Żywa obecność
Dz 9, 1-22; Ps 117; Mk 16, 15-18
Doświadczenie Pawła – spotkanie ze zmartwychwstałym Chrystusem – nie jest tylko jakimś historycznym wydarzeniem. Nie jest nam dane tylko po to, żebyśmy z nutą sentymentu powiedzieli: No, jemu się udało… Jest to kolejny dowód i następne potwierdzenie tego, że Pan Bóg ma swoje sposoby dotarcia do serca człowieka. Udało Mu się zdobyć serce Pawła i uda Mu się zdobyć każde serce, jeżeli tylko szuka ono prawdy, dobra, piękna, jeżeli rzeczywiście szuka z całej swojej mocy Tego, który dał mu życie, który napełnia je pokojem, miłością i chce odkrywać przed nim coraz szersze horyzonty.
Przeżywamy wraz z całym Kościołem święto spotkania groźnego Szawła z Tarsu z niegroźnym, pełnym pokoju Jezusem. Przeżywamy to wydarzenie, nadając mu rangę święta, bo jest ono kluczowe dla każdego, kto podejmuje trud odnalezienia sensu życia i jego pełni. Paweł mówi w Jerozolimie o tym wydarzeniu w sposób fantastyczny, niezwykle osobisty i ujmujący, zwracając się do swych braci w wierze. Ukazuje przy tym niebywałą moc, która potrafi całkowicie odmienić serce, spojrzenie na drugiego człowieka, na siebie i na Boga.
Paweł stając wobec Żydów nie przyjmujących Jezusa jako Mesjasza, nie używa żadnych socjotechnicznych sztuczek, ale odwołuje się do swego doświadczenia, tego, czym żyje, a żyje wiarą w Syna Bożego, który go ukochał i oddał za niego całe swoje życie. Takiej miłości Paweł doświadczył. Z takiej miłości po prostu nie jest w stanie zrezygnować. Opowiada – odwołując się do tego autentycznego przeżycia – swoim braciom w wierze o drodze, jaka stała się jego udziałem, o sposobie, w jaki Bóg zdobył jego serce.
„Ja jestem Żydem, urodzonym w Tarsie w Cylicji. Wychowałem się jednak w tym mieście, u stóp Gamaliela otrzymałem staranne wykształcenie w Prawie ojczystym. Gorliwie służyłem Bogu, jak wy wszyscy dzisiaj służycie. Prześladowałem tę drogę, głosując nawet za karą śmierci, wiążąc i wtrącając do więzienia mężczyzn i kobiety, co może poświadczyć zarówno arcykapłan, jak i cała starszyzna. Od nich otrzymałem też listy do braci i udałem się do Damaszku z zamiarem uwięzienia tych, którzy tam byli, i przyprowadzenia do Jerozolimy dla wymierzenia kary.”
Paweł powołuje się na tradycję żydowską, na wszystkie obrzędy, bliskie słuchaczom umiłowanie Prawa. Wspomina Gamaliela – niezwykle utalentowanego mędrca, obytego z tradycją żydowską, gruntownie wykształconego, słynącego z erudycji i dzięki niej zdobywającego serca młodych Żydów. Paweł, zafascynowany mądrością pism, z niezwykłą gorliwością dochowywał im wierności. Podjął się nawet misji nawracania, czy też wyszukiwania wszystkich, którzy profanują, łamią przepisy Prawa i był – jak sam przyznaje – orędownikiem kary śmierci dla tych, którzy odchodzą od wierności Prawu Izraela. Apostoł będzie się na to powoływał kilkakrotnie, że działał z głębokim przekonaniem, autentycznym młodzieńczym zapałem. Można nawet powiedzieć, że nie tyle tropił chrześcijan, co również tych, którzy nie dochowywali wierności przepisom Prawa Mojżeszowego.
Opowiada o zdarzeniu mającym miejsce w drodze do Damaszku, gdzie jechał z zamiarem uwięzienia i przyprowadzenia do Jerozolimy dla wymierzenia kary wszystkich odstępców. Nagle, koło południa, otoczyła go wielka jasność z nieba. Upadłem na ziemię i posłyszałem głos, który mówił do mnie: «Szawle, Szawle, dlaczego Mnie prześladujesz?» Odpowiedziałem: «Kto jesteś, Panie?» Rzekł do mnie: «Ja jestem Jezus Nazarejczyk, którego ty prześladujesz».
To doświadczenie jest niezwykle osobiste, ujmuje Pawła bardzo głęboko. Zdawać z niego relację oznacza zawsze pogubić się w słowach, nie oddać w pełni jego istoty. Paweł dodaje: Towarzysze zaś moi widzieli światło, ale głosu, który do mnie mówił, nie słyszeli. Powiedziałem więc: «Co mam czynić, Panie?» A Pan powiedział do mnie: «Wstań, idź do Damaszku, tam ci powiedzą wszystko, co masz czynić». Ponieważ zaniewidziałem od blasku owego światła, przyszedłem do Damaszku prowadzony za rękę przez moich towarzyszy. Niejaki Ananiasz, człowiek przestrzegający wiernie Prawa, o którym wszyscy tamtejsi Żydzi wydawali dobre świadectwo, przyszedł, przystąpił do mnie i powiedział: «Szawle, bracie, przejrzyj!» W tejże chwili spojrzałem na niego. On zaś powiedział: «Bóg naszych ojców wybrał cię, abyś poznał Jego wolę i ujrzał Sprawiedliwego, i Jego własny głos usłyszał. Bo wobec wszystkich ludzi będziesz świadczył o tym, co widziałeś i słyszałeś».
Osobiste doświadczenie przemienia życie Pawła na tyle, że podejmuje się poświęcić je w całości Temu, którego spotkał. Apostoł prezentuje postawę zdecydowaną i absolutnie nie do odwołania. Potwierdzi ją Paweł niejednokrotnie, stawiając czoła potwornym przeciwnościom. Będzie biczowany, kilka razy bity, wyrzucany z miasta, oskarżany. Nawet to świadectwo, które dzisiaj składa, ma bardzo specyficzny kontekst. Kiedy apostoł dotarł do Jerozolimy i postanowił głosić prawdę o Chrystusie, nie spodobało się to części wyznawców judaizmu. Sprowadzili na Pawła spore tarapaty, pobili go – gdyby nie wojska rzymskie, pewnie doszłoby do linczu.
Paweł staje dziś przed nami jako ten, który jeszcze chce coś powiedzieć i złożyć świadectwo. Jego wypowiedź nie kończy się aplauzem ani wielką euforią wśród słuchaczy. Wręcz przeciwnie – z ich ust padają bardzo mocne słowa, jednoznacznie świadczące o oporze serca: Słuchali go aż do tych słów, potem krzyknęli: «Przecz z ziemi z takim! Nie godzi się bowiem, aby on żył». Paweł z całą determinacją podszedł do misji głoszenia słowa jako środowiska swego życia. Nie wyobraża sobie, że mógłby z niej zrezygnować – kiedy zostanie odrzucony przez Żydów, pójdzie do pogan, byleby tylko pozyskał Tego, którego ukochał.
Doświadczenie Pawła – spotkanie ze zmartwychwstałym Chrystusem – nie jest tylko jakimś historycznym wydarzeniem. Nie jest nam dane tylko po to, żebyśmy z nutą sentymentu powiedzieli: No, jemu się udało… Jest to kolejny dowód i następne potwierdzenie tego, że Pan Bóg ma swoje sposoby dotarcia do serca człowieka. Udało Mu się zdobyć serce Pawła i uda Mu się zdobyć każde serce, jeżeli tylko szuka ono prawdy, dobra, piękna, jeżeli rzeczywiście szuka z całej swojej mocy Tego, który dał mu życie, który napełnia je pokojem, miłością i chce odkrywać przed nim coraz szersze horyzonty.
Drogie siostry i drodzy bracia, słuchając dzisiaj wezwania, jakie wypływa ze spotkania ze zmartwychwstałym Jezusem, pytajmy siebie, na ile jest w nas gorliwość w docieraniu do żywej Osoby Chrystusa przez to słowo? Na ile pragniemy spotkać Kogoś, kto do nas autentycznie w tej chwili mówi, kto przejmuje się naszym losem, kto nie dopuszcza sytuacji, przez które nie chciałby nas do siebie zbliżyć?
Na ile rzeczywiście wołamy o wiarę w to, że da się Go spotkać, że On ma też sposób dotarcia do nas?
Na ile szukamy metod odkrycia sposobów dotarcia Boga do nas?
Pytajmy także o to, na ile nasze obecne doświadczenie żywego Chrystusa przekłada się na konkretne świadectwo? Do tego wzywa nas słowo, do tego dopinguje nas postawa Pawła. O tym słyszymy także z ust samego Chrystusa, który po swoim zmartwychwstaniu – jak notuje ewangelista Marek – zwraca się do Jedenastu, mówiąc: Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu. To polecenie niesie życie. Bez wierności mu nie ma szans na przetrwanie, na odkrycie głębi, pełni, prawdziwego pokoju. Kto uwierzy i przyjmie chrzest, będzie zbawiony; a kto nie uwierzy, będzie potępiony – mówi Jezus. To rzeczywiście być albo nie być. Bez głoszenia słowa nie ma wiary, a bez wiary nie ma możliwości dostąpienia pełni zbawienia, odkrycia sensu wszystkich trudów, zmagań, cierpień, przez które – jak przez wiele ucisków – trzeba przejść do królestwa niebieskiego.
Chrystus, który chce nas spotkać jako Ktoś żywy, zaangażowany w nasze codzienne wydarzenia, obiecuje: „Tym zaś, którzy uwierzą, te znaki towarzyszyć będą: W Imię moje złe duchy będą wyrzucać, nowymi językami mówić będą; węże brać będą do rąk i jeśliby co zatrutego wypili, nie będzie im szkodzić. Na chorych ręce kłaść będą i ci odzyskają zdrowie”.
Chrystus, wzywając do głoszenie Ewangelii, jednocześnie wyposaża nas we wszystko, co potrzebne, aby ta Ewangelia była potwierdzana konkretnymi znakami, aby rzeczywiście przemieniała życie, aby dawała siłę i motywację do stawiania czoła najróżniejszym przeciwnościom.
Na ile moja wiara w obecność Chrystusa przy mnie w każdym wydarzeniu, we wszelkich okolicznościach, pomaga mi stawiać czoła teraźniejszości, nawet uciążliwej?
Na ile opiera się ona na prawdziwej więzi z żywym słowem, a na ile na własnych oczekiwaniach, czy tylko na tych sytuacjach, w których coś mi się udało? – Uzależniam moją wiarę od uczuć, od tego, co dam radę doprowadzić do końca, natomiast w sytuacjach kryzysowych nie chcę odwoływać się do wiary i wręcz zatrzymuję się na smutku, czy pretensjach.
Prośmy Pana, aby doświadczenie żywego Jezusa, który i dziś do nas przychodzi, chce nas dotykać swoim słowem i przemieniać nasze serca, było przekładane na konkretne czyny, abyśmy nie rezygnowali ze składania świadectwa w żywą obecność Pana pośród nas.
Pozdrawiam w Panu –
ks. Leszek Starczewski