Boża przychylność
1 Sm 8, 4-7. 10-22a; Ps 89; Mk 2, 1-12
Dodająca mocy przychylność Boga jest dostępna. Można po nią sięgać. Nie jest gdzieś oddalona, lecz dostępna przez wiarę – przez taką szaloną wiarę, jaką reprezentuje sparaliżowany oraz ci, którzy przynoszą go do Jezusa.
O tyle mamy wartość i znaczenie, o ile jesteśmy blisko Pana i Jego światłości. Ta światłość dociera do nas ze słowa, które Pan kieruje do nas. Ilekroć je rozważamy i stosujemy w życiu, tylekroć mamy możliwość doświadczenia mocy dostępnej w każdym głoszeniu słowa Bożego.
Myśl Boża i Boże słowo nie pokrywają się z naszymi. Często następuje rozdźwięk między tym, co mówi Pan Bóg, a tym, co mówią ludzie, mówimy my.
Nasze opinie, filozofie życia, uprzedzenia zbudowane w oparciu o własne wyobrażenia swojej wartości, swojego znaczenia, własną koncepcję życia, stanowią dla Pana twardy orzech do zgryzienia.
Jednak Pan w swej mądrej miłości nie wycofuje się ze starań o nasze serce i nie odwołuje swojej przychylności, ale podejmuje ją każdorazowo. Bardzo cierpliwie tłumaczy nam, w wielu sytuacjach wybierając nawet swoiste ustępstwo wobec nas, aby w pełni nas zdobyć.
Jesteśmy dziś świadkami spotkania starszyzny Izraela z Samuelem w Rama. Starsi ludu zbierają się w kontekście mających miejsce wydarzeń. Chodzi przede wszystkim o obserwacje, jakie Izraelici poczynili u sąsiednich ludów, kiedy zobaczyli, że na ich czele stoi król. Izrael króla nie ma. Chęć spotkania się starszyzny z Samuelem spotęgowało także zachowanie jego synów – posługujących kapłanów.
Pierworodny syn Samuela nazywał się Joel, drugiemu było na imię Abiasz – mówi drugi werset ósmego rozdziału Pierwszej księgi Samuela. Sądzili oni w Beer-Szebie. Jednak synowie jego nie chodzili jego drogami: szukali własnych korzyści, przyjmowali podarunki, wypaczali prawo.
Z pewnością powodowało to ból serca Samuela, ale wpisany w naszą naturę grzech, któremu często ulegamy, nie omija ludu kapłańskiego, o czym przekonaliśmy się po lekturze wcześniejszych wersetów tejże księgi ukazującej przykład synów Helego: Chofniego i Pinchasa.
Lud przypatrując się temu, przychodzi do Samuela z konkretnym żądaniem: "Oto ty się zestarzałeś, a synowie twoi nie postępują twoimi drogami: ustanów raczej nad nami króla, aby nami rządził, tak jak to jest u innych narodów".
Słowa te nie podobają się Samuelowi, przyjacielowi Boga. Kiedy podejmuje on jakąkolwiek decyzję, zawsze konsultuje ją z Panem. Nie odpowiada mu żądanie ludu: "Daj nam króla, aby nami rządził".
Samuel podejmuje modlitewny dialog z Panem. Kończy się on zaskakującym stwierdzeniem Jahwe: "Wysłuchaj głosu ludu we wszystkim, co mówi do ciebie, bo nie ciebie odrzucają, lecz Mnie nie chcą mieć za króla, który by nad nimi panował".
Samuel jest posłuszny temu, co mówi lud, mimo że mógłby przeżywać żądanie Izraelitów jako osobistą klęskę. Podejmuje dialog z Panem. Nie jest skupiony na sobie. Nie zapomniał o powołującym go Jahwe. Pozostaje z Nim ciągle w żywej relacji.
Powtórzył wszystkie te słowa Pana Samuel ludowi, który od niego zażądał króla. Pojawiają się bardzo ważne słowa: daj nam króla, ustanów nad nami króla, żądamy króla.
Samuel w imieniu Pana podejmuje swoiste negocjacje z ludem. Uświadamia mu, że wybór króla nie jest najlepszym rozwiązaniem. Wiąże się to ze swoistą stratą, bo każdy z Izraelitów to, co ma najlepszego, począwszy od rzeczy, posiadanych zwierząt, a skończywszy na córkach i synach, będzie musiał oddać na służbę króla. Król to nie jest najlepszy pomysł.
Samuel próbuje uświadomić to Izraelitom, ale kończy się to odrzuceniem rady i wołaniem ludu: "Nie, lecz król będzie nad nami, abyśmy byli jak inne narody, aby nas sądził nasz król, aby nam przewodził i prowadził nasze wojny!"
Samuel doprowadza wcześniejszy wywód do końca. Podkreśla bardzo ważną prawdę, która spełni się na kolejnych osobach piastujących urząd królewski w Izraelu: „Będziecie sami narzekali na króla, którego sobie wybierzecie, ale Pan was wtedy nie wysłucha”.
Samuel wysłuchał wszystkich słów ludu i powtórzył je Panu. A Pan rzekł do Samuela: "Wysłuchaj ich żądania i ustanów im króla".
Na uwagę zasługuje bardzo osobisty i systematyczny dialog Samuela z Panem. On nie podejmuje decyzji sam. Nie jest kimś, kto ma patent na mądrość życia. Przeczuwa pewne rzeczy, ale chce je konsultować z Bogiem. Pan mu odpowiada.
Słuchając dialogów prowadzonych w Piśmie Świętym, przywykliśmy do takich osobistych odpowiedzi. Pan Bóg zjawia się, mówi konkretnie, słychać Go. Ale Bóg mógł jednocześnie przemówić do Samuela na przykład przez rzucanie słynnych żydowskich losów czy w jakikolwiek inny sposób.
Jest to dla nas zachęta, abyśmy podejmowali konsultacje z mądrą miłością Pana. Byśmy pytali się Go i patrzyli, w jaki sposób przychodzi odpowiedź. Byśmy po udzielonej odpowiedzi podejmowali konkretnie kroki.
Pan zna nasze myśli. Widzi ludzkie uprzedzenia i stereotypy oraz to, że człowiek szybciej odwołuje się do tego, co widzi, niż do tego, czego nie widzi, bo wymaga to od niego większego trudu. – Izrael obserwując, jak zachowują się inne ludu, chce niejako skserować ich styl życia i funkcjonowania na swój grunt. Mimo że tak, a nie inaczej postępujemy, Pan Bóg idzie na ustępstwa, dlatego że „gra” toczy się o coś więcej. Pan Bóg chce większego daru. Zanim objawi pełnię, jaką jest królowanie polegające na służeniu – ta pełnia objawi się w Chrystusie – musi przeprowadzić lud przez negocjacje, iść na ustępstwa.
Bardzo jasna nauka powinna dotrzeć dziś do nas. O tyle mamy wartość, o tyle postępujemy sensownie w naszym życiu, o ile wypływa to ze spotkań z Panem, z posłuszeństwa Jego słowu. Nasza potęga, nasza siła do życia, może wypływać tylko z jednego źródła. Tym źródłem jest Pan Bóg.
Psalmista mówi: Błogosławiony lud, który umie się cieszyć i chodzi, Panie, w blasku Twej obecności. Żyje w świadomości Twojego nieustannego prowadzenia.
Cieszą się zawsze Twym imieniem – Twoją mocą, Twoją Osobą, Twoim życiem, Twoim byciem dla... – wywyższa ich Twoja sprawiedliwość. Tym, co wywyższa, nadaje wartość, jest sprawiedliwość Boża, wierność tej sprawiedliwości.
Psalmista dodaje: Bo Ty jesteś blaskiem ich potęgi, a przychylność Twoja dodaje nam mocy – Pan z przychylności, która rozbrzmiewa w zachętach do posłuszeństwa Jego słowu, dodaje nam mocy.
Bo do Pana należy nasza tarcza – On nas chroni – a król nasz do Świętego Izraela.
O ile rozbudzamy w sobie świadomość posłuszeństwa i wierności słowu, o tyle nasze życie nabiera wartości i znaczenia, nawet kiedy przechodzimy przez różnego rodzaju próby i strapienia.
Warto pamiętać, że Pan Bóg od nas nie odstąpi. Jest gotów pójść na swoiste ustępstwa, byle objawić coś więcej. Ale mają one swoją granicę. Nie jest tak, że Pan Bóg przymknie oczy, machnie ręką. Bardzo jasno nam uświadamia: ustępstwa kosztują. Zobaczycie, co to znaczy mieć króla, choćby na przykładzie Saula, który w historii Izraela będzie epizodem, kompromitacją władzy królewskiej. Przyjmijcie do wiadomości, że każde ustępstwo ze strony Pana Boga wiąże się z jakimś trudniejszym odkryciem prawdy, znaczenia sensu życia.
O tym trzeba pamiętać. Nasz upór, w którym często trwamy, nasze zacietrzewienie się i myślenie, że nie jest tak, jak powinno być, że to już powinno się skończyć, rozwiązać itd., zawsze wcześniej czy później zaowocuje jakimś bólem, po prostu konsekwencją.
Pan Bóg idzie na ustępstwa, ale ma to swoją cenę. Z tych ustępstw, z ceny, jaką będziemy płacić, jeżeli dochowamy wierności Bogu i wyciągniemy wnioski, Pan Bóg wyprowadzi dobro.
Na ile jestem na bieżąco w relacji z Panem?
Na ile każdorazowo podejmuję dialog z Bogiem, który do mnie przychodzi i chce dodawać mi mocy przez swoją przychylność w sytuacjach podejmowania decyzji?
Na ile nie ograniczam się tylko do modlitw, ale podejmuję konkretne działania i przypatruję się owocom, które z tych działań powstają?
Na ile wyciągam wnioski, jestem skłonny do refleksji, a na ile tak, jak mumia przed telewizorem pochłaniająca obrazy jeden za drugim, przyjmuję wszystko, co przychodzi, w ogóle tego nie analizując, nie otwieram wydarzeń w kluczu słowa, które Pan Bóg do mnie kieruje?
Chrystus jest doskonałym Królem, bo przychodzi jako Ten, który służy, a nie Ten, któremu trzeba służyć. Dziś widzimy, że wraca do Galilei. Jest w kolejnej podróży misyjnej, objawiającej przychylność Boga, Jego królestwo i działanie.
Gdy Jezus po pewnym czasie wrócił do Kafarnaum, posłyszeli, że jest w domu. Zebrało się tyle ludzi, że nawet przed drzwiami nie było miejsca, a On głosił im naukę.
Najprawdopodobniej jest to dom Szymona bądź jego teściowej. Ludzie nie przepuszczą takiej okazji. Wiedzą i doświadczają, że w Jezusie jest ogromna mądrość, moc i zbierają się bez względu na trudności, żeby słuchać Jego nauki.
Jezus głosi naukę. Nie przestaje jej głosić również teraz. W tej chwili także daje znać, że jest okazja, aby spotkać się z Nim, wygospodarować sobie czas i podjąć refleksję wypływającą ze słów do nas skierowanych.
Ciekawe jest także to, że człowiek, który naprawdę szuka i nie chce pozostać we własnej bezradności, zawsze znajdzie rozwiązanie. Jeżeli nie sam, to przez osoby, które mu wskażą wyjście z sytuacji czy też przyniosą go do kogoś, kto ma rozwiązanie.
Tak właśnie dzieje się dzisiaj w Ewangelii.
Przyszli do Niego z paralitykiem, którego niosło czterech. Nie mogąc z powodu tłumu przynieść go do Niego, odkryli dach nad miejscem, gdzie Jezus się znajdował, i przez otwór spuścili łoże, na którym leżał paralityk. Jezus widząc ich wiarę rzekł do paralityka: "Synu, odpuszczają ci się twoje grzechy".
Pomysłowość w wierze nie zna końca. Jeżeli naprawdę chcemy znaleźć Pana, nie ma szans, żeby cokolwiek stanęło nam na przeszkodzie. Jezus w innym miejscu powie: Gwałtownicy zdobywają królestwo niebieskie.
Jeszcze raz podkreślmy: Pomysłowość w wierze nie zraża się przeciwnościami – wyrzucą drzwiami, wchodzę dachem. Zawsze znajdę jakiś sposób, żeby dostać się do Pana. Byleby tylko chcieć szukać. Byleby tylko akcentować w swoim życiu to, że jest Ktoś, kto ma rozwiązanie, nawet jak ja go nie widzę, nawet jak jestem sparaliżowany.
Druga bardzo istotna rzecz wypływająca z dzisiejszego tekstu to zauważenie czyjegoś strapienia, choroby, paraliżu i przyniesienie tej osoby w modlitwach czy też osobiście Panu. To też jest niezmiernie ważne. Chrystus zwraca na to uwagę. Kilka dni temu czytaliśmy, że przynoszono do Niego chorych. Dzisiaj mamy tego kolejne potwierdzenie.
Kogo sparaliżowanego w wierze, w spojrzeniu na świat, przyniosłem w ostatnim czasie Chrystusowi w moich modlitwach?
Kto mnie przyniósł czy przynosi Panu?
Na ile jestem wdzięczny i na ile rozszerzam prawdę o tym, że Chrystus żyje, że jest okazja spotkać się z Nim?
On jest non stop. Non stop dysponuje swoją mocą.
Trzecia bardzo ważna prawda: Nieraz w galopie dobroci, jaką świadczymy, możemy się zapędzić. Co to znaczy? – Możemy wpaść w przekonanie, że jak się świadczy dobro, to wszyscy muszą je przyjąć. Otóż tak nie jest. Potwierdza to dzisiejsza Ewangelia.
Siedziało tam kilku uczonych w Piśmie, którzy myśleli w duszy: "Czemu tak mówi? On bluźni. Któż może odpuszczać grzechy, jeśli nie Bóg sam jeden?"
Jezus – na co warto zwrócić uwagę i co podkreślają komentatorzy – celowo użył sformułowania w stronie biernej: "Synu, odpuszczają ci się twoje grzechy". Nie mówił jako ktoś, kto sprawia odpuszczenie grzechów. Mówił w stronie biernej, odwołując się do Boga. Ale jeśli ktoś jest w czymś zacietrzewiony, jeżeli chce udowodnić coś, co już sobie ustalił, do czego jest uprzedzony, to często trudno do niego dotrzeć.
Każdy z nas ma możliwość autoparaliżu. Możemy sami się sparaliżować w swoim myśleniu. Możemy się tak uczepić jakiejś cechy charakteru osoby, że poza nią nie dostrzeżemy niczego.
Warto się pytać, czy czasem nie jestem sparaliżowany w jakiejś relacji z innym człowiekiem? Czy czasem nie jątrzę, nie czepiam się ciągle jednej cechy i przez to nie dostrzegam dobra tej osoby? Czy nie jest tak, że za często podkreślam czyjeś wady i nie widzę zalet?
Jezus poznał zaraz w swym duchu, że tak myślą, i rzekł do nich: "Czemu nurtują te myśli w waszych sercach? Cóż jest łatwiej powiedzieć do paralityka: «Odpuszczają ci się twoje grzechy», czy też powiedzieć: «Wstań, weź swoje łoże i chodź»?
Rzeczywiście, łatwiej jest powiedzieć to, co trudne do potwierdzenia: Odpuszczają ci się twoje grzechy, niż coś, co będzie widoczne.
Otóż żebyście wiedzieli – przyjęli do wiadomości – iż Syn Człowieczy ma na ziemi władzę odpuszczania grzechów – ta władza jest dostępna. Dodająca mocy przychylność Boga jest dostępna. Można po nią sięgać. Nie jest gdzieś oddalona, lecz dostępna przez wiarę – przez taką szaloną wiarę, jaką reprezentuje sparaliżowany oraz ci, którzy przynoszą go do Jezusa.
Rzekł do paralityka: "Mówię ci: Wstań, weź swoje łoże i idź do domu". On wstał, wziął zaraz swoje łoże i wyszedł na oczach wszystkich. Zdumieli się wszyscy i wielbili Boga mówiąc: "Jeszcze nie widzieliśmy czegoś podobnego".
Drogie siostry i drodzy bracia, Chrystus przychodząc do nas w tej Ewangelii, gromadząc nas i nauczając o przychylności, bliskości Boga, zaprasza do konkretnej refleksji.
Na ile troska o moją wiarę wyraża się w konkretnych postawach, w szukaniu Boga dalej, a na ile jest to wyjałowiona ziemia, schematy?
Pytajmy o to Pana. Pytajmy o to samych siebie w świetle Jego słowa, żeby odkrywać paraliże naszego serca.
Dziękujmy Mu za to, że bierze pod uwagę twardy orzech do zgryzienia, jakim jest sterta naszych uprzedzeń, i idzie na ustępstwa.
Prośmy, aby w naszym sercu była postawa wdzięczności nawet wówczas, kiedy ponosimy konsekwencje ustępstw, kiedy musimy doświadczać tego, że zapędziliśmy się w naszych żądaniach do Pana Boga i teraz trzeba za to odpokutować.
Wołajmy do Chrystusa z wielką wdzięcznością w sercu. On i nam odpuszcza grzechy. Prośmy, aby pozwolił nam zobaczyć paraliż, uprzedzenia naszego serca, które nie pozwalają nam dostrzec prawdy, że do mnie w tej chwili mówi Chrystus.
Pozdrawiam w Panu –
ksiądz Leszek Starczewski