane tak, że „może być, a może nie być” – ma być. Tylko pod jednym warunkiem – że ciągle na nowo będę wyrażał zgodę, nie siedząc teoretycznie za biurkiem mojego życia, nie wydając decyzji i opinii o moim życiu, że to w ogóle nie ma nic wspólnego z praktyką, tylko wyrażając aktem woli zgodę na wiarę: Wierzę, Jezu!
Ksiądz Leszek Starczewski