Z głębokości...
Ez 18, 21-28; Ps 130; Mt 5, 20-26
Czy proszę Pana o pomoc w trudnej relacji z innym człowiekiem, czy raczej częściej zajmuję się jątrzeniem, dolewaniem oliwy do ognia i patrzeniem jak się pali? – Nie tylko mnie pali, jego też... Kiedy nie modlimy się za osobę, która ma coś przeciwko nam, czynimy każdą modlitwę bezowocną. Ale Pan dziś pojechał... Zjechał głębiej, bo chce, żebyśmy z głębokości wołali do Niego. Żebyśmy nie pozorowali chrześcijaństwa i nie wypisywali sobie zwolnienia ze słuchania słowa Bożego.
Panie, czytasz nasze serca swoim słowem. Daj, abyśmy i my usłyszeli to, co Ty w nich słyszysz.
Pan zdradza się dziś w liturgii z dwoma zamiarami, które są bardzo ważne do tego, by wejść krok dalej. Pierwszy to: Czyż ma mi zależeć na śmierci występnego, a nie raczej na tym, by się nawrócił i żył? Pan pyta retorycznie, ale także odpowiada, że nie chce śmierci grzesznika, ale żeby się nawrócił i miał życie. Taki jest Jego zamiar. Taki jest cel słów do nas skierowanych.
Pan chciałby też wyjaśnić przed wejściem w rozważanie Jego słowa drugą rzecz: Jeśli wasza sprawiedliwość nie będzie większa niż uczonych w Piśmie i faryzeuszów, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego. Jeżeli poprzestaniecie na tym, co w tej chwili zrozumieliście ze słowa skierowanego do was – niejako mówi Pan – i z interpretacji wydarzeń w tej chwili dostępnych waszemu sercu i umysłowi, to nie wejdziecie dalej w działanie królestwa niebieskiego. Królestwo niebieskie nie zrobi z wami tego, co zamierzało.
Pan ma bardzo przychylne nastawienie do nas. Jest pełen sympatii. Pragnie, abyśmy pozwolili Mu w nas działać Jego słowem. A chce spojrzeć bardzo głęboko. Apeluje o swobodę Ducha w naszym sercu i spojrzeniu na to, co się dziś dzieje w naszym życiu.
Jeżeli stawiamy sobie pytanie, czego dzisiaj oczekuje moje serce, to Pan odpowiada przez swoje słowo. – Tego dzisiaj oczekuje twoje serce.
Psalmista zdradza nam pewną prawdę: możemy tkwić w powierzchownym interpretowaniu słowa i przyzwyczaić się do tego, że dziś pewnie nic się nie zdarzy. Dlatego Pan będzie bardzo mocno odwoływał się do głębi naszego serca. Spróbuje głębokimi słowami penetrować wnętrze naszego serca. Niewykluczone, że jeśli Mu pozwolimy, to spuści nas w głębokości naszego serca, żebyśmy stamtąd przyjrzeli się temu, co się w nas dzieje, i razem z psalmistą powiedzieli: Z głębokości wołam do Ciebie, Panie. Być może istnieje jakieś doświadczenie, które nas trapi i chce sprowadzić głębiej. Pan pragnie przez nie głębiej nas zatrzymać.
O czym Pan dziś do nas mówi? – Słyszeliście, że powiedziano przodkom: "Nie zabijaj". Znacie tradycyjną interpretację tego przykazania. Nie będziesz dopuszczał się morderstwa – tak brzmi dokładne tłumaczenie. To jest oczywiście prawda. Przykazanie to – wypowiedziane przez Chrystusa w formie bezosobowej: powiedziano, ze względu na szacunek do imienia Jahwe – przekazał Bóg ludowi przez Mojżesza. Znamy jego interpretację: nie morduj.
(...) a kto by się dopuścił zabójstwa – świadomego morderstwa – podlega sądowi. A Ja wam powiadam: – mówi Chrystus, nowy Mojżesz – Każdy, kto się gniewa na swego brata, podlega sądowi. A kto by rzekł swemu bratu "Raka" – to znaczy, kto by się wyśmiewał z jego nieudolności umysłowej – podlega Wysokiej Radzie. A kto by mu rzekł "Bezbożniku" – to znaczy, traktowałby go jak kogoś, na kogo Bóg nie ma wpływu – podlega karze piekła ognistego.
Oczywiście pierwszy odruch serca, jaki może się pojawić, to poczucie przesady. Kto tak głęboko wchodzi w przykazania? Nie zabijaj, to nie zabijaj. Po co się rozdrabniać? Po co schodzić głębiej?...
Chrystus ma odpowiedź na pytanie, po co wchodzić głębiej. – Bo głębiej wszystko się zaczyna. Bo to, co na zewnątrz, odzwierciedla wnętrze. Bo to, w jaki sposób reagujemy na świat, jest wizytówką naszej duszy. A jeżeli ma się coś zmienić, to nie to, co na zewnątrz, nie to, że nauczymy się przez tydzień być życzliwi dla siebie, przez Wielki Post nie jeść słodyczy, nie kląć, nie gniewać się, nie wszczynać bójek. Chodzi o uzdrowienie wnętrza, przemianę głębi serca, bo stamtąd się wszystko zaczyna.
Jezus sygnalizuje tylko kilka rzeczy naprowadzających na głębię.
Nie trzeba mieć noża, żeby kogoś zabić – wystarczy język. Tego doświadczamy. Można kogoś dobić słowem, skopać go. Nie trzeba mieć bejsbola w ręku, żeby komuś przyłożyć. Nie potrzebujemy łańcuchów ani tasaka, żeby kogoś pokroić. Wystarczy słowo. Ono ma taką moc...
Przekleństwa czy wyzwiska, podane przez Chrystusa, są oczywiście tylko przykładowe. Są ilustracją wnętrza serca. Tam się wszystko zaczyna. To, co Chrystus czyni dalej, jest krokiem jeszcze głębiej.
Jeśli więc przyniesiesz dar swój przed ołtarz i tam wspomnisz, że brat twój ma coś przeciw tobie, zostaw tam dar swój przed ołtarzem, a najpierw idź i pojednaj się z bratem swoim. Potem przyjdź i ofiaruj dar swój.
To jest dopiero przesada, według powierzchownej oceny naszego serca. Zgadzamy się z tym, jeżeli jest mowa o ludziach, którzy się pokłócili. Jeśli mówi się o nas, serce się buntuje: Ja się mam odezwać do kogoś, kto ma coś przeciw mnie, kiedy jestem niewinny? Ja mam się zająć taką relacją? Nie, to jest chore. To już przesada. Tu już jest galop. Za daleko...
Chrystus mówi dokładnie to, co my chrzcimy mianem przesady, w co nie chcemy wejść. – Nie, nie, bez przesady. Aż tak się nie będę wczuwał... – Tutaj Jezus dotyka tego, co w nas siedzi. Bo słowa Chrystusa przenikają nasze najgłębsze pragnienia, które trzeba oczyścić.
Na początku Pan mówił: Nie pragnę twojej śmierci, nie chcę cię skrzywdzić, kiedy ci to mówię. Pragnę twojego życia. Dlatego ci to mówię, dlatego apeluję do twojej głębi. Mam prawo to czynić, bo cię głęboko kocham i chcę tam także dotrzeć ze swoją miłością. Mam prawo do tej głębi. Głębia głębię przyzywa hukiem wodospadów.
Jest to bardzo trudne, bardzo radykalne, niezwykle mocne słowo. Ale to przecież Jego słowo – nie zostało napisane w ostatniej chwili. To jest słowo przemodlone. Ja wam powiadam – mówi Chrystus – to jest słowo nasączone działaniem życiodajnego Ducha.
Gdy czytałem tę Ewangelię, zaraz przemaszerował mi przed oczami cały pochód moich kolegów, z którymi w tej relacji szybko się odnalazłem. Dobrze by było, gdyby pojawił się przynajmniej jeden człowiek dla zilustrowania nam tej Ewangelii, bo Ewangelia czyta, co się dzieje w naszym życiu.
Dobrze, żeby się pojawił choć jeden człowiek. Nie chcę twojej śmierci – mówi Pan, kiedy wywołuje z twojej pamięci tego człowieka. Nie chcę twojej śmierci. Chcę twojego życia. Chcę twojej głębszej relacji ze Mną – mówi Pan.
To jest słowo na dziś dla Kościoła, dla każdego z nas. To jest słowo do życia.
Oczywiście nasze kalkulacje potrafią świetnie ominąć przesłanie Bożego słowa, liznąć tylko jego część. – Próbowałem, nic z tego nie wyszło. Tysiąc razy coś robiłem – na próżno...
Czy Chrystus jest sadystą, który mówi: Daj się zarżnąć, kiedy wcześniej powiedział: Nie będziesz zabijał? – Nie. Ale przez to nasze ślizganie się, przez nasze swojskie tłumaczenia słów – brzmiących bardzo wyraźnie i jednoznacznych – zamykamy sobie działanie królestwa Bożego. Mało tego: jeżeli nie przyjmujemy tej prawdy, czynimy bezowocną, bezskuteczną naszą modlitwę. Klepiemy paciory. Odsiedzimy Eucharystię. I niewiele się zmieni – nic się nie zmieni. A jeżeli się zmieni, to na gorsze...
Na tego, kto ma coś przeciwko nam, mamy patrzeć jak na osobę, o którą trzeba się zatroszczyć – Jeżeli coś źle powiedziałem, udowodnij, co było złego, a jeżeli dobrze, dlaczego mnie tak traktujesz? Jeśli to nie działa – Jezus czyni swoją twarz jak głaz i modli się: Przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią. Modli się i tym trzyma zdrową relację z osobą, która ma coś przeciwko Niemu.
Zapytajmy zatem: Pojawiła się jakaś osoba? – Nie będę się chwalił, ale mam ich już kilka w swojej myśl. : )
Co się najczęściej w nas pojawia: zgryźliwość i rozpamiętywanie? Chęć odwetu, wykazania, że ja mam rację – bo mogę mieć rację, że niewinnie zostałem uderzony w policzek, niewinnie potraktowano mnie obojętnością, zazdrością? Mogę mieć rację. Ale co z mojej racji wynika? Paw we mnie rośnie? Superpoczucie chrześcijanki, chrześcijanina? Co zrobię z moją racją? Mam rację, wyciągnąłem rękę...
Ale czy wyciągam słowa modlitwy, żeby być w zdrowej relacji?
Czy proszę Pana o pomoc w trudnej relacji z innym człowiekiem, czy raczej częściej zajmuję się jątrzeniem, dolewaniem oliwy do ognia i patrzeniem jak się pali? – Nie tylko mnie pali, jego też... Kiedy nie modlimy się za osobę, która ma coś przeciwko nam, czynimy każdą modlitwę bezowocną.
Ale Pan dziś pojechał... Zjechał głębiej, bo chce, żebyśmy z głębokości wołali do Niego. Żebyśmy nie pozorowali chrześcijaństwa i nie wypisywali sobie zwolnienia ze słuchania słowa Bożego.
Jeszcze raz, z całą mocą powtórzmy: Pan pyta – Czy ma mi zależeć na twojej śmierci, że ci to mówię? Czy chcę cię skrzywdzić, ośmieszyć, skompromitować? Nie. Zależy mi raczej na tym, żebyś się nawrócił i żył, byś spojrzał na raniącego cię, jako na kogoś, kto potrzebuje twojej modlitwy, ale nie powie ci wprost: „Pomódl się za mnie”, tylko ci dokucza. Czy zauważasz, że to cię wyzwala, a trwanie przy swojej wersji zniewala? Dostrzegasz głębię słów?
Kiedy trwamy przy swojej wersji i rzeczywiście nie chcemy wejść w głębię tego, do czego zaprasza nas Pan, zachowujemy się identycznie jak lud słuchający proroctwa Ezechiela: "Sposób postępowania Pana nie jest słuszny". Nie mówimy Panu wprost, że źle nas traktuje, kiedy wzywa nas do takiej głębi. Mówimy to, ślizgając się po powierzchni Ewangelii, nie wchodząc w jej głębię.
Czy mój sposób postępowania jest niesłuszny – pyta Pan – czy raczej wasze postępowanie jest przewrotne, nastawione na dobre samopoczucie na Eucharystii, na modlitwie, na wynoszenie dobrego imienia ze spotkań z ludźmi i odgrywanie jakiejś pozy wobec innych?
Pan mówi do nas z ogromnej miłości. Nie chce naszej śmierci. Nie chce, żebyśmy potraktowali to słowo jako scenę, którą nam robi, abyśmy usłyszeli wyzwiska skierowane pod naszym adresem i doznali ośmieszenia wszystkich dotychczasowych form spotkania z Nim. – Te wasze spowiedzi nadają się do wyrzucenia na śmietnik. Wszystkie wasze modlitwy nic nie znaczyły... – Nie! Pan tego nie mówi!
Czy ma mi zależeć na śmierci? Czy ma mi zależeć na tym, żeby wyrzucić was na śmietnik? – Nie! Raczej pragnę, żebyś się nawrócił i żył. Żebyś pozwolił penetrować cię głęboko słowu – nie twoim interpretacjom. Słowu, które czyta w twoimi sercu to, co się dzieje, co się w nim dokonuje.
Pogódź się ze swoim przeciwnikiem szybko, dopóki jesteś z nim w drodze. Nie odwlekaj tego na lepsze samopoczucie. Pogódź się z nim. Zacznij od modlitwy za niego, od przemodlenia osób pukających do twojego umysłu i serca we wspomnieniach. Módl się za te osoby. Wołaj nad nimi Ducha. Przyzywaj Ducha Świętego, który pomoże ci dostrzec, że zostały one nabyte Krwią Jezusa, że to także twoi bracia i siostry.
Jeśli wasza sprawiedliwość, spojrzenie na życie, nie będzie większa niż uczonych w Piśmie i faryzeuszów, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego – mówi Pan.
Pogódź się ze swoim przeciwnikiem szybko, dopóki jesteś z nim w drodze, by cię przeciwnik nie podał sędziemu, a sędzia dozorcy, i aby nie wtrącono cię do więzienia.
Kochane siostry i bracia, słowo jest skierowane do nas wszystkich. Sami wtrącamy się do więzieni, jeżeli nie pozwalamy, żeby słowo głębiej nas penetrowało, jeżeli ślizgamy się po powierzchni tej Ewangelii. A ponieważ nie chcemy przyznać się, że to jest więzienie, nazwaliśmy je domem. Nieźle nam tu... Nawet okno sobie wymalowaliśmy i kwiatki postawiliśmy. Zmieniamy firanki... Obiad sobie gotujemy w tym więzieniu...
Pan chce, aby słowo skierowane do nas wyzwalało i wyprowadzało nas ku wolności. Dlatego tak głęboko do nas mówi.
Zaprawdę powiadam ci: nie wyjdziesz stamtąd, aż zwrócisz ostatni grosz. Zwróć ostatni grosz. Zwróć dług modlitwy za tego, kto cię zranił, za tego, kto ma coś przeciwko tobie. Pomódl się dzisiaj szczerzej – Nie lubię tego słowa, bo co to za modlitwa, która jest nieszczera... Jeśli mam mówić nieszczerze, to lepiej w ogóle nie mówić... – Pomódl się dziś intensywniej za tych, którzy zapukali do ciebie, kiedy słyszałeś to słowo. Nie udawaj, że nie przyszli. Nie wymyślaj, że to do sąsiada. Nie, to do mnie przyszli w słowie, które głosi Pan.
Gdy grzechy wspomnisz, któż się z nas ostoi? Panie, kto z nas zostałby tutaj, gdybyś wypomniał nam wszystkie grzechy?
Z głębokości wołam do Ciebie, Panie, Panie, wysłuchaj głosu mego. Nachyl Twe ucho na głos mojego błagania. Z głębokości wołam – z głębokości relacji do siebie samego. Ile rzeczy mamy przeciwko sobie. Ile sobie nie wybaczaliśmy. Jak nie chcemy siebie wypuścić z więzienia: siedź tam, nie należy ci się uśmiech, radość, siła Boga! Z głębokości, z więzienia, w które wchodzę, w które wtrąciłem siebie i innych, wołam do Ciebie, Panie.
Jeśli zachowasz pamięć o grzechach, Panie, Panie, któż się ostoi? Ale Ty udzielasz przebaczenia, aby Ci służono z bojaźnią.
Dlatego pokładam nadzieję w Panu, dusza moja pokłada nadzieję w Jego słowie, że nie chce mojej śmierci, gdy tak głęboko mnie penetruje.
(...) dusza moja oczekuje Pana. Bardziej niż strażnicy poranka – niż ci, którzy chcieliby iść już do domu – żeby skończyła się służba – i patrzą, żeby wreszcie wybiła ta godzina, ostatnia minuta pracy w piątek :).
U Pana jest bowiem łaska, u Niego obfite odkupienie. Pan chce, żebyśmy na Niego czekali – czekali na wyzwolenie i wyprowadzenie nas z naszego więzienia.
Panie Jezu, Twój zasiew słowa służy naszemu życiu. Wiemy, że masz mnóstwo sposobów, aby dotrzeć do głębokości naszego serca. Pomóż nam przyjąć to słowo. Spraw, aby jak ziarno zgniło w nas, mocno nas wewnętrznie przemieniało i aby wydało obfity plon.
Twoje pomysły, Panie, są zawsze trafione. Wiemy i doświadczamy, że jeżeli stawiamy opór Twojemu słowu, Ty wybierasz doświadczenia, przez które ciśniesz nas swoją miłością, przez które zbliżasz się do nas jeszcze intensywniej.
Jeżeli, Panie, uznasz za stosowne, że jeszcze potrzebne jest jakieś doświadczenie, żeby pękły kraty więzienia i żebym wyszedł na wolność, daj mi siłę, i pozwól słyszeć Twoje słowo: Nie chcę twojej śmierci, lecz abyś się nawrócił i miał życie. Potrzebujesz mojego życia, które oddałem na krzyżu za cenę śmierci twojego grzechu, który z ciebie wyjdzie.
Dziękujemy Ci, Panie Jezu, że jesteś bardzo konkretny i głęboki w swoim przekazie.
Pozdrawiam w Panu –
ks. Leszek Starczewski