Dobroczyńcy Boga?
2 Sm 7, 4-17; Ps 89; Mk 4, 1-20
Bóg nie potrzebuje nas jako dobroczyńców. Pierwsze czytanie ukazujące objawienie Boga dla króla Dawida, zawiera wspaniałe przesłanie mówiące o dobroci Pana. Nie możemy nic zrobić dla Boga. Nie znaczy to, że nie mamy nic robić. To Bóg – od początku do końca – w swojej nieskończonej dobroci, w swojej hojnej mądrości, przygotował nam wszystko. My dla Niego nic nie możemy uczynić.
Czy w czasie wędrówki z całym Izraelem powiedziałem choć jedno słowo do kogoś z przywódców izraelskich pokoleń, którym przekazałem rządy nad ludem moim izraelskim: Dlaczego nie budujecie Mi domu cedrowego?
Dobra intencja króla Dawida – poparta na początku przez proroka – okazała się błędem. Król nie może być dobroczyńcą Boga.
Prorok poparł króla w jego pragnieniu wybudowania świątyni, bo sprawa była godna wykonania – to piękna rzecz wybudować dom dla Boga, dla Jego Arki. Prorok, który potrzebował oświecenia, bo sam w sobie może pobłądzić, przyszedł potem powiedzieć, że się pomylił. Teraz będzie mówił prawdę w imieniu Boga.
Bóg nie potrzebuje nas jako dobroczyńców.
Pierwsze czytanie ukazujące objawienie Boga dla króla Dawida, zawiera wspaniałe przesłanie mówiące o dobroci Pana. Nie możemy nic zrobić dla Boga. Nie znaczy to, że nie mamy nic robić. To Bóg – od początku do końca – w swojej nieskończonej dobroci, w swojej hojnej mądrości, przygotował nam wszystko. My dla Niego nic nie możemy uczynić. Cóż mam, czego bym nie otrzymał? – mówi św. Paweł.
Bóg przypomina Dawidowi historię jego życia – co dla niego zrobił i co jeszcze zrobi.
Działanie Boga, które Dawid już poznał w swojej młodości i w życiu mężczyzny, króla, wojownika, Bóg rzuca w przyszłość nieskończoną. Pan mówi o swej wierności, o tronie i potędze królestwa Dawidowego na wieki. Zapowiada świątynię Boga, która nie zostanie wykonana ręką ludzką. Bóg nie będzie mieszkał w świątyni wykonanej przez człowieka, chociaż syn Dawida taką właśnie zbuduje. Ale figura króla Dawida to wspaniałe proroctwo przepowiedziane jego potomkowi, zapowiedź Jezusa Chrystusa.
Upłynie wiele wieków, zanim to proroctwo będzie mogło się spełnić, bo nasz świat nie jest światem, w którym wypowiedziane słowo natychmiast staje się rzeczywistością. Nie jest tak, że po chrzcie od razu jesteśmy idealni. Nie jest tak, że raz usłyszana Ewangelia doskonale nas przemienia. Potrzebujemy bardzo dużo czasu z powodu naszej niewiary, z powodu grzechów, rozproszenia, nieuwagi, a przede wszystkim z tego powodu, że jesteśmy ludźmi.
Pan Bóg cierpliwie idzie z nami – tak jak był cierpliwie ze swoim ludem. Przez tysiąc lat lud oczekiwał na tron utrwalony na wieki, na świątynię, na prawdziwy dom, na prawdziwe królestwo. Tymczasem rósł ze wspaniałą świątynią zbudowaną z kamienia, pełną złota, srebra, brązu, wspaniałych wystrojów wnętrza. Żył z tą świątynią, widział jej upadek, odbudowę i kolejny upadek.
W tym czasie Bóg budował samemu sobie i swojemu ludowi dom – Jezusa Chrystusa. Mówiąc do Samarytanki o prawdziwych czcicielach Ojca, których On poszukuje, Jezus zapowiada: Prawdziwi czciciele będą czcić Boga w duchu i prawdzie. Takich czcicieli poszukuje Bóg. Samarytanka pyta, gdzie należy czcić Boga: na górze świętej w Jerozolimie czy na górze świętej w Samarii? – W duchu i w prawdzie.
Prawdą jest Jezus Chrystus, w którego zostaliśmy wszczepieni przez chrzest. W Jezusie Chrystusie Bóg uczynił nas częścią swej budowli.
Tajemnica łaski Bożej, tajemnica Bożego życia, tajemnica ogromnego dzieła, na które lud czekał tyle wieków, jest naszym udziałem. Otrzymaliśmy chrzest święty, włączenie w życie Chrystusa, mamy Ducha Bożego i ciągłą miłość Pana Zastępów, która kontynuuje w nas swoje działanie. Przemienia świat. To jest życie chrześcijańskie.
W obliczu tej łaski, w obliczu Bożego działania i pragnień Boga przygotowywanych od wieków, człowiek może być ziemią przyjmującą nasienie bądź też ziemią, która je odrzuca.
Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha.
Prawda niektórym służy do zbawienia, innym do potępienia. Jezus Chrystus, wschodzący jak słońce, jest Zbawicielem. Ale dla niektórych jest powodem potępienia. Prawda odrzucona, zgubiona, zaniedbana, może nas oskarżyć. Jest tym, co powoduje, że w naszym życiu nie będzie owocu Bożego, nie będzie przemienienia w działo Boga.
Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha. Kto ma zdolność rozumienie, niechaj rozumie – w takim znaczeniu odczytujemy to słowo.
W życiu na słowo Boże czyha wiele pułapek. Pan Jezus w Ewangelii wymienia niektóre – z pewnością jest ich o wiele więcej – brak stałości, nieroztropność, przeskakiwanie z ciemności do światła i ze światła do ciemności, słabość wewnętrzna. Jest masa powodów, dla których słowo Boże może w nas zaginąć, uschnąć, nie wydać owocu.
Na nasze ogromne szczęście nie jest tak, że raz obumarłe słowo powoduje nasze potępienie. Raz możemy być ziemią skalistą, gdzie nic nie wyrasta – przez lata może to trwać. Ale Pan Bóg w swojej ogromnej miłości kontynuuje sianie i w końcu coś może w nas wzejść. Dopóki żyjemy na tym świecie, cierpliwość Boga jest oczywista, daje nadzieję. Jego ogromna miłość, która ma moc zmieniania pustyni w oazę życia, jest naszą nadzieją.
Gdy słyszymy o słowie, które pada i ma wydać owoc, przypomnijmy sobie też inną Ewangelię. Pan Jezus mówi, że jeżeli ziarno, które pada w ziemię, nie obumrze, nie wyda owoców. Potrzebna jest zdolność do umierania. Coś w nas musi umierać. Część nas musi ginąć. Mamy wyrzekać się samych siebie, nieść krzyż, rezygnować, zapierać się samych siebie, bo bez tego niemożliwe jest, żeby słowo Boże, którego słuchamy z radością, przyniosło owoc.
Ziarno, które upadnie w ziemię i nie obumrze, zostanie takie, jakie upadło. Tylko obumarłe może wydać plon.
Przypomnijmy sobie także, że nasz chrzest jest zanurzeniem w śmierci Chrystusa. Tak jak Chrystus wszedł do grobu – wniesiono Go do grobu i z tego grobu zmartwychwstał – tak my, w geście polania wodą – w starożytności zanurzenia w wodzie – wchodzimy do grobu z Chrystusem, żeby z niego wyjść mocą Jezusowego zmartwychwstania.
Gest umierania, który dokonuje się w rycie liturgicznym, ma się odnawiać codziennie przez naszą dyspozycyjność, zdolność i chęć umierania dla Chrystusa nie po to, żeby zniknąć, przestać istnieć, ale żeby razem z Nim zmartwychwstać, żeby w świecie niedoskonałym, oczekującym pełni, być znakiem Bożej hojności i trwającej na wieki dobroci.
Nie jesteśmy dobroczyńcami Boga i nigdy nie będziemy.
Niech nasze serca otworzą się na łaskę Bożą. Niech ufają łasce Bożej. Niech nasza radość będzie radością z Bożego miłosierdzia, z Bożej dobroci, z Jego ogromnej cierpliwości.
Bóg nie przyszedł, żeby potępiać, żeby stresować biednych ludzi wymaganiami moralnymi. On przychodzi, żeby leczyć, przemieniać. Życie przemienione mocą Chrystusa będzie dla nas życiem działania poprawnego moralnie.
Niech nas oświeci Duch Boży. Niech nam pomoże uniknąć wszystkich pułapek, w których szatan porywa dar Boży, w których dar Boży schnie, niszczeje i nie prowadzi do umierania, które mocą zmartwychwstania Chrystusa przemienia się w nasze zmartwychwstanie.
Pozdrawiam w Panu –
ks. Cezary Krzyżyk