Pod osądem słowa
Okoliczności bardzo ludzkie mogą być mało Boże. Człowiek lekceważący słowo proroka odbiera sobie szansę na przemyślenia, na refleksję, a tym samym na owoc przemyśleń, jakim jest nawrócenie. Herod, zamknięty na słowo, poddaje się osądowi, a osąd kończy się odrzuceniem słowa. Prywatne interpretacje, wzgarda prorokiem, spojrzenie na słowo tylko w perspektywie doraźnych korzyści, zawsze kończy się katastrofą – jak mu teraz wypada odmówić, skoro obiecał, jak tu się wycofać, skoro okazuje się, że trzeba iść, ale nie idzie się we właściwą stronę.
Słowo głoszone przez Dwunastu przynosi już konkretne owoce. Jesteśmy przy Jezusie, który wysłał Dwunastu po dwóch – wspólnota siłą – żeby głosili Jego słowo. Niewykluczone, że z tego głoszenia dochodzą do króla Heroda informacje o Jezusie: posłyszał o Jezusie, gdyż Jego imię nabrało rozgłosu. Niewykluczone, że właśnie w tej chwili dokonuje się sąd słowa, bo słowo dokonuje sądu, dotykając bardzo głęboko, nie powierzchownie. Bardzo głęboko dotyka ludzkich serc, umysłów, zamiarów, planów, oczekiwań i pragnień. Słowo dokonuje osądu i przynosi owoc.
Król Herod w ekspresowym tempie kończy studia teologiczne. Wypowiada się jako znawca słowa. Niebezpieczne są skrócone kursy teologiczne. Ludzie mówią mu o Jezusie, gdyż Jego imię nabierało rozgłosu, a Herod stwierdza: Jan Chrzciciel powstał z martwych i dlatego moce cudotwórcze działają w nim. Tłumaczą mu inni, że to jest Eliasz, przychodzą czasy, w których Bóg wkroczy w sposób definitywny ze swoim Mesjaszem, bo Eliasz miał je poprzedzić. Inni znów utrzymywali, że to prorok, jak jeden z dawnych proroków, kolejny posłany od Boga. Herod jednak jest teologiem mądrym swoją mądrością. Twierdzi: To Jan, którego kazałem ściąć, zmartwychwstał.
Niebezpieczna jest prywatna interpretacja słowa. Dlatego Kościół uczy: żadne proroctwo pisma nie jest do prywatnego wyjaśniania. Potrzebna jest solidna wiedza, zdrowa egzegeza i wiara Kościoła, który przechowuje te interpretacje. Każda prywatna przygoda ze słowem winna znaleźć swój finał na łonie Kościoła, w mądrości Kościoła. Herod dokonuje prywatnej interpretacji. Dokonuje jej w błędny sposób: jeżeli zagłuszył głos, to nie usłyszy słowa. Kazał ściąć głos wołający na pustyni, więc nie usłyszy słowa.
Pierwsze przesłanie dzisiejszej Ewangelii mówi o tym, że kiedy spotykamy się ze słowem, mamy czerpać z mądrości Kościoła, żebyśmy nie wyprowadzili siebie na manowce, żebyśmy nie stanęli jako ci, którzy wiedzą więcej i nie mają pokory, by czerpać z mądrości Kościoła.
Drugie przesłanie dotyczy szacunku wobec proroków. Dbajmy o proroków, o tych, którzy dla nas są prorokami. Wczoraj Pan dał mi łaskę skorzystania z sakramentu pokuty i pojednania. Po spowiedzi przyszła mi pewna refleksja, bo jakoś szybciej mi przychodzi modlić się przed spowiedzią za mojego spowiednika, niż dziękować za niego po spowiedzi. A to przecież też jest szacunek dla proroka, jakiego Pan Bóg daje. Niewykluczone, że ten szacunek wyraził się i tym, że kiedy było już późno i miałem zadzwonić do mojego spowiednika, przez którego Pan Bóg skutecznie i po ludzku wydaje się do mnie trafiać, Pan skierował mnie do kogoś innego, przez kogo przyszedł z niezrównaną mocą przebaczenia i miłosierdzia. Szacunek do proroków wyraża się również przez to, że niekoniecznie musi być ten, którego sobie upatrzymy.
Ewangelista Marek snuje opowieść, jak doszło do tego, że Herod zagłuszył, zamulił głos wołający na pustyni, który wskazywał słowo. Opowiada o bardzo sympatycznych i ludzkich okolicznościach – imprezie urodzinowej. Ale dzień urodzin Heroda jest także dniem śmierci Jana. Jakież absurdy są na tym świecie. Jaki dziwny jest ten świat. Jedni się rodzą, a drudzy umierają. Jedni się cieszą, a drudzy cierpią, ale tak ten świat też wygląda – jeszcze tak wygląda. Albowiem, jak uczy nas Kościół słowami Sługi Bożego Jana Pawła II – Bóg już odnawia świat, już dokonuje jego przemiany. Już nowość życia wiecznego obecna jest w świecie. Nawet kiedy nie ma szacunku do słowa, nawet kiedy nie ma szacunku do proroków.
Okoliczności bardzo ludzkie mogą być mało Boże. Człowiek lekceważący słowo proroka odbiera sobie szansę na przemyślenia, na refleksję, a tym samym na owoc przemyśleń, jakim jest nawrócenie. Herod, zamknięty na słowo, poddaje się osądowi, a osąd kończy się odrzuceniem słowa. Prywatne interpretacje, wzgarda prorokiem, spojrzenie na słowo tylko w perspektywie doraźnych korzyści, zawsze kończy się katastrofą – jak mu teraz wypada odmówić, skoro obiecał, jak tu się wycofać, skoro okazuje się, że trzeba iść, ale nie idzie się we właściwą stronę.
Okoliczności ludzkie sprawiają, że sąd słowa wypada na niekorzyść Heroda. To nie ja was sądzę, powie Chrystus, to słowo, a właściwie relacja do słowa, was sądzi. Nikt nie jest dobrym sędzią we własnej sprawie. Dlatego psalmista apeluje: Przekaż twój sąd Królowi, a twoją sprawiedliwość, twoje pojmowanie sprawiedliwości, Synowi Królewskiemu. Poddaj się pod osąd słowa. Niech ono cię osądza. Niech ono dokonuje cięć, nie tyle budżetowych, choć i takie by się przydały, co cięć hipokryzji, obłudy, zasklepienia, cięć tego miejsca, gdzie ciągłe utyskiwanie nad jakością swojej wiary, niewiary, nad swoimi radościami czy też smutkami, zalewa trzeźwe spojrzenie, trzeźwe myślenie, jak wino w czasie imprezy Heroda, i budzi zmysłowość zagłuszającą pokój ducha.
Jest takie rozbudzenie zmysłowości, które może zakłócić pokój ducha. Zmysłowość potrzebuje zgody z duchem. Ma być podporządkowana duchowi. Ciało nie jest dla rozpusty. Autor Listu do Hebrajczyków odniesie to do relacji małżeńskich, które nakazuje traktować z najwyższą czcią. Bo rzeczywiście zmysłowość niepoddana władzy ducha sprowadzić może otępienie i rany oraz tragedie, które zamkną na słowo, a chyba nie ma większych tragedii, jak stworzenie sobie sytuacji, kiedy uciekam od słowa. Mam przy nim zostać bez względu na to, jakiego to słowo dokona sądu.
Jeśli chcemy znaleźć się przy Panu, który do nas kieruje swoje słowo, to przyjmijmy je tak, jak zostało nam zaszczepione: nie jako słowo ludzkie – dyrdymały i nudne powtarzanie znanych kwestii – ale jako słowo Boga, który znów kołacze tym samym tekstem do już nie tych samych serc, do innych sytuacji życiowych, bo przecież ciągle się coś w życiu dzieje, zmienia lub właśnie nie zmienia. Słowo posyłane przez proroków jest mocniejsze od niechęci czy ustaleń społecznych. Powinno takie być i takich proroków nam potrzeba.
Jan atakował z ambony prezydenta, króla, wypominając mu : Nie wolno ci mieć żony twego brata. Tak robi prorok. Jest w stanie narazić swoje życie, byle ocalić życie tego, który nie widzi, że trwa w grzechu, w błędzie. To, że jest mu dobrze z tym, że chętnie słucha tego, co się do niego mówi, że szanuje proroka jako męża prawego i świętego, i brał go w obronę, to za mało.
Prośmy dobrego Pana, który dokonując sądu słowem, pragnie dotrzeć do naszych pragnień, aby w naszych sercach wzbudziło się pragnienie modlitwy: Boże przekazuję ci sąd nad sobą. Przekazuję sąd Twojemu słowu. Osądź moje pragnienia i myśli serca. Osądź zmysłowość. Osądź mojego ducha, stany psychiczne, które przeżywam, i moje ciało. Dokonaj sądu oczyszczenia.
Bóg w zatroskaniu o nas nie cofnie się przed opluciem, śmiercią, byleby tylko objawić słowo niosące zbawienie. Tak to już jest, że w sytuacjach kryzysowych, kiedy sporo rzeczy nie układa nam się w życiu, najwięcej obrywają od nas osoby nam najbliższe. Najwięcej mamy wtedy śmiałości w wyrzuceniu goryczy z serca wobec osób najbardziej bezbronnych, bo najmocniej nas kochających – naszych przyjaciół, bliskich. Najbardziej obrywają prorocy, którymi w takich sytuacjach są nasi bliscy.
Słowo uwrażliwia nas na tę prawdę i zaprasza, aby spojrzeć w jej świetle na swoje podejście do tego, co mówi Pan, na interpretowanie zdarzeń życia. Zadaje pytanie, czy są one interpretowane w świetle słowa, czy też słowo dopasowywane jest do mojego widzimisię. W tym świetle, w tej prawdzie, słowo pyta nas o ostatni akt wdzięczności, jaki podjęliśmy za proroka ukazującego nam Boga. Za osobę bliską, która od nas oberwała w sytuacji, kiedy sami przeżywaliśmy zagrożenia.
W spotkaniu ze słowem rodzi się refleksja wzywająca do poprawy jakości relacji między nami a Panem, między nami a naszymi bliskimi i relacji nas samych do siebie. Kiedy słyszę słowo, dotykające mnie i osądzające, nie jestem wezwany, by – jak Herod – ściąć je i dokonać sądu, który mnie poniży, ale zaproszony jestem do przyjęcia i zaszczepienia słowa w duchu łagodności, by ze spotkania z nim wyszła nowa jakość podejścia do siebie, do innych i do Pana Boga. By słowo mnie podbudowywało i podnosiło w całej wymaganej tu cierpliwości i w wytrwałości, bez której się nie da.
Panie, chcesz, abyśmy w świetle słowa dbali o relacje łączące nas z Tobą i abyśmy ucząc się Twojego podejścia do nas, przyczyniali się do trwania między nami braterskiej miłości. Pomagaj nam być gościnnymi wobec głoszonego słowa, wobec posyłanych nam proroków, wobec bliskich, których często nie potrafimy docenić. Szczególnie prosimy Cię, Panie, abyś uczynił nasze serca gościnnymi wobec przeciwności, które są Twoim błogosławieństwem, wobec trudów, hartujących naszą wiarę, kiedy przestaje być ona teorią, a staje się mocą twórczą siłą napędową do życia.
Panie, pomóż nam wypowiedzieć słowa wdzięczności za przeżywane zmagania z sobą samym, ze światem i z wydarzeniami, które przynosi co dzień życie. Dziękujemy Ci, że mówisz: Nie opuszczę cię ani pozostawię. Dziękując za to słowo, odpowiadamy razem z psalmistą: Pan jest wspomożycielem moim, nie ulęknę się, bo cóż może mi uczynić człowiek?
Pozdrawiam w Panu – ks. Leszek Starczewski.