Wiara w codzienności
1 Sm 9, 1-4. 17-19; 10, 1a; Ps 21; Mk 2, 13-17
Otwieraj nasze serca, Panie, na Twoją obecność w codzienności. Niestrudzony Nauczyciel i Katecheta – Chrystus – znowu jest w drodze. Znowu naucza. Przychodzi do Niego cały lud. Chrystus podjął się zadania przekazania prawdy o Ojcu. Wpisuje ją w zwykłe okoliczności życia. Ponownie jest nad jeziorem. Przechodzi obok pracującego Lewiego, syna Alfeusza, który siedzi w komorze celnej. Jego też odnajduje w codzienności.
Pan Bóg tęskni za spotkaniem z człowiekiem w jego codzienności. To właśnie w zwykłych okolicznościach dnia, zadań, obowiązków, chce go zaskakiwać. Pragnie przychodzić i towarzyszyć mu swoją mocą, mądrością. Chce napełniać jego zwykłe dni miłością prowadzącą do pełni zbawienia – do wieczności.
Od czasów, kiedy Chrystus przyszedł na świat, przyjął Ciało z Maryi Dziewicy i stał się Człowiekiem, prawda ta jest niezwykle inspirująca dla każdego, kto patrzy na nią ze świeżością wiary.
Dzisiaj tę wiarę chce w nas odświeżyć słowo Boże. Przyglądamy się Bogu, który przez codzienność zdobywa swoich wyznawców.
Jesteśmy razem z poszukującym stada oślic synem wielkiego wojownika Kisza. Jego syn ma na imię Saul. Księga Samuela charakteryzuje go jako wysokiego i dorodnego, a nie było od niego piękniejszego człowieka wśród synów izraelskich. Wzrostem przewyższał cały lud.
Przyglądamy się jego żmudnemu poszukiwaniu oślic, do którego zobowiązał go ojciec – poszukiwaniu nieprzynoszącemu rezultatu.
Gdy zaginęły oślice Kisza, ojca Saula, rzekł Kisz do swego syna, Saula: „Weź z sobą jednego z chłopców i udaj się na poszukiwanie oślic”. Przeszli więc przez górę Efraima, przeszli przez ziemię Szalisza, lecz ich nie znaleźli.
Poszukiwania i udręka związana z ich bezowocnością, nie są nam dane po to, żebyśmy zajmowali się problemem, który kiedyś komuś się przydarzył. Nie chodzi o to, żebyśmy postawili sobie pytanie: Co nas obchodzą zaginione oślice? Jest to codzienna sytuacja, trud zwykłych obowiązków wynikających z różnych okoliczności – życie przynosi rozmaite zdarzenia, w tym przypadku akurat giną oślice. Jest to okazja do odkrycia wędrującego czy objawiającego się Boga.
Kiedy Samuel spostrzegł Saula, odezwał się do niego Pan: „Oto człowiek, o którym ci mówiłem, ten, który ma rządzić moim ludem”.
Spełnienie się słowa, które Pan przez Samuela objawił ludowi, czyli zgoda na ustanowienie króla, właśnie się dokonuje – odbywa się to pośród codziennych zajęć.
Saul zbliżył się tymczasem do Samuela w bramie i rzekł: "Wskaż mi, proszę cię, gdzie jest dom Widzącego".
Wcześniejsze fragmenty tekstu jednoznacznie mówią nam, że celem odnalezienia owego Widzącego, który dostrzega więcej niż przeciętny człowiek, była chęć odnalezienia zaginionych oślic.
Samuel odparł Saulowi: "To ja jestem Widzący. Chodź ze mną na wyżynę! Dziś jeść będziecie ze mną, a jutro pozwolę ci odejść, powiem ci też wszystko, co jest w twym sercu".
Samuel jest niejako przyłapany w sytuacji szykowania się do złożenia ofiary Panu na wyżynach. Wyżyny, góry czy wzniesienia, zawsze w Biblii są symbolem spotkania z Panem. Jeden z poetów mówił: Kto wchodzi na wyżyny, kto wychodzi w góry, jest bliżej Boga. Wyżyna – potężniejsza od człowieka – symbolizuje miejsce spotkania z Bogiem.
Samuel wziął wtedy naczyńko z olejem i wylał go na jego głowę, ucałował i rzekł: "Zaprawdę Pan namaścił cię na wodza swego ludu, Izraela".
Urywa się opowiadanie o oślicach, tak jakby nie miało znaczenia. Prawda jest taka, że po wstępnych rozmowach, jakie Samuel podejmuje w imieniu Pana, po przyrządzeniu uczty, na której ugości Saula w królewski sposób, odnajdą się także oślice.
Wydaje się, że przesłanie tego tekstu jest dosyć prozaiczne. Nasze życie też jest prozaiczne, powszednie, codzienne.
Nie gardź, droga siostro, drogi bracie, swoimi obowiązkami. Nie daj się znużyć zajęciami podejmowanymi codziennie. W nich chce cię spotkać Bóg. W nich Bóg przygotowuje cię do wielkich rzeczy. Kto w drobnej rzeczy jest wierny, ten i w wielkiej będzie wierny.
Słowo chce dziś odświeżyć w nas spojrzenie wiary na naszą codzienność. W niej mamy szukać Pana. Nie tylko w święta, ale również po ich kalendarzowym zakończeniu. Od kiedy Chrystus narodził się z Maryi Panny i stał się Człowiekiem za sprawą Ducha Świętego, każda sytuacja, każda okoliczność jest miejscem spotkania z Panem.
Wymaga to trudu, nieraz wydaje się, że bezowocnego podejmowania zadań. Czasem taki bezowocny trud jawi się przed oczami rodziców, którzy całym sercem podchodzą do swoich dzieci i nie widzą efektów działań. Niekiedy jest odwrotnie. Dzieci nie potrafią przeskoczyć pewnych przypadłości związanych z latami, czyli tych sytuacji, które je przerastają – pewnej ambiwalencji, uczuć wzburzenia, różnego rodzaju napięć. Nie potrafią tego przeskoczyć, ale przynajmniej próbują nawiązać dialog z rodzicami. Też wydaje im się to bezowocne.
Słowo zachęca, aby podejmować z myślą o Panu zwykłe okoliczności życia – w pracy, w szkole, gdziekolwiek jesteśmy. Czy jecie, czy pijecie, czy cokolwiek innego czynicie, czyńcie ze względu na Pana. Pan was w tym odnajdzie. Pan zawsze znajdzie sposób, żeby dotrzeć do was, jako do swoich królewskich córek, królewskich synów. Dotrze, by namaścić, to znaczy, uzdolnić do tego, żeby codzienność stanowiła miejsce spotkania z Nim, a także przygotowywała do wiecznego szczęścia, do nieprzemijającej radości, jaką jest uczta w niebie.
Postawmy pytanie wynikające z tego słowa: Jak traktuję swoją codzienność?
Na ile stanowi ona dla mnie miejsce, w którym dokonuje się moje zbawienie, w którym zdobywam wieczność, a na ile jest tylko i wyłącznie przykrym dodatkiem do chwil ucieczek we wspomnienia czy w przyszłość?
Pan, który przychodzi do nas w codzienności, chce nas w niej odnajdywać i odnajduje. Pan zbliża się do nas ze swoją potęgą w zwykłych okolicznościach życia.
Otwieraj nasze serca, Panie, na Twoją obecność w codzienności.
Niestrudzony Nauczyciel i Katecheta – Chrystus – znowu jest w drodze. Znowu naucza. Przychodzi do Niego cały lud.
Chrystus podjął się zadania przekazania prawdy o Ojcu. Wpisuje ją w zwykłe okoliczności życia. Ponownie jest nad jeziorem. Przechodzi obok pracującego Lewiego, syna Alfeusza, który siedzi w komorze celnej. Jego też odnajduje w codzienności.
Jezus mówi do Lewiego: "Pójdź za Mną". On wstał i poszedł za Nim.
Jezus wkracza z radosną nowiną o bliskości Boga w miejsca, których – po ludzku rzecz biorąc – absolutnie nie powinien nawiedzać. One w ogóle nie powinny Go interesować, bo z ludzkiej perspektywy są miejscami odrzucenia Boga.
Gdy Jezus siedział w jego domu przy stole, wielu celników i grzeszników siedziało razem z Jezusem i Jego uczniami. Było bowiem wielu, którzy szli za Nim.
Chrystus wkracza w codzienność Lewiego. Łamie bariery, schematy myślenia o tym, że taka rzeczywistość do Boga nie należy.
Chce dziś przełamać także w nas uprzedzenia czy blokady, niepozwalające nam dostrzec Jego obecności w naszej zwykłej, szarej rzeczywistości. Jezus chce z nami ucztować. Pragnie przysiąść się do nas zarówno wtedy, kiedy podejmujemy się refleksji wokół słowa, jak i wtedy, gdy oddajemy się zwykłym czynnościom, takim jak obiad, posiłek w gronie przyjaciół i bliskich, a może nawet w gronie tych, którzy nie wydają się przyjaciółmi, nie są nam sympatyczni, którym my nie wydajemy się przyjaźnie nastawieni.
W takich okolicznościach Chrystus żyje, działa i pragnie być dostrzegany. Tak jak namaszczenie samo w sobie nie działa automatycznie, tak i Jego obecność wśród nas samoczynnie nas nie zmienia. Z naszej strony potrzebny jest ruch, nieodzowne jest to, co stało się udziałem wielu celników i grzeszników: chodzą, kroczą za Jezusem, przypatrują się Mu.
Od samego siedzenia przy słowie Bożym, od samego chodzenia do kościoła, od samego trudu rozważenia słowa, człowiek się nie zbawi. Nawet gdy dostrzega obecność Jezusa, to jeszcze nie wszystko. Z tych spotkań, z tej obecności ma coś wynikać – przemiana życia, konkretne ruchy, kroki ku Bogu wykonane przez ludzi w zwykłych obowiązkach, które podejmują.
Obecności Jezusa – jak zauważa ewangelista Marek – niektórzy uczeni w Piśmie spośród faryzeuszy nie odczytują jako błogosławieństwa. Patrzą na Niego przez pryzmat swojego sposobu pojmowania rzeczywistości świata, przez swoją filozofię, przez własną interpretację prawa, której podejmowali się bardzo drobiazgowo.
Niektórzy uczeni w Piśmie spośród faryzeuszów widząc, że je z grzesznikami i celnikami, mówili do Jego uczniów: "Czemu On je i pije z celnikami i grzesznikami?"
Krótko mówiąc: Czemu On łamie przepisy Prawa? Czemu On kompletnie odwraca wyobrażenia o Bogu? Dlaczego On dzisiaj też chce dokonać wywrotu – moglibyśmy powiedzieć – w naszym spojrzeniu na rzeczywistość? Dlaczego i dzisiaj Chrystus jednoznacznie zasugeruje, że Jego Ewangelia, którą w tej chwili głosi, jest pełna życia i dynamizmu wpisanego w naszą codzienność? Dlaczego Chrystus nie chce, aby traktować Jego Ewangelię i rozważanie słowa, jak wzięcia tabletki na sen?
Te pytania podejmują dzisiaj niektórzy uczeni w Piśmie spośród faryzeuszy, którzy nie stawiają ich Chrystusowi wprost. Kierują je do uczniów. Atakują ich. Chcą niejako rozbić w uczniach przekonanie, że warto iść za Chrystusem.
Drogie siostry i drodzy bracia, trzeba zapytać siebie, na ile odkrywam realizm przeszkód w zbliżaniu się do Chrystusa? To znaczy, co mnie konfunduje, co mnie zbija z tropu, co mnie szybko zniechęca, co jest atakiem nie wprost sugerującym, że rozważanie tego słowa nie ma sensu?
To trzeba nazwać po imieniu. Trzeba wydobyć tych niektórych spośród faryzeuszy, którzy we mnie, w moich myślach i zadaniach jednoznacznie chcą mnie odciąć od Chrystusa.
Jezus usłyszał to i rzekł do nich: "Nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają”.
Jeżeli ktoś przeżywa czas przeziębienia, zapalenia krtani, gardła czy jakichkolwiek innych chorób, to z pewnością w tych słowach skutecznie się odnajdzie.
"Nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają. Nie przyszedłem powołać sprawiedliwych, ale grzeszników".
Słowo Chrystusa pełne jest nadziei. Pozwala słabym, grzesznym, niepozbieranym pozbierać się na nowo, oczyścić i umocnić. Skierowane jest do nas wszystkich. Ale jednocześnie to słowo chce skonfrontować się z naszym pojmowaniem siebie i innych.
Na ile jestem tym, który potrzebuje lekarza?
Na ile jestem tym, który jest grzesznikiem?
Na ile sam w swoich oczach wybielam się, kanonizuję, nie uważając się za człowieka słabego, chorego, potrzebującego pomocy?
Chrystus przychodzi. Konkretnie wzywa nas do odkrycia Jego obecności i do opowiedzenia się za Nim.
W czym dziś winienem usłyszeć słowo: „Pójdź za mną”?
W czym powinienem ruszyć za Nim?
Co mam w sobie ruszyć, żeby zbliżyć się do Niego?
Co jest we mnie dziś grzeszne, chore i co potrzebuje lekarza, powołania?
Odkryj, Panie, przed naszymi oczami te miejsca naszego serca, naszych relacji z innymi ludźmi, w których zagubiliśmy Ciebie, w których odchodzimy od Ciebie i kurczowo trzymamy się własnej filozofii, własnych pocieszeń, własnego przygnębienia.
Pomóż nam odkryć naszą chorobę, niesprawiedliwe traktowanie siebie, drugiego człowieka i Ciebie.
Panie Jezu, Ty przychodzisz do nas z mocą miłości, dotykasz naszego codziennego życia. Otwieraj nasze oczy, poruszaj serca i pomóż nam ruszyć z miejsca, w którym źle się mamy, w którym budzą się w nas faryzeusze, cwaniacy i interpretatorzy Pisma, absolutnie nie zbliżający Cię do nas.
Pozdrawiam w Panu –
ks. Leszek Starczewski