Iść za Nim wytrwale
«Ojciec mój, który Mi je dał, jest większy od wszystkich. I nikt nie może ich wyrwać z ręki mego Ojca. Ja i Ojciec jedno jesteśmy».
Przesłanie Bożego słowa z dzisiejszego dnia kolejny raz zaprasza nas w żmudnych, nużących okolicznościach codziennego życia do wierności słowu Chrystusa, które jest Duchem i Życiem. Dzieje się to bez nadzwyczajnych efektów, bez potwierdzeń, które chciałaby w nas sprowokować niewiara, ale w zgodzie na to, że Bóg przychodzi pokornie w głupstwie głoszenia słowa. Iść za Nim wytrwale, to znaczy otrzymywać życie wieczne, tracąc niejako to doczesne, bo to, co świat uznaje za używki, zabawę i rozkosz przechodzi nam koło nosa, ale dostajemy życie wieczne, które napełnia nas głębokim przekonaniem, że idziemy we właściwą stronę.
Czasem wydaje się, że po różnych, bardzo tragicznych doświadczeniach, wartość naszej wiary spadnie, ale to błędne przekonanie. Słowo z fragmentu Dziejów Apostolskich z dziś przedstawia sytuację, w której rozproszenie, jakie wybuchło z powodu męczeńskiej śmierci Szczepana, sprawiło, że słowo docierało w różne nowe zakamarki świata. Bardzo odważny Duch świadectwa został uwolniony w chwili, kiedy wydawało się, że nastąpiła tragedia – zginął Szczepan, odważny wyznawca Chrystusa. W takich momentach jeszcze bardziej aktywizuje się Duch. Ta słabość i niemoc, związana często ze strachem czy przekonaniem, że chyba wszystko runęło, jest środowiskiem wzrastania, byle trwać całym sercem przy Chrystusie, przy Jego słowie.
Barnaba przyszedł do Antiochii, zobaczył działanie łaski Bożej, ucieszył się i – właśnie – zachęcał wszystkich, aby całym sercem wytrwali przy Panu; był bowiem człowiekiem dobrym i pełnym Ducha Świętego i wiary. Pozyskano wtedy wielką liczbę dla Pana. Tak, to bardzo istotne wskazanie Bożego słowa, by całym sercem wytrwać przy Panu, by zachęcać się nawzajem, jak powie autor Listu do Hebrajczyków, póki trwa to, co dziś się zwie, by żaden z nas nie uległ zatwardziałości, spowodowanej grzechem i prowadzącej do odstępstwa od Boga żyjącego tu i teraz.
Warto, droga siostro i drogi bracie, rozejrzeć się po swoim dialogu z Panem, gdzie w nim brakuje kontaktu ze słowem, bo przecież słowo rodzi wiarę i zachętę do życia. Po drugie trzeba by popatrzeć w swoim środowisku, który z braci, czy która z sióstr potrzebuje konkretnej zachęty do wytrwania całym sercem przy Panu. Pan daje taką łaskę i światło: najpierw ciebie nakarmi, byś mógł dzielić się z innymi otrzymanym pokarmem.
Żydzi otaczają Jezusa przechadzającego się po świątyni w portyku Salomona. Chcą, aby wyświadczył im przysługę polegającą na tym, że zwolni ich z niepewności, przestanie ich trzymać w niepewności. Mówili do Niego: «Dokąd będziesz nas trzymał w niepewności? Jeśli Ty jesteś Mesjaszem, powiedz nam otwarcie». To bardzo klarowna prośba, jak najbardziej uzasadniona, a gdy posłuchamy swojego serca i umysłu, odkryjemy, że całkiem nam do tej prośby blisko, że niejednokrotnie była ona bądź w sposób jednoznaczny wypowiedziana na głos, bądź też chciała się z nas wydobyć w różnych wewnętrznych poruszeniach, pretensjach, bólach. Powiedz mi, że jesteś, Boże. Udowodnij, że to naprawdę Ty do mnie przemawiasz, że Ty do mnie mówisz, że Ty przychodzisz.
Chrystus wobec tej zdecydowanej prośby, czy nawet nakazu Żydów, nie ucieka w jakieś mrzonki, nie stosuje żadnych zabiegów. Odpowiada: «Powiedziałem wam, a nie wierzycie. Czyny, których dokonuję w imię mojego Ojca, świadczą o Mnie. Ale wy nie wierzycie, bo nie jesteście z moich owiec.» Odpowiedź Jezusa jest jednoznaczna. On nikogo nie chce trzymać w niepewności. Tak, On nikogo nie pozbawia możliwości doświadczenia Jego bliskości, Jego działania, zbawienia, które przynosi. Przeciwnie, pragnienie Serca Ojca jest takie, żeby wszystkich doprowadzić do zbawienia. Zarzucanie Chrystusowi, że nie chce nam się ukazywać, objawiać, że nie chce do nas mówić, jest absurdem, wyrazem dobrze trzymającej się niewiary, która absolutnie nie ma zamiaru poddać się codziennemu procesowi eliminacji. Nie ma zamiaru poddać się słuchaniu Bożego słowa. Tak, bo niewiarę można pokonać słuchaniem Bożego słowa. Bo tylko posłuszeństwo głosowi rozbrzmiewającego z ust Chrystusa rodzi wiarę, a tym samym eliminuje niewiarę.
Pokusa niewiary ciągle w nas jest. Przybiera coraz chwytliwsze formy, żeby tylko wmówić nam, że Chrystus trzyma nas na dystans, że tak naprawdę mówienie o Jego prowadzeniu to ględzenie, zaciemnianie rzeczywistości, pozbawianie nas możliwości określonych działań, konkretnych akcji, spektakli, różnych form, które uaktywniłyby nas na własny obraz Zbawiciela.
Chrystus mówi: nie wierzycie, bo nie jesteście z moich owiec. Moje owce słuchają mojego głosu, a Ja znam je. Idą one za Mną i Ja daję im życie wieczne. Ten, kto jest z owczarni Chrystusa słucha Jego głosu i idzie za Nim, nawet gdy ten głos wydaje się odległy, gdy dociera z jakiegoś bardzo trudnego do pokonania miejsca, z odległości, której nie da się przemierzyć. Takie przekonanie w nas się budzi.
Idą one za Mną i Ja daję im życie wieczne. Rzeczywiście, ci, co wybierają codzienne chodzenie za Chrystusem, opowiadają się po stronie słuchania Jego głosu, przyjmowania Jego słowa. Ile tych słów trzeba wypowiedzieć, żeby skruszyć zarosłe niewiarą serce, rozbić otoczony murem umysł? Ile tych słów Chrystus musi wypowiedzieć? On je będzie wypowiadał, będzie je posyłał, będzie przez wszystkie dni, aż do skończenia świata, starał się o swoje owce. Mówi, że ma też owce w innym miejscu, do którego zmierza. Też chce je przyprowadzić do swojej owczarni. On zna owce słuchające Jego głosu. One idą na Nim, a On daje im życie wieczne, dzień za dniem, stopniowo.
Żmudne poddawanie się działaniu Bożego słowa pozwala nam otrzymywać każdego dnia porcję życia wiecznego, potrzebną nam na doczesność. Owce nie zginą na wieki i nikt nie wyrwie ich z mojej ręki. Z otchłani mnie wydobędziesz z błotnej topieli, z grzęzawiska, z ciemnej doliny. Ten, kto idzie za Chrystusem, nie poddaje się. Ten, kto idzie za Dobrym Pasterzem, staje się uległym wobec Jego głosu, nie poddaje się przeciwnościom. – mówi Chrystus. Tak, ten, kto zakorzenia się w słowie, trwa przy nim, nawet gdy uczucia odmawiają mu posłuszeństwa, gdy nie czuje tego słowa, gdy umysł nie jest w stanie go pojąć – jest chroniony, uzbrajany mocą z wysoka. To uzbrajanie często objawia się w bezsile, w słabości, w przekonaniu, że chyba całkowicie jestem poddany jakiejś druzgocącej fali zniechęcenia, ale trwam.
Z otchłani mnie wydobędziesz – mówi psalmista – z błotnej topieli, z grzęzawiska, z ciemnej doliny. Ten, kto idzie za Chrystusem, nie poddaje się. Ten, kto idzie za Dobrym Pasterzem, staje się uległym wobec Jego głosu, nie poddaje się przeciwnościom.
«Ojciec mój, który Mi je dał, jest większy od wszystkich. I nikt nie może ich wyrwać z ręki mego Ojca. Ja i Ojciec jedno jesteśmy».
Przesłanie Bożego słowa z dzisiejszego dnia kolejny raz zaprasza nas w żmudnych, nużących okolicznościach codziennego życia do wierności słowu Chrystusa, które jest Duchem i Życiem. Dzieje się to bez nadzwyczajnych efektów, bez potwierdzeń, które chciałaby w nas sprowokować niewiara, ale w zgodzie na to, że Bóg przychodzi pokornie w głupstwie głoszenia słowa. Iść za Nim wytrwale, to znaczy otrzymywać życie wieczne, tracąc niejako to doczesne, bo to, co świat uznaje za używki, zabawę i rozkosz przechodzi nam koło nosa, ale dostajemy życie wieczne, które napełnia nas głębokim przekonaniem, że idziemy we właściwą stronę.
Droga siostro i drogi bracie, uczymy się ufności wobec Pana Boga. Uczymy się zawierzania naszego życia dzień za dniem. To nie jednorazówka, chociaż często tak byśmy chcieli – powiedz mi, Boże, że jesteś, a będę miał święty spokój. Święty spokój będziesz miał, ale w odpowiednim czasie. Teraz przechodzimy przez niepokoje, uciski, by posiąść spokój wieczny. Przez walki do wiecznego pokoju, do zgody, która objawi się w radości życia w Sercu samego Boga.
Jezu, dziękujemy Ci, że przechadzasz się w świątyni i można stawiać Ci pytania. Dziękujemy, że wchodzisz z nami w dialog przez rozważanie Bożego słowa. Wspieraj nas, abyśmy nie ulegli zniechęceniu, a nawet gdy tak się stanie, by Twoja łaska dźwigała nas i pozwalała każdego dnia na nowo uczyć się wierzyć Tobie.
Pozdrawiam w Panu – ks. Leszek Starczewski.