Dani po to, by ich kochać
Pwt 26, 16-19; Ps 119; Mt 5, 43-48
Jeżeli twierdzimy, że nie mamy nieprzyjaciół, to znaczy, że żyjemy w świecie oderwanym od realiów. Chrystus miał nieprzyjaciół. Nie będziemy nad Mistrza. Nie może być uczeń nad Nauczyciela. Także mamy nieprzyjaciół. Oczywiście mogą się nam nie ujawniać tak, jak byśmy sobie wyobrażali, ale mamy nieprzyjaciół, czyli mamy kogo kochać. Jesteśmy wezwani nie do tego, żeby zakładać jednoosobową komisję śledczą nazywającą po imieniu i z nazwiska osoby będące naszymi nieprzyjaciółmi. Oni są nam dani po to, aby ich kochać.
Umieszczenie miłości w przykazaniu bardzo jednoznacznie sugeruje, że nie można jej w stu procentach kojarzyć ze spontanicznością.
Chrystus, objawiający miłość Ojca, odwołuje się do przykazania, które w Izraelu stanowi całe streszczenie Prawa. Jest najważniejszym z przykazań. Z niego wypływają pozostałe.
Jezus powiedział do swoich uczniów: «Słyszeliście, że powiedziano: "Będziesz miłował swego bliźniego, a nieprzyjaciela swego będziesz nienawidził".
Przykazanie miłości bliźniego to oczywiście nakaz, który naród izraelski dostał od Jahwe. Natomiast jego druga część: nieprzyjaciela swego będziesz nienawidził, to typowa praktyka, stosowana przez Izraelitów na co dzień. Nie było w Piśmie nakazu nienawiści nieprzyjaciół. Ale w praktyce Izraelici właśnie tak postępowali.
Jezus odwołuje się do tego przykazania i rozszerza je o bardzo autorytatywne słowa: A Ja wam powiadam. W ten sposób mocno podkreśla konieczność czuwania nad miłością, potrzebę przyglądania się jej w praktycznym odniesieniu do drugiego człowieka.
A Ja wam powiadam: Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują; tak będziecie synami Ojca waszego, który jest w niebie; ponieważ On sprawia, że słońce Jego wschodzi nad złymi i nad dobrymi, i On zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych.
Rozszerzenie przykazania miłości – nie tylko na bliźnich, ale także na nieprzyjaciół – to jedno z najtrudniejszych wskazań pozostawionych przez Chrystusa, który nie jest teoretykiem. Jeśli coś poleca, to wypływa to z praktyki, z doświadczeń zaczerpniętych od Ojca, a Ojciec to właśnie Ten, który sprawia, że słońce wschodzi nad złymi i dobrymi. On zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych. On wszystkich ludzi traktuje jak swoje dzieci.
Takie spojrzenie na drugiego człowieka – w perspektywie nieba i Ojca, który jest w niebie – ma się udzielać wyznawcom Chrystusa. On odczytuje możliwości ludzkiego serca do miłowania każdego człowieka.
Miłość objawiona przez Chrystusa nie ma w sobie nic z naiwności, z jakiegoś pokazu, czy też szukania korzyści. Ona wypływa z autentycznej więzi łączącej Ojca niebieskiego z Jego dziećmi – złymi i dobrymi, sprawiedliwymi i niesprawiedliwymi.
Chrystus ukazuje tu bardzo wyraźnie cel, do jakiego mają dążyć Jego wyznawcy – mają być dokonali, jak doskonały jest Ojciec niebieski.
Nie jest to zawyżenie poprzeczki ani postawienie wymagań przekraczających ludzkie możliwości. Absolutnie nie. Możliwości kochania wpisane są jako pierwsze w nasze serce. Często powtarzamy: grzech pierworodny, a tak naprawdę pierworodna jest miłość. To z miłości wszystko się zaczęło. Grzech wprowadził zakłócenie w tę relację.
Chrystus sam praktykuje miłość. Ukazuje, jak należy ją wyrażać wobec nieprzyjaciół, na przykład w relacji do faryzeuszy, do których bardzo mocno i zdecydowanie mówi, demaskując ich obłudę. Inaczej objawia ją wobec dzieci – bierze je na ręce, błogosławi. Chorych uzdrawia. Przekupniów wyrzuca ze świątyni. Ukazuje bardzo realnie to, jak należy pojmować przykazanie miłości i definiować miłość w praktycznym wydaniu. Ona jest mądra, dostosowuje się w sposobie wyrażania do sytuacji, w jakiej się znajduje druga osoba, która ma być nią obdarzona.
Widzimy zatem, że Chrystus praktykuje miłość. Z miłości przychodzi. Miłość objawia. Miłością zwycięża śmierć i miłością napełnia swoich wyznawców. Dlatego człowiek jest w stanie kochać także swoich nieprzyjaciół, biorąc z miłości, jaką daje Chrystus, czerpiąc siły z Ducha Świętego, który jest miłością łączącą Jezusa z Ojcem, mocą od Ojca, którą Chrystus nas obdarza.
Nieprzypadkowo Chrystus mówi: Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują. Siła, obdarzenie, uzdolnienie do wszystkiego, co potrzebne, żeby kochać nieprzyjaciół, przychodzi na modlitwie. Nie wystarczy tylko posłuchać tych słów, jako nakazów, przykazań, ale trzeba wymodlić dotację, doinwestowanie, to, czym Duch Święty uzdalnia nas, odblokowując z grzechu, egoizmu. On pozwala miłości Ojca przepływać dalej, do naszych nieprzyjaciół także.
Jeżeli twierdzimy, że nie mamy nieprzyjaciół, to znaczy, że żyjemy w świecie oderwanym od realiów. Chrystus miał nieprzyjaciół. Nie będziemy nad Mistrza. Nie może być uczeń nad Nauczyciela. Także mamy nieprzyjaciół. Oczywiście mogą się nam nie ujawniać tak, jak byśmy sobie wyobrażali, ale mamy nieprzyjaciół, czyli mamy kogo kochać. Jesteśmy wezwani nie do tego, żeby zakładać jednoosobową komisję śledczą nazywającą po imieniu i z nazwiska osoby będące naszymi nieprzyjaciółmi. Oni są nam dani po to, aby ich kochać.
Wezwanie do miłości nieprzyjaciół to nic innego jak tylko udostępnienie miłości, jaką ma Ojciec, osobom, z którymi trudniej nam żyć. One też potrzebują tej miłości. Wołają o nią poprzez przykrości, zranienia, obojętność i wszelkiego rodzaju postawy jednoznacznie nieprzyjazne wobec nas.
Przyjmowanie miłości od niebieskiego Ojca przez Jezusa w Duchu Świętym i zachowywanie jej tylko dla siebie, kończy się zawsze jednoznacznie: egoizmem pozorującym pobożność, szlachetność. Egoizmem, który tak czy siak, po prostu nas wykończy.
Jezus, zdając sobie sprawę z ogromu miłości Ojca, pokazuje miejsca, w które tę miłość trzeba przelewać, przekazywać. Dziś wskazuje na nieprzyjaciół.
Czyni jeszcze jedną bardzo ważną uwagę: Jeśli bowiem miłujecie tych, którzy was miłują, cóż za nagrodę mieć będziecie? Czyż i celnicy tego nie czynią? I jeśli pozdrawiacie tylko swych braci, cóż szczególnego czynicie? Czyż i poganie tego nie czynią?
Na co nam Chrystus zwraca uwagę? – Na tę cechę miłości, którą ma niebieski Ojciec. Na bezinteresowność. Miłość nie szuka żadnej korzyści w tym, że kocha. Miłość, która szuka korzyści w relacji do drugiego człowieka, to miłość interesowna i – jak mówi w kontekście dzisiejszej Ewangelii Silvano Fausti, komentator Bożego słowa – miłowanie dla interesu, jest praktykowane przez wszystkich, również przez grzeszników. Jest to zawężenie miłości do prostytucji, czyli wyciągania jakichś korzyści.
Uprawianie miłości z pragnieniem zwrotu, spoglądanie na drugiego człowieka z chęcią przeżycia jakiegoś doznania, z oczekiwaniem na korzyści od drugiej osoby – jestem dla kogoś miły, bo czegoś się spodziewam w zamian – ma cechy duchowej prostytucji. Są to bardzo mocne słowa, które sugeruje Silvano Fausti. Ale jak inaczej dziś do tej sprawy podejść, kiedy powiedzieć: Miłujcie waszych nieprzyjaciół, znaczy spojrzeć na słuchacza tych słów, który właśnie ziewając mówi: A tak, słyszałem. I absolutnie nie przenosi tego na realia.
Potrzebujemy mocnych słów. Potrzebujemy słów mocnych nie dla nich samych, ale po to, żeby nas obudziły, żeby nami wstrząsnęły.
Kogo w ostatnim czasie obdarzyłem – jak mniemam – miłością?
Wobec kogo jednoznacznie określiłem się jako osoba życzliwie nastawiona, mimo że absolutnie życzliwości nie mam się co po tym człowieku spodziewać?
Kim są moi nieprzyjaciele?
Dla kogo ja jestem nieprzyjacielem?
Gdzie miłość niebieskiego Ojca, przekazywana przez moje serce, napotyka we mnie opór?
Wobec jakich osób nie odblokowałem się w spojrzeniu, w wyciągniętej dłoni, w rozmowie, z miłością niebieskiego Ojca?
Przekazywanie mądrej miłości nie zawsze łączy się z przyjemnymi doznaniami czy też radością. Bezinteresowna miłość ma to do siebie, że często napotyka na uderzenie włócznią w serce.
Zatem pytanie Chrystusa: cóż za nagrodę mieć będziecie, jeżeli praktykujecie miłość, która oczekuje czegoś w zamian, jest jak najbardziej uzasadnione. Postawienie miłości w formie przykazania i rozszerzenie go na nieprzyjaciół, jednoznacznie mówi nam, że spontaniczność nie jest wszystkim w miłości, bo spontanicznie możemy reagować na okazywaną nam życzliwość. Miłość potrzebuje pewnych regulacji, potrzebuje czasu.
Panie Jezu, Ty stopniowo uczysz nas dojrzałej, doskonałej miłości. Mówisz do nas dzisiaj: Bądźcie więc wy doskonali – wydoskonalajcie się w miłości – jak doskonały jest wasz Ojciec niebieski. Wspieraj nas, pomagaj nam modlić się o to, byśmy umieli spojrzeć na drugiego człowieka oczami Ojca niebieskiego, które w Tobie są utkwione i przez Ciebie pokazują nam w konkretnych zachowaniach, jak należy miłość praktykować. Dodawaj nam odwagi do traktowania tych wezwań jako możliwych do spełnienia tylko Twoją mocą – mocą Świętego Ducha.
Wezwania i nakazy, które Pan poleca wypełniać, dane są nam dzisiaj. Mojżesz mówi do ludu: Dziś twój Pan, Bóg, rozkazuje ci wykonać te prawa i nakazy. Strzeż ich, pełnij z całego swego serca i z całej duszy. Dziś uzyskałeś to, że Pan ci rzekł, iż będzie dla ciebie Bogiem, o ile ty będziesz chodził Jego drogami, strzegł Jego nakazów, praw i rozporządzeń i słuchał Jego głosu.
Polecenia do wypełniania dziś są niezmiernie ważne. Żeby doświadczać tego, iż Pan jest dla ciebie Bogiem, jesteś wezwany do słuchania Jego głosu, czerpania z tych wskazań konkretnych poleceń do życia, stosowania ich. Wtedy człowiek doznaje pomocy Boga, doświadcza Jego miłości. Jeżeli jest to praktykowane, to wychodzi w konkretnych zachowaniach. Nie tylko w słuchaniu.
A Pan uzyskał to, żeś ty dziś – znów wraca słowo dziś – obiecał być dla Niego ludem wybranym, jak ci powiedział, jeśli zachowasz Jego przykazania. On cię wtedy wywyższy we czci, sławie i wspaniałości ponad wszystkie narody, które uczynił, jak sam powiedział.
Pan Bóg dochowa wierności obietnicy danej przez Mojżesza. Doświadczenie wywyższenia i mądrości, jaką niesie Boże słowo, staje się udziałem każdego, kto je wypełnia, wprowadza w życie.
Psalmista mówi: Błogosławieni słuchający Pana. Błogosławieni, czyli szczęśliwi, doświadczający mocy samego Boga, są ci, którzy słuchają Jego słów, których droga jest nieskalana, którzy postępują zgodnie z prawem Pańskim. Błogosławieni, którzy zachowują Jego upomnienia i szukają Go całym sercem.
Jest to także istotna prawda wynikająca ze słowa Bożego. Jedna z modlitw zanoszonych przez osoby duchowne, konsekrowane, korzystające z Liturgii godzin, mówi: Spraw, Panie, abyśmy znalazłszy prawdę, nigdy nie przestawali jej szukać.
To, że dziś odkrywamy takie, a nie inne polecenia, nie znaczy, że kończy się nasza historia dialogów z Bogiem, że teraz już można wziąć sobie urlop. Nie, absolutnie. Poszukiwanie jest wpisane w naszą naturę. Obyśmy tylko korzystali z tego poszukiwania, obyśmy całym sercem angażowali się w dalsze spotykanie Pana.
Ty po to dałeś swoje przykazania, by przestrzegano ich pilnie. Oby niezawodnie zmierzały me drogi ku przestrzeganiu Twych ustaw. Obym się nie pomylił i niezawodnie kierował swoje drogi do przestrzegania Twych ustaw, do wierności temu, co do mnie mówisz.
Oto teraz czas upragniony, oto teraz dzień zbawienia – wołamy w aklamacji przed Ewangelią.
Słowo zachęca nas do bardzo praktycznego podejścia właśnie dziś. Do nieodwlekania stosowania tego, co do nas mówi Pan Bóg na jakieś odległe czasy. Dziś.
Jeżeli pytamy o to, co mamy dziś robić, wystarczy otworzyć Liturgię Słowa z danego dnia. To, czym Kościół karmi wiernych, czyli słowo Boże, jest drogowskazem, materiałem do formowania siebie, do wytycznych, do właściwego kroczenia ku niebu.
Na ile zasłuchanie w słowo Pana staje się dla mnie priorytetem?
Jak często gospodaruję otrzymany od Pana Boga czas, aby zatrzymać się nad Jego słowem, aby całym sercem do Niego przylgnąć?
Ile jest we mnie szukania Pana w tym, co mówi do mnie Kościół, co kieruje do mnie dziś słowo głoszone we wspólnocie wyznawców Chrystusa?
Prośmy, aby błogosławieństwo, którego Pan nie odmawia, ale obficie udziela, stało się naszym udziałem już teraz, w tej godzinie, kiedy Chrystus zatrzymuje się ze swoim słowem w naszych sercach.
Prośmy, aby zatrzymanie się Chrystusa w naszych sercach owocowało naszym zatrzymaniem się wobec osób, do których Pan nas posyła i zdarzeń, w których chce objawiać swoją moc.
Pozdrawiam w Panu –
ks. Leszek Starczewski