Realizm wiary
We wspomnienie świętych Tymoteusza i Tytusa – dwóch spośród trzech najbliższych współpracowników Pawła – słowo zachęca nas do sprawdzania stanu naszego codziennego życia, realizmu naszej wiary. Jesteśmy wezwani do tego, by rzeczywiście w sposób trzeźwy przyjrzeć się temu, co dzieje się w nas i wokół nas. Słowo pyta nas dzisiaj, na ile liczymy się z mocą miłości Boga, z trzeźwym myśleniem, które z tej mocy miłości wypływa.
Każdy, kto podejmuje się chodzenia za Chrystusem, bycia Jego uczniem, stawania się Jego apostołem, winien liczyć się z realizmem życia. Na ten realizm składa się ogromna pomoc, jakiej udziela sam Bóg. Jego troska, miłosierdzie, pokój od Boga Ojca i Jezusa Chrystusa, naszego Pana, które udzielane są w Duchu Świętym, uzdalniają wyznawców Chrystusa do kroczenia w realiach życia ku Niemu.
Święty Paweł przypomina nam dziś o tym w Liście do Tymoteusza, kiedy podkreśla jego wybranie i uzdolnienie, którego źródło jest w Bogu. Z tej właśnie przyczyny przypominam ci, abyś rozpalił na nowo charyzmat Boży, który jest w tobie przez włożenie moich rąk. Co to za charyzmat? – Jeżeli odpowiadamy na wezwanie Boga, jeżeli rzeczywiście chcemy być Jego wyznawcami, On udziela tego wszystkiego, co potrzebne, aby nastąpił w pełni proces zjednoczenia z Nim, aby dokonał się on w realiach życia.
Albowiem nie dał nam Bóg ducha bojaźni, ale mocy i miłości, i trzeźwego myślenia. Pan Bóg, który jest realistą, w realiach chce odnajdować swoich wyznawców.
Na czym polega ten realizm? Pierwszą jego cechą, przed chwilką przypomnianą przez apostoła Pawła, jest uzdolnienie do kroczenia przez ziemię ku Niemu. Te predyspozycje są wynikiem działania Jego Ducha, są łaską. Wspierają je świadectwa innych, którzy uwierzyli w prowadzenie Boże. Paweł przypomina Tymoteuszowi, że pamięta o nim, w noc i we dnie pragnie go zobaczyć, pomny na jego łzy, by napełniła mnie radość na wspomnienie wiary bez obłudy, jaka jest w tobie; ona to zamieszkała pierwej w twej babce Lois i w twej matce Eunice, a pewien jestem, że mieszka i w tobie.
Niewykluczone, że Tymoteusz, jako biskup Efezu, żyje w dość trudnych warunkach. Zmaga się z wieloma problemami, którym chce stawić czoła z wiarą nieobłudną. Pragnie sprostać rzeczywistości w świetle wiary. Paweł przypomina, że wsparcie daje mu sam Bóg. Przez zanoszone modlitwy to wsparcie staje się rzeczywiste. Jest w nim wiara, której źródło znajduje się w Bogu. Była ona pielęgnowana przez matkę Tymoteusza, a także przez jego babkę Lois – jest się zatem do czego odwołać, jest skąd czerpać.
Drugą cechą tego realizmu, z którym winien zmagać się każdy wyznawca Chrystusa, są przeszkody. Mogą one wywoływać i często wywołują łzy – tak jak miało to miejsce u Tymoteusza. One są potrzebne i ilekroć o tym zapominamy, tylekroć przestajemy być realistami w wierze. Kiedy zaś przestajemy być realistami w wierze, nasze myślenie zaczyna przybierać masakryczne kształty. Wtedy rzeczywiście pojawia się duch bojaźni, niemocy, egoizmu i jakiegoś abstrakcyjnego, oderwanego od konkretów życia myślenia. Nie takiego daru udzielił nam Bóg, nie taki duch jest podtrzymywany przez modlitwę naszych braci i sióstr w wierze. Nie wstydź się zatem świadectwa naszego Pana ani mnie, Jego więźnia, lecz weź udział w trudach i przeciwnościach znoszonych dla Ewangelii według danej mocy Boga.
We wspomnienie świętych Tymoteusza i Tytusa – dwóch spośród trzech najbliższych współpracowników Pawła – słowo zachęca nas do sprawdzania stanu naszego codziennego życia, realizmu naszej wiary. Jesteśmy wezwani do tego, by rzeczywiście w sposób trzeźwy przyjrzeć się temu, co dzieje się w nas i wokół nas.
Słowo pyta nas dzisiaj, na ile liczymy się z mocą miłości Boga, z trzeźwym myśleniem, które z tej mocy miłości wypływa.
Na ile biorę pod uwagę, że bycie uczniem Chrystusa nie oznacza bycia jakimś przygłupem – oderwanym od realiów, który jest nieustannie uśmiechnięty, czy też wciąż przygnębiony, bo jest wyznawcą Pana – ale to wejście w całą strukturę rzeczywistości, jawiącej się jako trudy i przeciwności, ale przynoszącej też radość?
Weź udział w trudach i przeciwnościach znoszonych dla Ewangelii według danej mocy Boga. To zaproszenie słowa skierowane jest do stanu, w którym jesteśmy dzisiaj, w którym możemy znaleźć się niebawem.
Co to za trudy i przeciwności, przychodzące do nas w różnych lękach, obawach, niedospanych nocach, stawia przed nami Pan i zaprasza, abyśmy się z nimi mierzyli? Nie zapominajmy o tym, że On przynagla nas do znoszenia ich dla Ewangelii według danej mocy Boga. Do mierzenia się z nimi mamy przygotowaną moc Boga. Trzeba na nowo rozpalić charyzmat i w refleksji, w spotkaniu z Panem, dostrzec moc Boga, który jest w nas. Oczywiście ta moc podarowana przez Pana, to trzeźwe myślenie, którym nas obdarza, nie są nam dawane – jak zauważył jeden z komentatorów – pięć minut przed czekającymi nas trudnościami i przeciwnościami, ale w tym momencie, kiedy je przeżywamy. W tej chwili, kiedy zostaniecie wydani sądom, kiedy będziecie w pogardzie z mego powodu, otrzymacie moc od Ducha Świętego, który powie wam, co robić. Byle byście tylko ufali.
Słowo przynagla nas do prośby o wiarę, o odnowienie wiary, umocnienie charyzmatu, który jest w nas. Drogie siostry i drodzy bracia, ile razy można odnawiać wiarę? Ile razy mamy prosić o to, żeby pojawiła się w nas moc Boga? – Tyle razy, ile oddychamy… Tyle razy potrzebujemy wołać o wiarę! Jesteśmy całą swoją strukturą, kondycją psychofizyczną, nieustannie przynaglani do tego, żeby odwoływać się do mocy większej niż my – mocy Boga, mocy udzielonej nam w sakramencie chrztu, pielęgnowanej przez każde rozważanie słowa, a szczególnie przez spotkanie w sakramentach – w tym Eucharystii. Ta moc pomaga nam realnie stąpać po ziemi. Aby ona rzeczywiście uaktywniała się w nas, potrzebujemy świadków, potrzebujemy robotników trudzących się, by głosić Ewangelię w porę i nie w porę, by przypominać o mocy Boga dostępnej w Jezusie Chrystusie. Mocy, której Pan Bóg nie skąpi, ale ją daje w odpowiedniej, stosownej chwili.
Jezus ma świadomość konieczności głoszenia Jego słowa, dlatego spośród swoich uczniów wyznacza jeszcze innych siedemdziesięciu dwóch i wysyła ich po dwóch przed sobą do każdego miasta i miejscowości dokąd sam przyjść zamierza. Mówi bardzo wyraźnie: «Żniwo wprawdzie wielkie – wiele jest do zrobienia, wiele do ponownego odkrycia, wiele do zauważenie, oczyszczenia w sercach. To żniwo jest wielkie, a robotników mało – mało jest tych, którzy się trudzą.
Realizm Chrystusa jest niezwykle mocny: mało jest tych, którzy się trudzą. Co z tym zrobić? Trzeba siąść, płakać, narzekać, plotkować, czy też wytykać tych głosicieli, którzy obijają się w winnicy Pana? Trzeba szukać coraz to nowszych skandali wśród wybranych do głoszenia słowa? Nie! – Proście więc Pana żniwa, żeby wyprawił robotników na swoje żniwo – to wezwanie jest bardzo czytelne i jasne.
Nasuwa się tu jednocześnie pytanie: Kiedy ostatni raz prosiłem o to, żeby Pan Bóg nie pozbawiał mnie głosiciela Bożego słowa, żebym mógł dostrzec Jego robotnika? Wreszcie – kiedy ja sam prosiłem, żebym był robotnikiem na tych żniwach, które trwają na terytorium mojego gospodarstwa, mojego podwórka, bloku, domu, mojego małżeństwa, przyjaźni? W tych sytuacjach, do których posyła nas Chrystus, niezbędny jest trzeźwy osąd, czyli realizm. Jezus nie kryje przed swoimi wyznawcami, przed tymi, których posyła, aby głosili słowo, że idą jak owce między wilki. Drogie siostry i drodzy bracia, czy można jeszcze jaśniej to wypowiedzieć? Czy trzeba jeszcze konkretniej to wskazać? – Posłani jak owce między wilki…
Co jest wilkiem czyhającym na życie owiec w moim życiu? Na życie tych myśli, które są płochliwe, nieśmiałe, ale niosą nadzieję?
Co jest tym wilkiem, który krążąc wokół, wzbudza we mnie strach, a nie wołanie o mocniejszą ufność, o większą odwagę?
Chrystus dodaje jeszcze jedną bardzo istotną rzecz: Jeżeli mamy mieć to wsparcie i moc miłości, to musimy liczyć tylko na Niego. Stąd te obrazy, żeby nie nosić ze sobą trzosa, torby, sandałów, nie pozdrawiać nikogo w drodze, czyli nie poddawać się tylko ludzkim rytuałom, ludzkiemu punktowi odniesienia. Przypomnijmy, że pozdrowienia to u ludów Wschodu przeciągające się godzinami ceremonie. Tymczasem mamy się trzymać Jego mocy, Jego obecności.
Przypomnijmy raz jeszcze, że Boża moc jest uaktywniana w momencie akcji, kiedy się coś dzieje. Trzeba o nią prosić i podjąć realizm sytuacji. Jeżeli jestem skonfliktowany z kimś i wyczuwam, że mogę ze swej strony zrobić jakiś krok, mam wołać o siłę i ruszyć do akcji. Ma to być krok realny, nie pozorny, nie mogę też oszukiwać tej drugiej strony. W tej akcji Pan Bóg da mi siłę. Może uczyni ze mnie owcę stojącą przed wilkiem, bo to będzie odpowiedni sposób na tę chwilę, a może rzeczywiście da takie światło Ducha Świętego, że użyję słów pełnych mocy, uzbrojonych w pokorę mającą na celu ukazanie dobroci Boga, spieszącego z pomocą zarówno do tej osoby, która mnie zraniła, jak i do mnie.
Mamy wnosić pokój – bo do tego jesteśmy wezwani – i w tym pokoju odnajdować inne osoby. Jeżeli chcą one przyjąć pokój, to spocznie on na nich, wyczujemy ten klimat. Jeżeli nie, to powróci do nas.
W tym samym domu zostańcie, jedząc i pijąc, co mają – nie wybrzydzając, tylko z pokorą przyjmując wszystko – bo zasługuje robotnik na swą zapłatę. Jeżeli ktoś rzeczywiście głosi słowo Boże swoim życiem, zachowaniem, to niczego mu nie braknie. Jeżeli troszczy się najpierw o królestwo niebieskie, o życie wieczne, to wszystko będzie mu dodane. Pan Bóg wie, że zasługuje robotnik na swoją zapłatę. Każdy trud podjęty dla Ewangelii spotka się z błogosławieństwem, spotka się ze swoistą niebieską wypłatą.
Nie przechodźcie z domu do domu. Jeśli do jakiego miasta wejdziecie i przyjmą was, jedzcie, co wam podadzą – bądźcie tymi, którzy potrafią zamieszkać, opiekować się osobami, wśród których Pan Bóg was postawi. Zamieszkajcie w problemach, które ktoś wam powierzy. Nieście zdrowie schorowanym. Kierujcie – co jest najważniejszą myślą dzisiejszych rozważań – ludzkie problemy nie na siebie, jako tego, kto wie, jak je rozwiązać, musi się zamartwiać tymi problemami dla samego zamartwiania, czy też cieszyć się dla własnego wizerunku, ale mówcie: «Przybliżyło się do was królestwo Boże». Kierujcie innych ku działaniu Boga! Niewykluczone, że macie być w życiu ludzi, wśród których teraz żyjecie, jakimś epizodem, ale epizodem ewangelicznym – sługi i świadka.
Droga siostro i drogi bracie, kto potrzebuje świadectwa twojej pokornej wiary w tych dniach? Kto dziś potrzebuje, abyś był dla niego choćby nawet krótką chwilą, epizodem, ale ewangelicznym, epizodem królestwa Bożego?
Kogo zaniedbałeś?
Kogo pominąłeś w świadczeniu o życiu Jezusa?
Jak często prosisz o wiarę dla tych, do których idziesz, z którymi mieszkasz, pracujesz?
Jak często prosisz o robotników na żniwo Pańskie, a jak często zajmujesz się próżną gadaniną, plotkowaniem, czy też różnego rodzaju poszukiwaniem wad u innych?
Chrystus, przychodząc do nas w tym słowie, liczy, że przyjmiemy Go po przyjacielsku, z całym realizmem życia, które dziś tak a nie inaczej wygląda.
Pozdrawiam w Panu –
ks. Leszek Starczewski