Moc niosąca wyzwolenie
1 Sm 1,9-20; 1 Sm; Mk 1,21-28
Zwróćmy uwagę, że często kompletnie nie zdajemy sobie sprawy, z jakiej mocy możemy skorzystać, kiedy przychodzimy do Chrystusa, otwieramy księgę Pisma Świętego i rozważamy Boże słowo, kiedy otwieramy usta na modlitwie. W interesie złego ducha jest, aby tak było. Zły duch gubi się, kiedy jesteśmy blisko Boga. Dlatego w chwilach naszych spotkań z Panem na modlitwie, w słowie Bożym, we Mszy Świętej, jego atak przybiera na sile. Nie dziwmy się więc, że ilekroć jesteśmy blisko konkretnego kroku, żeby klęknąć, wziąć do ręki Pismo Święte, posłuchać rozważań, iść na Mszę Świętą, wzmaga się działanie złego ducha. Wtedy on się zaczyna gubić i wymyśla rozmaite rzeczy, żebyśmy czasem nie przyszliśmy, nie sięgnęli. Gubi się, ponieważ rozpoznaje moc Boga.
W spotkaniu z Panem wyzwolenia oczekuje znana nam z wczorajszych rozważań Anna – bezpłodna druga żona Elkany.
Gdy w Szilo kończą się uroczystości związane ze złożeniem ofiary, Anna wstaje i pełna smutku zanosi modlitwy do Pana, płacze nieutulona.
Moglibyśmy powiedzieć, że uczta, która zawsze powinna wiązać się z radością, dla Anny nie kończy się takim doświadczeniem. Mówiąc językiem Nowego Testamentu – radością powinno być przeżycie Eucharystii. Ale nie musi tak być w przypadku osób borykających się z jakąś przykrością, bezpłodnością, konfliktem, słabością, zniewoleniem, przeżywających trudności życiowe.
Nie oznacza jednak, że skoro problemy się nie kończą, to trzeba skończyć z Bogiem. Anna wstaje smutna na duszy i zanosi do Pana modlitwy, płacze nieutulona.
A kapłan Heli siedział na krześle przed bramą przybytku. Przygląda się temu, co dzieje się z Anną.
Anna podejmuje modlitwę, w której składa obietnicę: «Panie Zastępów! Jeżeli łaskawie wejrzysz na poniżenie służebnicy twojej i wspomnisz na mnie, i nie zapomnisz służebnicy twojej, i dasz mi potomka płci męskiej, wtedy oddam go dla Pana na wszystkie dni jego życia, a brzytwa nie dotknie jego głowy».
To niezwykle osobista modlitwa. Anna jest poruszona wewnętrznie i mówi Panu o tym tak, jak umie – nieutulona płacze. Ale mówi. Jednoznacznie deklaruje się jako osoba poniżona, uznaje, że Bóg może ją wyprowadzić z poniżenia, że jeżeli powstaje jakaś przykrość, to ona czemuś służy. Jej sens zna tylko Bóg. Anna składa obietnicę, że jeżeli Bóg wyprowadzi ją z poniżenia – w co ona wierzy – to uzna Boga za Zbawiciela. Uzna, iż z poniżenia wyprowadził ją Pan Bóg. To, w jaki sposób ją wyprowadzi, zostanie Mu oddane – w tym przypadku chodzi o potomka płci męskiej.
Jest to wezwanie skierowane także do nas, abyśmy nigdy nie rezygnowali z relacji z Panem. Nawet gdy wszystko wskazuje na to, że trzeba z Nim zerwać, dać sobie spokój, bo nie widać żadnych efektów, konflikt narasta, modlitwy jakby nie skutkują – nie rezygnujmy z otwartości na Niego, z bycia z Panem na bieżąco, z relacjonowania Mu, co się dzieje w sercu. Jednocześnie trzeba ciągle uznawać swoje poniżenie i to, że jedynie Bóg może z niego wyprowadzić. Mamy prawo w pokorze i w szczerości serca, w bólu i nieutuleniu oczekiwać od Boga wyzwolenia. Mamy prawo nie tylko czekać na wyzwolenie, ale być pewnym, że Bóg znajdzie sposób, aby nas wyprowadzić z ucisku. Nade wszystko – co jest niezmiernie ważne, o czym często zapominany – Bóg po wyprowadzeniu nas z jakiegoś poniżenia oczekuje, byśmy dalej Mu wierzyli, abyśmy to, w jaki sposób nas wyprowadził, uznali za Jego działanie, a nie za nasz pomysł.
To, co się stanie z Anną, jest dziełem Boga, który odpowiada na pokładane w Nim zaufanie i modlitwy.
Gdy się tak żarliwie modliła przed obliczem Pana, Heli przyglądał się jej ustom. Anna zaś mówiła tylko w głębi swego serca, poruszała wargami, lecz głosu nie było słychać.
Sądząc po pozorach, patrząc tylko na zewnętrzne przejawy modlitwy Anny, Heli uznaje, że jest pijana. Mówi do niej: «Dokąd będziesz pijana? Wytrzeźwiej od wina».
Jest to bardzo szorstka i wydaje się, że zupełnie niedopasowana do sytuacji odpowiedź kapłana. Ksiądz jej zupełnie nie zrozumiał. Ale – po ludzku rzecz biorąc – ma podstawy do takiego myślenia. Zwłaszcza, że na jesieni składano ofiary i na ucztach zdarzało się nadużywanie wina. Heli tak to ocenia.
Szorstka odpowiedź kapłana wcale nie musi być niedopasowana. Przeciwnie. Okazuje się, że Anna właśnie tego potrzebowała.
Anna odrzekła: «Nie, panie mój. Jestem nieszczęśliwą kobietą, a nie upiłam się winem ani sycerą. Wylałam tylko duszę moją przed Panem. Nie uważaj swej służebnicy za córkę Beliala, gdyż z nadmiaru zmartwienia i boleści duszy mówiłam cały czas».
Szorstkość w odpowiedzi Helego wydaje się być kontynuowana, bo na zrelacjonowanie przez Annę tego, co dzieje się w jej sercu, kapłan odpowiada: «Idź w pokoju, a Bóg Izraela niech spełni prośbę twoją, jaką do niego zaniosłaś».
Odpowiedziała: «Obyś był życzliwy dla służebnicy twojej!» I poszła sobie ta kobieta: jadła i nie miała już twarzy tak smutnej jak przedtem. Trzymała się słowa, które w szorstki sposób wypowiedział do niej Heli.
Jest to ważna uwaga w naszych kontaktach z księżmi, z tymi, którzy wyjaśniają nam Boże słowo, coś do nas mówią, kiedy jesteśmy przygnębieni. Nie skreślajmy ich od razu, nawet jeśli są szorstcy. Spróbujmy spojrzeć na nich w świetle wiary. Nie oznacza to, że mamy się poddawać każdej szorstkości i szukać jej, ale zawsze nastawiajmy się na sygnały od Pana Boga. Bądźmy otwarci na to, co dzieje się wokół nas.
Druga ważna uwaga na temat przywódców religijnych pada z ust Jezusa, kiedy przysłuchuje się nauczaniu faryzeuszy. Jezus nie przekreśla ich. Wiemy, że zwraca im bardzo mocno uwagę, ale potrafi zadbać o ich autorytet w relacji do ludu. Jezus nie tyle obśmiewa, co wytyka, demaskuje pewne postawy. Natomiast do ludu mówi: Słów ich słuchajcie, ale uczynków nie naśladujcie.
Zawsze pamiętajmy o tej zasadzie w naszych relacjach z księżmi, biskupami, ludźmi Kościoła.
Co dzieje się dalej z Anną? – Wstali o zaraniu i oddawszy pokłon Panu, wrócili i udali się do domu swego w Rama. Elkana zbliżył się do żony swojej, Anny, a Pan wspomniał na nią. I stało się, że po upływie dni Anna poczęła i urodziła syna nazywając go imieniem Samuel, ponieważ mówiła: «Uprosiłam go od Pana».
(...) oddawszy pokłon Panu, wrócili i udali się do domu swego w Rama. Swoje zajęcia podejmują tak, jak każdego dnia. Elkana, jako mąż, zbliża się do swojej żony Anny, a Pan na nią wspomina.
Elkana dopełnia miłości małżeńskiej w zbliżeniu fizycznym, mimo że cały czas jest w nim świadomość bezpłodności jego żony, Anny. To dla nas sygnał, aby w każdej sytuacji, w jakiej się znajdujemy, kiedy to, co robimy, wydaje się nam bezpłodne – nasze zajęcia, obowiązki, modlitwy, słuchanie Bożego słowa – podejmować starania. Wykonujmy wszystko tak, jak powinniśmy wykonać, mimo że wydaje się nam to bezcelowe. Pan wie, kiedy ma wspomnieć, kiedy ma zainterweniować. Mamy robić, co do nas należy.
I stało się, że po upływie dni Anna poczęła i urodziła syna nazywając go imieniem Samuel, ponieważ mówiła: «Uprosiłam go od Pana».
Anna jednoznacznie zaświadcza: Absolutnie jest to dar od Pana. Rozwiązanie przychodzi od Pana. Wyznaje wiarę, którą później wyrazi w pięknym hymnie zawartym w dzisiejszym psalmie – wzoruje się na nim także hymn Maryi.
Raduje się me serce w Panu, moc moja dzięki Panu się wznosi, rozwarły się me usta na wrogów moich, gdyż cieszyć się mogę Twoją pomocą.
To Pan daje śmierć i życie, wtrąca do otchłani i zeń wyprowadza. Pan uboży i wzbogaca, poniża i wywyższa. Z pyłu podnosi biedaka – działa z mądrą miłością.
Jaki obecnie jest stan mojej świadomości i wiedzy o działaniu Boga?
Jak Go postrzegam dziś – w sytuacjach, w których jestem?
Na ile liczę się z tym, że On jest w nie zaangażowany, że przez modlitwę, przez wykonywanie swoich obowiązków – nawet w trudzie, cierpieniu, bezpłodności, bezcelowości, bez efektów – przyjdzie od Niego rozwiązanie?
Na ile proszę o wiarę w to, że słowo do mnie skierowane nie jest słowem ludzkim, ale naprawdę słowem Boga?
Przyjmijcie słowo Boże nie jako słowo ludzkie, ale jak jest naprawdę, jako słowo Boga – z tą prośbą zwraca się św. Paweł do Tesaloniczan. I my w tę prośbę jesteśmy wprowadzani dzięki Liturgii Słowa, którą dziś głosi Kościół w czasie sprawowania Eucharystii. To słowo zawarte jest w aklamacji przed Ewangelią.
Otrzymujemy tu bardzo ważną wzmiankę, istotny impuls w podejściu do Bożego słowa, do rozważania czytań, które dzisiaj mamy.
Bez obudzenia w sobie świadomości, że nie zostaliśmy zaproszeni na jakieś plotki czy podpatrywanie czyjegoś życia, ale na spotkanie z Bogiem, który chce rozmawiać o naszym życiu, nie ma szans na odkrycie sensu rozważań, na dotarcie do przesłanie ukrytego w Liturgii Słowa.
Wsparci działaniem Ducha Świętego, przyglądamy się słowu głoszonemu w Kościele przez Chrystusa. On głosi je w sposób niezwykle mocny.
Ludzie słuchający Jego słów w Kafarnaum – jak zauważa św. Marek – zdumiewają się Jego nauką. Dlaczego? – Bo uczy ich jak ten, który ma władzę, a nie jak uczeni w Piśmie.
Chrystus przychodzi z potężną władzą zawartą w słowie. Jest namaszczony, ma charyzmę, mówi z ogromnym przekonaniem i zaangażowaniem. Słowo ma moc.
Władza nad słowem może udzielić się także słuchaczom, jeżeli rozpoznają w Nim posłanego Syna Bożego, obiecanego Mesjasza. Może się to stać na dwa sposoby. Dziś są one przedstawione w scenie w synagodze.
Pierwszy sposób dotyka człowieka opętanego przez ducha nieczystego. Przebywa on właśnie w synagodze. To bardzo charakterystyczne, że niewykluczone, iż najwięcej złych duchów Chrystus wyrzucał z ludzi w synagodze, czyli na terenie świątyni – dzisiaj moglibyśmy powiedzieć: w kościele.
To ważna wzmianka dla wszystkich dotykających świętości, organizujących sobie czas, by udać się na jakieś nabożeństwo, adorację, a nade wszystko na Mszę Świętą, na słuchanie słowa Bożego. To nie jest teren, na którym przebywa tylko nauczający Bóg. Próbuje mieć też do niego dostęp – i często go ma – zły duch.
Człowiek opętany przez ducha nieczystego, przebywający właśnie w synagodze, staje przed Chrystusem i zaczyna wołać: «Czego chcesz od nas, Jezusie Nazarejczyku? Przyszedłeś nas zgubić. Wiem kto jesteś: Święty Boży».
To bardzo istotne wyznanie. Wiemy już, że w pierwszej kolejności takie wyznanie świadczy o klęsce demona, ale zwróćmy jeszcze uwagę na inne ważne prawdy wypływające z tego słowa.
Krzyczący zły duch nie jest sam: Czego chcesz od nas, Jezusie Nazarejczyku? Przyszedłeś nas zgubić. Jest to zorganizowana moc.
Druga istotna prawda: złe duchy, które krzyczą przez opętanego człowieka, rozpoznają moc. Są zorientowane, kim jest nauczający Jezus. Rozpoznają i uznają tę moc. Jak uznają? Czy wierzą w nią? – Św. Jakub mówi: Szatan, zły duch, wierzy w Boga i drży.
Zły duch rozpoznaje moc i jej oddziaływanie jako zgubne dla siebie. Przyszedłeś nas zgubić. Wiem kto jesteś: Święty Boży.
W obliczu Jezusa złe duchy nie mają szans – gubią się, plątają. Wobec nauczającego, przychodzącego, karmiącego nas swoim słowem, Ciałem i Krwią Jezusa, będącego Synem Bożym, demony nie mają szans, ale rozpoznają tę moc.
Kolejna ważna wzmianka dla nas: ilekroć prowadzimy dialogi z Panem – czy to na modlitwie, czy w rozważanym słowie, w Eucharystii – tylekroć powinniśmy mieć świadomość, do kogo przychodzimy i kto przychodzi z nami, w nas.
Zwróćmy uwagę, że często kompletnie nie zdajemy sobie sprawy, z jakiej mocy możemy skorzystać, kiedy przychodzimy do Chrystusa, otwieramy księgę Pisma Świętego i rozważamy Boże słowo, kiedy otwieramy usta na modlitwie. W interesie złego ducha jest, aby tak było. Zły duch gubi się, kiedy jesteśmy blisko Boga. Dlatego w chwilach naszych spotkań z Panem na modlitwie, w słowie Bożym, we Mszy Świętej, jego atak przybiera na sile. Nie dziwmy się więc, że ilekroć jesteśmy blisko konkretnego kroku, żeby klęknąć, wziąć do ręki Pismo Święte, posłuchać rozważań, iść na Mszę Świętą, wzmaga się działanie złego ducha. Wtedy on się zaczyna gubić i wymyśla rozmaite rzeczy, żebyśmy czasem nie przyszliśmy, nie sięgnęli. Gubi się, ponieważ rozpoznaje moc Boga.
W takiej sytuacji Chrystus jednoznacznie pokazuje, jak należy się zachować.
Jezus rozkazał mu surowo: «Milcz i wyjdź z niego». Wtedy duch nieczysty zaczął go targać i z głośnym krzykiem wyszedł z niego.
Jaką podpowiedź daje Jezus? – Oczywiście na Eucharystię, na rozważanie słowa, trzeba się udać, na modlitwę trzeba iść, nawet jeśliby wszystko we mnie krzyczało, że to nie ma sensu, że jest to dla mnie zgubne, że nic nie daje. – Zobacz, co robi świat, zobacz, jakie są efekty twoich modlitw, to zupełnie bezpłodne spotkania z Bogiem... Trzeba na modlitwę przyjść. Ale: zero dyskusji z tymi myślami. Niech sobie krzyczą, niech z nas wychodzą, ale mamy przyjść i być obecni. Nawet jeśli się nic nie czuje poza tym, żeby nie iść. Nawet jeśli czuje się tylko niechęć, należy przyjść i nie dyskutować. «Milcz i wyjdź z niego».
Chrystus i to słowo chce skierować – i kieruje – do każdego, kto podejmuje trud przyjścia, kto jest obecny. To nie dokonuje się bezboleśnie. Nie nastawiajmy się, że w sposób bezbolesny i zawsze radosny będziemy korzystać z rozważań Bożego słowa, że w pogodnym usposobieniu będziemy uczestniczyć we Mszy Świętej, w modlitwie. Będzie targanie i głośny krzyk. W tych okolicznościach duch nieczysty wychodzi z opętanego i często będzie wychodził z nas.
Kolejna bardzo ważna i istotna prawda z tym związana: obyśmy nie stracili proporcji w mówieniu o działaniu złego ducha i Ducha Świętego. Żebyśmy czasem nie przeakcentowali. Przerażenie mną włada – mówi psalmista. Jest prawdą, że często przerażenie nami włada, kiedy słyszymy o działaniu demona, kiedy przypominamy sobie, jak to było w naszym przypadku, ale nie wolno nam zapomnieć, że Jezus jest mocniejszy od niego i że są to naturalne objawy, kiedy zbliżamy się do Pana. Tymi naturalnymi objawami są: niechęć, kompletny brak poczucie sensu tego, co się robi, a wręcz dopatrywanie się bezpłodności, szukanie dowodów, że dalsze trwanie jest bezcelowe.
Z władzy, jaką Jezus ma nad słowem, gdy je głosi, można skorzystać tak, jak skorzystał zły duch, czyli uważać ją za zgubną, absolutnie nienadającą się do współpracy z życiem. Złe duchy rozpoznają, że Jezus im nie sprzyja.
Ale podejmując trud dojścia do Chrystusa w okolicznościach krzyku, wrzasku, targania, można skorzystać z tej mocy tak, jak skorzystał ów człowiek, czyli zostać uwolnionym, umocnionym.
W klimacie drugiej odpowiedzi na moc Bożego słowa, są także ci, którzy patrzą na to, co się dzieje.
Wszyscy się zdumieli, tak że jeden drugiego pytał: «Co to jest? Nowa jakaś nauka z mocą. Nawet duchom nieczystym rozkazuje i są Mu posłuszne».
Jest to klimat zdumienia i zastanowienia, pewnej refleksji. Nie da się nad tym przejść obojętnie. Droga siostro, drogi bracie, jesteśmy zaproszeni do refleksji. Trzeba się zapytać, co to jest, że ja teraz słucham tego słowa?
Co to jest, że do mnie są kierowane te pytania?
Co to jest, że właśnie mnie dotykają konkretne wezwania, abym odwołał się do swoich doświadczeń w zbliżaniu się do Boga na modlitwie, w czasie rozważania słowa Bożego, w czasie Mszy Świętej, w podejściu do moich obowiązków?
Co to jest, że Bóg mnie o to pyta?
Doświadczenie słowa wymaga od nas, żebyśmy o tym mówili, żebyśmy dzieli się z innymi. Słyszymy: I wnet rozeszła się wieść o Nim wszędzie po całej okolicznej krainie galilejskiej.
Przypomnijmy kolejny raz: nie wystarczy przyjść, nie wystarczy rozważyć, nie wystarczy uznać, nie wystarczy podjąć dialog z Panem. Trzeba o Nim mądrze mówić swoim życiem. Dopiero wówczas moc słowa się dopełnia. Świadectwo jest niezmiernie ważne. Trzeba pytać siebie o to, jak reagujemy na zaproszenie Pana do modlitwy. Jaki jest układ czasu danego dnia, kiedy Pan zaprasza nas na spotkanie ze swoim słowem, kiedy mamy możliwość uczestniczenia we Mszy Świętej?
Na ile uwzględniamy, że naturalnymi objawami są niechęć, krzyk, wrzask, targanie, które wewnętrznie nami pomiata?
Na ile mimo tego trwamy?
Na ile opowiadamy, realnie mówimy o Bożej mocy, a na ile przedstawiamy ją jako niezwykły, cudowny, magiczny zabieg? – Przeczytaj sobie słowo, a zobaczysz, że się wszystko zmieni... Nie wolno tak podchodzić.
W świetle Bożego słowa otrzymujemy dzisiaj ostrzeżenie i przynaglenie, żebyśmy nie podchodzili do niego w ten sposób. Jezus naucza jak ten, który ma władzę i tej władzy udziela. Różnie można na nią reagować.
Prośmy Pana, aby nasza reakcja na to słowo była autentyczna i szczera i aby prowadziła nas do uznania Jego mocy przynoszącej nam wyzwolenie.
Pozdrawiam w Panu –
ks. Leszek Starczewski