Tajemnica cierpienia
Po pobieżnej lekturze fragmentu Listu do Hebrajczyków nasuwa się myśl: Kogo Pan Bóg kocha, temu krzyże daje. Taka interpretacja tekstu czy nawet przekonanie, że tekst wyraźnie sugeruje, że kogo Pan Bóg kocha, temu krzyże daje, są jednak niepełne. Nie zawierają w sobie przesłania ukrytego we fragmencie: Synu mój, nie lekceważ karania Pana, nie upadaj na duchu, gdy On cię doświadcza, bo kogo Pan miłuje, tego karze. Chłoszcze zaś każdego, którego przyjmuje za syna.
Celem działań Bożych, często związanych z jakimś bólem lub cierpieniem, nie jest samo cierpienie, sam krzyż, wymierzenie chłosty – to najbardziej krzywdząca z możliwych interpretacji Bożego słowa i dopuszczających cierpienie Bożych działań, w którym zostają nam zadane niezrozumiałe ciosy. Nie jest to cel Bożych działań.
Gdy z perspektywy popatrzymy głęboko na mądrą miłość Boga, gdy spróbujemy w duchu modlitwy podejść do doświadczeń z przeszłości, które wydawały nam się kompletnie niesprawiedliwe – okaże się, że naprawdę były potrzebne. Gdyby nie ten środek, gdyby nie odrzucenie – nie byłoby tak potężnego przytulenia. Gdyby nie lęk, nie byłoby tak ogromnego pokoju. Do tego typu wniosków nie dochodzi się od razu i nie dochodzi się łatwo, ale śmiem przypuszczać, że wielu z nas – jeśli nie wszyscy – mogłoby znaleźć w swojej przeszłości doświadczenie potwierdzające tę interpretację tekstu: Tak, były takie wydarzenia, które nie wydawały mi się sensowne, logiczne i potrzebne. A jednak z perspektywy czasu były najwłaściwszą formą przekonania mnie do jakiegoś dobra.
Trwajcie w karności – zachęca autor Listu do Hebrajczyków – Bóg obchodzi się z wami jak z dziećmi. Jakiż to bowiem syn, którego by ojciec nie karcił?
Autor Listu do Hebrajczyków powołuje się w tym komentarzu na wcześniej cytowany tekst z Księgi Przysłów. Trwać w karności, to znaczy odkryć, że Bóg wie więcej, skoro dopuszczając tego typu sposób docierania do mojego serca, uznaje go za stosowny.
Wszelkie karcenie na razie nie wydaje się radosne, ale smutne, potem jednak przynosi tym, którzy go doświadczyli, błogi plon sprawiedliwości. To jest właśnie to światło, które nam rzuca Boże słowo: kogo Pan Bóg kocha, tego przeprowadza przez krzyż, przez karność, aby przyjąć Go za syna.
W ludzkiej naturze jest mnóstwo pęknięć, wiele niezrozumiałych stanów, w których nasze interpretowanie Bożych zamiarów miesza prawdę z fikcją. Tam, gdzie byliśmy zranieni, gdzie przeżywamy z tego tytułu ból, często interpretujemy te wydarzenia jednostronnie jako czas zapomnienia mojego życia przez Pana Boga. Tymczasem, kiedy jest zranienie, pojawia się też ogromny atak sił przeciwnych Bogu, przychodzą pokusy grzechu i chcą wykorzystać przeciwko Bogu to zranienie, które Bóg uzdrawia. Tego typu myślenie podsuwane przez złego ducha, nakazuje nam pójść w taką właśnie powierzchowną interpretację. Przedstawia Boga jako kogoś, kto w sposób mściwy, tępy, bezwzględny, próbuje uzyskać od swoich krnąbrnych dzieci posłuszeństwo – bo ma taki kaprys. Nie tak widzi tę kwestię Boże słowo.
Błogi plon sprawiedliwości – to pełnia radości, której teraz nie dostrzegamy i nie potrafimy pojąć inaczej, jak tylko przejścia przez cierpienia. Przypomnijmy zdanie kardynała Newmana: Cierpienie jest najgorliwszym narzędziem łaski; najskuteczniej, najściślej, najdokładniej przynosi Bożą łaskę. Dlatego wyprostujcie opadłe ręce, osłabłe kolana, nie dajcie się zwieść bólowi i nie klasyfikujcie go jako ataku na waszą relację, na waszą tożsamość i godność. Niezrozumiałe cierpienia, jednoczone z kompletnie niezrozumiałym atakiem wrogości na Chrystusa, przynoszą błogi plon sprawiedliwości. Przynoszą błogosławieństwo.
Cierpienie ma moc oczyszczającą, tylko trzeba je zrozumieć. I tu niezwykle ważna prawda, bez której to rozważanie niosłoby wielką krzywdę: cierpienie jest tajemnicą. Cierpienie ma moc oczyszczającą, ale jest i pozostanie tajemnicą. Coś z tego pojmiemy, ale więcej z tych doświadczeń do nas nie dociera. To trochę tak, jak lekarz, który oczyszcza ranę i wcześniej czy później, mimo największych starań, gdzieś może dotknąć za mocno i zadać ból, byłby postrzegany jako agresor, osoba wyrządzająca krzywdę. W sytuacjach bólu podobnie reagujemy, czy też interpretujemy dopuszczenie przez Boga cierpienia. Wtedy rzeczywiście dzieje się to, co zauważa psalmista: Gdy spotkało mnie cierpienie, byłem jak zwierzę bez rozumu, które nie wie, co robi.
I tu bardzo ważna zachęta, którą sugeruje słowo: mamy być wdzięczni Bogu za to, że w takich sytuacjach obchodzi się z nami jak z dziećmi, że przyjmuje ciosy, wyzwiska, że znosi niewdzięczność, ataki kierowane pod Jego adresem. Płaci taką cenę za oczyszczenie swojego kochanego dziecka. Druga bardzo ważna prawda z tym związana to zachęta do trwania w karności, nieuciekania, kiedy dopełnia się oczyszczenie przez jakiś rodzaj cierpienia, czy też podniesienia upadłych rąk i wyprostowania osłabłych kolan, bo tu możemy najskuteczniej pomóc sobie i innym w refleksji nad działaniem Boga w życiu. Jeżeli złożymy świadectwo poprzez trwanie w karności, znoszenie cierpień w całej rozciągłości bólu, ale w zaufaniu, że Bóg przez nie mnie przeprowadza, to chyba nie ma skuteczniejszego sposobu na skłonienie kogoś do refleksji. Krew męczenników jest zasiewem nowej wspólnoty wyznawców, jest zasiewem Kościoła. Trwanie na posterunku do końca, w wierności Bogu, najskuteczniej rodzi nowych wyznawców Jemu samemu.
Nie opieraliście się jeszcze aż do przelewu krwi – przypomina autor natchniony – walcząc przeciw grzechowi, a zapomnieliście o upomnieniu, żeby nie lekceważyć karania Pana?
Droga siostro i drogi bracie! W dzisiejszym słowie Pan rozprawia się po raz kolejny z powierzchownym interpretowaniem różnych cierpień. Pan prosi przez te teksty, aby tym usilniej zabiegać w modlitwie o wytrwałość przy Nim i trwanie w karności, o to, żeby nie traktować nawet najbardziej niezrozumiałych chwil cierpień jako dowodu na odejście Boga, ale jako tym mocniejsze wtulenie się w ramiona ukrzyżowanego i zmartwychwstałego Chrystusa.
Jak jest z twoim pojmowaniem cierpień i doświadczeń karności dzisiaj? W których miejscach Pan Bóg traktowany jest jako agresor, a gdzie jawi ci się jako lekarz, który musi dokonać bardzo jednoznacznego zabiegu i koniecznego oczyszczenia rany? Ile jest w tobie próśb o to, aby wytrwać szczególnie wtedy, gdy budzi się lęk przed kolejnym trudnym doświadczeniem?
Jezu, z całą świadomością tego, co w Tobie ludzkie, i tego, co boskie, jednoczysz czas próby i cierpień z miłością Ojca. Dodawaj nam odwagi w chwilach wyczerpania, abyśmy jeszcze usilniej modlili się o dochowanie wierności Bogu. Pomagaj nam przekonywać siebie samych, że warto zostać przy Tobie, nawet jak wszyscy uciekną.
Dziś Chrystus przychodzi do rodzinnego miasta. Towarzyszą Mu uczniowie, którzy uczą się Chrystusowego podejścia do ludzi. Przychodzi z darem słowa. W dzień szabatu zaczął nauczać w synagodze. Stan serca rodaków Chrystusa to przewrotność i powątpiewanie nie mające nic z poszukiwań otwierających na spotkanie z nowością i mocą słowa Bożego. Taki stan, w który wprowadzili się mieszkańcy rodzinnego miasta Jezusa, stanowi ogromną przeszkodę do odnalezienia Boga. Z tego stanu – określanego w Ewangelii mianem niedowiarstwa – oczywiście można wyjść, jeśli tylko człowiek dostrzeże, w jakich tarapatach się znajduje, uzna swą ślepotę i poprosi o odzyskanie wzroku.
W rodzinnym mieście Jezusa znajduje się kilku chorych. Jezus kładzie na nich ręce i uzdrawia ich. Są osoby, którym może przyjść z pomocą. Ktoś tam się zawsze znajdzie – jakaś mała trzódka.
Jest taki etap w chodzeniu za Chrystusem, w którym – jak mawiała święta Tereska z Lisieux – można powiedzieć: Panie, wierzę, bo chcę, a nie dlatego, że chce mi się wierzyć. Natomiast w przypadku mieszkańców Nazaretu nie ma mowy o tym etapie chodzenia za Chrystusem. Jest jawne lekceważenie i odrzucenie.
Chrystus przychodzi dziś do swoich wyznawców dobrze znających Jego działanie i prawdy zawarte w słowie. Przychodzi do odbiorców słowa głoszonego przez Internet. Przychodzi do nas – również do księdza, który otrzymał łaskę głoszenia słowa i ma je przybliżać w zrozumiały sposób. Przychodzi do nas jako do swoich. Może się tu spotkać niejednokrotnie z otwartością umysłu i serca, z pragnieniem odkrycia w Nim Zbawiciela, ale może się też spotkać z punktowaniem informacji na Jego temat, które nie niesie pragnienia rozmowy z Chrystusem, tylko chęć zdyskwalifikowania i zdetronizowania Go.
I nam może się zdarzyć szukanie dziury w całym w kontakcie ze słowem. Przyświadczamy, że Jezus ma mądrość, że cuda dzieją się przez Jego ręce, ale jeżeli chodzi o bezpośrednie działanie na nas, nie jest ono wystarczające. Nie jest takie, jakiego byśmy chcieli. To może budzić wątpliwość, ale może też stać się okazją do tym intensywniejszych modlitw i próśb o wiarę, bo wiara, której Bóg udziela, jest łaską. Prośmy o łaskę wiary w spojrzeniu na siebie, na rozważanie słowa i kontakt z Chrystusem przychodzącym do nas.
Panie, pomóż nam znajdować dla Ciebie czas, przyjmować Ciebie jako dar, który jest łaską przemieniającą umysł, myślenie, serce, przeżywanie świata, w którym i nam znalazłeś miejsce, aby nas zbawić. Pomagaj nam wierzyć każdego dnia na nowo, bo przecież każdy dzień życia niesie jakąś nowość. Pozwalaj nam w tych okolicznościach życia, w których jesteśmy, w tej perspektywie Twojego przychodzenia do nas, odnajdywać miłość, która nas przemienia i chce przez nas oddziaływać na innych.
Pozdrawiam w Panu – ks. Leszek Starczewski.