Dobre Słowo 23.01.2011; III niedziela zwykła, rok A
Gilotyna
Panie, tylko Ty wiesz, co naprawdę dzieje się w naszych sercach. Wychodzisz naprzeciw naszym sercom ze swoim Bożym spojrzeniem. Nie tak widzi człowiek, jak widzi Bóg. Człowiek patrzy na to, co widoczne dla oczu, Bóg patrzy na serce. Dziękujemy Ci za to, że chcesz odczytywać nasze serca i wydobywać je z cienistej krainy śmierci, lęku, i stawiać w cieple Twojej miłości – w świetle Twojej miłości. Pomóż nam być dziś uległymi wobec Bożego słowa, przyjąć je, rozważyć i koniecznie zastosować w życiu tak, jak Ty tego chcesz i jak nas do tego uzdalniasz.
Cienista kraina śmierci... Brzmi strasznie, bo przypomina tym, którzy mierzą się ze swoim życiem, takie chwile, kiedy mrok ogarnął ich serca i umysły, ocenę tego, co robią, mają robić albo też zrobili w swoim życiu. To słowo dotyka dziś nas.
Czym jest ciemność? Czym jest mrok odkrycia takiego siebie, jakiego by się nie chciało? – W takiej sytuacji znajduje się Naród Wybrany, który odkrywa siebie takim, jakiego chyba się nie spodziewał. Do tej pory wszystko szło zgodnie z oczekiwaniami. Bóg, obecny pośród swojego ludu poprzez znak świątyni, obecny przez liczne grono proroków nawołujących do wierności Mu, nagle staje się bardzo odległy. Staje się Kimś, kto upokorzył krainę Zabulona i krainę Neftalego.
Prorok Izajasz, którego dziś w pierwszym czytaniu słuchamy, jest – jak zauważa jeden z komentatorów – głęboko wstrząśnięty tym, co widzi. Wprawdzie zapowiadał czasy niewoli, które dotkną jednego i drugiego królestwa, czyli podzielonego narodu izraelskiego, ale rozmiar i koszmar oraz ciemności, jakie ogarnęły Naród Wybrany, przeszedł jego ludzkie oczekiwania. Niewola asyryjska, 130 lat później niewola babilońska, zniszczenie świątyni – to przykry widok.
Naród Wybrany był przekonany o tym, że Boga mają na wyciągnięcie ręki, na wyciągnięcie serca. To przekonanie znajdowało pokrycie w konkretnych faktach, bo rzeczywiście Bóg przebywał pośród swojego ludu. Ale to przekonanie wykorzystali przeciwko sobie. Pycha, myślenie typu – jeśli mamy świątynię Pańską, jeśli Bóg jest tak blisko, to możemy sobie Nim dowolnie dysponować – sprowadziło na naród katastrofę niewoli. Wobec tej bardzo przykrej i smutnej rzeczywistości Bóg posyła Izajasza, który zapowiada, że: Naród kroczący w ciemnościach ujrzał światłość wielką; nad mieszkańcami kraju mroków światło zabłysło. Pomnożyłeś radość, zwiększyłeś wesele. Rozradowali się przed Tobą, jak się radują we żniwa, jak się weselą przy podziale łupu. Bo złamałeś jego ciężkie jarzmo i drążek na jego ramieniu, pręt jego ciemięzcy jak w dniu porażki
Madianitów.
No, świetnie! Zapowiedź jest niezła, słowo krzepiące. A rzeczywistość – dramatyczna, koszmarna, masakryczna. Jedynym oparciem, jakie naród izraelski ma teraz, jest słowo. Kroczy w ciemnościach – na własne życzenie te ciemności sprowadził, cienista kraina staje się jego udziałem.
Upokorzenie, do którego naród izraelski sam się przyczynił, pochodzi od Pana. Naród Wybranyi pisze historię, podobnie jak każdy i każda z nas tworzy historię swojego życia. Pisze ją jako historię niewoli, potępienia. Bóg pisze historię zbawienia. My, sami z siebie, patrząc na historię, którą przedstawia słowo Boże, jedyne, co mamy do zaoferowania sobie i innym, to egoizm i potępienie. Nosimy w sobie – jak mówi św. Paweł – wyrok potępiający. Czy nie ma w nas odruchów szlachetnych? Nie ma w nas odruchów dobroci? Nie stać nas na piękno? – Oczywiście, że nas stać. Ale to piękno i te szlachetne odruchy wyczerpują się w pragnieniach.
Mówi o tym św. Paweł, który rozpoznając kondycję, w jakiej znajduje się każdy człowiek, przyznaje się do tego z rozbrajającą szczerością w Liście do Rzymian: Nie rozumiem bowiem tego, co czynię, bo nie czynię tego, co chcę, ale to, czego nienawidzę – to właśnie czynię. A zatem już nie ja to czynię, ale mieszkający we mnie grzech. Jestem bowiem świadom, że we mnie, to jest w moim ciele, nie mieszka dobro; bo łatwo przychodzi mi chcieć tego, co dobre, ale wykonać – nie. (Rz 7,15.17-18). W naszej mocy jest pragnąć dobra dla kogoś drugiego, ale wykonanie tego dobra spotyka się z oporem naszej natury, z niewytrwałością, z zawodnością. Trudno to uznać.
Droga siostro i drogi bracie, przy odrobinie uczciwości i szczerości wobec siebie przyznajemy prawdę Bożemu słowu: trudno jest to uznać. Nawoływania proroków spotykały się wśród narodu izraelskiego z machnięciem ręką, z drwiną, z odkładaniem tego na bok: Kiedyś się tym zajmę. Jeszcze nie spełniło się słowo, nie widzę, żeby się spełniało. Jest dobrze. Boże nawoływania spotykały się po prostu z lekceważeniem, z niedbalstwem. Efekt był taki, że nieuznanie słabości, kondycji, w jakiej się jest, sprowadziło niewolę.
Teraz też rozbrzmiewają nawoływania. Prorok Izajasz staje pośród narodu kroczącego w ciemnościach, mówiąc o bardzo intensywnym pragnieniu zobaczenia światła, pójścia w stronę nadziei. Na zewnątrz – koszmar, słychać tylko słowo i aż słowo. Wybór należy do Izraelitów. Wybór należy do mnie i do ciebie. Mogę nie doświadczać, nie widzieć tego dobra, o którym słyszę. Ale słyszę, że dobro przygotowuje mi Bóg, że do dobra mnie prowadzi, nawet przez cienistą krainę śmierci.
Psalmista decyduje się wybrać opcję modlitwy, w której bardzo konkretnie wyznaje wiarę, czyli podejmuje się aktu, który nie zmienia rzeczywistości, ale pozwala nadać jej nowe znaczenie. Pozwala tym ciemnościom przejść w stronę światła. Pozwala śmierci wybrzmieć do ostatniego aktu, aby zatryumfowało życie.
Pan moim światłem i zbawieniem moim, kogo miałbym się lękać? Pan obrońcą mego życia, przed kim miałbym czuć trwogę? Psalmista podejmuje wyznanie wiary. Jednocześnie zachęca ciebie i mnie, droga siostro i drogi bracie, do codziennego wyznawania wiary – szczególnie wówczas, gdy naokoło panuje ciemność, kiedy w tobie jest ciemność. Z Tobą ciemność nie będzie ciemna wokół mnie, a noc, tak jak dzień, zajaśnieje – śpiewamy w kanonie.
O jedno tylko proszę Pana, mówi psalmista, o to zabiegam – nie tylko prosi, ale i zabiega – żebym mógł zawsze przebywać w Jego domu przez wszystkie dni życia, czyli żeby zawsze był w relacji z Nim, przez wszystkie dni życia – i te ciemne, i te jasne, i te przyjemne, i te przykre, i te, kiedy czuję bliskość Boga, i te, kiedy czuję, że Bóg ma wszystkich blisko siebie, tylko nie mnie. Abym – psalmista modli się dalej – kosztował słodyczy Pana, stale się radował Jego świątynią. Abym czerpał ze zdrojów zbawienia, abym słuchał słów mających moc skruszyć moją niewiarę. Abym stale się radował Jego świątynią, czyli Jego obecnością pośród mojej codzienności.
Podkreślając życiową prawdę, psalmista jeszcze wyznaje: Wierzę, że będę oglądał dobra Pana w krainie żyjących. Sugeruje, że nie widzi ich teraz, ale wierzy, że będzie je oglądał. I wzywa swoje serce, ale także nasze serca: Oczekuj Pana, bądź mężny, nabierz odwagi i oczekuj Pana. Pan ma miejsce do działania. Pan ma miejsce do oczyszczania, prowadzenia i wyprowadzania nas z krainy ciemności.
Jaka jest twoja decyzja, droga siostro i drogi bracie, wobec odkryć cienistej krainy śmierci, ciemności? Wobec tego, że więcej słyszysz, niż doświadczasz? Wobec nawoływania: oczekuj dalej, oczekuj, aż przyjdzie? Słuchając tego słowa, nabierz odwagi, bądź dzielna, bądź mężny i oczekuj Pana. Jaka jest twoja decyzja? Co w twoim sercu się rozgrywa?
Cokolwiek się rozgrywa, nie zapomnij, że słowo Boże rozświetla to, co obecnie dzieje się w twoim życiu i jest zaproszeniem do dialogu z Panem, do modlitwy. Te rozważania byłyby psu na budę, całkowicie bez sensu, gdyby nie zakończyły się nawoływaniem do osobistego spotkania z Panem, który przez nie przychodzi. Po co? – Po to, aby zapraszać cię do wędrówki za Nim. Do tego, abyś opuszczał, zostawiał wszystko, co wydaje się być jakimś dobrze urządzonym spojrzeniem na siebie i na innych, co nie wymaga od ciebie zmiany. Abyś zostawił wszystko, co sprawia, że trwasz w stagnacji, że nie jesteś mobilny, otwarty na prowadzenie. Abyś zostawił nawet wówczas, gdy nachodzi cię jakiś lęk lub budzą się w tobie przerażające obrazy.
Jezus przychodzi, aby cię zapraszać do bliskości z sobą: Nawracajcie się, albowiem bliskie jest królestwo niebieskie. Tymi słowami Jezus kieruje to zaproszenie do nas, do ciebie i do mnie. To są pierwsze słowa, które wypowiada, gdy rusza w pielgrzymkę do tych, którzy doświadczają niemocy. Wartość tych słów jest bezcenna. One rozbrzmiewają wciąż w Kościele i w świecie. Te słowa definiują powołanie jako drogę nieustannego nawracania się i odkrywania bliskości Boga w tym, co dzieje się w moim życiu. Nawet wówczas, kiedy to, co dzieje się w moim życiu, jest na własne życzenie jakimś trudem, ciemnością, Bóg obiecuje światło, Bóg zaprasza do podążania w stronę światła.
Co budzi się w tobie, droga siostro i drogi bracie, gdy po raz kolejny słyszysz wezwanie: Pójdź za Mną?
W książce – wywiadzie z Benedyktem XVI papież, pytany o jego pierwsze reakcje na wybór na Stolicę Piotrową, powiedział: Przyszła mi do głowy myśl o gilotynie. Oto teraz ostrze spada i mnie trafia. Byłem całkowicie pewny, że ten urząd nie jest moim powołaniem, że Bóg zapewni mi teraz, po wyczerpujących latach, trochę spokoju i wytchnienia. Mogłem powiedzieć tylko, uzmysłowić sobie: wola Boża jest najwyraźniej inna i zaczyna się dla mnie coś całkiem odmiennego, nowego. On będzie ze mną. Ale mówi też papież w dalszej części wywiadu, że gdy mówi się „tak” Bogu, można mieć wprawdzie swój pomysł na to, czym może być własny charyzmat, ale wie się także i to: oddałem się w ręce biskupowi i samemu Panu, Jezusowi Chrystusowi. Nie mogę sobie wyszukiwać, co bym chciał. Ostatecznie muszę dać się prowadzić.
Powołanie to zgoda na to, że Pan Bóg chce nas prowadzić. Zgoda na to, że bardzo blisko jest obecny w historii naszego życia i nieustannie zaprasza do tego, by zwracać ku Niemu nasze serca.
Gdzie dostrzegasz Jego prowadzenie i gdzie go nie dostrzegasz? Czy w tej chwili, z tym, co przeżywasz, jest w tobie postawa otwartości na Jego obecność? Czy wierzysz, że chce cię prowadzić bez względu na to, jaką kondycję sobą teraz prezentujesz?
Droga siostro i drogi bracie, w czym Pan chciałby mieć cię dziś bliżej?
Ksiądz Leszek Starczewski