By objawić Miłość
J 13, 1-15
Jezus, świadom swojej misji, do końca przepełniony jest miłością Ojca. Nieustannie chce udzielać jej uczniom. Pragnie napełnić ich swoją miłością. Każde słowo, każde wydarzenie, uzdrowienie, wskrzeszenie, było objawieniem potęgi miłości, w jakiej On trwa z Ojcem. Jezus chce, aby Jego uczniowie nabrali tej miłości jak najwięcej – sercem i umysłem – bo to przecież oni mają ją przekazywać, głosić i objawiać światu.
Razem z Chrystusem wkroczyliśmy w Triduum Paschalne – najważniejsze dni roku liturgicznego.
Jezus, pełen świadomości tego, co ma się wydarzyć, jest zjednoczony z Ojcem. W tę jedność chce wprowadzić apostołów. Dlatego gromadzi ich na Ostatniej Wieczerzy – na uczcie paschalnej – by tę bliskość, której sam doświadcza, objawiać swoim uczniom.
Wie doskonale, że to, co zrobi, w jaki sposób potraktuje ich w czasie paschalnej wieczerzy, w tym momencie nie zostanie przez nich zrozumiane, będzie bardzo trudną lekcją. Ale w świetle wydarzeń stanowiących centrum Jego misji, czyli zwycięstwa nad śmiercią, to, co robi w czasie Ostatniej Wieczerzy, nabierze sensu, uzyska swoją pełnię.
Przed Świętem Paschy, Jezus widząc, że nadeszła Jego godzina przejścia z tego świata do Ojca, umiłowawszy swoich na świecie, do końca ich umiłował.
Jezus, świadom swojej misji, do końca przepełniony jest miłością Ojca. Nieustannie chce udzielać jej uczniom. Pragnie napełnić ich swoją miłością. Każde słowo, każde wydarzenie, uzdrowienie, wskrzeszenie, było objawieniem potęgi miłości, w jakiej On trwa z Ojcem. Jezus chce, aby Jego uczniowie nabrali tej miłości jak najwięcej – sercem i umysłem – bo to przecież oni mają ją przekazywać, głosić i objawiać światu.
Święty Jan pomija w swojej Ewangelii opis ustanowienia Eucharystii. W relacji, której słuchamy w Wielki Czwartek, nie ma bezpośredniego opisu Jezusa biorącego chleb i łamiącego go. Wcześniej oczywiście Chrystus odmawia modlitwę, jak każdy gospodarz Wigilii Paschalnej. Później rozdaje chleb uczniom, mówiąc: To jest moje ciało. Następnie bierze kielich. Tych elementów w Ewangelii Jana nie znajdziemy.
Bardzo ciekawe jest to, że Jan ich nie umieszcza. Niektórzy komentatorzy zauważają, że Jan pisząc Ewangelię – a wiemy, że pisał ją z perspektywy wielu lat, oczywiście w mocy Ducha Świętego i w świetle refleksji związanej z obserwacją wspólnoty, tego, co się dzieje w pierwotnym Kościele – celowo zaakcentował inny moment z Ostatniej Wieczerzy.
W czasie wieczerzy, gdy diabeł już nakłonił serce Judasza Iskarioty, syna Szymona, aby Go wydać, Jezus wiedząc, że Ojciec dał Mu wszystko w ręce oraz że od Boga wyszedł i do Boga idzie, wstał od wieczerzy i złożył szaty. A wziąwszy prześcieradło, nim się przepasał. Potem nalał wody do miednicy. I zaczął umywać uczniom nogi i ocierać prześcieradłem, którym był przepasany.
Gest Jezusa, niezwykle pokorny, wymowny, przekłada na konkrety całe Jego nauczanie, całą misję. Przekłada na bardzo praktyczne ujęcie to, co można by było wysnuć z kazań, z homilii, z Jezusowej „teorii”.
Jan, przyglądając się pierwotnej wspólnocie, najprawdopodobniej dostrzegał niebezpieczeństwo, które jej groziło. Ono grozi nam i dziś. Często mu ulegamy. Chodzi o zatrzymanie się tylko na obrzędowości, na zewnętrznych rytuałach, bez dostrzegania tego, co się dzieje głębiej.
Jakie są te zewnętrzne rytuały? – Na przykład gest podniesienia w czasie Eucharystii, czyli ukazania Świętych Postaci. Jest to gest szacunku do nich. One oczywiście wymagają najwyższego poszanowania. Ale Eucharystia nie jest dla Eucharystii, nie jest sama dla siebie. Eucharystia ma przekładać się na konkrety, na budowanie Kościoła, wspólnoty, relacji przyjaźni, miłości z innymi ludźmi. Eucharystia bez takiego odniesienia staje się rytuałem, obrzędem.
Dlatego właśnie Jan w swojej Ewangelii umieszcza – mówimy to z wielkim prawdopodobieństwem – motyw Eucharystii w praktyce.
Jezus, Pan i Nauczyciel – jak sam za chwilę będzie tłumaczył – umywa nogi swoich uczniom. Mówi: Wy Mnie nazywacie "Nauczycielem" i "Panem" i dobrze mówicie, bo nim jestem. Jeżeli więc Ja, Pan i Nauczyciel, umyłem wam nogi, to i wyście powinni sobie nawzajem umywać nogi. Dałem wam bowiem przykład, abyście i wy tak czynili, jak Ja wam uczyniłem.
Chrystusowe wezwanie skierowane jest do nas, którzy dziś dziękujemy Mu za ustanowienie Eucharystii. Wezwanie to jest bardzo praktyczne i przekłada się na konkretne relacje z ludźmi.
Mamy świętować obecność Pana w sposób sakramentalny, ale nasze świętowanie będzie puste i nic nieznaczące, jeśli nie przełoży się na odniesienie do osób, z którymi jesteśmy na co dzień. Będzie pozbawione mocy Ducha Świętego.
Jezus, który daje przykazanie miłości, będzie rozpoznawalny w świecie tylko przez miłość. Tylko miłość ofiarna, otwarta na każdego człowieka, również i na Judasza, który w czasie Ostatniej Wieczerzy miał myte nogi, może ukazać Boga – i ukaże Boga. Ukaże Go jako Kogoś, kto potrafi pokonać zdradę, opuszczenie przez swoich uczniów, przejść Drogę Krzyżową, zwyciężyć śmierć, objawić moc od niej większą – ukazać siłę życia w miłości.
Prośmy zatem Pana, aby napełniał nas wiarą w miłość, która potrafi przemieniać i nasze serca. Prośmy, abyśmy przystępowali do konkretnych działań. Bo tylko wówczas uaktywnia się w nas Duch Święty, kiedy próbujemy podejmować – choćby najmniejszymi gestami służby – objawienie miłości, której doświadczamy od samego Pana. Dziękując Mu za dar Eucharystii i kapłaństwa, prośmy, aby ci, których On wybrał – słudzy, jakimi są apostołowie i ich następcy, prezbiterzy, czyli kapłani – byli w swoich zachowaniach objawieniem miłości samego Boga. Aby wiedzieli, kto przez nich ma służyć i kto przez nich służy.
Na koniec sytuacja z mojego pierwszego spotkania, jakie miało miejsce po święceniach i nominacji na pierwszą parafię. Pojechałem do księdza proboszcza. Byłem bardzo zmieszany, wystraszony, jak to młody, początkujący człowiek w kapłaństwie. Wszedłem na plebanię. Widzę, że ksiądz proboszcz siedzi w ganku i trzyma w ręku Pismo Święte z podkreślonymi fragmentami, które rzucały się jako pierwsze w oczy. Powiedziałem, że zostałem przysłany przez księdza biskupa i nie ukrywam, że bardzo to przeżywam, odczuwam swoisty dreszcz emocji. Ksiądz proboszcz spojrzał na mnie swoim bardzo przenikliwym i spokojnym wzrokiem i powiedział za Janem Pawłem II: Jeżeli ktoś podchodzi do swoich zadań, obowiązków z drżeniem, ze swoistym stresem, to znaczy, że chce je odpowiedzialnie podjąć. Potem wstał i dodał: A teraz, księże, chodźmy. Przedstawię księdza Gospodarzowi tej parafii. Wziąwszy klucze od kościoła, poszliśmy do niego, klęknęliśmy przed ołtarzem i pomodliliśmy się chwilę.
Ta prawda i start w pracy duszpasterskiej, w kapłaństwie, uświadamia mi, kto tak naprawdę stoi za powołaniem każdego człowieka, a szczególnie za powołaniem do posługi kapłańskiej, kto jest Gospodarzem mojego powołania, kto chce przeze mnie działać i objawiać się światu.
Dzisiaj – w Wielki Czwartek – gdy cieszę się z powołania do posługi kapłańskiej, drżenie i bojaźń mnie nie opuszczają, szczególnie wówczas, kiedy trzeba głosić słowo, wziąć odpowiedzialność za przekaz, za Dobre Słowo, za Eucharystię. Niewątpliwie ten element drżenia i bojaźni jest potrzebny. Ale konieczna też jest modlitwa Kościoła, modlitwa wiernych, szczególnie świeckich, z których ksiądz jest wzięty i dla których został ustanowiony – jak mówi autor Listu do Hebrajczyków – aby nie przeszło święte drżenie i święta bojaźń. Aby nie ulotniła się świadomość odpowiedzialności za powierzony lud, za osoby, głoszone słowo, sprawowanie Eucharystii, która została złożona w serce każdego księdza.
Dlatego dziękując za dotychczasowe modlitwy, uprzejmie proszę, aby nie przestawać modlić się za żadnego z księży, za żadnego z biskupów. Szczególnie zaś mamy ich wspierać w momentach, kiedy okaże się, że tej odpowiedzialności zabrakło. Mało tego, kiedy nastąpi moment bardzo tragicznych upadków, które są wpisane w naturę każdego człowieka – w naturę księdza także.
Pozdrawiam w Panu –
ks. Leszek Starczewski