Dlaczego chodzę do kościoła?
Iz 49, 3. 5-6; Ps 40; 1 Kor 1, 1-3; J 1, 29-34
Słowo Boże stawia nam dziś pytanie: Po co chodzisz do kościoła? Jeżeli zostanie ono podjęte w rzetelnej refleksji, w uczciwym spotkaniu z Panem Bogiem, na pewno nas nie pognębi. Nie zawstydzi nas. Nie sprawi, że powiemy: To ostatni dzień, kiedy powinienem być w kościele. Rzetelnie podjęte pytanie, dlaczego jestem na Eucharystii, dlaczego się modlę, wyzwoli w nas nową siłę do życia.
Z ust osób nieuznających Boga za żywego i obecnego w świecie, uważających chodzenie do kościoła za jedną wielką mistyfikację, wprowadzanie w błąd czy też zwykły przejaw życiowego nieudacznictwa, często pada pytanie: Po co chodzisz do kościoła? Co ci to daje?
Dobrze by było, żeby ono zostało dziś zaadresowane do nas. Warto je podjąć. W świetle refleksji nad Bożym słowem znajduje ono swoją wzorcową odpowiedź, wyjaśnienie i jednocześnie jest dla nas ogromnym wyzwaniem. Niech ono nie daje nam spokoju. Niech nie będzie tylko pytaniem powodującym zmianę tematu rozmowy, ale niech pobudzi nasze zachowanie, słowa, spojrzenia, gesty do konkretnych odpowiedzi.
Świadectwo. Słowo Boże wzywa nas dziś do złożenia świadectwa, że to, co robię, przychodząc do kościoła, klękając do modlitwy, ma sens. Ukazuje trzech bohaterów składających takie świadectwo. Przyjrzyjmy się im, by podjąć refleksję, odpowiedzieć na to pytanie i skorzystać z mocy, którą daje odpowiedź.
Pierwszą osobą, stającą przed nami w proroctwie Izajasza, jest tajemniczy Sługa Jahwe, Sługa Boga. Pan Bóg w pewnym momencie, w dramatycznych okolicznościach, wezwał Go do pokazania swoim życiem, że Bóg jest na ziemi.
Nie było to łatwe zadanie. Mało tego – przerosło Go całkowicie. Szczególnie wówczas, kiedy stanął w obliczu ogromnego cierpienia. Mówił, ale nikt sobie nic z tego nie robił. Kompletnie nikt się nie zainteresował. Był śmiech wokoło, kiedy Sługa Jahwe przedstawiał prawdę o tym, że Bóg żyje, działa, prowadzi losy świata.
Sługa Jahwe przeżywa ogromny dramat, ale ciągle słyszy głos potężniejszy od budzącego się w Nim cierpienia i zniechęcenia. Kiedy jest na skraju wyczerpania, wręcz depresji, słyszy od Boga: „Tyś sługą moim, w tobie się rozsławię".
Kiedy wydaje się Mu, że już nie ma sensu tłumaczenie komukolwiek, że Bóg jest, słyszy wezwanie: „Tyś sługą moim, Izraelu, w tobie się rozsławię".
W chwili depresji podejmuje dialog z Bogiem. Wsławiłem się w oczach Pana, Bóg mój stał się moją siłą. Odkrywa, że jeżeli zrezygnuje teraz z głoszenia Boga pośród piętrzących się przeciwności, to straci kompletnie wszystko – to, co daje Mu sławę, wewnętrzne poruszenie. Straci siłę. Bóg mój stał się moją siłą.
Co robi Bóg? Czy daje Mu urlop, robi ferie? Czy mówi: nadszedł czas, żebyś sobie z lekka odpoczął? – Nie. Mówi: Teraz przemówił Pan, który mnie ukształtował od urodzenia na swego sługę – który nieprzypadkowo posłał mnie na świat – bym nawrócił do Niego Jakuba – dziś moglibyśmy powiedzieć: braci w Kościele, osoby uznające się za wyznawców Chrystusa – i zgromadził Mu Izraela.
I mówił: "To zbyt mało, iż jesteś mi sługą dla podźwignięcia pokoleń Jakuba – twoich ziomków, wierzących. To zbyt mało, że świadczysz wobec tych, którzy też wierzą. – Ustanowię cię światłością dla pogan, aby moje zbawienie dotarło aż do krańców ziemi. Tak będzie, gdziekolwiek się pojawisz, również wśród osób niewierzących, pytających cię może złośliwie, jak zauważył to psalmista: Gdzie jest twój Bóg? – pytają co dzień.
Wobec tych osób także masz świadczyć. Czym masz świadczyć? W jaki sposób? Po co masz świadczyć? – Psalmista wyjaśnia: Przychodzę, Boże, pełnić Twoją wolę. Przychodzę pokazać życiem, że jesteś. Nie będę opowiadał, snuł teorii na Twój temat, nie będę wmyślał jakichś tłumaczeń, że jesteś, szukał sztucznych dowodów na Twe istnienie. Pokażę to swoim życiem.
Z nadzieją czekałem na Pana – przyznaje psalmista – a On się pochylił nade mną. Tak świadczyłem. Było mi bardzo ciężko, ale z nadzieją czekałem na Pana. Tym złożyłem świadectwo, że czekałem na Pana, że nie dałam się wciągnąć w zniechęcenie, nie pozwoliłem się pognębić przeciwnościom.
Z nadzieją czekałem na Pana. Psalmista daje świadectwo nadzieją.
Co zrobił Pan? – Pochylił się nade mną i wysłuchał mego wołania. Wybrał czas, kiedy ma mnie wysłuchać. Ja czekałem...
Włożył mi w usta pieśń nową, śpiew dla naszego Boga. Odmienił moje spojrzenie. Dał mi nową inspirację. Potrzebny był mi ten dół, ta depresja. Potrzebne mi było załamanie, żeby Bóg objawił jeszcze większą moc. Żeby włożył mi w usta pieśń nową – wobec kpiących naokoło, prześladujących i drwiących.
Psalmista mówi: Nie chciałeś ofiary krwawej ani z płodów ziemi – nie żądałeś nadzwyczajnych, heroicznych czynów – ale otworzyłeś mi uszy. Sprawiłeś, że słyszałem, jak mówisz w tym rozkrzyczanym świecie. Że słyszałem, jak mówisz do mnie.
Jedno drzewo padające w lesie – mówi przysłowie – robi więcej huku, niż cały las, który rośnie. Trzeba słuchać, jak rośnie las, a nie jak padają drzewa.
Nie żądałeś całopalenia i ofiary za grzechy. Nie dochodziłeś się ze mną o moje grzechy. Wtedy powiedziałem: "Oto przychodzę”.
„Radością jest dla mnie pełnić Twoją wolę, mój Boże, a Twoje prawo mieszka w moim sercu". Z przekonania wierzę. Wierzę nie tylko dlatego, że tak wypada, już się przyzwyczaiłem, ale z przekonania, które odnowiłeś we mnie, bo pochyliłeś się nade mną.
Zatem świadectwo, do którego wzywany jest Sługa Jahwe i które niejako rozjaśnia nam tekst psalmu, to świadectwo nadziei w chwilach trudnych. Jeżeli dzisiaj cokolwiek ruszy drugiego człowieka, przemówi do niewierzących, to tylko autentyczne przekonanie do swojej wiary. Nie mędrkowanie, nie filozofowanie, ale przekonanie. W cichości, z nadzieją, czekam na Pana. Nie trzeba tłumaczyć człowiekowi cierpienia – jak już nieraz mówiliśmy – trzeba z nim być. Być obecnym przy nim.
Głosiłem Twą sprawiedliwość w wielkim zgromadzeniu. Kolejna rzecz, do której wzywany jest autor natchniony i każdy z nas: głosić.
Pierwsza, bardzo ważna prawda wypływająca z dzisiejszego rozważania Bożego słowa mówi o tym, że jeżeli chcemy naprawdę doświadczyć mocy wiary w Boga żywego, nie wystarczy być na Mszy Świętej, nie wystarczy się modlić, nie wystarczy tylko teoria. Potrzebne jest konkretne świadectwo, postawa, zachowanie. Często tego nam brakuje.
Nasuwa się tutaj przykład. Znajomi mają w rodzinie protestanta, czyli brata odłączonego od Kościoła katolickiego. Opowiadali, że kiedyś w czasie niedzielnego obiadu katolicy podejmowali różne tematy – jednym z ulubionych jest wytykanie błędów księży. Prawdą jest, że księża popełniają błędy i popełniać będą. Historia Izraela i Kościoła pokazuje zarówno przypadki bardzo szlachetne, jak i bardzo podłe. Ale jeżeli jeden z uczniów Jezusa był Judaszem, nie znaczy wcale, że wszyscy apostołowie byli tacy sami. A zatem w czasie tych rozmów katolicy wytykali błędy księży. Wtedy protestant – oniemiały i osłupiały – popatrzył i zapytał: Przepraszam, o kim wy mówicie? O swoich duchownych? – Tak. – A czemu nie pójdziecie i nie powiedzie im tego wprost? U nas w kościele, jeżeli mam coś przeciwko pastorowi, to idę i mówię mu o tym.
Na tym polega ewangeliczne upomnienie. Kiedy dodatkowo puszczam zło w teren, to ono wróci w tym słowie do mnie. Zło puszczone w słowie w świat wraca ze zdwojoną siłą do tego, kto je wysłał. Słowo się odwraca i do właściciela wraca – mówi porzekadło.
Psalmista wyznaje: Głosiłem Twą sprawiedliwość. Nie osądzałem, ale głosiłem Twą sprawiedliwość, i nie powściągałem warg moich, o czym Ty wiesz, Panie. Nie zamknąłem ust. Nie udawałem Greka.
Drugą z trzech postaci, którą stawia nam dziś słowo Boże, ukazując sens kontaktu z żywym Bogiem i głoszenia Go, jest Paweł apostoł. Pisze on List do Koryntian – mieszkańców miasta niezwykle bogatego, portowego, gdzie kwitnie biznes. Głoszenie tam słowa Bożego jest rzeczą niebywale trudną. Paweł zakłada w Koryncie parafię i pisze list, żeby umocnić tamtejszą wspólnotę, bo bez pasterza owczarnia się rozpadnie. Pasterz potrzebuje wspólnoty, a wspólnota pasterza.
Pisze: Paweł, z woli Bożej powołany na apostoła Jezusa Chrystusa, i Sostenes, brat, do Kościoła Bożego w Koryncie, do tych, którzy zostali uświęceni w Jezusie Chrystusie – to znaczy, dostali moc, by żyć w tych warunkach. Jak zapewne pamiętamy z historii, w Koryncie kwitły domy publiczne. Znamy określenie córy Koryntu. Panowało tam powszechne zepsucie. Paweł mówi: Zostaliście uświęceni, by żyć w tych warunkach, i powołani do świętości wespół ze wszystkimi, którzy na każdym miejscu wzywają imienia Pana naszego Jezusa Chrystusa, ich i naszego Pana. Którzy na każdym miejscu, w każdej sekundzie życia odwołują się do Boga, do Chrystusa dającego im siłę. Bo poza składaniem świadectwa, które jest pierwszym głoszeniem słowa Bożego, niezmiernie ważny jest żywy kontakt z Bogiem. Na każdym miejscu, w każdej sytuacji, warto mieć żywy kontakt z Bogiem.
Łaska wam i pokój – pisze Paweł. – Bóg wam sprzyja. Pokój to dar Zmartwychwstałego. Zwycięstwo jest po waszej stronie. Trwajcie w Bogu i trzymajcie z Nim żywą relację. W tych warunkach, w których jesteście.
Paweł apostoł, pisząc list, kieruje te słowa także do nas, do naszych warunków zmagania się z chorobą najbliższych, z nieciekawą atmosferą w pracy, w domu, wśród sąsiadów, z sobą samym.
Mówi: Jesteście uświęceni od momentu, w którym Chrystus przyjął chrzest w Jordanie. Od momentu, kiedy daje On siłę Ducha Świętego. Macie moc i siłę. Czerpcie z nich. Macie pokój i inne spojrzenie na ten świat. Aklamacja przed Ewangelią przypomina: Słowo stało się ciałem i zamieszkało między nami. Wszystkim, którzy Je przyjęli, dało moc, aby się stali dziećmi Bożymi.
Trzecią, ostatnią postawą, ukazaną w dzisiejszym słowie, która ma nam pomóc zmierzyć się z pytaniem: Dlaczego chodzę do kościoła? Dlaczego się modlę? Dlaczego dzisiaj rozważam słowo?, jest postawa pokornego Jana Chrzciciela. Nie możemy się od niego uwolnić. I w Adwencie, i w okresie Bożego Narodzenia, i teraz słyszymy o nim.
Jan zobaczył Jezusa, nadchodzącego ku niemu, i rzekł: "Oto Baranek Boży – to jest Ten, na którego czekają – który gładzi grzech świata. Gładzi grzech, czyli pogardę Bogiem, odwrócenie się od Boga, obojętność na Boga, kpiny z Boga. To jest Ten, o którym powiedziałem: «Po mnie przyjdzie Mąż, który mnie przewyższył godnością, gdyż był wcześniej ode mnie».
Jan uznaje swoją pozycję i pozycję Boga. Jest to kolejna bardzo ważna myśl w głoszeniu, niezamykaniu ust w mówieniu o Bogu, w dawaniu konkretnego świadectwa o mocy, której Bóg udziela w każdych okolicznościach. Trzeba uznać swoją pozycję. Jeżeli to ja mam błyszczeć, jeżeli to o mnie mają mówić, jeżeli to ja mam być pępkiem świata, osobą najbardziej cierpiącą na ziemi albo najbardziej radosną, to nie ma tu miejsca dla Boga.
Jan mówi: Jest Ktoś wyższy ode mnie. Wskazuje na to konkretną postawą. I wyznaje – co jest niezwykle zachęcające i stanowi czwartą bardzo ważną myślą dla nas – „Ja Go przedtem nie znałem – powtórzy to dwukrotnie – ale przyszedłem chrzcić wodą w tym celu, aby On się objawił Izraelowi".
Kiedy stajemy w prawdzie przed Bożym słowem, to odkrywamy, że jeszcze wiele nam brakuje. To jest radosna nowina.
Ja Go przedtem nie znałem. Jan też musi Go poznać. O Nim słyszał, Jego wskazał, ale ma Go poznawać.
W Jezusie – Baranku Bożym – Ojciec ukazuje nam swoją ujmującą miłość. To Jezus doskonale wypełni posłannictwo tajemniczego Sługi Jahwe. On jest Synem Bożym. Liczy na naszą wiarę w moc zbawiającej miłości, którą przynosi.
Jeżeli rzeczywiście ma się uaktywniać w nas moc i siła wiary, to potrzebne jest ciągle otwarte serce. Przy całym szacunku dla każdej osoby rozważającej słowo i wszystkich doświadczeń noszonych w sercu, musimy powiedzieć, że to jeszcze nie jest wszystko, co nam Pan Bóg powiedział. Czasem nachodzą nas myśli, że już mógłby nas zabrać z tego świata. Biegniemy do Pana Boga z kalendarzem: Zobacz, to jest ta data, już mnie stąd weź... Niekiedy rzeczywiście chciałoby się powiedzieć: Dosyć! Koniec! Czasem człowiek słabnie całkowicie, ma poważną depresję. Chciałby poprawić Pana Boga i wskazać Mu datę. A Pan Bóg mówi: Jeszcze mi jesteś potrzebny. Jeszcze potrzebuję twojego cierpienia, twojego zmagania. Jeszcze jesteś potrzebna w tej rodzinie, w domu, bloku, pracy, w szkole. Jesteś mi tam potrzebny. Nawet kiedy nie widzisz sensu, ufaj.
Potrzebujemy otwartości serca i gotowości usłyszenia, co Pan Bóg do nas mówi, żebyśmy czasem nie uśpili swojej wiary, nie przyzwyczaili się, że to już wszystko, że dużo wiem o Panu Bogu, że mi to wystarczy. Mam być otwarty na każdą sytuację życia, bo nie wiadomo, z której strony Pan Bóg dzisiaj chce do mnie przyjść. Nie wiadomo, przez kogo pragnie coś powiedzieć. Mocno przemawia przez osoby – jak zauważył jeden mądry człowiek – które depczą nam po piętach, denerwują nas. Szczególnie Pan mówi nam coś o nas przez ludzi, których chcielibyśmy skreślić i powiedzieć: Z nią się nie kontaktuję. Tu nas jeszcze rusza.
Słowo Boże stawia nam dziś pytanie: Po co chodzisz do kościoła? Jeżeli zostanie ono podjęte w rzetelnej refleksji, w uczciwym spotkaniu z Panem Bogiem, na pewno nas nie pognębi. Nie zawstydzi nas. Nie sprawi, że powiemy: To ostatni dzień, kiedy powinienem być w kościele. Rzetelnie podjęte pytanie, dlaczego jestem na Eucharystii, dlaczego się modlę, wyzwoli w nas nową siłę do życia.
Warto się pytać w kontekście Bożego słowa: Jak często pokazuję swoim zachowaniem Pana Boga?
Jak często ci, którzy przychodzą do mnie, rozmawiają ze mną, patrzą mi w oczy, słuchają mnie, wychodzą pokrzepieni?
Na ile mądrze mówię o Bogu wśród swoich bliskich, przyjaciół?
Na ile moje rozmowy z tymi, z którymi Pan Bóg daje mi łaskę spotkania, zaczepiają o temat Boga, a na ile go unikają: powściągnąłem swoje wargi, bo trochę głupio...
Ktoś musi to przełamać. Im mniej mówimy o Bogu w naszych domach, tym jest Go w nich mniej. Im rzadziej Go ukazujemy, a więcej czepiamy się jedni drugich, tym bardziej brakuje sił do życia między nami. Im więcej jątrzymy przeciw Bogu swoim zachowaniem, tym niewierzący, patrząc na nas, mniej wierzą, że my w Niego wierzymy.
Bóg daje siłę wszystkim, którzy przyjmują słowo. Daje moc, aby ciągle stawali się dziećmi Bożymi.
Kiedy ostatni raz konkretnie – swoją postawą, słowem – przybliżyłem komuś Boga, dałem nadzieję, pochyliłem się nad kimś?
Kiedy ostatni raz z wdzięcznością w sercu, powiedziałem: Panie Boże, dziękuję Ci, że i do mnie ktoś powiedział: Zobacz, to jest Baranek Boży. Spójrz, tu jest twoje miejsce, tu jest twoja siła. I to ma sens.
Panie Jezu, dziękując Ci za dar Twojego słowa i wezwanie do konkretnych postaw świadectwa, prosimy, abyśmy mądrze ukazywali Cię światu, abyśmy nie bali się pytań o powód naszego chodzenia do kościoła, ale swoim życiem pokazywali, że warto. Bo naprawdę warto!
Pozdrawiam w Panu! –
ks. Leszek Starczewski