Dobre Słowo, 06.01.2011 r.
Otwarty otwiera
Boże Ojcze, przychodzisz ciągle ze świeżą, nową miłością i mądrością do naszych serc. Przez swojego Syna zamieszkałeś między nami. W mocy Ducha Świętego jesteś tu obecny. Pomóż nam, abyśmy nie ulegli pokusie odrętwienia, przyzwyczajenia, do tej samej w opisie sceny ewangelicznej, tylko żebyśmy starannie szukali i słuchali tego, co do nas mówisz. Zmiłuj się nad nami, okaż nam Twoje miłosierdzie, bo bez Twojej pomocy przegapimy i zagłuszymy Twoje słowo. Okaż nam wszystkim miłosierdzie, bo wszyscy tego potrzebujemy.
Uroczystość Objawienia Pańskiego. Objawienie to inaczej odsłona, zdarcie zasłony z tego, co do tej pory było niewidoczne, niedostrzegalne. Naród Wybrany otrzymał od Boga ten przywilej, że mógł doświadczać Jego obecności. Patrzył na historię Jego oczami, jako na miejsce, w którym nie ma przypadków, czy też zrządzeń losu. Dostrzegał, że przez rożne wydarzenia objawia się Bóg, zapraszając do bliskości z sobą, gwarantując pomoc w odkryciu tego, co najważniejsze, a najważniejsze w życiu, to zjednoczyć się z Bogiem, przylgnąć do Niego, dać Mu się kochać.
Naród izraelski otrzymał ten przywilej. Bóg nieustannie pracował nad swym narodem. Znacznie częściej miał trudność w tym, żeby naród zechciał przyjąć Jego bliskość. Ktoś zauważył, że ani stworzenie, ani wybranie, ani przykazania jakoś nie chciały trafić do serca narodu izraelskiego. Pan Bóg ciosał go też przez proroków. To przedziwne – żeby objawić miłość, trzeba czasem ciosać, być bardzo surowym. Bóg ciosał więc Izraela przez proroków – to też nie pomogło – więc dopuścił niewolę, żeby doświadczywszy rzeczywiście swojej biedy i nędzy, ludzie pootwierali swoje serca przed Jego otwartym Sercem.
Prorok Izajasz mówi, że Jeruzalem, stolica kraju, ma powstawać, świecić, żeby było widać, że tam mieszka Bóg, że tam dzieje się coś Bożego. Taki przywilej otrzymał Naród Wybrany. Prorok Izajasz, którego Pan Bóg namaścił swoją mądrością, mocą, przeczuwając, że to objawienie się bliskości Boga nie może się ograniczyć tylko do Izraela, poleca, by Izraelici otwierali się coraz bardziej, ukazując swoim postępowaniem i stylem życia bliskość Boga dostępną dla każdego.
Dzisiaj słyszymy w Ewangelii, że ten przywilej bardzo konkretnie ukazuje nam Mateusz w spotkaniu Mędrców ze Wschodu, którym Tradycja przypisała liczbę, imiona – Biblia nie mówi o tym wprost – nawet tytuły królewskie. Jak mówi biblista, profesor Kudasiewicz, z tekstu nie wynika, że byli to królowie.
Mędrcy ze Wschodu przybywają do Jerozolimy, bo czują, że tam coś świeci, tam jest rzeczywiście bliskość Boga. Pytają tych, którzy powinni powiedzieć, gdzie jest aż tak bliski Bóg, że rodzi się jako nowy Król. Słyszymy, że to spotkanie nie wywołuje entuzjazmu. To tak, jakby ktoś – obym się mylił – postawił przeciętnego katolika przed pytaniem: Jak ci się żyje z Bogiem? Co możesz powiedzieć o bliskości Boga w twoim życiu? Podejrzewam, być może niesłusznie, że przeciętny katolik czułby się zażenowany. Alboby mówił, że to jego prywatna sprawa, albo że to niestosowne pytanie. Obym się mylił...
Czytamy: Skoro to usłyszał król Herod, przeraził się, a z nim cała Jerozolima. Zebrał więc wszystkich arcykapłanów i uczonych ludu i wypytywał ich, gdzie ma się narodzić Mesjasz. Dopiero teraz trzeba się było zorganizować. Ewangelista Mateusz konkretnie obnaża prawdę, że ci ludzie nie byli zainteresowani bliskością Boga, to nie było ich priorytetem. Musieli dopiero szukać. Krótko mówiąc – nie żyli tym, to nie było treścią ich życia. Trzeba to powiedzieć z całą stanowczością. Po co? – Po to, żeby pytać siebie, bo jak dobrze wiemy, poprzez słowo Bóg dialoguje z nami: Na ile dla nas rzeczywistość rozmów z Bogiem jest czymś tak normalnym, jak wstanie rano, świadomość tego, że trzeba się umyć, odezwać do kogoś bliskiego? Na ile dla nas rzeczywistość obecności Boga jest czymś zupełnie codziennym?
Pytajmy też o jakość naszych modlitw: Na ile są one rzeczywiście modlitwami, a na ile są czymś, co często piętnują młodzi ludzie, mówiąc o klepaniu pacierzy. W ich sercach jest pragnienie czegoś autentycznego. Często możemy się obrażać, że ktoś z młodych mówi, że babcia klepie pacierze, czy różaniec, ale gdzieś w tym stwierdzeniu tkwi ogromne pragnienie autentyczności. Pytajmy więc o jakość naszych spotkań z Bogiem, o jakość naszego życia, bo przecież Słowo stało się Ciałem i zamieszkało między nami.
Pytamy również z tego względu, że nie przychodzimy dzisiaj posłuchać jakiejś bajki o Trzech Królach, wstawić trzy nowe figury do szopki. – To są tylko zewnętrzne znaki. Nie przychodzimy na Mszę świętą, aby zaliczyć obowiązek, który w naszym kraju od tego roku wiąże się z dniem wolnym od zajęć, od pracy, za co księża biskupi wyrażają ogromną wdzięczność w liście, który kierują. Przyszliśmy, żeby spotkać się z Bogiem i pytać o jakość naszego życia. Żeby to, co dobre, umocnić, to, co w nas otwarte na Boga – pielęgnować w pierwszej kolejności, bardziej, niż swoje ciało, bardziej, niż potrzeby związane z jedzeniem, z wypoczynkiem. Bardziej. Bo: Szukajcie najpierw królestwa Bożego i jego sprawiedliwości, a reszta będzie wam dodana. To nie są słowa rzucone ot, tak sobie. One świetnie porządkują nasze relacje.
Pytamy więc siebie: Jak blisko Serca Boga są nasze serca? Bo pierwsza i zasadnicza sprawa, która chce dotrzeć do nas podczas dzisiejszej uroczystości, to zachęta do pielęgnacji naszej otwartości na Boga, na rzeczywistość dziejących się znaków, na to, czego doświadczamy w naszym życiu.
Bóg nieustannie dialoguje ze swoim ludem. Owszem, jest zagłuszany – przede wszystkim przez grzech, przyzwyczajenie, rutynę, przez świadomość tego, że ze mną nie jest tak najgorzej, co innego tamci...
Mamy pielęgnować otwartość na Pana Boga. Jak konkretnie? Gdzie Go dostrzegam? Które z wydarzeń ostatnio dziejących się w moim życiu były okazją do rozmowy z Bogiem, do pytania: Co mi chcesz, Boże, przez to powiedzieć?
Król Herod i cała Jerozolima przerazili się, rzucili tekstem biblijnym, skierowali trzech Mędrców ze Wschodu do Betlejem: Nie jesteś zgoła najlichsze spośród głównych miast Judy. Ale, co pokaże historia, nic nie zrobili w tym kierunku, żeby otwierać się na bliskość Boga.
Druga bardzo ważna prawda i zachęta, która chce też do nas dotrzeć z tego słowa, to zachęta do otwartości na innych ludzi, zrywania zasłony pozorów i przyzwyczajeń, które często nam przeszkadzają, i otwierania się na innych. Mam zrywać zasłonę uprzedzeń do innych ludzi, szczególnie do tych, z którymi nie mam najmniejszej chęci rozmawiać. Skąd taki wniosek? – Stąd, że Żydzi w swym zastygnięciu i przyzwyczajeniu zaczęli uważać, że oni są wybrani i to wszystko, a reszta – niewierne psy – na kolana. A tu nagle okazuje się, że Mesjasz rodzi się w ich realiach i oni tego absolutnie nie widzą. Kto idzie na pierwszy front, aby złożyć Mu pokłon? Ludzie, którymi uczeni w Piśmie i arcykapłani pogardzali, bo tamci nie znali Prawa – pasterze. Pasterze idą złożyć pokłon Panu.
Dbajmy zatem o otwartość na innych ludzi. Na ile jesteśmy otwarci i co mamy im do zaoferowania? Co mam dziś do zaoferowania jako mąż, żona, swojemu współmałżonkowi? Ile jest świeżości w relacji do dzieci, do rodziców? Co mam do zaoferowania swoim wrogom, ludziom, którzy źle mi życzą, nieustannie mnie denerwują, drażnią?
Stopień otwartości na innych to kryterium tego, czy przyjąłem obecność Boga w moim życiu.
Jezus powie w swojej nauce, że jeżeli pozdrawiamy tylko tych, którzy nas pozdrawiają, zapraszamy tylko tych, którzy nas zapraszają, to co szczególnego czynimy? Jak chcemy ludziom objawić Boga? Poganie też tak robią.
Chodzi zatem o otwartość na wrogów, za których się mam modlić. Po pierwsze dlatego, że tak przykazał Jezus, a po drugie dlatego, że to pozwoli mi ich traktować jak braci. To jest możliwe, działa pod jednym warunkiem – kiedy jest stosowane.
Nie zatrzymuj się na stwierdzeniach: Mnie jest dobrze. Jako tako żyję. Co mnie inni obchodzą...
Pamiętam z wizyty duszpasterskiej w jednej z parafii, że przechodząc z jednego domu do drugiego, zapytałem pewnej pani, jak się żyje z sąsiadami. Odpowiedziała, że sąsiadki nie widuje od jakiegoś czasu, pewnie gdzieś wyjechała. Ja mówię: Proszę pani, miesiąc temu był jej pogrzeb...
Otwartość na innych... Życie jest zbyt kruche, żebyśmy je ograniczali do naszego własnego sosu, do stwierdzeń: Mnie jest dobrze. Nie jest ze mną jeszcze tak najgorzej. Zbyt kruche jest nasze życie, żebyśmy je zamykali tylko dla siebie, bo ono jest darem Boga.
Trzecia bardzo ważna zachęta, która chce dotrzeć do nas z tych rozważań, to zachęta do otwartości swojego serca na siebie samego. Jest to zachęta do odkrycia, że jesteśmy słabymi i zawodnymi ludźmi, grzesznymi i upadającymi. Po co? – Żeby nie pompować w sobie jakiegoś balona i przekonania, kim to ja nie jestem.
Siostro, bracie, słowo Boże mówi, że jesteś, jestem grzesznikiem, który nieustannie potrzebuje Bożych dotacji, Bożego wsparcia.
Ty i ja, droga siostro, drogi bracie, jesteśmy grzesznikami, którzy zawodzą. To odkrycie staje się szczególnie bolesne, kiedy zawodzimy tam, gdzie nie chcielibyśmy, ale taka jest nasza natura. Dzisiejsze słowo zachęca nas do odkrycia, że nie warto grać twardziela. Ci, którzy odgrywają twardzieli, wcześniej czy później skończą w jakichś chorobach, w oderwaniu od rzeczywistości.
Jesteśmy słabymi ludźmi. Tak czyta nas Boże słowo. Ale to nie wszystko. Jako słabych ludzi Bóg zaprasza nas do kontaktu, relacji z Nim. Ale na jakiej płaszczyźnie? – Gdy Mędrcy weszli do domu i zobaczyli Dziecię z Matką Jego, Maryją, padli na twarz i oddali Mu pokłon. To jest najwłaściwsza postawa wobec Boga. Jeśli odkrywam swoją słabość i padam na twarz, oddając pokłon Bogu, On może we mnie, w tobie, droga siostro, drogi bracie, działać. Może objawiać ogromną moc w słabości, jeśli nie gram twardziela, kogoś, kto zawsze jest uśmiechnięty, ma przygotowany tekst na każdą okazję, na wszystko znajduje odpowiedzi, bo nie może się potknąć, nie może ulec zranieniu. Jeśli gram kogoś takiego, to nie jestem człowiekiem otwartym, a tym samym nie ma mowy o spotkaniu z Bogiem, tak jak w przypadku faryzeuszy. Oni poustalali, co mają robić. Tak też było w przypadku Heroda i całej Jerozolimy, z przedstawicielami arcykapłanów i uczonych w Piśmie. Poszczę dwa razy w tygodniu, do kościoła chodzę, spowiadam się – o co jeszcze chodzi? To nic, że płytko. To nic, że w mych grzechach nie ma kontaktu z tym, co naprawdę siedzi we mnie. To nieważne – ważne, że byłem u spowiedzi. I po co mi jeszcze jakiś Pan Bóg?
Bardzo ważne jest, żebyśmy odkrywszy swoją słabość, oddali pokłon Bogu, bo to jest właściwa postawa naszych serc. A wtedy poszerzą się nasze serca. Pan będzie je poszerzał nieustannie. Wtedy promienieć będziesz, mówi prorok Izajasz, zadrży i rozszerzy się twoje serce, bo zobaczysz Boga, który nie przychodzi do ciebie, żeby ci wyłoić skórę, żeby ci zrobić scenę, bo to czy tamto stało się w twoim życiu, ale by ukochać twe życie, wtulić je w swoje Serce, pobłogosławić i prowadzić dalej. Byśmy świadczyli o tym, że my, chrześcijanie, wyznajemy Boga otwartego na cały świat. Bóg daje temu światu czas, żeby odkrył Jego otwartość również przez nas.
Ksiądz Leszek Starczewski