Dwie perspektywy
Dz 25, 13-21; Ps 103; J 21, 15-19
Tak łatwo przeczytać fragment Ewangelii zdający relację z niezwykle trudnej rozmowy, mającej miejsce między Jezusem a Szymonem Piotrem. Łatwiej przeczytać, niż wejść w to głębiej. A Jezus nie odpuszcza. Chce wejść głębiej. Jednak jest też ktoś, kto domaga się powierzchownej interpretacji tego tekstu. To nie Jezus. Przyjrzyjmy się temu zdarzeniu w dwóch perspektywach: w świetle i w ciemności.
Panie, który otwierasz swoje Serce w natchnionych Duchem słowach, pomóż nam otworzyć uszy i serca, abyśmy słuchali jak uczniowie.
Tak łatwo przeczytać fragment Ewangelii zdający relację z niezwykle trudnej rozmowy, mającej miejsce między Jezusem a Szymonem Piotrem. Łatwiej przeczytać, niż wejść w to głębiej. A Jezus nie odpuszcza. Chce wejść głębiej. Jednak jest też ktoś, kto domaga się powierzchownej interpretacji tego tekstu. To nie Jezus. Przyjrzyjmy się temu zdarzeniu w dwóch perspektywach: w świetle i w ciemności.
Ciemność. Mamy obraz Chrystusa, który przychodzi po ukrzyżowaniu i spotyka się ze swoimi apostołami. Wymyśla im, wyzywa ich. Teraz jest szansa na odegranie się. Jezus ma wszystko: ma Ducha, ma moc. Pokaże tym chłystkom, co znaczy miłość Boga, jak Bóg naprawdę wygląda. Wykopię ich wszystkich. Zmiażdży paprochy, śmieci. Tyle im pokazywał, gówniarzom jednym. Nic z tego nie pojęli. Piotr trzy razy wystraszył się służącej, to trzy razy dostanie. Teraz będzie można się powyżywać na nich, zemścić się, odegrać. Pogrzebać w otwartej ranie bez znieczulenia, wsypać w nią sól... Miłujesz Mnie więcej niż ci? Czy miłujesz Mnie? Czy kochasz mnie? Proszę o dowody, pajacyku! Chcę cię zrobić karzełkiem na dworze Króla. Będziesz mnie zabawiał...
Ciemno i chłodno... Ale taka interpretacja bliższa jest sercu mającemu taki obraz Boga. Łatwiej ją przyjąć. Łatwiej w to uwierzyć. Dowody? – Proszę przyjrzeć się w perspektywie ciemności swojemu życiu, ostatnim wydarzeniom, szczególnie tym przykrym.
Czy jest przesadą mówienie, że ktoś domaga się takiej interpretacji? – W Ewangelii Łukasza, przed modlitwą w Ogrójcu, Jezus oznajmia Piotrowi: «Szymonie, Szymonie, oto szatan domagał się, żeby was przesiać jak pszenicę».
Interpretacja ciemności domaga się, by nas przesiać jak pszenicę. Ma sporo powodów. Każdy mógłby przyjść i wybiadolić mnóstwo takich argumentów. Te myśli są nam bliższe, tak jak koszula skórze, bo ciemność wydaje się prawdziwa... Mamy zabawiać Boga, a On będzie się przyglądał i nam dowalał. Ma tyle mocy...
Interpretacja ciemności. Żywo obecna. Bliższa wielu z nas. Bliska jak przykrość, która się nam gdzieś przypomina, a nawet nie musi się przypominać, bo właściwie sami już chyba cali jesteśmy przykrością...
Interpretacja światła. Gdy Jezus ukazuje się apostołom, oni nie do końca potrafią się połapać, że to On. Myślą, że widzą ducha. Jezus sam robi śniadanie, żeby ich przekonać. Jest z nimi w czasie posiłku, w zwykłej czynności. Nie chciałby im burzyć porządku życia, ale go ubogacić swoją Osobą, swoim słowem. Pragnie nadać trochę ciepła zimnej rzeczywistości poranka.
Gdy Jezus ukazał się swoim uczniom i spożył z nimi śniadanie, rzekł do Szymona Piotra: «Czy miłujesz Mnie więcej aniżeli ci?». Piotrze, załapałeś już, jak wielka jest miłość? Cokolwiek tam powymyślałeś i powymyślasz jeszcze – bo nie braknie ci pomysłów do tego, żeby odchodzić ode Mnie – załapałeś, jak wielka jest miłość? Wierzysz w miłość pełną ofiary, poświęcenia, mocną, silną, stanowczą? Wierzysz w taką miłość? – «Tak, Panie, Ty wiesz, że Cię kocham». Wiesz, że przynajmniej przez przyjaźń próbuję do tej wielkiej miłości nastawić serce. Rzekł do niego: «Paś baranki moje». Karm tą miłością innych. W Ewangelii Łukasza, w cytowanym przed chwilką fragmencie, Jezus mówi: «Ale ja prosiłem za tobą, żeby nie ustała twoja wiara. Ty ze swej strony utwierdzaj swoich braci» w tak potężnej miłości. Nawet gdy teraz jest to tylko przyjaźń i aż przyjaźń.
I powtórnie powiedział do niego: «Szymonie, synu Jana, czy miłujesz Mnie?» Czy odpowiesz na tę wielką miłość? Czy przyjmiesz ją? Tak, teraz – po tym, co się stało, w tym stanie, w którym teraz jesteś – «Tak, Panie, Ty wiesz, że Cię kocham». Wiesz przecież, że mam przyjaźń do Ciebie, że już coś się zaczęło zmieniać, że gorzko zapłakałem, że próbuję się zbierać. – «Paś owce moje». Karm tą miłością, wskazuj na tę miłość, okazuj, że trzeba się do niej zbierać ciągle na nowo. Karm innych nadzieją. Dawaj im nadzieję, utwierdzaj ze swej strony.
Powiedział mu po raz trzeci: «Szymonie, synu Jana», czy możemy być przyjaciółmi? Zasmucił się Piotr, że mu po raz trzeci powiedział: «Czy kochasz Mnie?» I rzekł do Niego: «Panie, Ty wszystko wiesz, Ty wiesz», że dbam o tę przyjaźń tak, jak umiem, że przynajmniej się staram. Rzekł do niego Jezus: «Paś owce moje».
Pamiętamy interpretację: pierwsze i drugie pytanie dotyczy miłości bezinteresownej. Piotr odpowiada: Ja mam tylko przyjaźń. W trzecim pytaniu Jezus schodzi do pozycji Piotra: Piotrze, inwestujemy w przyjaźń?
Mówi dalej Jezus: «Zaprawdę, zaprawdę powiadam ci: Gdy byłeś młodszy, opasywałeś się sam i chodziłeś, gdzie chciałeś. Ale gdy się zestarzejesz wyciągniesz ręce swoje, a inny cię opasze i poprowadzi, dokąd nie chcesz». Ja cię doprowadzę, Piotrze, do tej miłości. Mnie jest potrzebne to twoje niewiele. Mnie jest nawet potrzebna ta niedoskonała w tej chwili odpowiedź na moją bezinteresowną miłość, jaką jest twój odruch przyjaźni i to, co posiadasz. Piotrze, idziemy w tę stronę.
Taki jest życiorys pierwszego Papieża. Ale mamy Kościół... Ale mamy w nim bohaterów... Ależ sami jesteśmy bohaterami... O. Augustyn Pelanowski zauważa, że w naszych świątyniach są konfesjonały. Nikt nie kryje, że jesteśmy Kościołem grzeszników – ludzi słabych, mizernych, upadających. Czym mamy się szczycić? Że jesteśmy bezgrzeszni, bez upadków, że wszystko połapaliśmy, zrozumieliśmy, że możemy na sto procent obiecać, że się już nic kompromitującego nie wydarzy? – Nie. Mamy konfesjonał. Tak Czerwony Krzyż zbiera rannych z pola bitwy co tydzień, co dwa tygodnie, co miesiąc, i prowadzi ich, dokąd tak naprawdę nie chcą iść. Nie chce się nam wierzyć w to, że Bóg aż tak przebacza, aż tyle daje, że Mu nie przyjdzie. Nam już przeszło, a Jemu nie i nigdy nie przejdzie.
Piotr takiej miłości będzie się uczył wtedy, kiedy będzie się w nim odzywał głos mówiący mu: Nie, nie chcesz tego. Jak byłeś młodszy, było lepiej. Chodziłeś, gdzie chciałeś i jak chciałeś.
Jezus mówi to, aby zaznaczyć, jaką śmiercią uwielbi Boga. A wypowiedziawszy to rzekł do niego: «Pójdź za Mną!» Powołuje go ponownie: Piotrze, idziemy!
Pytanie o miłość zawsze zaboli, bo jej nie odczuwamy, bo jej mało doświadczamy, bo musimy się jej uczyć ciągle od podstaw w małżeństwie, w kapłaństwie. Biada tym, którzy przyzwyczaili się i stwierdzili, że wiedzą już wszystko na temat współmałżonka, przyjaciela, swojego kapłaństwa. Biada! To jest dopiero bida, że aż piszczy. I chwała Panu za światłość w interpretacji Jego słowa, kiedy przychodzi nam odkryć w bólu to, że zrobiliśmy bożka ze swojego kapłaństwa, małżeństwa, z przyjaźni, ze swojego życia. Bo ja myślałem, że ona taka nie będzie... Że moje kapłaństwo takie nie będzie. To miały być dzień za dniem prymicje. Małżeństwo miało być cudne. Zawsze piękna atmosfera, ciągłe pomysły: a to kolacyjka, a to kino...
Biada nam, a jednocześnie chwała Panu, kiedy odkrywamy, że trzeba rozbić to ciemne wyobrażenie Boga – bożka, którego zrobiliśmy sobie ze współmałżonki, współmałżonka, z przyjaciółki, z przyjaciela.
Jeden ksiądz dość brutalnie odpowiedział, bo już nie mógł wytrzymać kolejnej pretensji małżeństwa, które kiedyś przygotowywał do ślubu. Żona narzekała: Mój mąż znowu mnie zaskoczył. Nie wiedziałam, że on taki jest. Gdybym wiedziała... Ksiądz nie wytrzymał i zapytał: Nie wiedziałaś, że wychodzisz za łajdaka? Przecież to grzesznik jest. Nikt ci nie mówił, że ty też jesteś grzesznicą? Nie słyszałaś o tym, że będziesz zawodzić, że ty zranisz dzisiaj, jutro ciebie ktoś zrani? Nie słyszałaś o tym, że w małżeństwie, w przyjaźni, nie chodzi o to, żeby się zrozumieć za każdym razem. Chodzi o to, żeby zostać ze sobą nawet wtedy, kiedy wykrzyczy się swoje racje i rozchodzą się drogi. To jest istotne!
W kapłaństwie też to właśnie jest istotne. Nie chodzi o to, żeby zrozumieć Boga, umieć Go wytłumaczyć każdej osobie, szczególnie w sytuacjach traumatycznych, ale by zostać na posterunku i być niemym świadkiem. Jak cielę, jak owca niema wobec strzygących ją, jak baranek na rzeź prowadzony – być świadkiem! Milczeniem świadczyć o tym, że Bóg nas nie opuści. Świadczyć nawet przez ten mizerny znak cielęcia, baranka w sutannie, który stoi i nic więcej nie powie...
Nie chodzi o to, żeby się zrozumieć z Panem Bogiem, zrozumieć ze współmałżonkiem, ze swoim powołaniem, ale o to, żeby zostać, nawet jak się nie rozumie, nawet jeśli wszystko wskazuje na to, że trzeba się spakować i wyjść ze swojego życia, z małżeństwa, kapłaństwa.
Pan Bóg utwierdził tron swój na niebiosach. Z tego miejsca interpretuje nam życie. To jest najlepszy komentarz.
Kiedy słuchamy słowa, Pan nas zaprasza, żebyśmy w nie wniknęli, żebyśmy w jego świetle patrzyli na wszystkie sprawy. Jeżeli patrzymy na swoje życie przez pryzmat tego, jak je sobie wyobrażaliśmy, to frustracja będzie nam szybciej dostarczona, niż gorąca pizza na zamówienie. Mamy patrzeć na życie z perspektywy Jego tronu na niebiosach – niebieskiego domu.
Pan zaprasza nas do spojrzenia na życie tak, jak On na nie patrzy. Nie da się przyjąć swojego życia, kiedy się nie ma z Nim kontaktu, kiedy się nie patrzy na życie z perspektywy nieba. Nie da się patrzeć na życie z perspektywy reklam, telewizora, puszki z piwem, butelki z wódką, narkotyków, pornografii. Nie da się właściwie interpretować swojego życia. Ono zawsze będzie nie do przyjęcia. Tylko w perspektywie życia, które nam się objawiło, zostało nam dane, oddane w traumatycznych przeżyciach ukrzyżowania i zmartwychwstania, w chwale – nasze życie będzie stopniowo do przyjęcia. Nie od razu. – Pstryk i już gotowe! – Nie, stopniowo.
Błogosław, duszo moja, Pana – mówi psalmista, modli się, prosi innych o wspólną modlitwę – i wszystko, co jest we mnie, święte imię Jego. Błogosław, duszo moja, Pana i nie zapominaj o wszystkich Jego dobrodziejstwach. I nie odchodź z rozważania życia w perspektywie dobrodziejstwa, jakie Chrystus wyświadcza, oddając swoje życie, rozdając Eucharystię. Codziennie ta nudna, żmudna Eucharystia jest sprawowana – nudna nieraz od strony formy czy przekazu. Słowa powtarzającego się księdza, ciągle te same teksty. Jakim słowem Pan chce nas dotknąć? A czasem ma takie sposoby dotarcia, o którym nam się nie śniło i przychodzi w słowach z pozoru nic nieznaczących. Ale trzeba trwać przy tych słowach, trzeba do nich sięgnąć.
Pewien zakonnik, żądny tego, żeby po wygłoszonej właśnie nauce rekolekcyjnej ktoś go pochwalił, chodzi i rozgląda się w poszukiwaniu osób, które mogłyby go docenić. W pewnym momencie pojawia się prosty chłop ze wsi i mówi: Ojcze, dziękuję za tę naukę. Trafiła do mnie. – Zakonnik podekscytowany pyta: Ale czym cię tak dotknęła? – Bo jak ojciec mówił, że kończy pierwszą część kazania, a zaczyna drugą, to sobie pomyślałem, że trzeba skończyć ten mój pierwszy etap życia i zacząć inny. Trzeba coś zmienić.
Nie wiadomo, do którego słowa jest przyczepiona łaska. Dlatego, strażnicy słowa i Eucharystii, stójcie na czatach, pilnujcie darów, dobrodziejstw, których Bóg nie przestaje udzielać. Obmyjcie się, przetrzyjcie oczy, przebijcie się przez ból, żeby widzieć. Kolejny raz powraca do mnie obraz: niewidomemu można tłumaczyć, że jest słońce, ale on go nie widzi. Człowiek trwający w grzechu nie widzi dobrodziejstw Boga.
Bo jak wysoko niebo wznosi się nad ziemią, tak wielka jest łaska Pana dla Jego czcicieli. Jak odległy jest wschód od zachodu, tak daleko odsunął od nas nasze winy. Po prostu ich nie ma. On nie interpretuje naszego życia w świetle ciemności, które nam się przytrafiły. Dla Niego grzech nie stanowi problemu. Gdy człowiek zgrzeszy, mówi, że Bóg Go opuści... Człowiek odchodzi, a Bóg ciągle jest przy nim.
Pan utwierdził tron swój na niebiosach, a Jego panowanie obejmuje wszechświat. Wszechświat, drogie siostry i drodzy bracia. I w tej perspektywie patrzy na człowieka – ten pyłek, który kocha, dla którego się uniża, któremu oddaje wszystko.
Błogosławcie Pana wszystkie Jego zastępy, potężni mocarze pełniący Jego rozkazy.
Jeżeli modlicie się za księdza, to po pierwsze staje się potężnym mocarzem pełniącym rozkazy Pana w konfesjonale, przy ambonie, w czasie Eucharystii. Po drugie sami doświadczacie tej potęgi. Często jesteśmy zamknięci na dane słowo, jeżeli nie modlimy się za księdza. Jeśli na przykład obgadujemy go albo zapominamy o nim, nie podoba nam się, to nawet jeśliby głosił najświętsze prawdy, jesteśmy zamknięci, bo zamiast słów modlitwy poszły słowa przekleństwa pod jego adresem.
Ksiądz będzie potężnym mocarzem pełniącym rozkazy Pana nie na podstawie swoich zdolności i wiedzy, ale dzięki waszej i osobistej modlitwie.
Celowo o tym mówimy w kontekście pytania skierowanego przez Jezusa do Piotra i Jego polecenia: Paś baranki moje. Mamy się modlić za głosicieli słowa, bo potrzebujemy zdrowego pokarmu, potrzebujemy więcej światła, żeby rozpraszać mroki naszego myślenia, odczuwania, działania.
Każde zrezygnowanie z sięgnięcia po słowo – nawet po jedno zdanie – jest gaszeniem świateł. Następuje ciemność. Jak się schodzi do piwnicy i szuka czegoś po ciemku, to się można skaleczyć, wyjść z pająkiem na ręce, szczura dotknąć. Same obrzydliwości. Światło pozwala zobaczyć, co tam jest. Potrzebujemy światła, a słowo Pana jest lampą u naszych stóp. Jak radosne są stopy zwiastuna Dobrej Nowiny! Ten, kto dobrze pasterzuje, przewodniczy w głoszeniu słowa – mówi Paweł Tymoteuszowi – jest godzien podwójnej czci ze względu na Boga, który przez niego się objawia. Nie ze względu na siebie samego.
Niech ludzie mają nas za sługi Boga.
Głoszenie słowa sprawia mi wiele trudu. Nigdy nie przychodzi mi to łatwo. I niech Pan będzie w tym uwielbiony.
Wielki trud sprawia nam przyjaźń z Chrystusem oparta na prawdzie i wierność Jego pouczeniom. Wielki trud sprawia nam wiara w to, że Bóg jest miłością niezagrażającą naszemu życiu. I niech Pan będzie w tym uwielbiony.
Błogosław, duszo moja, Pana i wszystko, co jest we mnie, święte imię Jego. Błogosław, duszo moja, Pana i nie zapominaj o wszystkich Jego dobrodziejstwach.
Pozdrawiam w Panu –
ks. Leszek Starczewski