Pełnia w odcinkach
Ojcze, Ty znasz pragnienia naszych serc. Wiesz, czego potrzebujemy i dlatego dajesz nam Jezusa, Twojego Syna, naszego Brata i Zbawiciela. On jest Słowem, które staje się Ciałem dzięki mocy Ducha Świętego, dzięki posłuszeństwu Maryi. Wiesz, jakie jest pragnienie mojego serca. Wiesz, że chciałbym w sposób czytelny, przystępny, przekazać to, co pragniesz dziś w tym słowie dać, jako światło. Znasz oczekiwania serc moich braci i sióstr. Proszę o Twojego Ducha. Błagam o Jego działanie, abyśmy przyjęli to słowo. Abyśmy pozwolili ogarnąć się tajemnicy ciepła i światła oraz życia, które z tego słowa do nas spływa.
Ogromnym pragnieniem Jezusa jest zjednoczyć się z nami – wejść maksymalnie w nasze życie. Tak, jak ogromne jest Jego pragnienie, tak też ogromny jest Jego ból, związany z tym, że jeszcze w pełni tego się nie da osiągnąć, że jest w nas niespełnienie. Teraz, w tej godzinie, doświadczamy Go nie tak, jak pragną tego nasze serca, bo jeśli tylko w szczerości przysłuchamy się naszym sercom, to te pragnienia odkryjemy. Trochę je rozdrabniamy na fantastyczne przyjaźnie, na zakochanie, które jest potrzebne i jest pięknym darem, na miłość, której się ciągle uczymy, patrząc na drugiego człowieka, czekając na przypływ inspiracji, przez życzliwe spojrzenie, dotyk, żeby tę miłość w nas budził. Ale tak najpełniej pragniemy zjednoczenia z Jezusem. To jest to, czego pragnie nasze serce, nasze ciało, nasza dusza.
Te pragnienia są znane Jezusowi – On wie o nich. Wie też, że ma dotrzymać słowa. Zna nasze pragnienia pełnego zjednoczenia się z Nim. To słowo też ma stać się ciałem. Ma stać się pełnią. Ma się dokonać i dokona się, dzięki Jego mocy i łasce. Dokonuje się w czasie, który jest bardzo skrupulatnie odliczany. Święty Jan mówi: Słuchajcie, jest już ostatnia godzina, to już są ostatnie chwile.
31 grudnia kojarzy się jednoznacznie z końcem roku, może dla niektórych z końcem jakiegoś etapu życia, które chciałby zakopać, zapomnieć i odkryć coś nowego, ale rzeczywiście czas jest bardzo skrupulatnie odliczany.
Jak na razie te pragnienia Jezusa i nasze spotykają się w znakach, doraźnych zapowiedziach – sytuacjach danych na ten czas. Nie ma jeszcze tej pełni, pełnego zjednoczenia. Nie znaczy to jednak, że dzieje się coś nie tak, jak trzeba. To, że odkrywamy nasz grzech, słabość, nieporadność, ograniczenia, to, że się często gubimy, że wychodzą z nas rzeczy obrzydliwe, nie znaczy, że dzieje się coś nie tak. Ciemność musi z nas wyjść, żeby weszło światło. Muszą z nas wyjść wszystkie obrzydliwości – stany, których się wstydzimy, które nas bolą. Musi z nas wyjść chłód, żeby weszło ciepło. Musi z nas wyjść śmierć, żeby weszło życie. Nad tym wszystkim pracuje Pan Bóg.
Doskonale znając nasze ukryte pretensje, nasze pragnienia w tęsknotach, rozczarowaniu, że oto chcielibyśmy już pełni, a jej nie ma, Pan Bóg nieustannie nad tym pracuje. Nieustannie posyła swoje słowo i rozszerza nasze serca na przyjęcie tak ogromnej łaski, czyli niczym niezagrożonego życia, pełnego pokoju, a nie obaw o to, że ono się może skończyć, że może to być tylko sen wielkoluda albo wmawianie sobie czegoś. Nie. Moje serce jest nieustannie poszerzane. Rośnie jak ziarenko rzucane w glebę. Czy śpię, czy rozważam słowo, czy nie, czy jestem wierny, czy nie jestem wierny, miłość, którą zasiewa we mnie Bóg, rozszerza moje serce na przyjęcie pełni. To się dokonuje, to się dzieje również i w tej chwili.
Święty Jan osadza te pragnienia Jezusa i nasze, nasze rozczarowania – nie raz rozczarowaliśmy się Panem, bo nie przyszedł tak, jak byśmy chcieli – w konkretnej, wymiarowej rzeczywistości, odliczanej godzinami. Mówi: Słuchajcie, jest już ostatnia godzina. Oto teraz dokonuje się sąd. Oto teraz każdego dnia dokonuje się rozdzielenie. Teraz wychodzą niewierności i tęsknota za tym, żeby być wiernym. Oto teraz wychodzi grzech i spływa łaska po łasce. Wy macie już o tym wiedzę, że ten sąd musi się dokonywać, że w świecie i w waszym życiu musi się też dziać źle, żebyście zasmakowali tego, co dobre. To się dokonuje. Tego doświadczacie.
Macie namaszczenie od Świętego – mówi święty Jan, to znaczy, macie uzdolnienie do tego, by wracać po miłość, która rozszerza wasze serca i spływa na was w łasce po łasce, w słowie. Macie tę moc – jesteście uzdolnieni do przyjmowania miłości. Nawet gdy gubicie się w drogach przyjaźni, miłostek, macie moc do kochania – przyjmowania miłości. Jesteście napełnieni wiedzą. Wiecie, że to wszystko musi się stać, że świat musi doznawać wstrząsów. Musi mieć swoje odliczanie, swoją niepewność związaną z końcem roku.
Ciekawe, dlaczego ludzie wymyślili takiego hucznego „sylwestra”? Czy nie był to sposób zagłuszenia strachu o to, co będzie, bo kończy się kolejny rok? – Co będzie dalej? Musimy to zagłuszyć.
Spływa więc na nas łaska po łasce. To, co się dokonuje w naszym życiu, ma głęboki sens. Święty Jan mówi: Wszyscy jesteście napełnieni wiedzą. Ja wam nie pisałem, jakobyście nie znali prawdy. Jakobyście nie wiedzieli, że to musi się dziać. Nie udajcie ludzi, którzy nie wiedzą. Wszystko, co się dzieje, jest pod przemożną, kochającą, ciepłą dłonią Ojca, który nas kocha. Wsłuchani zatem w to słowo, jesteśmy zaproszeni do tego, żeby pełnię przyjmować w odcinkach – właśnie kończy się odcinek 2009 – żeby pełnię przyjmować w drobnych gestach, wydarzeniach. Żeby nie patrzeć na swoje życie, jako na zagrożenie. Żeby nie doszukiwać się za wszelką cenę poczucia winy i dopiero wtedy stanąć bardzo w porządku przed Panem Bogiem. Pan Bóg nie chce mnie utłamsić poczuciem winy. – Jak mam poczucie winy, to znaczy, że jestem w porządku wobec Niego. – Mam szukać światła, którego ciemność nie ogarnie. Nie przerażać się ciemnościami, słabościami, grzechami i trudami, które w rocznym rachunku rozliczeniowym 2009 mogłyby zapełnić niejedną halę, niejedną hurtownię. Czego jak czego, ale grzechów to się dorabiamy.
Słowo zaprasza nas dzisiaj do tego, żebyśmy je przyjęli. To Słowo, które stało się Ciałem, wędruje między nami, toruje nam drogę i nas prowadzi. To Słowo, tak konkretne, jak chleb i wino, które stają się Jezusem, wszystkim, którzy Je przyjęli, dało moc, aby się stali dziećmi Bożymi. A dokładnie: stawali się dzień za dniem dziećmi Bożymi, bo przecież nieraz tę szatę dziecka Bożego, którą otrzymujemy na chrzcie, w postaci symbolicznego ubranka, brudzimy grzechem.
Zauważcie, że podczas sakramentu chrztu przykłada się dziecku szatkę, taką chusteczkę do nosa. Normalnie to powinno być całe ubranko symbolizujące pełnię – czystość, którą dziecko otrzymuje na chrzcie, jako dziecko Boże. Kapłan mówi do rodziców: Starajcie się, aby wasze dziecko zachowało je aż na życie wieczne, a my często brudzimy je grzechami. Mamy się ciągle stawać na nowo dziećmi Bożymi przez stałe powroty do miłości. Do tego nas dzisiaj Pan zaprasza.
Kończąc ten rok, obejmijmy w modlitwie, z wielkim zaufaniem w miłosierdzie Boże, historię życia, którą odmierzyły dni tego roku. Obejmijmy też wszystkie niepokoje związane z przyszłością, którą być może zegary wybiją w towarzystwie jakiegoś innego huku. Nasz lęk obejmijmy przekonaniem, że nad wszystkim czuwa Pan czasu, miłosierny, pełen życzliwości, chęci i pragnień do tego, żeby zjednoczenie w pełni nastąpiło – żeby wejść na maksa w życie, które On nam przynosi.
Panie, zostawiamy Tobie nasze życie. Przynosimy je w pełnym wymiarze, który jesteśmy w stanie objąć naszym umysłem i pamięcią. Przynosimy Ci to wszystko, w czym dzięki Twojej łasce dochowaliśmy Ci wierności. To wszystko, w czym zwyciężyła Twoja łaska – zachęta do tego, w czym nas podszedłeś miłością tak, że otworzyliśmy się na Ciebie.
Przynosimy także i to, w czym bardzo pozamykaliśmy się w sercach, jak w piwnicy. Gdzie krążą szczury lęków, budząc dreszcz wcale nieciekawych emocji. To też Tobie oddajemy. Ty jesteś Panem historii. Jeżeli nie udało się tego otworzyć w 2009 roku, wcale nie oznacza, że się nie da otworzyć później. Może to nie był jeszcze ten czas, Panie.
Zawierzamy działaniu Twojego miłosierdzia wszystkie błędy, głupoty tego roku, których można naliczyć sporo. Zawierzamy wszystkie grzechy, upadki, każdą sytuację słabości – zwycięstwa w nas miażdżącej siły grzechu, ale oddajemy także zaraz budzące się tęsknoty, żebyśmy mogli otrzymać jeszcze jedną szansę i do Ciebie wrócić. Żebyś mógł nas, Panie, na nowo przytulić i rozkochać. Oddajemy Ci naszą niewiarę w Twoje miłosierdzie, nasze ucieczki od twojego miłosierdzia i to, że Ty nie dawałeś za wygrana, bo zwiększałeś prędkość Twojego miłosierdzia – spieszyłeś z pomocą, żebyśmy mogli doświadczać na nowo zachwytu tym, jak wielki i potężny jesteś.
Zostawiamy Ci też, Panie, każdą relację, w której postawiłeś nas w tym roku. Zawierzamy Ci te relacje, które są zupełnie nowe w swojej jakości, które łączą w sobie niepokój i nadzieję. Oddajemy Ci, Panie, nasze plany, zobowiązania, długi – nie tylko materialne – kredyty zaufania, które zaciągnęliśmy i które spłacamy. Oddajemy Ci, Panie, może i nasze bankructwa tego roku. Wszystko, Panie, weź. Bo jeżeli Ty tego nie weźmiesz, to to nas weźmie, a wtedy się nie pozbieramy. Tylko Ty możesz nas pozbierać i potraktować z największą starannością, bo w Twoich staraniach o nas nikt Ci nie dorówna, Panie. I niech tak już będzie.
Ksiądz Leszek Starczewski