Taka jest wola Boża
Bóg zdradza się nam z pragnieniami swojego Serca. To znaczy, Bóg zdradza się z tym, jaka jest Jego wola. Bożą wolą jest, abyśmy byli silni i mocni, abyśmy wchodzili w relacje z innymi ludźmi, a nie żyli na uboczu, abyśmy byli zdrowi w wierze. To jest wolą Bożą. Kiedy niestety spotykają nas cierpienia, to Pan Bóg w takich chwilach nie będzie ich tłumaczył, ale szepnie, a może i jęknie: Proszę cię, ufaj Mi. W takich chwila Mi ufaj. Mów Mi o swoich pragnieniach. Nie odchodź w takich chwilach ode Mnie, choć wszystko wskazuje na to, że najlepiej by było trzasnąć drzwiami i dać sobie spokój z jakimś Bogiem i wiarą. Chcę twojego dobra.
Mało higieniczna i zupełnie nieestetyczna jest dzisiejsza scena z Ewangelii. Gdy siedzimy wygodnie na krzesełkach, może trudniej przychodzi nam przybliżyć się do tego, co opisuje, chyba że przypomnimy sobie kogoś, kogo często określamy mianem żula, od którego czuć na odległość, człowieka chodzącego po śmietnikach. Wówczas może łatwiej będzie nam odnaleźć się w dzisiejszej scenie, bo właśnie tak wygląda trędowaty.
Jak wygląda? – Czytamy o tym w Księdze Kapłańskiej: ma mieć rozerwane szaty, zasłoniętą brodę, włosy w nieładzie i ma krzyczeć, wrzeszczeć: Nieczysty, nieczysty. Zupełnie jak w tunelu dworcowym, gdzie nieraz można spotkać człowieka wołającego: Daj, daj…
To jest ten klimat, drogie siostry i drodzy bracia – mało estetyczny i higieniczny. Ale tak traktowano ludzi doświadczonych trądem. Trudno nam powiedzieć, w jakim stadium choroby był opisywany trędowaty, który pewnego dnia przyszedł do Jezusa. Niewykluczone, że było to już zaawansowane stadium, czyli zgnilizna ciała i odpadające kawałki skóry. Wiem, że brzmi to makabrycznie, ale takie są realia tej choroby. Zresztą, nie przyszliśmy tu na pokaz estetyczny, na recytację pięknej poezji, która ma ululać nasze dusze, oderwać nas od rzeczywistości, pozwolić na chwilkę zapomnieć o kłopotach… Ewangelia ma nas wprowadzić w realia.
Trędowaty przychodzi do Jezusa ze swoim pragnieniem. Przecież każdy człowiek ma jakieś pragnienia, nawet ten, który grzebie po śmietnikach. Każdy z nas ma jakieś pragnienia. Trędowaty przychodzi z pragnieniem, które musi go bardzo palić, bardzo dotykać, skoro łamie przepis, z dwóch powodów bardzo ostro traktujący osoby dotknięte trądem. Po pierwsze, ktoś dotknięty trądem mógł zarazić innych. Po drugie, w Starym Testamencie traktowano trąd jako karę za grzechy. Takie sformułowanie: kara za grzechy, może nam coś powiedzieć, bo niestety – uczciwie to przyznajmy – i nam się nieraz wyrywa: Bóg cię skarał. My, znawcy tego, co Bóg ma na myśli, mówimy do kogoś: Bóg cię skarał. Z ciebie to już nic nie będzie... Znamy te klimaty.
Tak mówił przepis. Trędowaty mógł zarazić, więc żeby ratować społeczność, przewidziano jakiś oddział zakaźny. Ale chory na trąd był także traktowany jako ktoś, kogo z pewnością Bóg dotknął za jakieś grzechy.
Pan Bóg stopniowo objawiał i objawia tajemnicę swoich działań, tajemnicę cierpienia. Nie od razu dało się wytłumaczyć ludowi wędrującemu, który zdobywa Ziemię Obiecaną, że cierpienie nie zawsze jest karą za grzechy. Hiob też się zmagał z cierpieniem. Przyjaciele mówili mu: Bóg cię skarał. To na pewno za grzechy. – To nie ten klimat.
Drogie siostry i drodzy bracia, z całą mocą chce teraz dotrzeć do nas pierwsze przesłanie z tego tekstu. Bądźmy czujni w wydawaniu sądów o innych. Ktoś zauważył, że na równi z zabójstwem fizycznym – jeżeli nie straszniejsze od niego – jest skazanie kogoś swoim sądem, opinią, plotą, bają… Bądźmy czujni. Nic tak nie oddalało człowieka od Boga, jak szemranie przeciwko Bogu, marudzenie, utyskiwanie. Całe życie to jedna płyta: jest mi źle, byłoby mi lepiej, gdybym był zdrowszy, młodszy… Gdyby, gdyby, gdyby… Gdyby babcia miała wąsy, to dziadkiem by była.
Ocena tego, dlaczego spotyka nas cierpienie, dotyka choroba, należy do Boga. On ma więcej danych, On wyjaśni to trafniej. Psalmista powie: Przekaż swój sąd Królowi. Przenosząc to na rozumienie tego tekstu i dotarcie słowa do nas: kiedy korci cię, droga siostro i drogi bracie, żeby powiedzieć coś na kogoś, to przekaż swój sąd Bogu. Niech On powie, niech On oceni, On ma więcej danych. Co my wiemy o drugim człowieku? – Widzimy tylko to, co zewnętrzne, a nie to, co jest wewnątrz, co się w nim kryje, dlaczego tak robi.
Trędowaty łamie przepis, bo pali go pragnienie. Źle mu na oddziale zamkniętym. Każdemu jest źle, kiedy przebywa na oddziale zamkniętym. Nikt zdrowo funkcjonujący, normalnie się rozwijający, nie chce tam być. W swoim domu też można być na oddziale zamkniętym.
Pamiętam jeszcze ze studiów seminaryjnych, z psychologii rozwojowo-wychowawczej, przykład: Małżeństwo lekarzy i dziecko. Rodzice nie rozmawiają ze sobą. Dziecko jest tak skonstruowane, że bardzo ufnie patrzy na świat. Kiedy dzieje się coś złego, bierze winę na siebie. Rodzice nie kłócili się ze sobą, ale nie odzywali się. Dziecko przez dłuższy czas biegało do łazienki i obmywało ręce – cały czas się myło. W końcu jeden z rodziców mówi: „Masz znajomego psychoterapeutę, więc wyślij do niego dziecko, żeby dowiedzieć się, co się dzieje”. Na terapii wyszło, że dziecko nosiło w sobie poczucie winy. Ono naprawdę myślało, że jest winne tego, że tatuś i mamusia nie odzywają się ze sobą. – Tam, gdzie kłócą się rodzice, najbardziej pokrzywdzone są dzieci.
Nikt nie chce przebywać na oddziale zamkniętym. Dziecko potrafi wyczuć. Wyczuwa trędowaty. Przychodzi do Jezusa. Powtórzmy to z mocą – przychodzi do Jezusa, a nie do bioenergoterapeuty, nie otwiera gazety z horoskopem. Przychodzi do Jezusa. Strasznie niemodne w dzisiejszych czasach jest wierzyć, że Bóg działa, że Bóg może coś uczynić, że w tej chwili dzieją się najważniejsze rzeczy, że Bóg uruchamia moce Świętego Ducha, którymi chce dotknąć serca i pomóc nam żyć dalej. Strasznie niemodne…
Trędowaty przychodzi do Jezusa i upadając na kolana prosi Go. To jest najwłaściwsza postawa przed Bogiem – upaść na kolana. Prawdą jest, że nieraz choroba kolan, zwyrodnienie, utrudnia to. Wówczas upada się duchowo, wewnętrznie staję się uległy wobec Boga. Nie rozmawia się z Nim, jak z kolegą, koleżanką. Nie rozmawia się w Nim, jak z prezesem – wytresowany każdy ruch. Nie rozmawia się z Nim, jak z kimś, kto stoi i tylko chce nas łupnąć.
Trędowaty upadł na kolana i prosił Go. Często brakuje nam postawy uległości wobec Pana Boga, dlatego słowo nam dziś o tym przypomina, abyśmy nie powielali niemądrych postaw przed Nim. Wyczuwamy i doświadczamy, gdzie jest świętość. Czasem nawet ktoś podchmielony tak się rozrzewni, że wypowie całą swoją religijność. Ktoś opowiadał, że jechał rano do pracy i uczynił znak krzyża w autobusie. Obok niego stał podchmielony pan, który zapytał: Co, paciorka się zapomniało? – Nie, tu obok jest kościół. – A, to przepraszam.
Nam często brakuje nawet takiego aktu wyznania wiary, jakim jest uszanowanie, że przechodzę obok miejsca świętego, a co dopiero mówić o upadaniu na kolanach, świadczeniu swoim życiem, że jest się wierzącym. Dlatego słowo Boże przypomina nam dziś o właściwej postawie przed Panem Bogiem. Najsilniejszy jest człowiek, gdy klęczy przed Bogiem.
Trędowaty prosi Jezusa. Jest to niesamowita prośba, wydobywająca się z serca, z biedy, z trądu, z choroby, z oddziału zamkniętego, z tego stanu, w którym człowiek sam w sobie źle się czuje. "Jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić". Jest to cudowne, ujmujące. Trędowaty prosi jak małe dzieciątko, które przychodzi do mamy i mówi: Mamusiu, mogę?...
Ks. prof. Witczyk, wybitny biblista, mówi, że w wyrażeniu tego pragnienia kryje się coś niesamowitego. Trędowaty stwierdza: Jeśli mnie kochasz, możesz mnie oczyścić. To nie jest szantaż: Jeśli Bóg jest, to ma to zrobić. Nie, nie, nie. To nie ten klimat. Jeśli chcesz, jeśli mnie kochasz, jeśli pozwolisz zaczerpnąć mi dzisiaj z Twojej miłości, możesz mnie uspokoić. Nie tak uspokoić, żebym zasnął w czasie słuchania słowa Bożego, ale tak uspokoić, abym wyszedł silniejszym.
Ewangelista Marek zauważa reakcję Jezusa – Jezus jest zdjęty litością, dotknięty, wewnętrznie wstrząśnięty. Ktoś porównał to do sytuacji, w której mama słyszy, że dziecko mogło mieć niebezpieczny wypadek. Jest to dla niej wstrząs, cała chodzi.
Jezus zdjęty litością. W tym sformułowaniu, które możemy przeczytać sobie jak w jakimś konkursie na szybkie czytanie, ale nad którym możemy się także chwilkę zatrzymać, kryje się coś ogromnie ważnego. Zdjęty litością, to także oburzony tym, do czego doprowadza człowieka choroba, co wyprawia z nami grzech, który często traktujemy bądź jak: a, co tam, wyspowiadam się…
Oburzony Jezus, poruszony do głębi, wyciąga rękę, jak ksiądz w konfesjonale, i dotyka łaską mówiąc: "Chcę, bądź oczyszczony".
Tu jest główna myśl i przesłanie dzisiejszego słowa Bożego skierowanego do nas. Bóg zdradza się nam z pragnieniami swojego Serca. To znaczy, Bóg zdradza się z tym, jaka jest Jego wola. Bożą wolą jest, abyśmy byli silni i mocni, abyśmy wchodzili w relacje z innymi ludźmi, a nie żyli na uboczu, abyśmy byli zdrowi w wierze. To jest wolą Bożą. Kiedy niestety spotykają nas cierpienia, to Pan Bóg w takich chwilach nie będzie ich tłumaczył, ale szepnie, a może i jęknie: Proszę cię, ufaj Mi. W takich chwila Mi ufaj. Mów Mi o swoich pragnieniach. Nie odchodź w takich chwilach ode Mnie, choć wszystko wskazuje na to, że najlepiej by było trzasnąć drzwiami i dać sobie spokój z jakimś Bogiem i wiarą. Chcę twojego dobra.
Pod zasłoną bólu skrywa się Bóg, który nie tłumaczy cierpienia, ale znosi je z nami. Próbuje z nami przeżyć ten trudny czas bycia na oddziale zamkniętym.
Drogie siostry i drodzy bracia, na pewno wiele dzieje się w naszym życiu, w świecie rzeczy przerastających nas i wstrząsających nami. Wiele jest pytań, na które nie potrafimy znaleźć odpowiedzi – i nie szukajmy wyjaśnień głupich, naiwnych.
Ostatnio na katechezie jeden licealista zapytał: Proszę księdza, dlaczego jedno dziecko rodzi się zdrowe, a drugie pożyje trzy godziny i odchodzi? Odpowiedziałem: Musiałbym być pajacem, żebym ci odpowiedział na to pytanie. Tak samo jak ciebie, i mnie ono przerasta.
Trzecią myśl, związaną z przesłaniem słowa skierowanego do nas wszystkich, trafnie komentuje św. Augustyn: Jeśli Bóg dopuszcza zło, to tylko takie, żeby się nam większe nie przytrafiło. Jeśli Bóg dopuścił pierwszą śmierć, to po to, żeby się nam druga śmierć nie przytrafiła, żebyśmy nie żałowali życia na wieki – nie przez tydzień, miesiąc, nie, jak niestety nieraz bywa w niektórych małżeństwach, przez ileś lat, ale wiecznie.
Stąd praktyczne odniesienie do naszych życiowych sytuacji: jeśli spotyka nas coś, czego nie potrafimy ogarnąć, czemu nie umiemy sprostać, to ewangelista podpowiada nam, abyśmy przyszli do Jezusa, upadli na kolana i prosili Go. Czy jest to szarpanie się z Bogiem, który siedzi sobie na tronie i zimnym palcem pokazuje, że ten będzie cierpiał, a ten nie? – Nie tak mówi słowo Boże. To jest szarpanie się z sobą, gdy uwierzyliśmy, że Bóg się na nas mści i odgrywa, gdy nie potrafimy uznać tajemnicy, gdy chcielibyśmy wszędzie zajrzeć, włożyć swoje palce. Są granice, których przekroczyć nie wolno.
Tajemnica obecności Boga w trudnych chwilach, to zaproszenie do tym intensywniejszej modlitwy. Jezus w Ogrójcu, pogrążony w udręce, jeszcze usilniej się modlił. A my?
Na koniec myśl z Apokalipsy św. Jana Apostoła – z trudnej księgi, którą Kościół ciągle odczytuje, bo wiele w niej znaków zapytania. Autor natchniony mówi, że przychodzi taki moment w dziejach świata, kiedy Bóg poleca siedmiu aniołom: „Idźcie i wylejcie siedem czasz gniewu Boga na ziemię!” I poszedł pierwszy, i wylał swą czaszę na ziemię. A wrzód złośliwy, bolesny, wystąpił na ludziach, co mają znamię Bestii, i na tych, co wielbią jej obraz. Trzeci wylał swą czaszę na rzeki i źródła wód: i stały się krwią.
Za każdym razem, kiedy anioł wylewał coś z czaszy, ból dotykał mieszkańców ziemi.
Czwarty wylał swą czaszę na słońce: i dano mu władzę dotknąć ogniem ludzi. I tu jest klucz. I ludzie zostali dotknięci wielkim upałem, i bluźnili imieniu Boga, który ma władzę nad tymi plagami – nieszczęściami, nad tajemnicą cierpienia – a nie nawrócili się, by oddać Mu chwałę.
Kto wie, czy czasem te trudne sytuacje w domu: z naszymi chorobami, z bardzo poranionymi relacjami z bliskimi, nie stają się okazją do tego, by bardziej dojrzewać w wierze, by mocniej lgnąć do Boga… Kto wie, droga siostro i drogi bracie, czy to, co cię ostatnio bardzo nurtuje, nie jest błogosławieństwem, przez które Pan Bóg chce mieć cię bliżej siebie – nie bliżej kłopotów, ale bliżej siebie. I można albo jeszcze usilniej się modlić, albo – jak zauważa autor Apokalipsy – dalej bluźnić Bogu i nic sobie z tego nie robić.
Dziękujemy Ci, Panie Jezu, że zdjęty litością, wstrząśnięty tym, co dzieje się z nami, kiedy odchodzimy od Ciebie, czekasz na nasze najprawdziwsze pragnienia serca, czekasz na nasze zorganizowanie sobie czasu, byśmy upadli na kolana i prosili Cię.
Pomóż nam, Panie, nabierać coraz większego przekonania, że to, co czytamy i rozważamy w tej chwili, to nie jest książeczka z opowiastkami dla głupiutkich dzieci, ale słowo Boga skierowane do Jego dzieci, które niesie moc i siłę, i sprawia, że chce się żyć, nawet gdy życie boli.
Pozdrawiam w Panu – ks. Leszek Starczewski.