Jedna z tendencji, jaką w sobie możemy odkryć, to przeświadczenie, że Ewangelia jest zbyt piękna, żeby była prawdziwa, że ona w niewielkim stopniu dotyka konkretów naszego życia. To jest jedno z następstw grzechu, które się często w nas odzywa. Tymczasem słowo objawia nam piękno Ewangelii. Ona jest piękna dlatego, że jest prawdziwa i że niesie w sobie bardzo realny przekaz, który dotyka tego, co przeżywam w swoim życiu, co staje się moim udziałem.
W naszych sercach, w kontakcie z Bożym słowem, może pojawić się i często jako pierwsze rodzi się, niedowierzanie w słowo, w jego konkretną, zbawczą moc, odnoszącą się do mojego życia. Może się też budzić magiczne wyobrażenie o tej mocy – słowo, jak czarodziejska różdżka, dotyka mojego życia i nagle przemienia wszystko według mojego upodobania. Bo przecież gdyby przemieniło według upodobania innego, niż moje, to nie byłbym w stanie go rozpoznać.
Obawy o to, że słowo Boże nie trafi do mojego życia, że jestem niewystarczająco przygotowany, żeby je przyjąć, mogą nas paraliżować. Pojawiają się lęki wmawiające nam, że Bóg sobie z tym nie poradzi.
Dziś w Ewangelii Bóg objawia się w Jezusie jako pełen współczucia wobec tłumu, który trwając przy Nim, nie ma materialnych konkretów: zabrakło pożywienia.
Żal mi tego tłumu, bo już trzy dni trwają przy Mnie, a nie mają co jeść. Jeśli puszczę zgłodniałych do domu, zasłabną w drodze, bo niektórzy z nich przyszli z daleka. Taki konkretny, bliski i wpisujący się w naszą rzeczywistość Bóg objawia się w Jezusie. Przychodzi, aby uzdrawiać nas także z tych obaw, że jesteśmy niewystarczająco przygotowani – jak ten tłum, który przyszedł i nie zatroszczył się o jedzenie. Po prostu przyszedł „na żywioł”. W nauczaniu Chrystusa nie znajdował bardziej praktycznych „podpórek”, jakimi są chleb, woda, pokarm codzienny. Bóg w takich sytuacjach lubi nam imponować i imponuje.
Słowo zaprasza nas dzisiaj do poddania refleksji tych obaw, które często chcą nas blokować, do obnażania ich w całej rozciągłości przed Panem i nazwania po imieniu swoimi słowami, a jeżeli braknie słów, to uczuciem lęku o to, że źle przeżywam spotkanie ze słowem Bożym, czy też niedowierzam, że to słowo chce dziś czegoś w moim sercu dokonać. Pan z całą mocą pragnie pokazać, że z tego „niewiele”, jakim jest obnażenie własnego serca w jego niemocy, w nieprzygotowaniu, czyni bardzo wiele. Dokonuje cudów, które bardzo konkretnie wpisują się w realia naszego życia.
Ksiądz Leszek Starczewski