Odejść od zmysłów?
Edyta Bartosiewicz śpiewała kiedyś: Czasem trzeba odejść od zmysłów, by nie zwariować. Czasem trzeba odejść od zmysłów, od tego, co mówią ludzie, żeby nie zwariować, żeby trzymać się Tego, kto mówi o nas najprawdziwsze rzeczy, czyli od Boga. Jeśli ktoś nie pojmuje Chrystusa tak, jak się przedstawia w swoim słowie, a tylko według własnych upodobań, będzie się z Nim mijał. Chrystus stanie się dla niego tylko dodatkiem do życia, a nie Życiem.
Niektórzy mówią, że z rodziną dobrze wychodzi się tylko na zdjęciu i to jeszcze wtedy, kiedy stoi się w środku, bo jak stoimy z boku, ktoś może to zdjęcie obciąć.
Dziś z Chrystusem rodzina nie zaciekawie wychodzi na zdjęciu – w społecznym odbiorze.
Jezus przyszedł do domu, a tłum znów się zbierał, tak że nawet posilić się nie mogli. Gdy to posłyszeli Jego bliscy, wybrali się, żeby Go powstrzymać. Mówiono bowiem: «Odszedł od zmysłów».
Precyzyjniej nieokreśleni bliscy wybierają się z pierwszą interwencją do Chrystusa – otoczonego przez ogromne tłumy, który ma już na swoim koncie dość spore zatargi z faryzeuszami, uzdrawia, ma moce niewiadomego pochodzenia. Po ludzku budzą się niepokoje, bo taki Chrystus w odbiorze społecznym rzeczywiście może być niebezpieczny. Taki Chrystus zobowiązuje, wykracza poza stereotypy, ustalenia, poza tak zwany „święty” spokój. Takiego Chrystusa zauważa się, na takiego Chrystusa się reaguje.
Dzisiejsze zdarzenie z Ewangelii, opisane przez Marka, stawia nas w obliczu Chrystusa, który nie znosi stagnacji, bezruchu, bylejakości i bycia kimś szarym. Jezus odświętnie traktuje każde spotkanie z człowiekiem i tym samym zobowiązuje, aby sam człowiek traktował siebie jako kogoś, kto ma dbać o swoją świętość mającą źródło w Bogu.
Dbać o świętość, to znaczy nieustannie pobudzać swój umysł do refleksji w kontekście słowa Bożego. Bóg wzywa do nawrócenia, a także do konkretnej walki ze swoimi myślami, przekrzykiwania tych myśli, które chcą skupić się na sobie i odciągają człowieka od konkretnych zmian, od walki o wierność Chrystusowi w drobnych, zwykłych rzeczach. Takie wezwania, kierowane przez słowo, pobudzają do refleksji, która winna przejawiać się w nawróceniu.
Taki Chrystus jest rzeczywiście niewygodny. Gdybyśmy mogli postawić Go sobie na biurku i patrzeć na Niego, żeby był dla nas tylko Kimś, kto potwierdza wersję wydarzeń, jaką Mu przedstawiliśmy, żeby był z nami tylko wtedy, kiedy nie żąda od nas czegoś więcej, na przykład wiary w to, że ten, kto cierpi prześladowanie z Jego powodu, płacze lub cierpi dla Niego, jest błogosławionym. Gdyby tylko tych rzeczy nie żądał, to można dać Mu nawet przyzwolenie, żeby chodził za nami, żeby był na nasze wyobrażenia i oczekiwania.
Tymczasem Chrystus odchodzi od zmysłów – jak mówią niektórzy. Odchodzi od pojmowania życia, jakie charakterystyczne jest dla ludzi, którzy boją się być odważni w wierze, boją się podejmować przychodzące w różnych problemach wyzwania. Chrystus rzeczywiście pojmowany jest jako Ktoś, kto odchodzi od zmysłów.
Edyta Bartosiewicz śpiewała kiedyś: Czasem trzeba odejść od zmysłów, by nie zwariować. Czasem trzeba odejść od zmysłów, od tego, co mówią ludzie, żeby nie zwariować, żeby trzymać się Tego, kto mówi o nas najprawdziwsze rzeczy, czyli od Boga. Jeśli ktoś nie pojmuje Chrystusa tak, jak się przedstawia w swoim słowie, a tylko według własnych upodobań, będzie się z Nim mijał. Chrystus stanie się dla niego tylko dodatkiem do życia, a nie Życiem.
Jeden z komentatorów, Silvano Fausti, zwraca uwagę na prawdę opowiedzenia się po stronie Chrystusa jako oznakę nawrócenia: Bycie z Jezusem wymaga przejścia od myślenia ludzkiego do myślenia Bożego. Jest to zwrot o sto osiemdziesiąt stopni, przestawienie swego życia na Jego decyzje. Bez tego radykalnego nawrócenia umysłu i serca, pozostaje się na zewnątrz rodziny Jezusa. Jeśli nawet należy się do niej według ciała, jeśli kocha się Go, życzy Mu się dobrze, w rzeczywistości kocha się w Nim samego siebie i własne plany, jest się gotowym naśladować Go, gdy On nas naśladuje i pochwycić Go, gdy nie idzie za nami. Taka miłość, jeśli nie zostaje oczyszczona, nazywa się egoizmem i stanowi próbę upodobnienia Jezusa do nas, zamiast upodobnić siebie do Niego.
Droga siostro i drogi bracie, kim dla ciebie jest Chrystus, który dziś w swoim słowie zaprasza cię do refleksji?
Jak pojmujesz Go słysząc, że próbowała Go uciszyć jakaś grupa Jego bliskich, bo mówiono, że odszedł od zmysłów?
Kiedy bycie z Chrystusem jest dla ciebie obciachem?
W których okolicznościach życia, opowiadając się po Jego stronie, doświadczasz bólu przełamywania siebie?
Gdzie uciekasz od takich postaw – od postaw mających znamiona nawrócenia?
Jezu, Ty chcesz, abyśmy stawali się Twoimi bliskimi, aby w Tobie odnajdywać sens swojego życia, a nie siebie takich, jacy wydajemy się sobie najlepsi. Pomagaj nam cierpliwie znosić swoją niedojrzałość w kroczeniu za Tobą i odkrywać, jak wartościowe i niosące pokój jest przełamywanie siebie, które nazywasz nawróceniem.
Pozdrawiam w Panu – ks. Leszek Starczewski.