W próbie wiary
Po czym poznać, że przyjmujemy w swoim życiu prawdę o tym, że Bóg jest miłością? – Zasadniczym sprawdzianem naszej wiarygodności wobec słowa Bożego, oznajmiającego nam prawdę, że Bóg jest miłością, jest sposób traktowania siebie. Jeżeli podchodzę do siebie z mądrą, cierpliwą miłością, która potrafi się poświęcać, jest wyrozumiała, daje czas, wszystko przetrzyma – moglibyśmy wymienić jeszcze mnóstwo cech – to znaczy, że jest we mnie wiara w Boga, który jest miłością.
Ta bardzo ważna prawda, wydobywana dziś z Bożego słowa, z Listu św. Jana apostoła, skierowana jest do nas jako zachęta do odkrywania przed Bogiem pragnień swojego serca, do odkrywania jakości naszej wiary. Kiedy, jeśli nie teraz, mamy dowiadywać się o tym, jak przyjmujemy słowo? Kiedy, jeśli nie w czasie rozważań Bożego słowa, mamy stawiać sobie pytania o to, jak postrzegamy Boga? Kiedy mamy szukać odpowiedzi na te pytania poprzez bardzo konkretne odniesienie ich do siebie?
Z jaką wewnętrzną postawą zwracasz się do Bożego słowa rozważanego w tej chwili?
Ile znajduje się teraz w tobie przekonania, że są to słowa wypływające z miłości, mające cię prowadzić, umacniać i oczyszczać? W konfrontacji ze stanem twojej wiedzy one mają dać ci odpowiedź, czy traktujesz siebie jak człowieka, którego Bóg ukochał aż tak, że oddał za ciebie swojego jedynego Syna, żebyś ty mógł doskonalić się z miłości.
Traktowanie siebie z miłością obejmuje czas dany przez Pana Boga. On wie, że potrzebujemy czasu, aby traktować siebie tak, jak On nas traktuje. Doskonalenie się w miłości jest zadaniem, które Pan Bóg ciągle stawia przed nami przez kolejne dni.
Warto zapytać siebie, na ile to zadanie mam zamiar dziś spełniać?
Na ile chcę traktować ten dzień jako zaproszenie do doskonalenia się w miłości, przyjmowania miłości i przekazywania jej dalej?
Nikt nigdy Boga nie oglądał. Jeżeli miłujemy się wzajemnie, Bóg trwa w nas i miłość ku Niemu jest w nas doskonała.
Jeżeli podejmujemy trud miłości, to Bóg ukazuje się światu. Jeżeli podejmujemy trud miłości do siebie, by przekazać ją innym osobom, to Bóg ukazuje się światu. Bóg nie ukarze się światu inaczej, jak tylko przez miłość. Jeżeli mówić o Bogu swoim życiem, to tylko poprzez traktowanie Go z mądrą miłością. Mamy zakochać się w swoim życiu, tak jak zakochał się w nim Bóg. Oczywiście nie jest to kwestia jednorazówki, natychmiastowego wypełnienia komendy, jednego czy setnego rozważania.
Nieraz bardziej doświadczone w latach osoby, zdobywające się na szczerość, mówią: Proszę księdza, odkrywam z zażenowaniem, mając już ileś lat, że dopiero teraz zaczyna do mnie przemawiać Boże słowo.
W takich sytuacjach, jeżeli pojawia się zażenowanie i towarzyszy tym odkryciom, to niech ono staje się błogosławieństwem, a nie powodem do chowania się, wstydu czy też mówienia, że zmarnowałem sobie życie. Bóg kocha cię ze zmarnowanym życiem, droga siostro i drogi bracie. Kocha cię w sytuacjach, w których tobie już brakło cierpliwości do siebie i zaprasza cię: Pozwól Mi doskonalić cię w takim podejściu do siebie, jakie Ja mam i jakie ci objawiam.
Podejście do siebie z miłością jest niezwykle kluczowe w odkrywaniu Boga w życiu. Ale jest ono zadaniem stającym przed każdym chrześcijaninem, przed każdym człowiekiem, który w Chrystusie upatruje sens swojego życia i objawienia Boga po to, by takiego Boga ukazywać światu. Nic bardziej nie skłoni innych ludzi do refleksji na temat Boga, jak nasze autentyczne świadectwo, szczere podejście do siebie.
To podejście do siebie wymaga takiego spojrzenia, jakie ma na nas Bóg, czyli spojrzenia miłości.
Myśmy poznali i uwierzyli miłości, jaką Bóg ma ku nam – mówi św. Jan w imieniu swoim i wspólnoty, która wiarę w Boga opiera na miłości. Bóg jest miłością: kto trwa w miłości, trwa w Bogu, a Bóg trwa w nim.
Jest tu dość istotne sformułowanie o trwaniu w miłości, trwaniu w Bogu, trwaniu Boga w człowieku. Trwanie zakłada zamieszkanie – zamieszkanie na dobre i na złe.
Jan Paweł II w czasie jednej z pielgrzymek do Polski skierował do młodych słowa: Uwierzcie, że Bóg jest miłością. Uwierzcie na dobre i na złe, w każdych okolicznościach.
Zwróćmy uwagę, drogie siostry i drodzy bracia, że chętnie mówimy o Bogu jako o miłości w sytuacjach, kiedy doświadczamy Go w sympatycznych relacjach, w bardzo miłych okolicznościach życia, w chwilach, kiedy życie sprawia nam radość. Wtedy potrafimy zamieszkać w miłości, traktować Boga jako miłość. Kiedy natomiast pojawiają się przeciwności, kiedy przychodzą różne próby, szczególnie niezrozumiałe i takie, które nas denerwują, bo nie przedstawiają jakiegoś sensu, wówczas pakujemy się i wyprowadzamy.
To nie jest zagranie fair, bo słowo Boże absolutnie nie mówi, że Bóg jest miłością tylko wtedy, gdy Go rozumiemy, rozpoznajemy, potrafimy odpowiedzieć na miłość, kiedy nasze życie jest udane, dni nie są stracone, czas nie jest zmarnowany. – Nie. Bóg mieszka również i w tych sytuacjach. Kiedy kompletnie nie potrafimy odpowiedzieć na Jego dobroć, życzliwość, wtedy też jest miłością.
Prorok Izajasz w swej księdze głosi takie słowo: Przystępny byłem dla tych, co o Mnie nie dbali, tym, którzy Mnie nie szukali, dałem się znaleźć. Mówiłem: "Oto jestem, jestem!" do narodu, który nie wzywał mego imienia. Codziennie wyciągałem ręce do ludu buntowniczego, który postępował drogą zła, ze swoimi zachciankami. (Iz 65,1-2)
Droga siostro i drogi bracie, tak się objawia Bóg. To nie jest czytanka z przedostatniej strony jakiejś szmatławej gazety. To słowa samego Boga. Tak właśnie do nas podchodzi. Nawet kiedy jestem zbuntowany, kiedy kompletnie nie myślę o Nim, On wyciąga do mnie dłonie.
Jeżeli w tej chwili odkrywam w sobie jakąś nutkę refleksji i chce mnie ona w tym momencie zatrzymać na pytaniu, czy mieszkam w miłości we wszystkich okolicznościach życia, czy tylko wówczas, kiedy wydaje mi się ono sensowne, kiedy potrafię rozpoznać miłość, odpowiedzieć na nią, nie jestem zbuntowany, to jest to zaproszenie do zamieszkania w tej refleksji, żeby choć przez chwilę pozwolić Panu Bogu tym słowem do mnie się zwrócić. Proś, żebyś chociaż przez chwilę zatrzymania się dostrzegł, że Bóg jest miłością dla ciebie, że Bóg ze swoją miłością pragnie wlewać się w twoje życie i chce, abyś pozwolił, by z twojego serca zostały wysłane w konkretnych postawach, w podejściu do innych, bardzo autentyczne sygnały mówiące, że Bóg jest miłością także dla drugiego człowieka.
W miłości nie ma lęku, lecz doskonała miłość usuwa lęk, ponieważ lęk kojarzy się z karą. Ten zaś, kto się lęka, nie wydoskonalił się w miłości.
Lęk o to, żeby nie utracić kontaktu z Bogiem, który jest miłością, to przejaw niedoskonałości. Ale dobrze jest odkryć w sobie niedoskonałość. Św. Jan mówi: Ten zaś, kto się lęka, nie wydoskonalił się w miłości. My jesteśmy w drodze do doskonalenia się w miłości. Nie od jednego słuchania, nie od jednego powiedzenia: Bóg jest miłością dla ciebie, wzrasta w nas miłość.
Stąd wypływa zachęta: Zamieszkaj w miłości, jaką Bóg ma do ciebie, na dobre i na złe – czy odczuwasz ją w formie radosnych doznań, czy też kompletnie cię odrzuca, wywołuje w tobie bunt. Zamieszkaj w miłości, jaką Bóg ma ku tobie i jaka Mu nigdy nie przejdzie, bo Bóg jest miłością.
Myśmy poznali i uwierzyli miłości, jaką Bóg ma ku nam. Bóg jest miłością: kto trwa w miłości, trwa w Bogu, a Bóg trwa w nim.
Na koniec zdanie podsumowania z Listu św. Pawła apostoła do Efezjan: I byliśmy potomstwem z natury zasługującym na gniew, jak i wszyscy inni. A Bóg będąc bogaty w miłosierdzie, przez wielką swą miłość, jaką nas umiłował, i to nas, umarłych na skutek występków, razem z Chrystusem przywrócił do życia – łaską bowiem jesteście zbawieni. Ef 2,3b-5
Nawet jeżeli nosisz w sobie umarłą duszę, umarły zachwyt nad Bogiem, On kieruje dziś do ciebie swoje słowo: łaską jesteś zbawiony. Nie tym, że odpowiadasz czy nie odpowiadasz na miłość, decydujesz o tym, że On jest miłością. On szalenie kocha i nie przestanie.
Panie, jesteś blisko nas. Pomóż nam zbliżać się do Ciebie – nie jeden raz, nie tylko w chwilach, kiedy widzimy tego sen, nie tylko wtedy, kiedy nie widzimy sensu i wołamy rozpaczliwie o Ciebie, ale zawsze – w chwili dobrej i złej, radosnej i smutnej. Ucz nas, Panie, przyjmować Twoją miłość i kochać siebie, drugiego człowieka i Ciebie.
Po czym poznać przełożenie mojej wiary na życie? – Po życiu, szczególnie w jego ciemnych odcieniach, chwilach prób.
Dziś w Ewangelii jesteśmy świadkami takiej sytuacji. Chrystus głosi słowo, opowiada przypowieści, pozwala, by ludzki umysł i serce spełniały swoje zadania, czyli myślały, zastanawiały się, wchodziły w treści głoszonych nauk, analizowały je.
Chrystus zostawia uczniów w sytuacji dość dramatycznej.
Przynaglił swoich uczniów, żeby wsiedli do łodzi i wyprzedzili Go na drugi brzeg, do Betsaidy, zanim odprawi tłum. Gdy rozstał się z nimi, odszedł na górę, aby się modlić.
Chrystus trwa nieustannie w relacji z Ojcem. To jest jego siła – modli się.
Jeżeli chcielibyśmy natychmiast znaleźć jakieś odniesienie do pierwszego motywu naszych rozważań, po czym poznać, że ktoś jest wierzący, można odnieść się także do osoby księdza, który ma innych umacniać w wierze poprzez świadectwo wiary składane przez rozważanie słowa, przez postawę zaufania Bogu.
Jeden z kapelanów szpitalnych, który posługuje także na oddziale psychiatrycznym, opowiadał kiedyś, że jedna z pacjentek tego oddziału zobaczyła go idącego z Chrystusem w Eucharystii, czyli z Komunią Świętą, i zapytała: Ty, ksiądz, czy ty się modlisz? On odpowiedział: Modlę się. – To dobrze, bo co to byłby za ksiądz, który by się nie modlił…
Właśnie, co to za ksiądz, który się nie modli, co to za chrześcijanin, który się nie modli.
Jezus się modli. Jeżeli On się modli, to daje nam wyraźny znak: nie rezygnuj z modlitwy. Wchodź, wtapiaj się w modlitwę z tym, co przeżywasz, co aktualnie się dzieje. Wielbij Boga za to, że możesz w ogóle z kimś rozmawiać, że kimś takim jest Bóg. I to nie jest ktoś, kto słucha znudzony, tylko bardzo mocno angażuje się, wychodzi ku tobie.
Wieczór zapadł, łódź była na środku jeziora, a On sam jeden na lądzie. Widząc, jak się trudzili przy wiosłowaniu, bo wiatr był im przeciwny, około czwartej straży nocnej przyszedł do nich, krocząc po jeziorze, i chciał ich minąć.
Niesamowite jest zachowanie Chrystusa. Następuje tu konkretna próba – walka z żywiołem, czyli z czymś, co w tym momencie nie wydaje się przewidywalnym niebezpieczeństwem dla wiary. Jak taki żywioł natury może wpłynąć na wiarę? Okazuje się, że jest to jeden z elementów, który w pierwszej kolejności sprawdza ludzką ufność pokładaną w Bogu.
Chrystus, widząc, jak apostołowie się trudzą, wychodzi im naprzeciw, jednak zdaje się ich omijać.
Oni zaś, gdy Go ujrzeli kroczącego po jeziorze, myśleli, że to zjawa, i zaczęli krzyczeć.
Podjęty trud to nie wszystko. Wiatr jest przeciwny. Przeciwności mają to do siebie, że nam nie sprzyjają, ale chcą zepchnąć nas z drogi zaufania, z drogi walki. Przeciwności nie chcą, żeby z nimi walczyć – próbują nas pokonać. Także takie przesłanie wypływa z tego tekstu.
Chrystus wychodząc ku nim, nie jest rozpoznawalny. Między tymi przeciwnościami, między walką z czymś absurdalnym, co nas spycha, jest droga, jest Chrystus. Co takiego dzieje się w tej scenie Ewangelii? – Uczniowie zostają poddani próbie, bo tu wychodzi, czy z ich serc wypływanie wiara, czy nie. Po tym można poznać – po próbie życia.
Droga siostro i drogi bracie, dość brutalna prawda – brutalna dla księdza, dla młodych, dla odbiorców Dobrego Słowa, ale prawda. Próby, przeciwności, ukazują nam to, czy jesteśmy osobami wierzącymi. Nie nasze wyobrażenia, czy jestem wierzący czy nie, ale konkrety życia.
W poznawaniu treści objawienia Ewangelii, w poznawaniu treści biblijnych, potrzebny jest osobisty wysiłek skupiający nas na wiedzy. Może on zrodzić wiarę. Potrzebne są też uczucia. One nie są po to, by je lekceważyć czy traktować z taryfą ulgową, z przymrużeniem oka. One służą rozwojowi całego człowieka, bo człowiek to także uczucia. Potrzebne jest nam konkretne działanie i okoliczności życia, w których to działanie może się uaktywnić.
Ale osobisty wysiłek to nie wszystko. O własnych siłach człowiek nie jest w stanie pokonać przeciwności, zdać egzaminu. Potrzebne jest także wyjście Boga ku człowiekowi. Takie wyjście jest. Tego możemy być pewni. Możemy być pewni dwóch rzeczy: prób życiowych i wyjścia w tych próbach Boga ku nam. O tym słowo Boże nas dziś zapewnia.
Droga siostro i drogi bracie, słyszysz? Słowo zapewnia: możesz być pewny prób i przeciwności oraz tego, że w nich wychodzi ku tobie Bóg. Zdaje się, że On chce cię ominąć, zlekceważyć. Zdaje ci się, że chce ci powiedzieć, iż twoje przeciwności są niczym, że je wyolbrzymiasz, że to wszystko jest tylko twoją imaginacją, że jeśli nawarzyłeś sobie piwa, to teraz je wypij, że to wszystko twoja wina.
Bóg chce się w tym wszystkim ukazać jako ktoś, kto niejako cię lekceważy, a tak naprawdę On pragnie cię zdopingować do rozwoju – rozwoju twojej wiary, do tego, żeby w tej wierze w tym momencie niejako się zaciąć i razem z tym zacięciem w wierze iść dalej.
Apostołowie zdają się nie spełniać tego kryterium. Wydaje się, że ponoszą fiasko w próbie wiary. Co robi Chrystus? – Nie opuszcza ich. Chrystus nawet po fiasku wiary nie odchodzi od człowieka. Nie zgadza się na lenistwo duchowe, ale nie wyżywa się na człowieku, kiedy ten ulegnie słabości.
Oni zaś, gdy Go ujrzeli kroczącego po jeziorze, myśleli, że to zjawa, i zaczęli krzyczeć. Widzieli Go bowiem wszyscy i zatrwożyli się. Lecz On zaraz przemówił do nich: «Odwagi, Ja jestem, nie bójcie się».
Nie tylko przemawia – choć to bardzo ważne – ale przemawia zaraz, wybiera odpowiedni moment. On nie zwleka z udzieleniem odpowiedzi człowiekowi potrzebującemu pomocy. On wie, ile człowiek może znieść. To my ciągle mówimy: Ja już nie mogę.
Zachęta do tego, żeby się nie bać, żeby uwierzyć w Jego obecność, wypływa ze słów, ale znajduje także konkretne potwierdzenie – jak zawsze u Chrystusa – w czynach: I wszedł do nich do łodzi, a wiatr się uciszył.
Bóg wie, że ma nie tylko mówić, ale i działać. Jeżeli zachęca do słuchania, mówienia, składania świadectwa, to jako pierwszy to wykonuje.
Oni tym bardziej byli zdumieni w duszy, że nie zrozumieli sprawy z chlebami, gdyż umysł ich był otępiały. To otępiały umysł sprawia, że nie widzimy Boga. To otępiałe, ociężałe serce – serce na uwięzi, jak powiedzą uczniowie uciekający do Emaus. To nie Bóg sprawia, że nie doświadczamy Jego miłości, ale nasza otępiałość, zadziorność, zawzięcie, uporczywe trwanie przy tym, że cały świat jest niesprawiedliwy, nikt nas nie docenia, nie zauważa, jeszcze nas nie odkrył, a przecież tyle w nas dobra. Rozsądniejsza byłaby postawa: Boże, wydobywaj ze mnie dobro również przez to, że nikt mnie nie zauważa, że Ty zdajesz się mnie lekceważyć.
Droga siostro i drogi bracie, jaką próbę w ostatnim czasie przechodziłeś?
Kim się okazałeś w tej próbie?
Na ile uwzględniasz, że Chrystus wychodzi naprzeciw twoim zmaganiom i będzie cię omijał. Po co? – Żeby w tych zmaganiach doskonaliła się twoja moc, twoje opowiedzenie się po stronie Chrystusa. On nigdy nie zrobi tego, żeby się bawić twoją siłą. Czyni to, żeby ją wzmocnić – nie tylko słowem, choć to jest pierwsze w zestawie przyjścia Chrystusa dziś, w tych czasach, do nas – ale także konkretnym działaniem, wejściem w twoje położenie.
Na ile jesteś wdzięczny Bogu za to, że tak obchodzi się z tobą?
Ile odkrywasz w tym, co dzieje się ostatnio w twoim życiu, Jego zabiegania o uzdrowienie twojego otępiałego umysłu, ociężałego serca i umocnienie cię w dalszym kroczeniu za Nim?
Odwagi, Ja jestem, nie bój się.
Pozdrawiam w Panu – ks. Leszek Starczewski.