Prawdziwe pragnienia serca
Czy wypowiadasz prawdziwe pragnienia swego serca? Czy pod pobożnościowym uśmiechem lub pod fochem, obrażeniem się na cały świat, przemycasz zupełnie obłudne treści? Wyrzuć to całe zło, wiem, że potrafisz – śpiewał kiedyś jeden z zespołów. Wyrzuć to całe zło, niech ono wybrzmi do końca.
Przysłuchujemy się dziś przychodzeniu Pana do swojego ludu w relacji proroka Jeremiasza, bardzo wrażliwego młodzieńca, zapowiadającego swoim życiem to, co stanie się w życiu Jezusa. Czytamy też w Ewangelii św. Mateusza o tym, w jaki sposób Jezus naucza, jak jest odbierany.
Jeremiasz, głosząc słowo przy swojej wrażliwości, spotyka się z odrzuceniem i to ze strony najbliższych, czyli tych, po których mógłby oczekiwać solidarności czy też milczącego potwierdzenia jego misji. Tymczasem w jego rodakach budzi się niegodziwa myśl: Chodźcie, uknujmy zamach na Jeremiasza. Przecież jak jest taki mądry, to zawsze z tego wybrnie, a jak nie jest mądry, to szybko się o tym przekonamy.
Jeremiasz przeżywa to bardzo boleśnie. Możemy sobie przypomnieć choćby jeden przykład z życia, kiedy ktoś, na kim nam bardzo zależy, wypowiada pod naszym adresem krzywdzące słowa. Przeżycie Jeremiasza jest o tyle mocne, że dotyczy przesłania, które przecież niesie zbawienie. To Bóg przez niego przemawia i ostrzega lud przed przewrotnością serca, żeby go uratować, żeby to serce mogło normalnie bić. Słuchacze Jeremiasza natomiast wybrali niegodziwość. Z niegodziwości rodzi się podstęp i chęć zlikwidowania proroka. Gdy ktoś mówi prawdę, to najskuteczniej likwidujemy go najpierw przez obniżanie jego autorytetu – co właśnie dokonuje się w dzisiejszym fragmencie słowa – ośmieszenie, zdyskredytowanie, pomniejszenie na wartości, wykazanie niedorzeczności, niekonsekwencji, by w efekcie końcowym, jak zauważa psalmista, postawić go w śmiertelnym zagrożeniu i kompletnie pozbawić życia. Gromadzą się przeciw mnie – mówi psalmista – zamierzając odebrać mi życie.
Często możemy reagować bardzo inteligentnie i podstępnie na to, co Boże słowo kieruje do nas w świetle miłości i prawdy. Czujemy zagrożenie w miejscu, gdzie powinniśmy odczuwać wdzięczność, zagrożenie tam, gdzie rodzi się nasz egoizm, nieokiełznane żądze, chęć podobania się, wielkości, bycia w centrum. I wtedy Pan Bóg zwraca nam uwagę, że to zamorduje nas i innych, bo centrum należy tylko do jednej Osoby, a jest nią Pan Bóg.
Wobec tych podstępów Jeremiasz wybiera najlepszą z możliwych wersji komentowania sytuacji, mianowicie modlitwę: Usłysz mnie, Panie, i słuchaj głosu moich przeciwników.
Mamy tu cudowne zestawienie, niejako podpowiedź skierowaną do Pana Boga: Posłuchaj mnie i posłuchaj moich przeciwników, Panie. W innym miejscu (12,3) Jeremiasz powie: Ty zaś, Panie, znasz mnie, patrzysz na mnie, badasz serce moje, ono jest z Tobą. Wiesz, jak ono chce Ci zostać wierne. Posłuchaj także moich przeciwników. Prorok stawia bardzo istotne pytania: czy złem za dobre się płaci?
A oni wykopali dół dla mnie. Wspomnij, jak stawałem przed Tobą, aby się wstawiać za nimi, aby odwrócić od nich Twój gniew.
Jeremiasz przypomina niejako Panu Bogu, że ogarniał przeciwników modlitwą. Tak jak my chciał udowodnić: Słuchaj, Panie Boże, ta modlitwa jakby nie zadziałała. Nieprzyjaciele jeszcze bardziej mobilizują się przeciw mnie.
Droga siostro i drogi bracie, może często być tak, że opadają nam siły również w modlitwie, bo problem, osoba, niezdrowa relacja, czy coś, co odkrywamy w sobie potwornie ciężkiego, wydaje się nie zmniejszać, ale narastać. Co wtedy zostaje w modlitwie? Jeremiasz wybiera przypominanie Panu Bogu, ale także wylewa w modlitwie całą swoją agresję, całą gorycz. Kolejne jego słowa, których nie czytamy w dzisiejszy lekcji, brzmią strasznie: Wydaj ich dzieci na pastwę głodu i zgładź ich ostrzem miecza. Niech żony ich pozostaną bezdzietnymi wdowami, mężowie ich niech wyginą od zarazy, a młodzież ich niech zginie na wojnie od miecza.
Prorok wylewa całą swoją gorycz, mówi, jak on to widzi i tak to przedstawia Panu. Ile razy, droga siostro i drogi bracie, mieliśmy już okazję usłyszeć, że naszą agresją też mamy się modlić? Mamy ją przedstawiać Panu. Najgorsza rzecz, jaką możemy zrobić, to zagrać miłego, kiedy jest nam strasznie niemiło, a zagrać miłego na modlitwie, kiedy ta modlitwa rzeczywiście powinna przybierać postać swoistej agresji wypowiadanej tak, by oddać to, co jest poruszeniem mojego serca – to dopiero obłuda. Pod sosem pobożności udajemy, że jesteśmy w porządku, a tak naprawdę najchętniej byśmy wszystkich wrogów i przeciwników wymordowali do ostatniego. Jeremiasz inwestuje w modlitwę i przedstawia swe prośby Panu. Psalmista dodaje: Pokładam ufność w Tobie, Panie, i mówię: „Ty jesteś moim Bogiem”. W Twoim ręku są moje losy; wyrwij mnie z rąk wrogów i prześladowców.
Straszne niepobożna i niemieszcząca się w standardach pobożnościowych jest modlitwa Jeremiasza, ale jest prawdziwa na ten stan jego serca, myśli, uczuć – on tak to widzi. Dopiero Jezus przyniesie nowe ujęcie tej modlitwy. To Jezus ją dokończy, kiedy w Ogrójcu powie: Ojcze, nie to, co Ja chcę, lecz to, co Ty, niech się stanie. To Jezus doda to cudowne zakończenie. Po wypowiedzeniu agresji przez Jeremiasza winno się pojawić to, co pojawiło się w przypadku Jezusa – bo Jezus jest pełnią objawienia i pełnią miłości. Nie to, co ja chcę, lecz to, co Ty, niech się stanie. Ktoś zauważył, że to jest właśnie pierwszy Człowiek, który na modlitwie mówi: Boże, niech się spełnią Twoje pragnienia, a nie moje. On jako pierwszy podpowiada zwieńczenie tej modlitwy
Ale, droga siostro i drogi bracie, czy wiesz, czego ty chcesz? Czy wypowiadasz prawdziwe pragnienia swego serca? Czy pod pobożnościowym uśmiechem lub pod fochem, obrażeniem się na cały świat, przemycasz zupełnie obłudne treści? Wyrzuć to całe zło, wiem, że potrafisz – śpiewał kiedyś jeden z zespołów. Wyrzuć to całe zło, niech ono wybrzmi do końca.
Swoje pragnienia przedstawiają dzisiaj Jezusowi bardzo sprytnie synowie Zebedeusza. Czynią to przez swoją mamę. Czego pragniesz? – pyta Jezus, widząc bardzo pobożną postawę, niezwykle wzorcową, bo matka przyszła ze swoimi synami, upadła Mu do nóg i o coś Go prosiła. Pod tą bardzo pobożnościową postawą kryją się nie do końca czyste pragnienia. I tu trzeba z całą mocą uważać, bo świetnie umiemy zagrać pobożnych, ale jeżeli nie wypowiemy tego, co jest w nas najprawdziwsze i najszczersze na tyle, na ile potrafimy, to ta gra pobożności będzie spełnieniem się słów, które Paweł pisał do Tymoteusza: Będą uprawiać pozory pobożności, ale wyrzekną się jej mocy.
Mogę odstawić szopkę religijnej ekstazy czy przygnębienia na modlitwie, ale nie skorzystam z mocy, jaką daje spotkanie z Panem, bo nie będę prawdziwy. Nie powiem tego, co we mnie jest – czy to przygnębiającego, czy też naprawdę radosnego. Czasem nie pozwalamy sobie ucieszyć się na modlitwie, wytańczyć, wyśpiewać.
Błogosławiona Maria od Jezusa Ukrzyżowanego miała w czasie spotkań z Panem bardzo nietypowe zachowania: potrafiła w czasie kazania lub modlitwy wstać i tańczyć. W jednym ze zgromadzeń nie zdołali opanować czy też przyjąć tego charyzmatu i jej podziękowali. Musiała szukać gdzie indziej. I znalazła. Oczywiście, nie zachęcam nikogo, żeby w czasie kazania tańczył w kaplicy czy w kościele, ale żeby w swoich osobistych spotkaniach z Panem był bardzo autentyczny. Żeby kiedy trzeba coś wytańczyć, to wytańczył, a nie gasił swojego pragnienia. Kiedy trzeba coś wykrzyczeć, żeby wykrzyczał, a nie udawał, że tego krzyku nie ma.
Jezus chce usłyszeć, czego pragniesz. Pyta cię o to dzisiaj, tak jak pytał mamy synów Zebedeusza. Jej pragnienia nie są przez Jezusa wyśmiane. Zostają przyjęte i oczyszczone. Nie wiecie, o co prosicie. Ale Jezus oczyszcza te pragnienia, bo On tak działa. Nie gasi człowieka. Nie zagasi knotka o nikłym płomyku, nie złamie trzciny nadłamanej, aż utrwali prawo.
Wytłumaczy spokojnie. Niech wybrzmią w tobie te uczucia, a wtedy powie ci, co się w tobie dokonuje, żebyś mógł doświadczyć mocy, którą Jezus objawia. Jego królestwo, o które ubiegają się Jakub i Jan, nie rozumiejąc go do końca, przychodzi przez potworne doświadczenia. Takim doświadczeniem jest wydanie poganom na śmierć i wyszydzenie, wydrwienie, ubiczowanie i ukrzyżowanie, czyli skupisko najgorszych z możliwych rzeczy. Tu jest odpowiedź na pytanie Jeremiasza: Czy złem za dobro się płaci? Jeremiaszu – tak! Jeżeli czynisz dobro, to świat zapłaci ci złem. Jeżeli stosujesz się do mądrości krzyża, to usłyszysz mnóstwo wyzwisk, które podsumują cię, że jesteś głupi. I teraz co z tym zrobić? Jezus pokazuje, co z tym zrobić: przyjąć w imię miłości, bo tylko miłość jest w stanie pokonać zło. Nie da się zwyciężyć zła złem, tylko dobrem.
Przyjąć w imię miłości – jakie to trudne, prawda? Bardzo trudne! Nikogo nie trzeba przekonywać, że trudne, ale możliwe. To, co trudne, nie musi być i nie jest niemożliwe, kiedy przyjmuje się to w mocy miłości, jaką Jezus objawia trzeciego dnia zmartwychwstaniem.
Jeżeli ktoś pragnie być pierwszym, jeżeli ktoś chciałby być wielkim, niech mówi o tym Bogu. Niech mówi, jak chciałby być zauważany, doceniany. Ale niech zawsze doda to, co Chrystus wnosi jako nowość: Nie to, co ja chcę, lecz to, co Ty, niech się stanie. I niech nie wątpi, że Bóg będzie umiał uczynić go wielkim.
Panie Jezu, przyszedłeś na ten świat z miłości Ojca nie po to, aby Tobie służono, lecz abyś służył i dał swoje życie na okup za wielu. Pomóż nam być Twoimi narzędziami. Posłuż się nami dzisiaj, jutro, kiedykolwiek zechcesz, żebyśmy podejmowali obowiązki. Obyśmy byli piórem w Twoim ręku. Napisz tego dnia piękny wiersz naszym życiem, uśmiechem, cierpieniem, wszystkim, co stanowi naszą codzienność.
Pozdrawiam w Panu – ks. Leszek Starczewski.