Rupert z Deutz (ok. 1075-1130), benedyktyn
De Divinis Officiis, 3, 18
W Ewangelii św. Mateusza czytamy genealogię Chrystusa. Ten zwyczaj w świątym Kościele ma piękne i tajemnicze pochodzenie. Bo w rzeczywistości ta lektura zapowiada nam drabinę, którą Jakub widział w swoim śnie (Rdz 28,11nn). Na samym jej szczycie, który dotykał nieba, Pan ukazał się Jakubowi, oparty o drabinę, i obiecał mu dziedzictwo ziemi... Ale my wiemy, że „wszystko to przydarzyło się im jako zapowiedź rzeczy przyszłych” (1Kor 10,11). Co przedstawiała zatem ta drabina, jeśli nie linię rodu, z którego miał się narodzić Jezus Chrystus, a który święty ewangelista, z ust boskich, ukazał w taki sposób, że dotarła ona do Chrystusa, przechodząc przez Józefa? Na tym Józefie Pan, będąc dzieckiem, się wsparł. Przez „Bramę Nieba” (Rdz 28,17)..., to znaczy Błogosławioną Dziewicę, przechodzi nasz Pan kwiląc, stawszy się małym dziecięciem... W swoim śnie Jakub usłyszał Pana: „Wszystkie plemiona ziemi otrzymają błogosławieństwo przez ciebie i przez twych potomków”, a teraz te słowa dokonały się w narodzeniu Chrystusa.
To właśnie ewangelista miał na względzie, kiedy wymieniał w genealogii Rachab nierządnicę i Rut Moabitkę. Rozumiał on dobrze, że Chrystus nie przyszedł w ciele jedynie do Żydów, ale również do pogan, skoro raczył otrzymać pogan za przodków. Jego przodkowie pochodzili z dwóch ludów, żydowskiego i pogańskiego - jak dwa boki drabiny. Umieszczeni na poszczególych szczeblach, wspierają Chrystusa Pana, który wychodzi z niebios. Wszyscy święci aniołowie wchodzą i schodzą wzdłuż tej drabiny, a wszycy wybrani schodzą najpierw, aby otrzymać pokornie wiarę we wcielenie Pana, a następnie są wyniesieni, aby kontemplować chwałę Jego boskości.