Spełniona obietnica miłości
1 J 4,19-5,4; Ps 72; Łk 4,14-22a
Każde słowo zapowiedzi i obietnicy złożonej przez Boga spełnia się w Jezusie Chrystusie, który jest wczoraj, dziś, ten sam także na wieki. To właśnie Chrystus przychodzi jako Ten, który spełnia obietnicę daną w słowie. Ilekroć sięgamy do słowa, ilekroć są momenty kiedy to słowo właściwie przez nas rozważone i przyjęte gdzieś się w nas zatrzymuje i nas zastanawia, tylekroć przychodzi do nas jakaś obietnica. Może ona być rozpatrywana tylko jednoznacznie – jeśli ma być obietnicą, która się spełni – w świetle mocy Jezusa z Nazaretu, w świetle Boga wcielonego, który tak bardzo pragnie dotrzeć do każdego konkretu ludzkiego życia, że staje się Bogiem z nami.
Przyglądamy się wraz z Kościołem Chrystusowi, który w tych dniach, po epifanii, konkretnie ukazany jest przez ewangelistów jako objawiający ogromną moc, pełnię darów Bożych, pełnię Ducha Świętego.
Ta ogromna moc przejawia się w konkretnych okolicznościach życia, to znaczy dotyka ludzkich potrzeb – jak w przypadku rozmnożenia chleba. Objawia się w panowaniu nad żywiołami świata, takimi jak przeciwne wiatry, jak żywioły znajdujące się wewnątrz człowieka: przerażenie, lęk, strach.
Dziś jesteśmy przy Chrystusie, który swą ogromną moc odnosi do spełniania obietnic zawartych w słowie. Wraca z konfrontacji, przygotowania odbytego w czasie kuszenia na pustyni. Obchodzi okoliczne wioseczki i miasta Galilei. Trafia do Nazaretu. Przychodzi tam jako Ten, który głosi, wyjaśnia słowo w czasie nabożeństw odbywających się w synagodze, gdzie śpiewa się psalmy, recytuje się przykazanie: Słuchaj, Izraelu... i pozostałe fragmenty związane z pierwszymi krokami, jakie podejmował Jahwe względem swego ludowi, dając mu Prawo. Potem następował moment swoistego kazania, wyjaśniania tych słów.
Kiedy Jezus pełen mocy Ducha Świętego przychodzi do Nazaretu, miejsca, gdzie się wychował, w dzień szabatu swoim zwyczajem udaje się i tam do synagogi i powstaje, by czytać. Gdy otrzymuje księgę – jak zauważa święty Łukasz – natrafia na miejsce, gdzie było napisane: "Duch Pański spoczywa na Mnie, ponieważ Mnie namaścił i posłał Mnie, abym ubogim niósł dobrą nowinę, więźniom głosił wolność, a niewidomym przejrzenie; abym uciśnionych odsyłał wolnych, abym obwoływał rok łaski od Pana".
To moment pełen napięcia, bo Jezus pochodzi z Nazaretu. – Co ma do powiedzenia Ten, którego wszyscy znają? – Zwinąwszy księgę oddał słudze i usiadł; a oczy wszystkich w synagodze były w Nim utkwione. Pełne skupienia oczekiwanie Chrystus finalizuje stwierdzeniem: "Dziś spełniły się te słowa Pisma, któreście słyszeli". Następuje bardzo krótkie i jednoznaczne odniesienie się do słowa.
Wszyscy przyświadczają i dziwili się pełnym wdzięku słowom, które płynęły z ust Jego. Później ta reakcja będzie przebiegać dwutorowo: pojawią się też ci, którzy zaczną się burzyć. W efekcie końcowym to wzburzenie zwycięży. Jezus z Nazaretu się usunie.
To, co istotne, co stanowi przesłanie tego fragmentu, skupia się w słowach: „Dziś spełniły się te słowa Pisma, któreście słyszeli".
Co to znaczy dla mieszkańców Nazaretu? Co to znaczy dla nas? – Każde słowo zapowiedzi i obietnicy złożonej przez Boga spełnia się w Jezusie Chrystusie, który jest wczoraj, dziś, ten sam także na wieki. To właśnie Chrystus przychodzi jako Ten, który spełnia obietnicę daną w słowie. Ilekroć sięgamy do słowa, ilekroć są momenty kiedy to słowo właściwie przez nas rozważone i przyjęte gdzieś się w nas zatrzymuje i nas zastanawia, tylekroć przychodzi do nas jakaś obietnica. Może ona być rozpatrywana tylko jednoznacznie – jeśli ma być obietnicą, która się spełni – w świetle mocy Jezusa z Nazaretu, w świetle Boga wcielonego, który tak bardzo pragnie dotrzeć do każdego konkretu ludzkiego życia, że staje się Bogiem z nami. Staje się jednym z nas, a jednocześnie wydobywa z nas to, co Boże, i chce, aby to, co Boże, w nas zwyciężało.
Droga siostro i drogi bracie, z pewnością niejednokrotnie analizujesz ten tekst. Niektóre z usłyszanych myśli były ci już przedstawione. Na pewno jakiś motyw zaczepił się też o ciebie. Dziś Chrystus pyta kolejny raz, przedstawiając pełną moc Świętego Ducha dotykającego słów posłanych do Ciebie. Pyta czy i dziś jesteś gotów uwierzyć, że złożone ci obietnice, że wierność, którą ci obiecał, że troskę o ciebie i zainteresowanie szczegółami twojego życia, które są w Jego Sercu, On spełni, napełni swym Duchem. On je prowadzi. Czy wchodzisz z Nim w zażyłą relację? Czy patrzysz na Niego pełen skupienia? Pierwsza reakcja mieszkańców Nazaretu na Jezusa w dokładniejszym tłumaczeniu – o czym wspomina ks. profesor Kudasiewicz – była taka: wisieli u Jego ust. Patrzyli, jakie następne słowo z nich spadnie.
Czy oczekujesz tych słów? Czy jesteś kimś, kto poza nimi – bez względu na to, jaki stan emocji ci towarzyszy – nie chce słyszeć innych niosących życie, spełniających się i dotykających serca, codziennych obowiązków i spraw?
To, że kilka tysięcy razy – trudno przeliczyć ile – słyszałeś tę Ewangelię, czy inną z zachęt kierowanych do ciebie przez Chrystusa, jest z jednej strony błogosławieństwem, ale z drugiej ogromnym wyzwaniem, odpowiedzialnością, a nawet niebezpieczeństwem przyzwyczajenia się i obycia z tym. Z tego niebezpieczeństwa pełna moc Ducha Świętego jest w stanie cię wydobyć. W jaki sposób to wyzwolenie może nastąpić? – Aby obietnica rzeczywiście się realizowała, aby stawała się błogosławieństwem i konkretnym przełożeniem na życie, trzeba przyjąć ją z wiarą. Trzeba prosić o wiarę i przekładać ją na konkretne zachowania, określone czyny, bez których doświadczenie spełniania się obietnic Boga w twoim życiu nie nastąpi. Nie ma się tu co czarować, że wystarczy samo wysłuchanie, samo oczekiwanie na to, co nowego Chrystus powie – Ciekawe, co będzie w następnym rozważaniu? Ciekawe, co powie dzisiaj? Ciekawe, czy Pan zaskoczy mnie czymś oryginalnym? Czy może nic takiego się nie stanie...
Te pytania pewnie budzą się gdzieś w sercu i trzeba się z nimi zmierzyć z niezwykłą pokorą. Nie chodzi o rzeczy sensacyjne, świetne medialnie. Nie chodzi o kolejne newsy, za którymi trzeba gonić. Tu chodzi o rzeczy stonowane, pełne ufności, wręcz osnute w klimatach znużenia wypełnianie prostych wskazań wypływających ze słowa Bożego. To Chrystus stoi za tymi wskazaniami. To On chce dziś realizować je przeze mnie. To On daje swego Ducha, w tym tekście powraca w mocy Ducha do mnie, do mojego domu. Przychodzi do mojego serca i chce swoją mocą spełniać usłyszane słowa pisma.
I na tobie spoczywa Duch Pański. Ciebie też Pan namaścił i posyła, abyś ubogim niósł dobrą nowinę, aby pokaleczeni, ci, którzy zostali wręcz napadnięci zbrojnie przez błędne filozofie życia, dzięki twojemu stylowi, zachowaniu, podejściu do spraw stanowiących twą codzienność, mogli doświadczyć dobrej nowiny. Aby doznali wyzwolenia, które stało się twoim udziałem dzięki Duchowi. Aby dostrzegli w twym zachowaniu, w wierności Bogu w codziennych okolicznościach, że stajesz się człowiekiem na wzór Chrystusa, że po to wierzysz w Boga, który stał się człowiekiem, aby samemu stawać się bardziej ludzkim w warunkach ucisku pojawiających się w szkole, w domu, w miejscu pracy.
Masz się do kogo odwołać. Duch Święty został ci dany. Wołaj Ducha. W tym Duchu podchodź do słowa. Tego Ducha proś. Niech częstotliwość pojawiania się krótkiego wezwania: „Przyjdź, Duchu Święty” będzie znacznie większa niż częstotliwość myśli zniechęcających cię, które chciałyby się ułożyć w wygodnym miejscu i absolutnie nie pozwalają się ruszać.
Święty Jan apostoł odkrywa moc miłości, którą zostaje zaskoczony i ujęty, jako zobowiązującą. My miłujemy Boga – my potrafimy kochać Boga, odpowiedzieć na Jego miłość – ponieważ Bóg sam pierwszy nas umiłował. Ta inicjacja miłości i mocy do życia miłością na co dzień pochodzi od Boga. On jest miłością i miłości udziela. Święty Jan przekłada to na kolejną serię konkretów, które jednoznacznie odcinają potencjalnych wyznawców Chrystusa od złudzeń, że miłość to jakieś wzdychanie, pobożne uniesienie czy też teoretyzowanie.
Jeśliby ktoś mówił: "Miłuję Boga", a brata swego nienawidził, jest kłamcą – mówi święty Jan – albowiem kto nie miłuje brata swego, którego widzi, nie może miłować Boga, którego nie widzi. Kłamcą jest ten, kto odnosi swój styl życia do Boga w słowach czy przez – w swoim mniemaniu – zachowanie, jeżeli pomija człowieka, lekceważy go, ironizuje, pogardza kimś, kto jest obok.
Jak można kochać Boga, którego się nie widzi, kiedy tego, którego ma się pod ręką, blisko serca, blisko oczu, się nienawidzi? To sprzeczność i kłamstwo. Jeżeli takie kłamstwo opanowuje serce człowieka – a faryzeizm lubi nam podpowiedzieć, że jesteśmy od tego wolni – Chrystus chce nas leczyć, wyprowadzać, obdarzać nową mocą. Właśnie po to przypomina nam o tym kolejny raz, by swą mocą wyprowadzać nas ze świata małych kłamstewek, kombinowania, selekcjonowania osób, dla których będę życzliwy.
Jeżeli – powie Chrystus w innym miejscu – okazujecie życzliwość tylko tym, z którymi potraficie się dogadać, to tak robię też poganie. Czym się wyróżniacie? W czym Mnie naśladujecie?
Sprawdzian odbywa się w skrajnych, ekstremalnych warunkach. Oczywiście nie chodzi o to, byśmy się komukolwiek narzucali, zwłaszcza osobom, które są nam średnio życzliwe, ale też nie udawajmy, że nic nie możemy zrobić – nie mogę spojrzeć na tego człowieka ani się za niego pomodlić. Życie w kłamstwie utrudnia przyjęcie miłości Boga, a przez to utrudnia nam życie.
Św. Jan daje drugi konkret: Takie zaś mamy od Niego przykazanie, aby ten, kto miłuje Boga, miłował też i brata swego. Każdy, kto wierzy, że Jezus jest Mesjaszem, z Boga się narodził i każdy miłujący Tego, który dał życie, miłuje również tego, który życie od Niego otrzymał.
Jeżeli miłuję tego, który dał mi życie, to kocham również tego, który życie od Niego otrzymał, czyli drugiego człowieka. W nim też widzę kogoś, kto potrzebuje ciepła i miłości.
Drogie siostry i drodzy bracia, jeżeli jesteśmy w sytuacjach pokaleczenia w relacjach z innymi osobami, odkrywamy w sobie niemoc, pełne pretensji podejście, że ktoś nie daje nam miłości i okropnie nas rani. Chcielibyśmy tej miłości. Człowiek, który rani, zachowuje się okropnie i ordynarnie, uwłacza swym stylem życia mnie i sobie. Jest człowiekiem również potrzebującym miłości Boga. Na niego Bóg też spogląda z miłością. Jemu także chce pomóc.
Jeden ze starszych kolegów księży przekazał mi pewną zasadę postępowania. Wspominał, że ilekroć odczuwa trudność w komunikowanie się z drugim człowiekiem – czy to na katechezie, czy gdziekolwiek indziej – ilekroć czuje się odrzucany, raniony, wyśmiewany, stając jak Jezus przed Piłatem przed klasą, zadaniem, kontaktem z drugim człowiekiem, ilekroć boleśnie przeżywa rany zadawane przez tego człowieka, tylekroć swój ból ofiarowuje za niego. To rzeczywiście działa. Znoszony ból staje się modlitwą. Przypomnijmy, że Chrystus uderzony w policzek odpowiada na to: Jeżeli źle powiedziałem, udowodnij, co było złego, a jeżeli dobrze, dlaczego mnie bijesz? Nie stoi biernie. Tak realizuje wezwania: Nadstaw policzek. Jednoznacznie nazywa pewne postawy, ale też ofiarowuje życie, bo przecież oddał życie również za tego, który Go uderzył.
Po tym poznajemy, że miłujemy dzieci Boże, gdy miłujemy Boga i wypełniamy jego przykazania, albowiem miłość względem Boga polega na spełnianiu Jego przykazań, przykazania Jego nie są ciężkie. Ilekroć odkrywamy miłość Boga i czerpiemy z niej, tylekroć też mamy szansę doświadczyć mocy, która pozwala nam przełamywać pewne opory do drugiego człowieka, przezwyciężać zranienia i robić to w sposób twórczy, to znaczy ofiarowywać ten trud, to wewnętrzne tąpnięcie na skutek niezdrowej relacji z drugim człowiekiem, za tego człowieka.
Wszystko bowiem, co z Boga zrodzone, zwycięża świat, tym właśnie zwycięstwem, które zwyciężyło świat, jest nasza wiara. Wszystko, co z Boga zrodzone, wszystko, co przyjęte od Boga, jest taką siłą, która pozwala zwyciężać świat.
Święty Jan mówi: tym właśnie zwycięstwem, które zwyciężyło świat, jest nasza wiara.
Wiara w miłość, jaką Bóg ma ku nam, przekłada się na konkretne zwycięstwa w najtrudniejszych nawet zdarzeniach, sytuacjach i obowiązkach.
Na ile dbam o tę wiarę, czerpiąc ją ze słowa?
Na ile proszę, abym uwierzył kolejny raz, że i dzisiaj spełniają się te słowa, bo i ja jestem umocniony Świętym Duchem do tego, by przeze mnie Bóg kontynuował dzieło zbawienia?
Z Panem! –
ks. Leszek Starczewski