Niebywała bliskość
Pwt 8, 2-3. 14b-16a; Ps 147B; 1 Kor 10, 16-17; J 6, 51-58
Dzisiejsza uroczystość tak niebywałej bliskości Pana Boga jest dla nas zaproszeniem do tego, by także samemu się do Niego zbliżyć, by spojrzeć jeszcze raz na swoje utrapienie, grzech, który potwornie mnie szpeci, na próby pokazujące, co naprawdę siedzi we mnie, a nie to, co mówię innym o sobie. Jest to okazja do odkrycia Boga, który coś chce mi powiedzieć przez moje czterdzieści lat wędrówki ku niebieskiej ojczyźnie.
Mówimy dziś o Bogu tak bliskim jak chleb. Doświadczenie życia często pokazuje nam, że Pan Bóg jest jakby daleko od nas. Myślimy tak wówczas, kiedy przeżywamy różne utrapienia, choroby, udręki, kiedy nie układa się nam w życiu tak, jak sobie zaplanowaliśmy. Bóg szczególnie wydaje się nam daleki, kiedy zanoszone modlitwy, przeżywane spotkania z Nim, przypominają rzucanie grochem o ścianę...
Te sytuacje, które często przedstawiają nam Pana Boga jako dalekiego od nas, w świetle Bożego słowa wcale Boga od nas nie oddalają.
Słuchamy dzisiaj opisu wędrówki ludu wybranego, do którego Pan przez Mojżesza kieruje słowa przeczące temu, że Bóg oddala się w chwilach prób, niepowodzeń i przeżywanych kryzysów.
Mojżesz powiedział do ludu: «Pamiętaj na wszystkie drogi – czyli nie tylko te, które uważasz za udane – którymi Cię prowadził twój Pan Bóg przez te czterdzieści lat na pustyni, aby cię utrapić, wypróbować i poznać, co jest w twym sercu; czy strzeżesz Jego polecenia, czy też nie.
Utrapienie, próba i poznawanie ludzkiego serca dokonujące się przez nasze umowne czterdzieści lat – bo umownie tyle wędrujemy przez ziemię do niebieskiej ojczyzny – służą poznaniu, co naprawdę kryje się w naszym sercu. Nieraz przekonaliśmy się, że co innego mówimy, a co innego jest gdzieś w naszych myślach.
Pan Bóg chciałby poznać, co jest w naszym sercu. I kiedy nie pomagają zwyczajne sposoby, kiedy proste, zwykłe zachęty typu przyjdź do Mnie, pomódl się, przyjmij moje Ciało, moją Krew, przestają skutkować, Pan Bóg, jak mądry Ojciec, stosuje utrapienie, próby i dopuszcza doświadczenia będące okazją do głębszego zastanowienia, do mocniejszej refleksji, do odejścia od powierzchownego oceniania swojego życia, a zastanowienia się głębiej, co Pan Bóg chce przez to powiedzieć.
Utrapił cię – mówi Mojżesz – dał ci odczuć głód, żywił cię manną, której nie znałeś ani ty, ani twoi przodkowie, bo chciał ci dać poznać, że nie samym tylko chlebem żyje człowiek, ale wszystkim, co pochodzi z ust Pana.
Czasem i chleba zabraknie, żeby poczuć głód prawdy, że nie samym chlebem żyje człowiek. Czasem zabraknie i spokoju w domu, aby wreszcie zacząć szukać spokoju u jego źródła, którym jest Bóg.
Nie zapominaj twego Pana Boga – mówi bardzo prosto i zrozumiale Mojżesz do ludu. A przez te słowa wzywa każdego z nas: Nie zapominaj twego Pana Boga. Nie komplikuj sobie życia, traktując spotykające cię doświadczenia, jako okazję do odegrania się Pana Boga na tobie za twoje grzechy. Traktuj każde wydarzenie jako miejsce spotkania z Nim, jako okazję do głębszej refleksji.
Ktoś zauważył, że często zdarza się nam traktować przyjście do kościoła i bycie na Mszy Świętej jak wizytę na stacji paliw – zatankować jak najszybciej, kupić jakieś chipsy, colę, i jechać dalej.
Gdy takie podejście charakteryzuje spotkanie z Panem Bogiem, to trudno jest doświadczyć Jego obecności. Trudno złapać Pana Boga, patrząc na zegarek, a nie na Niego, oceniając księdza, a nie siebie w świetle słowa Bożego.
Dzisiejsza uroczystość tak niebywałej bliskości Pana Boga jest dla nas zaproszeniem do tego, by także samemu się do Niego zbliżyć, by spojrzeć jeszcze raz na swoje utrapienie, grzech, który potwornie mnie szpeci, na próby pokazujące, co naprawdę siedzi we mnie, a nie to, co mówię innym o sobie. Jest to okazja do odkrycia Boga, który coś chce mi powiedzieć przez moje czterdzieści lat wędrówki ku niebieskiej ojczyźnie.
Chrystus, tak bliski każdemu człowiekowi pod osłoną znaku Chleba i Wina, doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że Jego bliskość będzie narażona na różne niebezpieczeństwa. Owszem, znajdą się osoby, które przejmą się tym do głębi, nie będą sobie wyobrażać życia bez systematycznego przyjmowania Ciała Syna Bożego. Będą i tacy, którzy uznają to za zabobon, potraktują procesję Bożego Ciała jako wyjście ciemnoty na ulicę. Inni stwierdzą, że szkoda czasu na marnowanie życia na jakiś kościół, na Mszę Świętą. Chrystus doskonale zdaje sobie z tego sprawę.
To, że będą i są różne reakcje na Jego bliskość w Eucharystii, nie jest niczym dziwnym ani nienormalnym. Nieprawda, że tylko w naszych czasach tak jest. Słyszymy dziś w Ewangelii, że kiedy Jezus po raz pierwszy mówi Żydom o Eucharystii, oni sprzeczają się między sobą: «Jak On może nam dać swoje Ciało na pożywienie?»
Sprzeczają się, bo mają w pamięci zakaz wypływający z Prawa Mojżeszowego, że nie wolno spożywać krwi. Krew oznacza życie, a życie pochodzi od Boga. Dla Żydów to był bardzo poważny dylemat. I – o czym powie za chwilę ewangelista Jan – wielu stwierdzi, że ta mowa jest trudna i przestanie chodzić z Jezusem. Ale nie oznacza to, że jeżeli ta mowa jest trudna, jeżeli trudno jest dostrzec w prostych znakach wielkiego Boga, to Go tam nie ma. Nie znaczy to, że uczestnictwo w Eucharystii jest zmarnowanym czasem – nawet jak niewiele z tego pojmuję i przez sześćdziesiąt minut Mszy Świętej co minutę muszę się pilnować, bo atakują mnie rozproszenia. Nie.
Prośmy zatem dzisiaj Pana Boga, żeby odnowił naszą wiarę w Jego bliskość, szczególnie w Eucharystii, ale także i w czasie utrapień, prób, przykrych doświadczeń, w czasie naszych radości. Aby odnowił nasze przekonanie o tym, że jest pośród nas zarówno wtedy, kiedy do Komunii przychodzi wiele osób, jak i wtedy, kiedy więcej osób kościół omija. A wyruszając na procesję Bożego Ciała, zróbmy wszystko, co od nas zależy, aby nie tropić tych, którzy nie potrafią się skupić, aby nie oglądać się za tymi, którzy nie uszanują tego święta, ale patrzeć na Chrystusa i swoim wpatrzeniem w Jego bardzo pokorną obecność pośród nas wyrazić publicznie wiarę: Ja dla Niego tu jestem. Nie dla księdza, nie dla zwyczaju, ale dla Niego. Dla Niego tu przyszedłem. Unikajmy sytuacji, w których najważniejszym wydarzeniem na procesji będzie wytropienie kogoś, kto nie umiał się zachować.
Kiedyś w jednej parafii, w czasie procesji, przejeżdżał szereg motocyklistów. Jedna pobożna pani o mało co nie uderzyłaby torebką jednego z nich, uważając, że to najlepsze, co mogłaby zrobić dla Chrystusa obecnego w czasie tej procesji w Eucharystii.
Szukajmy Pana, bo pozwala się znaleźć. A kiedy budzi się w nas głód tego, żeby naprawdę był w moim życiu, pozwólmy Mu przez poświęcony solidnie czas, aby mógł objawić się i nam, jak objawił się Mojżeszowi, jak objawił się wielu prorokom. Do nas też chce przyjść – teraz także.
Pozdrawiam w Panu –
ks. Leszek Starczewski