Wobec gwałtownej burzy
Jezus, który jest w łodzi, zasypia. Nagle zrywa się gwałtowna burza na jeziorze. Bycie blisko Jezusa nie zwalnia nas z przeżywania gwałtownych burz, a często je potęguje, bo żeby docenić, Kto jest przy nas, potrzebujemy gwałtownych burz. Żebyśmy pojęli, Kto nas prowadzi, jak jest blisko, potrzebujemy czasem takiego wstrząsu, o jakim nie śniliśmy i jakiego sobie nie wyobrażaliśmy.
Z przejęciem zwraca się Pan do ludu przez proroka Amosa: Słuchajcie tego słowa, które mówi Pan do was, synowie Izraela, do całego pokolenia, które wyprowadziłem z ziemi egipskiej.
Lud – obdarowany i przyjmujący dary – jest także ludem, do którego Pan Bóg chce kierować napomnienia. Pan zwraca się do nas nie tylko przed dary przyjmowane z radością, nie tylko przez chwile, w których wyczuwamy Jego obecność, ale również przez sytuacje, kiedy to, co przychodzi od Pana, nie jest po naszej myśli.
Jahwe traktuje swój lud jako szczególną własność, kogoś, od kogo ma prawo wymagać, żeby nie tylko ufał Mu wówczas, gdy rozumie życie, ale także wtedy, kiedy nie pojmuje ciągu wydarzeń i tego, co się dzieje.
«Jedynie was znałem ze wszystkich narodów na ziemi, dlatego was nawiedzę karą za wszystkie wasze winy». Dlatego w tej chwili przemówię do was karą, dopuszczę konsekwencje związane z waszą krnąbrnością i brakiem posłuszeństwa moim nakazom, z waszym odejściem od konkretnego przełożenia wiary na życie.
Prorok Amos kieruje te słowa do ludu izraelskiego, ale także do nas, którzy jesteśmy nowym Izraelem, Kościołem. To słowo dotyka naszej historii życia. Jesteśmy szczególną własnością Pana. On nas umiłował i do nas przemawia. Dał nam doświadczyć swojej obecności w darze tylu wydarzeń, sytuacji, osób, modlitw, spotkań. Przez tak wiele rzeczy do nas się zbliża. Tam, gdzie niewłaściwie skorzystaliśmy z tych darów, czyli wybraliśmy zgubną drogę, tam, gdzie nieposłuszeństwo wynikało z oporu wobec Boga, celowego lekceważenia Jego słów, potrzebny jest nowy sposób przemówienia do nas, czyli kara – błogosławiona kara.
Bóg objawia to przez proroków. Tłumaczy wydarzenia dla nas niezrozumiałe, jawiące się jako kara.
Prorok Amos – człowiek oderwany od codziennych zajęć, czyli od przycinania drzew i wypasu owiec – chce uzmysłowić ludziom, że przychodzi w imię Boga. Dlatego zadaje szereg pytań: Czyż wędruje dwu razem, jeśli się wzajem nie znają? Czyż jestem tu sam? Czyż nie wybrał mnie na ten czas Bóg? Czyż ryczy lew w lesie, zanim ma zdobycz? Czyż nie jest tak, że Bóg widzi, co może się stać, i dlatego podnosi głos, odzywa się? Czyż lwiątko wydaje głos ze swego legowiska, zanim coś schwyta? Czyż bez przyczyny Bóg odzywa się i dopuszcza karę? Czyż spada ptak na ziemię, jeśli nie było sidła?
Pytania te mają wykazać, że to, co się dzieje, ma głęboki sens, który jest do odkrycia w Bogu. To, że Bóg przemawia, interpretuje życie przez swoich proroków, winno być przyjęte przez lud.
Prorok Amos pyta dalej: Gdy lew zaryczy, któż się nie ulęknie? Gdy Pan Bóg przemówi, któż nie będzie prorokować? Ja nie mogę nie mówić i nie mogę wam nie tłumaczyć tego słowa – mówi niejako prorok – bo zobowiązał mnie do tego Bóg, czyli Ktoś, kto daleko przerasta wasze oczekiwania co do mnie, jako proroka. On chciałby, żebyście usłyszeli przede wszystkim głos, a nie widzieli mnie tylko i wyłącznie jako człowieka – mówi Amos.
Spustoszyłem was – Bóg się przyznaje do tego – jak przy Bożym spustoszeniu Sodomy i Gomory; staliście się jak głownia wyciągnięta z ognia – wypaliliście się – aleście do Mnie nie powrócili, mówi Pan. Nie wzięliście sobie do serca tych wydarzeń. Nie chcieliście ich interpretować jako znaków ode Mnie. Zamiast zadać sobie pytanie: Czego chcesz mnie nauczyć, Panie, przez to wydarzenie? narzekamy: Dlaczego mnie to spotkało? Nie nadaję się do niczego, wypaliłem się... – Tak, wypaliłeś się. Jesteś spustoszony. A wiesz dlaczego? Bo masz do Mnie wrócić. Wypalamy się tam, gdzie błyszczymy, gdzie samych siebie w winnicy Pańskiej, w Kościele, w świecie, stawiamy w centrum. Tam się szybko wypalamy, tam odczuwamy brak, zmęczenie. Natomiast nie ma zmęczenie i nie ma wypalenia tam, gdzie w centrum jest Pan Bóg. Czy to znaczy, że nie mamy prawa na przykład odpocząć w wakacje? Czy zmęczenie świadczy o tym, że myśleliśmy tylko o sobie? – Nie. Fizyczne zmęczenie jest czymś innym niż znużenie się Bogiem i formą kontaktu z Nim.
Lud miał niejako „za dużo” Pana Boga. Przez to rozkaprysił się. Nam też to grozi. Warto sobie zdać sprawę, ile Pan Bóg posyła nam słowa i jaki mamy stosunek do tego. Często nie doceniając tego, kaprysimy, traktujemy to jako spam, jako śmieć, jako reklamę, jako wizytę akwizytora. Bóg, jak akwizytor, wtrynia się nam w życie...
Jeżeli tak pojmujemy Pana Boga, szybko się wypalimy i doświadczymy rzeczywistości oddalenia się od siebie i od Niego. Wszystko będzie traciło sens.
Dobrze, że Pan Bóg dopuszcza sytuacje, w których jesteśmy jak głownia wyciągnięta z ognia, czyli wypaleni. Dobrze wtedy zadać sobie pytanie, dlaczego jestem wypalony? Czy to rzeczywiście jest tylko kwestia fizycznego zmęczenia? Je da się zrekompensować. Czy to jest kwestia stawiania siebie w centrum? Tam, gdzie jest potrzebny odpoczynek, trzeba go zastosować. Wakacje są ku temu najlepszą sposobnością.
Tam, gdzie czujemy się zmęczeni Panem Bogiem, rezygnujemy z Niego, robimy sobie od Niego wakacje, pojawia się pewien niepokój, który Pan Bóg chce z nas wyprowadzić, żebyśmy odkryli, że trzeba do Niego wrócić, a zrezygnować z siebie. Do Niego trzeba wracać i Jego trzeba szukać, a nie siebie. O tym powie jutro prorok Amos: Szukajcie dobra, a nie zła, abyście żyli. Szukajcie dobra, które jest w Bogu.
Tak uczynię tobie, Izraelu, a ponieważ ci to uczynię, przygotuj się, by stawić się przed Bogiem twym, Izraelu. Przygotuj się, że jeżeli doświadczenia będące dla ciebie miazgą zostaną przyjęte jako wydarzenia, w których Ja do ciebie przychodzę, pomogą ci stanąć przede Mną, pomogą ci się ze Mną spotkać.
Jeżeli wyznamy Panu Bogu to, co staje się naszym złem – szczególnie w sakramencie pokuty i pojednania – zyskamy okazję do powrotu łaski, do stanięcia przed Bogiem na nowo, do odkrycia bogactwa doświadczeń, jakie stały się naszym udziałem od ostatniego głębszego spotkania z Panem Bogiem w jakiejś refleksji, w spowiedzi czy w Eucharystii.
Prowadź mnie, Panie, w swej sprawiedliwości – prosi psalmista. – Ty nie jesteś Bogiem, któremu miła nieprawość, zły nie może przebywać u Ciebie. Nie ostoją się przed Tobą nieprawi. Nienawidzisz wszystkich, którzy zło czynią.
Zło niszczy człowieka, a Ty człowieka kochasz. Dlatego każdy, kto przyczynia się do niszczenia drugiego człowieka lub siebie samego, spotka się z natychmiastową interwencją i sprzeciwem Boga.
Zgubę zsyłasz na każdego, kto kłamie. Kto kłamie, kto wmawia sobie pewne rzeczy i żyje kłamstwem, wpada w zgubną pułapkę. Pan brzydzi się człowiekiem podstępnym i krwawym. Obrzydzenie budzi w Bogu to, co niszczy człowieka.
Psalmista odkrywając te prawdy, odkrywając dar słowa, z jakim zwraca się do niego Pan, mówi: Dzięki obfitej Twej łasce – dzięki tylu zesłanym darom, dzięki obfitemu sianiu słowa, do którego trzeba wrócić, jeżeli się je zaniedbało – wejdę do Twego domu, upadnę przed świętym przybytkiem Twoim przejęty Twą bojaźnią. Rzuci mnie na kolana, położy mnie w pozycji uniżenia, w pozycji krzyża to wszystko, co dla mnie czynisz, abyś Ty mógł mnie podnieść.
Psalmista przyznaje: Dzięki obfitej Twej łasce. Nie dzięki temu, że coś zrozumiałem, tylko dzięki obfitej Twej łasce wejdę do Twojego domu. Dlatego pokładam nadzieję w Panu, ufam Jego słowu.
Ufność w Panu i rozumienie życia, szczególnie wtedy, kiedy pojawia się jakieś niebezpieczeństwo, jest sprawdzianem tego, czy naprawdę w Niego wierzymy i kim On dla nas jest. Dlatego każda sytuacja kary, dopuszczenia konsekwencji grzechu, życiowe burze, są okazją do uprzytomnienia sobie, ile we mnie jest wiary. Przede wszystkim my tego potrzebujemy, nie Pan. Dlatego oby było jak najwięcej gwałtownych burz w naszym życiu – zwłaszcza kiedy postrzegamy Boga jako Kogoś, kto do nas nie przemawia, nie jest życiowy, nie prowadzi nas. Oby wstrząsów było jak najwięcej. Dzisiejsza Ewangelia wyraźnie to sugeruje.
Jezus, który jest w łodzi, zasypia. Nagle zrywa się gwałtowna burza na jeziorze. Bycie blisko Jezusa nie zwalnia nas z przeżywania gwałtownych burz, a często je potęguje, bo żeby docenić, Kto jest przy nas, potrzebujemy gwałtownych burz. Żebyśmy pojęli, Kto nas prowadzi, jak jest blisko, potrzebujemy czasem takiego wstrząsu, o jakim nie śniliśmy i jakiego sobie nie wyobrażaliśmy.
On zaś spał. Wtedy przystąpili do Niego i obudzili Go, mówiąc: «Panie, ratuj, giniemy!» To jest to, co najlepszego mogli zrobić uczniowie. To jest to, co my możemy zrobić najlepszego: Panie, ratuj, ginę w moich wyobrażeniach o tym, że Cię nie ma, że mogę sobie zrobić od Ciebie urlop, że wypaliłem się i nie ma już nic dalej. Ratuj mnie, bo ginę w tych wyobrażeniach.
A On im rzekł: «Czemu bojaźliwi jesteście, małej wiary?» Zobaczcie, macie małą wiarę. Dużo doświadczyliście, a macie małą wiarę. Proście o wiarę. Potem wstał, rozkazał wichrom i jezioru, i nastała głęboka cisza.
Po takich burzach głęboka cisza refleksji, pozbierania, wyciągnięcia wniosków, jest nam potrzebna. Potrzebne jest nam postawienie pytania: Kim On jest? I udzielenie odpowiedzi. Kim On jest, że kary, burze życiowe, powalające nas na ziemię przeciwności i przykrości, są Mu posłuszne? Kim On jest, że nawet moje grzechy są Mu posłuszne?
Panie, który przychodzisz do nas w tym słowie, pozwól, abyśmy my przyszli do Ciebie w odpowiedzi na nie.
Pozdrawiam w Panu –
ks. Leszek Starczewski