Dobre Słowo 8.01.2010 r.
Miłość, która tęskni za konkretnym życiem
Śmiem twierdzić, pół żartem, pół serio, że dzisiaj z Ewangelii wynika jeden z bardzo praktycznych wniosków dla wszystkich słuchaczy Bożego słowa: jak kaznodzieja mówi za długo, to trzeba mu zwrócić uwagę. Taka prawda próbuje do nas dotrzeć właśnie dziś z Ewangelii. Jezus widział wielki tłum, będący jak owce bez pasterza, i przejął się do głębi. Wszedł w położenie tych ludzi.
No właśnie, jak Jezus może wejść w położenie ludu? Może to zbyt śmiałe, ale mógł poczuć się tak, jakby Ojciec Go nie zasilał, nie dawał Mu mocy. – Tak widział tych, którzy szli za Nim. Polskie tłumaczenie mówi, że ogarnęła Go litość, ale to nie jest litość niedojrzała, taka na pokaz. Jezus po prostu wszedł w położenie ludu, poczuł się tak, jakby Ojciec Go nie karmił. Wszedł w położenie ludzi – niesamowite – i zaczął ich nauczać.
Pierwszą rzeczą, która karmi, jest słowo Boże, słowo miłości. Nic tak nie rozwija człowieka jak miłość. Nic tak nie budzi męskości i kobiecości jak miłość. Miłość bardzo konkretna, widzialna, doświadczalna. Nic tak nie budzi w człowieku sił do życia, jak miłość.
I zaczął nauczać. A gdy pora była już późna, przystąpili do Niego uczniowie i zaczęli Go uciszać: Panie, przesadziłeś trochę. Zobacz, która jest godzina. Co tu się dzieje? Miejsce puste, pora późna. Odpraw tłumy. Skracają możliwości kaznodziei. Jesteśmy więc zachęceni do pilnowania kaznodziejów. J
Kiedy uczniowie w trosce o to, żeby nie zginęli z pola widzenia, realiów Jezusa, ci, do których głosi słowo, dostrzegają, że Mistrz daje się niejako wyciszyć, słyszą: Wy dajcie im jeść. I tutaj przychodzi do nas druga prawda: jak wyciszymy kaznodzieję, to ma nam prawo powiedzieć: Teraz wy idźcie i nauczajcie, przekazujcie to, co otrzymaliście. Eucharystia i głoszenie słowa nie jest teatrem jednego aktora. Nauczanie z urzędu – owszem – należy do tych, których Bóg powołuje przez sakrament święceń, ale nie jest zarezerwowane tylko do nich. Uczniowie mają dać tłumom jeść.
Żeby wejść głębiej w ten tekst, trzeba przypomnieć, że tuż przed tym wydarzeniem uczniowie wrócili z misji, na którą ich Jezus wysłał. Przyszli i siedli u Niego, jak nieraz po lekcji zostają uczniowie, żeby się o coś zapytać lub czymś pochwalić. Opowiadali o wyrzucaniu złych duchów, o uzdrowieniach. Jezus też się cieszył z nimi, nawet im polecił, żeby poszli sobie odpocząć. Natomiast kiedy przychodzą do Jezusa w tej chwili, pełni też obaw o tłum, Jezus uświadamia im jeszcze pewną rzecz, bardzo ważną, że przebywanie z Bogiem nie odrywa od realiów życia. Prawdziwa więź z Bogiem wprowadza w konkrety ludzkich problemów –takich jak głód. Jeśli ktoś trwa w prawdziwej więzi z Bogiem, to nie siedzi tylko w kościele, bo relacja z Jezusem wprowadza go w życie. Jezus chce to bardzo mocno zaakcentować, bo wystraszeni uczniowie próbują się bronić: Mamy pójść i za dwieście denarów zakupić chleba, żeby im dać jeść? To mniej więcej tak, jakby powiedzieć pani domu, że za piętnaście minut przyjedzie, no może nie pięć tysięcy mężczyzn, ale jakiś gość na obiad. Jak ona mogłaby się czuć? Jaka musiałaby być zakłopotana o zorganizowanie wszystkiego!
Jezus mówi coś jeszcze głębszego: że ta moc, którą uczniowie otrzymują, kiedy głoszą i rozważają Boże słowo, wprowadzi ich w życie, w ich biedę. My często ulegamy takiej religijnej schizofrenii, że jak człowiek za bardzo się pomodli, to go odciągnie od życia. Nic bardziej błędnego. Jeżeli rzeczywiście człowiek wchodzi w kontakt z Bogiem, to wejdzie też w życie. Jeżeli człowiek spotkał Boga, to właściwie potraktuje człowieka. Właściwie, to znaczy wyjdzie naprzeciw jego potrzebom.
Nasz Mistrz wykazuje się ogromną mądrością i cierpliwością nawet wtedy, gdy uczniowie nie rozumieją, że odwołuje się do ich doświadczeń: No jak to, przecież przed chwilką wyrzucaliście złe duchy, a teraz nie poradzicie sobie z tym, żeby dać ludziom jeść? Pamiętam mojego pierwszego proboszcza, który zawsze mnie opatrywał jakimś tekstem, gdy przychodziłem i pytałem go, jaką podjąć decyzję. On wtedy mówił: Proszę księdza, ksiądz ma władzę odpuszczania grzechów, decydowania o wiecznym zbawieniu, a pyta mnie ksiądz o takie bzdury...
Chrystus rzeczywiście zaprasza do głębszej refleksji, bo naucza tak, żeby zostawić miejsce dla głębszej refleksji, żeby uczniowie zobaczyli więcej. W innym miejscu powie: O nic się zbytnio nie troskajcie. Nie przesadzajcie z tymi zmartwieniami. Weźcie sobie dzień na dzień, bo dosyć ma dzień swojej biedy. Nie przesadzajcie, że od was zależą ruchy planet. Gdyby nie wasze troski, to by Merkury już dawno przestał krążyć. J Nie przesadzajcie z tymi troskami. Dzień na dzień.
Ale Jezus oblicza też możliwości. Mamy pójść i za dwieście denarów i kupić chleba? – Ile macie chlebów? Idźcie zobaczyć. Zorientujcie się, czym dysponujecie. Trzeba ruszać w dzień. Wchodzić do zakładu pracy. Podejmować trudną rozmowę z przełożonym, podwładnym, rodzicem, dzieckiem. Czym dysponujecie? Czy macie to, co najważniejsze? Czy macie zaufanie, że Bóg was w takiej chwili nie opuszcza? Może jest ono jak ziarnko gorczycy, może jest niewielkie, ale macie je?
Silvano Fausti, komentator Bożego słowa, mówi, że Pan Bóg ma z nami wieki krzyż. Jesteśmy przyczyną Jego śmiertelnego smutku, który powoduje, że On umiera na tym krzyżu, kiedy Mu nie ufamy, kiedy wybieramy przelicznik, z którego wychodzi, że nic z tego nie będzie i rezygnujemy z wejścia gdzieś głębiej. Idźcie, zobaczcie, rozejrzyjcie się w swoim życiu, czy naprawdę brakuje wam tego, co najważniejsze? Naprawdę tak jest? Naprawdę macie więcej powodów do narzekania niż do dziękczynienia?
Gdy się upewnili – potrzebujemy się upewnić. Potrzebujemy doświadczyć jakiejś pewności. Gdy się upewnili – w czym się upewnili? – W tym, że trzeba odprawić ludzi, no bo przeliczyli: mają pięć chlebów i dwie ryby. My też się upewniamy, że mamy rację. – O jakie tu zaufanie chodzi? Tu chodzi o konkretne działanie. Trzeba odprawić ludzi. Trzeba dać sobie spokój z zaufaniem. Tu działania trzeba. Przystąpić? – Chciałoby się widzieć owoce...
Kiedyś, wracając ze szkoły do domu, zatrzymałem się koło pana konserwatora. Stał przy meblach, które zrobił do nowej auli, i z zadowoleniem mi je pokazywał. Mówię do niego: Panie Rysiu, pan to ma dobrze. Wchodzi pan do pracowni, robi pan to, co ma robić. I proszę bardzo – są meble. A ja wchodzę do klasy i czasami w ogóle nie widzę sensu tego, że tam wszedłem. Żadnych efektów, nic. Pan to chociaż zobaczy sobie mebelki, a tu człowiek musi czekać. Nieraz jest tak, że kto inny sieje, a kto inny zbiera. Ale takie jest tajemnicze działanie Bożego Ducha, Królestwa Bożego. Ono się rządzi swoimi prawami, swoją ilością, nie naszą.
Słowo nas dzisiaj zachęca, abyśmy bardziej ufali działaniu Królestwa Bożego niż własnym możliwościom, bardziej ufali, że Bogu wystarczy pięć chlebów i dwie ryby, a nie pięć tysięcy chlebów, bo przecież mężczyzna potrafi zjeść J.
Wtedy Jezus poleca, aby wszyscy usiedli gromadami na zielonej trawie. Rozłożyła się gromada przy gromadzie, po stu i po pięćdziesięciu, a Jezus wziął pięć chlebów i dwie ryby i spojrzał w niebo. Spojrzał tam, gdzie trzeba spoglądać. Spojrzał z tej perspektywy, z której trzeba spoglądać na to pospiesznie przemijające nam życie. Spojrzał, odmówił błogosławieństwo, pobłogosławił to niewiele, pobłogosławił to, że nie widzi efektów swojej pracy nad uczniami, bo Mu rozwalają wszystko, bo wykazują się nieufnością. Błogosławi, łamie chleby i rozdaje uczniom, by kładli przed ludźmi. Także dwie ryby rozdzielił między wszystkich. Dokonuje drugiego cudu rozmnożenia chleba.
Jedli wszyscy do sytości i zebrali jeszcze dwanaście pełnych koszy ułomków i ostatki z ryb. Z tego, co wkłada się w relację z Bogiem, i z tego, co wkłada się z relacji z Bogiem w relację z człowiekiem, zawsze zostanie jeszcze więcej, niż włożyliśmy, bo ten, kto daje – mnoży. Ten, kto zabiera, gromadzi – kradnie. Choćby było niewiele, jeżeli przyjęte jest jako dar Boży – mnoży się.
Słowo Boże zaprasza nas dziś do tego, abyśmy przyjęli dar miłości, jaki Bóg posyła w tajemniczym działaniu Ducha Świętego przez to słowo, w tajemniczym działaniu Ducha Świętego, który przemienia chleb i wino w Ciało i Krew Jezusa, abyśmy objawiali miłość, abyśmy ją ukazywali w drobnych sprawach, w małych gestach, w tym niewiele, co posiadamy, abyśmy się wzajemnie miłowali – jak mówi św. Jan, to znaczy, abyśmy pamiętali, że miłość jest z Boga. Tak naprawdę to niewiele trzeba z naszej strony, by miłość Boża przelała się na inne osoby. Naprawdę niewiele.
Miłujmy się wzajemnie, ponieważ miłość jest z Boga, bo każdy, kto miłuje, narodził się z Boga i zna Boga. Kto nie miłuje, nie zna Boga, bo Bóg jest miłością. Gdyby zniknęły wszystkie egzemplarze Pisma Świętego, a na całym świecie zachowałby się tylko jeden, z tego jednego zostałaby tylko jedna księga – Pierwszy List św. Jana – z tej jednej księgi tylko jeden werset: Bóg jest Miłością, to mamy wszystko, co potrzebne do życia.
Panie, ucz nas wytrwale i cierpliwie we wszystkich okolicznościach naszego życia wierzyć w miłość, jaką masz do nas, która nie odrywa od konkretów życia, ale w nie wprowadza. Ucz nas wierzyć w miłość, byśmy mieli nadzieję, która pozwoli stawić czoła codzienności.
Ksiądz Leszek Starczewski