Dobre Słowo, 21.02.2010 r.
Wyznawać wiarę w miłość
Jeżeli więc ustami swoimi wyznasz, że Jezus jest Panem i w sercu swoim uwierzysz, że Bóg Go wskrzesił z martwych, osiągniesz zbawienie. Słowo Boże zachęca nas dzisiaj do tego, żebyśmy wyznawali wiarę w miłość. Wyznawanie wiary w miłość sprawia, że miłość działa. Ma siłę i moc. Wyznawanie wiary ją wzmacnia.
Na początek pytanie do mężczyzn, mężów i narzeczonych: Czy w tym tygodniu, drogi mężu, narzeczony, powiedziałeś swojej narzeczonej, żonie: Kocham cię? – Jestem pełen uznania dla tych, którzy to uczynili. Panowie pozwolą, że żon nie będę pytał. Ale jest to sprawdzian tego, czy troska o miłość ma swoje konkretne przełożenie, czy ona jest wyznawana. Bo rzeczywiście dzisiaj słowo zachęca nas do wyznawania wiary w miłość Boga do nas. – Bóg mnie kocha. Bóg kocha moje życie, kocha również tych, których mnie trudno kochać. To takie uwalniające. To daje siłę. Ale mamy też wyznawać miłość między nami. To jest bardzo istotne. Skąd taki wniosek? – Z Bożego słowa.
Mówi o tym pierwsze czytanie. Mojżesz staje przed ludem i poleca: Kapłan weźmie z twoich rąk koszyk i położy go przed ołtarzem Pana Boga twego. A ty wówczas wypowiesz te słowa wobec Pana Boga swego. Chodzi o koszyk z pierwocinami, z pierwszymi darami plonów. Koszyk z jakimś darem, który świadczy o tym, że wiem, od kogo cię otrzymałem, moja praco, moja ziemio, moja żono, mężu, moja dziewczyno, mój chłopcze, moje dzieci, moi uczniowie, moi rodzice. Wiem, od kogo was otrzymałem. I wyznaję wiarę w to, że otrzymałem te osoby z miłości. Od Boga.
Wyznawanie wiary w miłość pozwala inaczej spoglądać na życie. Słowo zachęca nas do uczenia się tego. Muszę się przyznać, że zadając mężczyznom pytanie o miłość, sceptycznie myślałem o odpowiedzi, bo ciężko przychodzi nam wyznawanie miłości w słowach. A to jest bardzo, bardzo ważna sprawa. Codziennie trzeba odświeżyć relację, nie pustym słowem, ale takim, któremu towarzyszy głębokie spojrzenie, może dotyk, przytulenie. Słowu musi towarzyszyć bliskość, czułość. Potrzebujemy tego. Bóg wie, że człowiek potrzebuje takich rzeczy, że potrzebuje wyznawać wiarę w miłość i dlatego do tego zachęca.
O tym samym mówi św. Paweł, od którego zaczęliśmy dzisiejsze rozważania Bożego słowa, kiedy stwierdza: Jeżeli więc ustami swoimi wyznasz, że Jezus jest Panem – choćby nie wiem co się działo w twoim życiu, to nie ma takich sił, które by były większe od siły miłości Jezusa Chrystusa Zmartwychwstałego, On pokonał śmierć i jest tu obecny, nie ma takiej siły jak On – i w sercu swoim uwierzysz, że Bóg Go wskrzesił z martwych, osiągniesz zbawienie. Przyniesie ci to zbawienie, czyli wyzwolenie, ulgę. Nie przyniesie ci lekkiego życia. Nie czarujmy się. Słowo Boże nie jest bajką, chociażby jedną z najpiękniejszych bajek Andersena, nie jest też „Małym Księciem”, bardzo miłą lekturą, sympatycznie interpretowaną właśnie w kluczu miłości. Jest prawdą dotykającą realiów życia. Wyznawaj wiarę w miłość. Mów o niej. Swoim bliskim, dzieciom, rodzicom. Mów i czyń.
Zwróćmy uwagę, że Izraelici, zaproszeni przez Mojżesza do wyznania wiary, przynosili jakiś dar, konkretny czyn przełożenia tej miłości, że nie były to puste słowa.
Święty Jan, który w czasie Ostatniej Wieczerzy spoczywał na Sercu Jezusa i rozpoznał miłość, pisał w swoim liście: Nie miłujmy słowem i językiem, ale czynem prawdą. W różnych okolicznościach życia.
Psalmista nie najlepiej się czuje, bo prosi: Bądź ze mną, Panie, w moim utrapieniu. Tu też wyznaje wiarę w miłość. Tu nam trudniej wyznawać wiarę w miłość, bo kiedy jeszcze coś z naszego życia rozumiemy, nie spotykają nas kolejne choroby, rozczarowania, upadki, to wtedy wiara w miłość nam szybko i często przychodzi. Kiedy pojawia się jakaś ciemność, trud, choroba, utrapienie i kolejny upadek, grzech, którego już miało nie być, wtedy trudniej jest nam wyrażać wiarę w miłość. A słowo Boże zachęca: Módl się również i wtedy.
Bądź ze mną, Panie, w moim utrapieniu.
Kto się w opiekę oddał Najwyższemu i mieszka w cieniu Wszechmocnego, mówi do Pana: „Tyś moją ucieczką i twierdzą, Boże mój, któremu ufam”. Tak modlą się dzieci przygotowujące się do tak zwanej Pierwszej Komunii Świętej: Boże, choć Cię nie pojmuję, jednak nad wszystko miłuję. Nad wszystko, co jest stworzone, boś Ty dobro nieskończone. Chodzi o taką prostą modlitwę: Boże, choć Cię nie pojmuję jednak nad wszystko miłuję. Nie wiem, dlaczego spotykają mnie różne przeciwności, trudności, ale Cię miłuję. Kocham Cię. Proste, dziecinne, pełne ufności wołanie do Boga. Również w utrapieniu. Ja go wybawię – odpowiada Bóg na modlitwę człowieka będącego w utrapieniu – bo przylgnął do Mnie. Bo bardziej niż do cierpienia, przylgnął do Mnie. To jest wielki dar, my się tego uczymy. Uczył nas Jan Paweł II, który ośmieszył cierpienie. Jak on cierpiał! Ośmieszył cierpienie – pokonał je miłością. Przecież cierpienie nie miało szans wobec miłości, jaką wyraził Jan Paweł II w najtrudniejszych momentach. My się uczymy wyznawać wiarę w miłość Boga, którą On ma do nas.
Jestem pod ogromnym wrażeniem lektury wyznań Matki Teresy z Kalkuty. Jak wiemy, założyła ona zgromadzenie pomagające ludziom umierać w godnych warunkach. Przeżywała bardzo poważne udręki. W pewnym momencie nie czuła nawet potrzeby modlenia się. Mało tego. Modliła się i jej nic nie wychodziło. I tak mówiła do swojego Boga: Wymawiam słowa modlitwy wspólnoty i z całych sił staram się z każdego słowa wydobyć słodycz, jaką może dać, ale nie ma już mojej modlitwy zjednoczenia. Nie modlę się. – Nie cytuję tutaj żadnego czasopisma typu „Twister” czy „Pani domu”, tylko słowa Matki Teresy z Kalkuty. Laureatki Nagrody Nobla. Błogosławionej Kościoła Katolickiego. Kobiety, która spaliła się w pracy dla ludzi, którymi nikt się już nie chciał się zająć. – Moja dusza nie jest jednością z Tobą. A przecież kiedy chodzę sama po ulicach, godzinami do Ciebie mówię o tęsknocie do Ciebie. Jakże pełne bliskości są te słowa, a mimo to, takie puste. Pozostawiają mnie z dala od Ciebie. W dziele nic mnie nie cieszy. Nie pociąga, nie wzbudza zapału. Pamiętam, jak mówiłam matce prowincjalnej, że opuszczam loretanki dla choćby jednej duszy. Ona nie mogła pojąć, co mówię. Staram się jak najlepiej – mówi Matka Teresa – wyczerpuję się, ale jestem więcej niż przekonana, że to dzieło nie jest moje. Nie wątpię, że to Ty mnie wezwałeś z taką miłością i siłą. To Ty, wiem. Dlatego to dzieło jest Twoje i Ty jesteś w tym wszystkim nawet teraz, ale nie mam wiary. Nie wierzę. Jezu, nie daj, by moja dusza była zwodzona ani nie daj, bym ja kogokolwiek wprowadzała w błąd. – I jeszcze jeden fragment: Swoim wezwaniem mówiłeś, że będę musiała bardzo cierpieć. 10 lat, mój Jezu. Postąpiłeś ze mną wedle swojej woli. Jezu, wysłuchaj mojej modlitwy. Jeżeli to sprawia Ci radość, jeśli mój ból i cierpienie, moja ciemność i oddzielenie, dają Ci odrobinę pociechy, mój własny Jezu, czyń ze mną, co tylko chcesz. Jak długo tylko chcesz. Nie patrząc nawet przez chwilę na moje uczucia i ból. Jestem Twoją własnością. Odciśnij na mojej duszy i w moim życiu cierpienia swojego Serca. Nie zważaj na moje uczucia. Nie zważaj nawet na mój ból. Jeśli moje oddzielenie od Ciebie sprowadzi do Ciebie innych i w ich miłości i obecności znajdziesz radość i zadowolenie, to przecież, Jezu, z całego serca chcę wszystko to cierpieć. Nie tylko teraz, ale i przez całą wieczność. Gdyby to było możliwe. Twoje szczęście to wszystko, czego pragnę, co do reszty, proszę, nie zadawaj sobie trudu, nawet gdybyś wiedział, że mdleję z bólu. Chcę tego wszystkiego. Chcę zaspakajać Twoje pragnienie każdą kroplą krwi, jaką we mnie znajdziesz. Nie pozwól, bym w jakikolwiek sposób zrobiła Ci krzywdę. Zabierz mi zdolność do ranienia Cię. Sercem i duszą będę pracować dla sióstr, ponieważ one są Twoje. Wszystkie. Każda z osobna. Błagam Cię tylko o jedno. Proszę, nie zadawaj sobie trudu, by wrócić szybko. Jestem gotowa czekać na Ciebie całą wieczność. – I podpisała się – Twoja maleńka.
Jest to wyznanie wiary nawet wówczas, kiedy wydaje się, że wiary nie ma. Jest to modlitwa nawet wówczas, kiedy wydaje się, że modlitwy nie ma. Jeszcze na dodatek Matka Teresa pod koniec swojego życia kazała spalić te wszystkie zapiski. Nie chciała, żeby były opublikowane. Ona tym się nie chwali. Ona tym buduje. – Tak, bo jeżeli mówimy o wyznawaniu miłości, to mówimy o kluczu do naszego życia, do naszych serc.
Jeżeli mówimy o wyznawaniu miłości, to nie wolno nam zapomnieć, że będziemy kuszeni w tym, żeby nie kochać, nie przebaczać. Będziemy kuszeni w tym, żeby rezygnować z miłości, żeby się w nią nie angażować. Żeby po pierwszym zranieniu, kłótni, po kolejnej sprzeczce w małżeństwie, dać sobie spokój. Będziemy kuszeni, jak Jezus był kuszony. On był kuszony w miłości. Szatan dobrze wiedział, o co pytać. To był tylko techniczny zabieg. W podtekście mówił do Jezusa: Jeżeli zrobisz to wszystko, zbawisz ludzi. Dasz im miłość. Jezus podjął walkę. Wyznał wiarę w miłość większą niż kuszenie.
Święty Augustyn, czyli też nie jakiś polityk, mówi do nas w kontekście kuszenia w sferze miłości, kochania, przebaczania, zaczynania ciągle od nowa: Życie nasze w tym pielgrzymowaniu nie może trwać bez pokusy, ponieważ właśnie postęp duchowy dokonuje się przez pokusę.
Chrześcijanie, drodzy bracia i siostry, jeżeli idziemy za Chrystusem, będziemy kuszeni, żeby nie kochać. Ten, kto nie jest kuszony – mówi dalej św. Augustyn – nie może poznać siebie. Nikt też nie potrafi osiągnąć wieńca chwały bez uprzedniego zwycięstwa. Zwycięstwo zaś odnosi się poprzez walkę. A walczyć można jedynie wówczas, gdy stanie się w obliczu pokus i nieprzyjaciela. Tak, potrzebna jest walka, pokusy, nieprzyjaciele, przeszkody.
Jakie walki są w twoim życiu w ostatnim czasie? Przez co sprytnie, przebiegle, zły chce cię odciągnąć od tego, byś uczył się miłości, żebyś wyznawał miłość, dzielnie stawiał czoła codzienności? Jeśli idziesz za Chrystusem, będziesz kuszony.
Można interpretować życie na dwa sposoby. Po pierwsze, że to, co się dzieje, jest przypadkiem. Osobiście uważam, że tak życie interpretują leniwcy. I można interpretować życie jako wydarzenia, przez które Bóg chce do nas mówić. Proszę wybaczyć osobisty wyjątek, ale ilekroć coś dobrego udało nam się wspólnie z młodzieżą zrobić na pierwszej parafii, choćby nawet wyjazd rekolekcyjny, tylekroć działo się coś potwornie złego. Zawsze byłem napadany i grabiony w swoim mieszkaniu. Trzykrotnie złodzieje wtargnęli do mojego mieszkania i zdewastowali je. Nie powiem, że stanąłem wobec tych wydarzeń jako bohater, bo za pierwszym razem się wystraszyłem. Nawet życzliwi rodzice dorosłych ministrantów zaproponowali, że ich synowie ze mną zostaną na noc, bo się bałem. Ten strach gdzieś we mnie jeszcze został, choć już jest mniejszy, ale za każdym razem Pan Bóg dawał też potężne umocnienie. Jeżeli ktoś chce zrobić coś dobrego, jeżeli idziesz pod prąd, to dostaniesz śniętymi rybami, śmieciami, bo z prądem płyną tylko śnięte ryby. Wczoraj mieliśmy spotkanie z jedną ze wspólnot. Modliliśmy się. Głosiliśmy słowo Boże. Tyle samochodów stało pod kaplicą, a tylko jeden został zniszczony przez spadający śnieg. Nie będę mówił który J. Może to przypadek, a może nie.
Jeżeli idziemy za Chrystusem i uczymy się miłości, to będziemy kuszeni.
Święty Augustyn mówi jeszcze: Wołający z krańców ziemi, kuszony człowiek, jest wprawdzie strwożony, ale niepozostawiony samemu sobie. Chrystus przemienił nas w siebie wówczas, kiedy pozwolił się kusić szatanowi. Czytaliśmy przed chwilą w Ewangelii, że Jezus Chrystus był kuszony na pustkowiu. Tak, Chrystus był kuszony przez diabła. I centralne zdanie ze św. Augustyna: W Chrystusie bowiem ty byłeś kuszony, ponieważ On wziął od ciebie ciało, a tobie dał od siebie swoje zbawienie. Z ciebie wziął na siebie śmierć, a tobie dał z siebie życie. Od ciebie przyjął na siebie zniewagi, a tobie dał zaszczyty, a więc od ciebie wziął pokusę, a tobie dał swoje zwycięstwo. Jeśli w Nim jesteśmy kuszeni, to i w Nim przezwyciężamy diabła. Widzisz, że Chrystus był kuszony? A nie dostrzegasz, że odniósł zwycięstwo? Uznaj, że to Ty jesteś w Nim kuszony. I że w Nim osiągasz zwycięstwa. Chrystus mógł trzymać diabła z dala od siebie. Jeżeli jednak nie byłby kuszony, nie nauczyłby cię sztuki przezwyciężania pokusy.
Sztuka zwyciężania w pokusie. – Jaka to sztuka? – Wyznawaj wiarę w miłość, droga siostro i bracie. Wyznawaj ją często – słowem i czynem.
Ksiądz Leszek Starczewski